Film

Plamy krwi w HD

Każdy Amerykanin i Amerykanka mogli zobaczyć w zaciszu swojego pokoju, jak kilka kul kończy życie „przywódcy wolnego świata”, prezydenta najpotężniejszego na świecie mocarstwa.

Po znakomitej trylogii o rządach Pinocheta w Chile reżyser Pablo Larraín nakręcił swój pierwszy amerykański film. W Jackie Chilijczyk przygląda się wydarzeniu równie ikonicznemu dla amerykańskiej historii (i mitologii politycznej) co zamach stanu generała Pinocheta dla chilijskiej – śmierci Kennedy’ego.

Zamach na Amerykę

Wokół Kennedy’ego, jego administracji, żony, zamachu powstały tony narracji we wszystkich możliwych mediach. Powstają wokół niej fantastyczne teorie spiskowe – czego najbardziej spektakularnym przykładem w kinie jest JFK Olivera Stone’a.

Kultura na różne sposoby próbuje oswoić to, co stało się z Kennedym, ciągle ponosząc porażkę. Don De Lillo w swojej powieści Libra przedstawia ciągnący się przez kilkaset stron, hiperrealistyczny portret zabójcy Kennedy’ego – tylko po to, by pokazać, że prześwietlony w najwyższej literackiej rozdzielczości każdy szczegół z życia Oswalda nie może ani wyjaśnić, ani ani nadać sensu wydarzeniom z Dallas.

Skąd ta obsesja Ameryki na punkcie Kennedy’ego? Po pierwsze powodem może być to, że jego śmierć dzieli lata 60. na dwie połowy. Kończy nadzieje na progresywną zmianę w Ameryce, wspólnie dokonywaną przez ruchy społeczne i przyjazną im władzę. Kennedy umiera w momencie bardzo „wygodnym” dla tworzenia mitu wokół swojej osoby. Przed masowym zaangażowaniem wojskowym Stanów w Wietnamie, przed szczytem eskalacji napięć rasowych, rozpętaniem politycznej przemocy, radykalizacją kampusów, zabójstwem pastora Kinga. Łatwo wspominać jego kadencję jako raj utracony. Choć Ameryka Kennedy’ego, sprzed przeprowadzonych dopiero przez Johnsona ustaw delegalizujących segregację rasową i gwarantujących prawa wyborcze czarnym, z pewnością rajem nie była.

Łatwo wspominać kadencję Kennedy’ego jako raj utracony.

Po drugie szok wywołała sama śmierć urzędującego prezydenta w zamachu. Kennedy nie był pierwszym urzędującym prezydentem zamordowanym w ten sposób: wcześniej byli Abraham Lincoln (1865), James Garfield (1881) i William McKinley (1901). Zabójstwo Kennedy’ego jako pierwsze pokazane zostało jednak przez telewizję. Każdy Amerykanin i Amerykanka mogli zobaczyć w zaciszu swojego pokoju, jak pada postrzelony prezydent. Jak kilka kul kończy życie „przywódcy wolnego świata”, prezydenta najpotężniejszego na świecie mocarstwa.

Telewizyjna prezydentura

I właśnie ten telewizyjny wątek mógł, jak sądzę, szczególnie zainteresować Larraína. Eksplorował go już przecież w ostatniej części swojej „pinochetowskiej trylogii” No! – gdzie pokazał, jak gładka, pozbawiona treści kampania wyborcza zmajstrowana przez bezideowych speców od marketingu pomogła wygrać referendum przeciw Pinochetowi i przywrócić demokrację liberalną w Chile.

Także prezydentura Kennedy’ego szczególnie silnie wydaje się powiązana z telewizją. Jego administracja była pierwszą, która zdała sobie sprawę z możliwości nowego medium i zaczęła używać go do budowania wizerunku głowy państwa.

Wyborcze debaty między Nixonem a Kennedym jako pierwsze w historii pokazane zostały w telewizji. Pierwsza z nich zdecydowanie pomogła Kennedy’emu w zwycięstwie.

O ile osoby słuchające jej w radiu w większości uważały, że debatę wygrał Nixon, to widzowie telewizyjni byli innego zdania. Młody, przystojny, opalony, pewny siebie senator z Massachusetts wypadł na małym ekranie znacznie lepiej niż zmęczony, mniej urodziwy, ciągle pocący się w telewizyjnym studio wiceprezydent. Demokracja weszła wtedy w erę telewizyjną, w której telegeniczność pretendentów do władzy staje się jedną z kluczowych kompetencji potrzebnych w demokratycznej grze.

