Muzyka

Punkowa feministka z misją

Napisał do mnie kiedyś chłopak, który był na naszym koncercie na Offie. Weszłam na jego profil i zobaczyłam zdjęcie profilowe z hasłem „Polska Walcząca”. Napisał mi, że nie podoba mu się tekst: „Dziś idę walczyć, mamo. I zabiję tę Polskę w tobie”. Nie spodobało mu się, że chcę w kimś zabić Polskę. Musiałam mu wytłumaczyć, że tak naprawdę jestem patriotką – z Siksą rozmawia Wiktoria Bieliaszyn.

Wiktoria Bieliaszyn: „Siksa”. To się raczej wszystkim źle się kojarzy.

Siksa: To prawda. Decydując się na tę nazwę, chciałam jednocześnie to słowo w jakiś sposób odzyskać i odczarować. Większość ludzi określiłaby w ten sposób te wszystkie pyskate podlotki z podwórka, takie trochę głupiutkie dziewczyny, które za wszelką cenę chciałyby już być dorosłe i wydaje się im, że jeśli będą palić papierosy i przeklinać, to wszyscy będą je poważnie traktować.

Punkowe lesbijki z Brixton, o których prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście

Ja chciałam, żeby ta moja siksa była inna. Żeby była mną. Moja siksa na pewno nie jest głupia, ale ma pewne cechy wspólne z innymi siksami: przeklina, później dorasta i zaczyna poruszać inne tematy, choć wciąż oscyluje wokół tego samego problemu. Na początku dużo mówi o rodzicach, których trochę nie lubi, z którymi ciągle ma jakiś problem, później dojrzewa i dotyka historii niezwykle ważnych i bolesnych, o których zawsze chciałam opowiedzieć. Na przykład jak Siksa mówi o gwałcie w związku, to już nie taka z niej siksa albo właśnie siksa totalnie. Dużo osób z Indonezji lubi nasz fanpage, bo tam „siksa” oznacza torturę i jest to jakieś rytualno-religijne coś, czego nie pojmuję swoim siksowym móżdżkiem. Siksa to tortura? Trochę.

Siksa. Fot. Jakub Szafrański
SIKSA to infantylny i aspołeczny koszmar ze scen punkowych, teatralnych i literackich. Być może koncert, być może monodram. Pyskata literatura krzyczana do wulgarnych pochodów basowych, wypluwana tu i teraz przez nie-aktorkę i nie-muzyka. Fot. Jakub Szafrański

W swoich tekstach dotykasz tematów ważnych i bolesnych.

Tak, od dłuższego czasu nie ukrywam, że Siksa jest dla mnie formą terapii. Dzięki niej udało mi się przepracować wiele problemów, z którymi nie mogłam sobie wcześniej poradzić. Kiedy już się z czymś uporam, powiedzmy – po kilku performensach, bo Siksa to tak naprawdę ciągły performens i praca, przechodzę do kolejnego tematu. Ten przepracowany i wykrzyczany zamykam. Pozostawiam go za sobą. Ten moment przychodzi wtedy, kiedy z Burim czujemy się już z daną historią „dobrze”, jest nam na scenie wygodnie. To nie tak ma być. Na początku każdego setu odczuwamy ogromny dyskomfort, każdy występ to dla nas walka. Kiedy napięcie mija, przechodzimy do czegoś innego. Często do czegoś jeszcze trudniejszego, bo do pewnych tematów muszę dojrzeć. Nie wszystko przychodzi od razu. Na początku mówiłam o przemocy słownej, o wulgarnym, przedmiotowym traktowaniu kobiecego ciała. O seksizmie. O gwałcie mogłam powiedzieć dopiero po czasie.

Siksa dorasta. Zmienia się. Pewnego dnia dojrzeje i się skończy. Zdaję sobie z tego sprawę. Jednocześnie jednak wiem, że tworzyć będę do końca życia.

