Polska 2020 to odpowiednie miejsce do obejrzenia dwóch filmów Davida France’a, które wyświetlane są na tegorocznej edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity. „Jak przetrwać zarazę” opowiada o walce nowojorskiej organizacji ACT UP o skuteczne leki na AIDS, „Witamy w Czeczenii” – o działaczach Rosyjskiej Sieci LGBT, którzy pomagają nieheteronormatywnym Czeczenom w ucieczce z Rosji.
Polska 2020 to odpowiednie miejsce do obejrzenia dwóch filmów Davida France’a, które wyświetlane są na tegorocznej edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Nakręcone w 2012 roku Jak przetrwać zarazę (How to Survive a Plague), pierwszy film France’a, przyniósł mu sławę jako reżyserowi i wiele nagród, w tym prestiżową Peabody Award i nominację do Oscara. Wydarzenia pokazywane w Witamy w Czeczenii (Welcome to Chechnya), najnowszym filmie France’a, mogłyby być podstawą niezłego horroru-slashera. Niestety.
Są to historie działaczy organizacji walczących o prawa osób LGBT+. Są to też filmy – mówiąc wprost – o zinstytucjonalizowanej homofobii i jej śmiertelnych skutkach.
Jak przetrwać zarazę opowiada historię walki nowojorskiej organizacji ACT UP o skuteczne leki na AIDS. Sam France doskonale wiedział, o czym robił dokument. Epidemię AIDS w USA relacjonował jako dziennikarz niemal od samego początku, 1981 roku, z jej epicentrum na Wschodnim Wybrzeżu. W 1992 roku na AIDS umarł partner France’a Doug Gould, którego pamięci dedykowany jest film.
Opowiadana w filmie historia rozpoczyna się w 1987 roku, szóstym roku epidemii, kiedy powstaje ACT UP, a kończy się w 1996, kiedy pojawia się pierwsza skuteczna terapia przeciwko AIDS. Komentarzy i ujęć ze studia jest niewiele (najważniejszym są chyba słowa Anthony’ego Fauciego – obecnego bohatera amerykańskiej walki z koronawirusem, którego sabotuje jego szef Donald Trump – że to działalność aktywistów zmusiła rząd amerykański do działania).
Film składa się przede wszystkim z ułożonych chronologicznie archiwalnych ujęć z wewnętrznych spotkań organizacji, okupacji biur instytucji publicznych oraz protestów. Sceny brutalności policji robią wrażenie, jednak najbardziej wstrząsająca jest ta, w której demonstranci rozsypują na trawniku przed Białym Domem prochy zmarłych bliskich.
czytaj także
Nie jest to jednak laurka dla działaczy ACT UP. Film pokazuje konflikty i rozłam wśród aktywistów. Osią konfliktu był dylemat prędzej czy później dopadający wszystkie ruchy, które odniosły przynajmniej częściowy sukces w zwróceniu uwagi na problem: czy działacze powinni korzystać z akcji bezpośrednich, z których znana była ACT UP, czy jednak działać przez instytucje i być tam, gdzie realnie podejmuje się decyzje, czego chciały osoby, które później założyły Treatment Action Group. Jeśli z filmu można wyciągnąć jeden wniosek polityczny, to jest on taki, że każdy ruch potrzebuje tych dwóch nóg, aby naprawdę osiągnąć swój cel.
Film kończy się w momencie zwycięstwa nad AIDS – wprowadzenia skutecznego leczenia pozwalającego na długie życie. Nie jest to jednak do końca happy end, bo, jak zaznacza pod koniec filmu jeden z jego bohaterów, wielu zgonów dałoby się uniknąć, gdyby nie ignorowanie epidemii przez konserwatywnych prezydentów Ronalda Reagana i George’a Busha seniora.
Wymierzone we władze zarzuty o opieszałość są podnoszone wielokrotnie, choć konkretów w filmie brak. Jednak szybkie googlowanie pokazuje, że nie są bezpodstawne. Rozlazłość, z jaką administracja Reagana traktowała epidemię AIDS, unaocznia najlepiej prezydencka komisja do spraw epidemii AIDS powołana dopiero w 1987 roku, choć pierwszy przypadek AIDS w USA wykryto w roku 1981. Jeszcze bardziej szokuje jej skład. Kierowała nią osoba bez żadnego doświadczenia w badaniach nad AIDS, a zasiadał w niej kardynał John O’Connor czy „edukatorka seksualna” Theresa Crenshaw, którzy sprzeciwiali się używaniu prezerwatyw jako środka chroniącego przed transmisją wirusa HIV.