Za bystra na pierwszą damę

W opowieści o Kennedych i telewizji Larraína interesuje jednak nie JFK, a jego żona Jackie. To ją film stawia w centrum narracji. Stawia jak najbardziej dosłownie. Jackie pojawia się w każdej scenie filmu. W większości filmowana jest en face, jej twarz patrzy prosto w kamerę. Plan ustawiony jest tak, że to wokół twarzy Jackie jak planety wokół Słońca krążą stojące na ogół  na pierwszym planie historyczne postaci: następca Kennedy’ego Johnson, brat prezydenta Bobby itd.

Główna akcja filmu ściśnięta jest w trakcie kilku tygodni po śmierci prezydenta, retrospekcje Jackie zabierają nas do okresu prezydentury JFK. Jego samego nie ma właściwie na ekranie. Jackie nie jest historią miłosną, w ogóle nie widzimy prywatnych relacji prezydenckiej pary, ich osobistych dramatów. Z informacji, jakie otrzymujemy na ekranie, wynika, że małżeństwo Kennedych w ostatnich latach jego trwania było raczej głównie pewnym politycznym układem. „Jackie polityczna” wydaje się Larraína interesować najbardziej.

Na ekranie widzimy kobietę, która jest zbyt bystra do – już wtedy pomału coraz bardziej anachronicznej – roli pierwszej damy, skrojonej pod wyobrażania kontraktu płci właściwego dla klas wyższych poprzedniego stulecia. Sama pani Kennedy przeczuwa to, ale nie ma jeszcze języka, który by pomógł  jej to sobie uświadomić i wyrazić.

Na ekranie widzimy kobietę zbyt bystrą do roli pierwszej damy.

Filmowa Jackie szuka dla siebie przestrzeni w Białym Domu u boku męża. Mianuje się kustoszką prezydenckiej rezydencji, walczy o odzyskanie artefaktów z jej historii, próbuje z niej zrobić centrum kulturalnego życia w dość prowincjonalnym pod względem kulturalnej oferty Waszyngtonie. We wszystkim tym niezwykle pomocna okazuje się telewizja. Jednym z głównych wątków retrospekcji Jackie jest odbywająca się na jej zaproszenie wizyta w Białym Domu telewizji: Pierwsza Dama prowadzi widzów przez kolejne pokoje, pokazuje zamknięte dla publiczności apartamenty, opowiada o tym, jak przywraca temu miejscu jego historię.

Matka mitu

Śmierć męża jest w filmie jednocześnie wielkim ciosem i szansą dla pani Kennedy. Gdy umiera jej mąż, Jackie zyskuje nagle nowy cel: walkę o ocalenie jego politycznego dziedzictwa. Z jednej strony widzimy dramat kobiety, która trzymała na kolanach rozwaloną przez kulę głowę męża z wyciekającym mózgiem; z drugiej polityczkę prowadzącą grę o pamięć Kennedy’ego – prezydenta. Świetna kreacja całkowicie zrastającej się z rolą Natalie Portman subtelnie oddaje wszystkie niuanse tej sytuacji.

Śmierć męża jest w filmie jednocześnie wielkim ciosem i szansą dla pani Kennedy.

Jackie zamartwia się, co zostanie z dziedzictwa prezydentury przerwanej przez zamach. Podobne zmartwienia ma brat JFK, Bobby: „Czy nie zostaniemy zapamiętani tylko jako piękni ludzie z telewizji” – pyta. W filmie widzimy jednak, że to właśnie tragiczna, przedwczesna śmierć Kennedy’ego pozwalała zaistnieć jego mitowi. A matką tego mitu – choć z pewnością niejedyną – jest właśnie Jackie.

Ona naciska na wielki funeralny spektakl pogrzebu Kennedy’ego, wymusza, by wzorowany był na pogrzebie Lincolna, z trumną owiniętą amerykańską flagą na ciągnionym przez konie powozie i delegacją przedstawicieli wszystkich niemal państw świata maszerujących w kondukcie przez Waszyngton.