Jesteś też znana pod pseudonimem Alex Freiheit. Co się za nim kryje?

Zależy mi, żeby ten pseudonim traktowano jako moje imię i nazwisko. Przyjęcie go wiąże się z przemianą, jaka zaszła w moim życiu. Kilka lat temu pojechałam do Turcji. To było jeszcze przed protestami kobiet, które miały później miejsce w Polsce. Wszystkim przedstawiałam się jako Alex, bo Aleksandra była dla tubylców niemożliwa do wymówienia. A Freiheit? Poczułam się tam prawdziwie wolna, co może dziwić, bo Turcja jest krajem znanym ze swoich opresyjnych działań. Zwłaszcza wobec kobiet.

Balcer: Erdoğana od władzy „odpiłować” może już chyba tylko śmierć. Albo rewolucja

Trafiłam tam do środowiska, dla którego protest był naturalną formą wyrażenia sprzeciwu. Protestowaliśmy co tydzień. W różnych sprawach. Dotyczyły oczywiście Turcji, ale poruszane problemy były na tyle uniwersalne, że od razu można było się wczuć w sytuację. I chociaż w Turcji wszedł nawet w życie przepis zezwalający na zabicie protestujących, to właśnie tam poczułam się wolna. A poza tym jest to też nawiązanie do pseudonimów artystycznych gwiazd porno: jest Alexis Texas, ale nie ma chyba Alex Freiheit. Zawsze jest jakieś charakterystyczne lub kosmiczne imię, zestawione ze słowem, dzięki któremu całość brzmi trochę zbyt pretensjonalnie, ale od razu nasuwa jakieś skojarzenie – niech ja się kojarzę sobie samej z wolnością w tym pornoświecie.

Gwałt i przemoc. Wiele osób nie jest w stanie o nich mówić. Jak się czułaś przed setem, który właśnie te tematy porusza?

Bałam się. Baliśmy się. Czuliśmy z Burim, że mamy w ręku narzędzie. Taki ciężki kamień, który rzucamy w tłum. Już sam proces tworzenia był dla nas trudny. Napisałam coś, zaczęliśmy próby i autentycznie się przestraszyłam. Później graliśmy w Goleniowie i nie wiedziałam, czy dam radę udźwignąć ciężar kolejnych występów. Bardzo się w tym secie otworzyłam i zauważyłam, że wiele osób z podobnymi doświadczeniami również się otwiera pod wpływem tego, co usłyszały.

Jakie były reakcje ludzi?

Rozmawiałam z nimi po koncercie. Opowiadali mi swoje historie. Miałam wrażenie, że coś w nich pęka. Że zaczynają mówić o tym, co w środku ich bardzo boli. Reakcje wielu były tak emocjonalne, że zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie przesadziłam. Czy nie obciążam ich za mocno, czy o tych sprawach rzeczywiście powinno się mówić. Teraz wiem, że nie przesadziłam. Że o takich sprawach trzeba mówić na głos.

Mam też swoje wątpliwości: nigdy nie wiesz, czy robisz coś dobrze. A jak wiesz, to tego nie rób, bo to pewnie nie jest do końca dobre także dla innych – wiesz, o co chodzi? Kiedyś na pewno spróbuję inaczej, ale ja dopiero zaczęłam tworzyć swój świat, więc póki co się rozkręcam.

Pojawiły się jakieś głosy krytyczne?

Tak. Ale szczerze mówiąc, nie rusza mnie już krytyka. Od tzw. kawiorowej lewicy usłyszałam, że to, co mówię, jest takie oczywiste. Takie zrozumiałe. Tak bardzo wszystkim znane, że w ogóle po co o tym mówić, skoro wszędzie się o tym pisze. Wszędzie się o tym mówi. Że to taka publicystyka. W Warszawie mamy kontakt z takimi krytykami, którzy przychodzą na nasz występ i tak po prostu tylko patrzą i oceniają. Nieważne jest dla nich, jak bardzo to działa na ludzi. Jak emocjonalnie reagują. Ludzie czasami nie chcą do siebie dopuścić tego, co robi Siksa – i okej, widocznie tego nie potrzebują. Wystarczy tylko troszkę empatii, żeby zobaczyć, że mi i kilku osobom to jednak pomaga.

Byłam na twoim występie w Warszawie i muszę przyznać, że nic wcześniej mnie tak nie poruszyło. Stojąc przed sceną, miałam wrażenie, że krzyczysz o mnie i do mnie. W pewnym momencie, już pod koniec, kierujesz w tłum słowa: „Wszyscy jesteście siksami”. Większość żywo wtedy reaguje. Niestety, za drzwiami klubu zderzyłam się z przykrą rzeczywistością. Mężczyzna, który również był na koncercie, zachował się wobec mnie przemocowo, próbował obłapiać. Zastanawiam się więc, do jakiej grupy ludzi twój przekaz dociera. Kto rozumie, jak ważne jest to, co starasz się wyjaśnić? I jakim cudem znajdują się ludzie, którzy mimo tego, co przed chwilą usłyszeli, są w stanie zdobyć się na takie zachowanie?

Słyszałam o tej sytuacji. Jest mi okropnie przykro, że coś takiego miało miejsce. Też się cały czas zastanawiam, jak ktoś, kto chwilę wcześniej słuchał laski krzyczącej ze sceny o tym, co ją spotkało w życiu, o tych wszystkich okropnościach, traumach i bólach, jest w stanie zdobyć się na coś takiego. Myślę, że to jest zwykłe okrucieństwo. Nie wiem nawet, jak to nazwać. Tak postąpić może człowiek całkowicie wyzbyty jakiejkolwiek empatii i czułości. Żeby zrozumieć Siksę, trzeba mieć w sobie czułość dla innych ludzi i empatię. Nie trzeba żadnych innych narzędzi.

Focie: Piotr NowakHalo Katowice było wyśmienicie. W sensie tak mówi SIKSA. My jednak wiemy, że ona bardzo ten koncert…

Opublikowany przez SIKSA na 14 grudnia 2017

Kto właściwie podchodzi do ciebie po występach? Jakie to są osoby i co mówią?

Od mężczyzn w średnim wieku, którzy wracają później na nasz koncert ze swoimi córkami, często słyszę, że dopiero dzięki mojemu występowi coś sobie uświadomili, coś zrozumieli. To jest dla mnie niesamowite. Chciałabym, żeby każdy ojciec poszedł na koncert takiej siksy i żeby sobie wtedy pomyślał: „Kurczę, ja też mam córkę. Zrobię wszystko, żeby ona nie miała kiedyś tak jak ta dziewczyna”. Niektórzy mężczyźni wręcz mi przysięgają, że zmienią swoje postępowanie. Albo zwierzają się, że nie byli dobrymi ojcami, ale że dzięki nam wiele rzeczy zrozumieli i postarają się wszystko naprawić. W Polsce, w naszej kulturze, relacja ojciec – córka jest trudna. Najczęściej pojawia się w niej dystans. Ojcowie myślą przede wszystkim o tym, jak córkę ochronić, ale nie starają się jej poznać. Oczywiście wynika to z obowiązujących ciągle wzorców patriarchalnych, które są bardzo silnie zakorzenione w naszej kulturze – chciałabym, by każdy miał okazję sobie to w życiu uświadomić, i po to są też nasze manifesty.

Patriarchalne wzorce kojarzą nam się przede wszystkim ze środowiskiem skrajnie konserwatywnym, którego zachowania obśmiewamy lub staramy się z nimi walczyć. Zauważyłam jednak, że w środowisku lewicowym również nie jest tak, jak by się tego chciało. Czołowi feminiści pozwalają sobie w kuluarach na seksistowskie teksty, bo wydaje im się, że jeśli na co dzień piszą na swoich fejsbukowych tablicach posty o obronie praw kobiet, to mogą w taki sposób „zażartować”. Co o tym myślisz?

Widzę często na moich występach przedstawicieli lewicy. Stoją w pierwszych rzędach, patrzą i pokazują mi, jak bardzo ich to wszystko nie rusza. W tym środowisku można spotkać wiele osób, którym się wydaje, że główną zaletą bycia tzw. lewakiem jest to, że nie tylko można, ale wręcz trzeba się buntować. Przeciw wszystkiemu i wszystkim. Oczywiście nie każdy taki jest. Ja sama w końcu chyba do tego środowiska w jakiś sposób należę. Przeszkadza mi tylko, że niektórzy się w tej swojej lewicowości tak bardzo wyluzowali, a do tego mają tak ogromny dystans do wszystkiego, tak wszystko trolują i ze wszystkiego „śmieszkują”, że będąc feministką ze środowiska lewicowego, możesz się poczuć, jakbyś miała ten przysłowiowy kij w dupie. To jest straszne. Takie żartowanie ze wszystkiego. Ciągłe toczenie beki. Lewica na tym bardzo traci, bo przez to wiele osób tak właśnie ją postrzega.

Ty też czasem balansujesz na granicy powagi.

Czasem ją przekraczam. Ale ja nie boję się być poważna i w sumie tym się zajmę w nowym secie. Nie chcę już ośmieszać jakiegoś romantycznie skonstruowanego narodu – chcę być jak najbardziej konkretna i dosłowna, by nikt nie miał problemu ze zrozumieniem, że to nie jest BEKA.

Dlaczego to właśnie przemysł filmowy i telewizyjny znalazł się w centrum akcji #metoo?

A jak jest z innymi odbiorcami, tymi, którym do lewicy daleko?

Napisał do mnie kiedyś chłopak, który był na naszym koncercie na Offie. Weszłam na jego profil i zobaczyłam zdjęcie profilowe z hasłem „Polska Walcząca”. Zdjęcie w tle też było jakimś bardzo narodowym hasłem. Napisał mi, że ogólnie mu się podobało. Co prawda z niektórymi rzeczami się nie zgadzał, ale ogólnie okej. Odpisałam mu, bo byłam ciekawa, z jakimi rzeczami się nie zgadza i jak to skomentuje. Wymieniliśmy kilka wiadomości. Wyjaśnił mi, że nie podoba mu się tekst: „Dziś idę walczyć, mamo. I zabiję tę Polskę w tobie”. Nie spodobało mu się, że chcę w kimś zabić Polskę. Musiałam mu wytłumaczyć, że tak naprawdę jestem patriotką, że nie chcę się zastosować do rad ludzi, którzy mi powtarzają, że jak mi się tu tak bardzo nie podoba, to mam wypierdalać. A ja właśnie nie chcę stąd wypierdalać.

Hańba: Nacjonalizm czy neofaszyzm nagle nie zniknie

Chcę żyć w Polsce, tylko że na innych warunkach, w zgodzie ze sobą. Nie wierzę we wspólną rewolucję – sama ją sobie zrób, w sobie. Nie wierzę w jedną wspólną zemstę – rozpraw się sam/sama ze swoim wrogiem. I wtedy wjeżdżasz na autostradę Freiheit, puszczasz Nas nie dagoniat i cały jesteś miłością, człowieku. To jest miękki terroryzm i miękka rewolucja – miłość.

Siksa. Fot. Jakub Szafrański
Siksa. Fot. Jakub Szafrański

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Wiktoria Bieliaszyn
Wiktoria Bieliaszyn
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”
Dziennikarka „Gazety Wyborczej”, specjalizuje się w Europie Wschodniej. Publikowała m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, OKO.press, Die Welt, La Repubblica i Meduzie.
Zamknij