W 2016 roku „Vanity Fair” wyprodukowało minidokument When AIDS was funny („Kiedy AIDS było śmieszne”). Zawiera on nagrania z konferencji prasowych, w tym jednej z 1982 roku, na której przedstawiciele administracji Reagana wraz z dziennikarzami nazywają AIDS „gejowską zarazą” i kpią z choroby. AIDS uchodziło za problem „niemoralnej mniejszości”. Doskonale pokazuje to choćby zawarta w filmie scena z debaty przed wyborami prezydenckimi w 1992 roku. Ubiegający się o reelekcję George Bush powiedział, że epidemia to kwestia „zachowań”, a nie braku działań ze strony rządu, powielając przy tym wszystkie stereotypy religijnych fanatyków (których w filmie też można usłyszeć).
czytaj także
O ile Jak przetrwać zarazę jest filmem miejscami przygnębiającym, o tyle Witamy w Czeczenii zwyczajnie przeraża. Zaczyna się od nagranego komórką filmiku, w którym kilku mężczyzn zatrzymuje dwóch chłopaków, siłą zmusza ich do przyznania się, że są homoseksualistami, a potem zaczyna ich bić. Jednak nawet tak mocne otwarcie nie jest w stanie przygotować widza na to, co przychodzi potem: scena próby samobójczej, kolejnego, tym razem brutalniejszego pobicia czy gwałtu na mężczyźnie podejrzewanym o homoseksualność.
Nie wiadomo, czy filmujące i bijące osoby to członkowie służb państwowych, ale wiadomo, że są one elementem sankcjonowanej przez państwo homofobicznej czystki w Czeczenii. Czystkę rozpętał w 2017 roku czeczeński satrapa i bliski sojusznik prezydenta Putina Ramzan Kadyrow. Czeczeńska policja porywa i torturuje osoby, które podejrzewa o homoseksualność. Część z nich znika bez śladu. Inne giną z rąk rodzin, które są zachęcane do tego, by „dyshonor” zmyć krwią.
czytaj także
Film opowiada o Oldze Baranowej i Dawidzie Istejewie, działaczach Rosyjskiej Sieci LGBT, którzy pomagają nieheteronormatywnym Czeczenom w ucieczce z Rosji – od rozpoczęcia czystki do ukończenia filmu udało im się uratować 151 osób. Zorganizowanie ucieczki nie jest proste. Najpierw trzeba wydostać się z Czeczenii, a potem z samej Rosji – to wszystko, zanim rodzina domyśli się, co się dzieje, i za uciekinierami wystawione zostaną listy gończe. W niektórych wypadkach uciekające osoby mogą ukryć się w moskiewskim schronisku przez dwa tygodnie, ale czasami – jak w przypadku Ani, córki wysoko postawionego czeczeńskiego urzędnika – zbiegowie muszą opuścić granice kraju w ciągu kilku godzin.
Sceny wywozu Ani z kraju, choć przypominają reality show, nie są przesadzone. Większość ujęć została wykonana telefonami komórkowymi lub niewielkimi kamerami komputerowymi, a sam David France musiał udawać turystę – inaczej nie dałby rady nakręcić tego dokumentu. Poza Baranową i Istejewem wszyscy bohaterowie filmu mają cyfrowo zmienione twarze, tak by nie udało się ich rozpoznać.
czytaj także
Film dobitnie pokazuje ograniczenia i zagrożenia, z jakimi spotykają się aktywiści mający naprzeciw siebie zazwyczaj wrogą machinę państwową. Jeden z uratowanych mężczyzn, Maksim Łapunow, zdecydował się złożyć doniesienie w sprawie porwania i tortur w Czeczenii. Wniosek został oddalony, a Łapunow wraz z rodziną musiał uciekać z kraju. Sama Baranowa w końcu też musiała wyjechać, bo zaczęła otrzymywać pogróżki ze strony czeczeńskiej policji – zdobyli jej adres, bo gdy na komisariacie w Moskwie zgłosiła zaginięcie jednej ze swoich podopiecznych, podając swoje pełne dane.
Z powodu bezkarności homofobiczna przemoc w Rosji staje się bardziej powszechna. Podobne do czeczeńskiej czystki rozpoczęły się również w ościennych Inguszetii i Dagestanie. Film kończą gorzkie słowa Istejewa, że wsparcie finansowe z Zachodu zaczyna się kończyć, a o wizy coraz trudniej.
Witamy w Czeczenii jest filmem tak ciężkim, że niełatwo się po nim otrząsnąć. Jednych doprowadzi do płaczu, w innych wywoła wkurw – we mnie wciąż buzujący. Przy nim historia opowiedziana w Jak przetrwać zarazę wydaje się wręcz niewinna. Jednak w obu przypadkach do tragedii doprowadza homofobia – w jednym ignorująca problemy zdrowotne, w drugim zachęcająca do przemocy.
Po homofobicznej nagonce, której twarzami są biskup Jędraszewski i prezydent Duda, po skandalicznych wypowiedziach Patryka Jakiego i działających na polityczne zlecenie prokuratorach i sędziach Zbigniewa Ziobry, trudno się powstrzymać od porównań zwłaszcza z przypadkiem rosyjskim. I dobrze, pamiętajmy, że rządzący mogą ten kraj uczynić gorszym dla osób LGBT. Z drugiej jednak strony – i dzięki nieistniejącemu bogu – pole manewru wciąż przypomina to amerykańskie, w którym aktywiści mogli sobie pozwolić na akcje bezpośrednie. Te akcje nigdy nie przypadały estetyką do gustu ówczesnej większości. Ale między innymi dlatego były skuteczne.
Margot: Powiedzieć, że pierdolę Polskę, to nic nie powiedzieć
czytaj także
*
Oba filmy można zobaczyć od 19 września do 4 października w części online festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Szczegóły na mdag.pl.