Narracyjnym punktem wyjścia filmu Larraína jest wywiad, jakiego Jackie udziela tydzień po śmierci męża dziennikarzowi magazynu „Life”, Theodorowi H. White’owi. To za jego sprawą rodzi się mit Białego Domu Kennedy’ego, jako współczesnego Camelotu, z JFK jako królem Arturem i jego ministrami jako nowymi „rycerzami okrągłego stołu”, walczącymi bezinteresownie o lepszą Amerykę.

Plamy krwi w HD

Larraína nie interesuje specjalnie ani dekonstrukcja, ani utrwalanie tego mitu. Przygląda się raczej warunkom, w jakim ten mit mógł się zrodzić. Przede wszystkim tym wyznaczanym przez panujący w Stanach początku lat 60. medialny reżim, określany przez ówczesną formę telewizji.

Razem z operatorem Stéphanem Fontaine’em Larraín wskrzesza obraz telewizyjny z epoki. Widzimy Natalie Portman oprowadzającą widzów po Białym Domu sfotografowaną czarno-białą kamerą telewizyjną sprzed dekad. Jednocześnie współczesny obraz – z jego doskonałą rozdzielczością, przejrzystością, głębią ostrości – służy jako optyczne narzędzie pozwalające „lepiej zobaczyć” dawne, znane z niedoskonałych telewizyjnych relacji obrazy. Zaglądamy za kulisy realizacji budujących mit Kennedych telewizyjnych audycji. Plamy krwi męża na kostiumie pierwszej damy – z w nagraniach z epoki widoczne jako ziarniste cienie w czarno białym obrazie niskiej rozdzielczości – tu możemy dostrzec w pełnym kolorze i HD.

Telewizyjny obraz mitologizuje i jednocześnie banalizuje prezydenturę Kennedy’ego. Pozwala zaistnieć jego legendzie, a przy tym zawsze umieszcza ją niepokojąco blisko banału – prezydent staje się po prostu kolejną „ładną twarzą z ekranu”.

Demokracja z junk TV

Nie sposób też nie zapytać o emocje, jakie obsługuje ten film dziś, w erze kolejnego stworzonego przez telewizję prezydenta – Donalda Trumpa. Trump zaistniał przecież w świadomości milionów Amerykanów jako celebryta i gwiazda reality TV, zanim w ogóle zaczął polityczną karierę.

Na satyrycznej stronie z przeróbkami plakatów do tegorocznych oscarowych filmów (tak, by „mówiły prawdę” o reklamowanych tytułach) na plakacie do Jackie napisano tylko „pamiętacie, gdy polityka miała godność?”. W erze Trumpa nostalgia za konserwatywnym, sztywnym, ale faktycznie pełnym godności stylem uprawiania polityki w Ameryce Kennedy’ego z pewnością będzie wracać. Jeszcze przed premierą Jackie można było znaleźć w sieci wideo z Trumpem wmontowanym w historyczną debatę Kennedy’ego i Nixona. Na tle odnoszących się do siebie z szacunkiem kandydatów z roku 1960 obraźliwy, agresywny, a przy tym dziecinny styl prowadzenia debaty przez Trumpa i jego język na poziomie czytanki dla pierwszoklasistów wypadają faktycznie szczególnie żałośnie.

Z czego wynika ta różnica? Oglądając Jackie, ma się wrażenie, że odpowiedzi dostarczają też przemiany telewizji. Telewizja, dla której pani Kennedy oprowadza widzów po Białym Domu, jest z naszej współczesnej perspektywy drobnomieszczańska, konserwatywna, paternalistyczna. Ale jednocześnie próbuje wyrabiać w widzach pewne minimalne kulturowe aspiracje, stara się – nawet jeśli na powierzchownym poziomie – edukować.

Trump jest produktem zupełnie innej telewizji, to wytwór junk TV, rezygnującej z jakichkolwiek pretensji na rzecz taniej sensacji i kulturowego populizmu idącego w parze z tresurą do bezkrytycyzmu wobec relacji władzy. Na takim połączeniu opiera się przecież większość talent shows, w takiej formule utrzymane było też show Trumpa – w którym uczestnicy rywalizowali o pracę w jego firmie, bez cienia oporu poddając się Trumpowskiemu zarządzaniu często poza granicą mobbingu.

Jak widać, śmieciowa telewizja rodzi śmieciową demokrację.

Z teleturnieju do Gabinetu Owalnego

czytaj także

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij