Czytaj dalej, Unia Europejska, Weekend

„Kontrola jest dobra, ale zaufanie tańsze” – mawiają Duńczycy. A jak wygląda praktyka?

Z jednej strony kraj dobrobytu, humanitaryzmu i empatii, z drugiej rozliczający swoją niechlubną historię. O niewolnictwie, ustawach eugenicznych i ośrodkach izolacji dla osób upośledzonych z Sylwią Izabelą Schab, autorką książki „Dania. Tu mieszka spokój”, rozmawia Stasia Budzisz.

Stasia Budzisz: Od 2012 roku Dania nie schodzi z podium w wynikach Światowego Raportu Szczęścia. Powszechnie uważana jest za najlepsze miejsce do życia – zgadzają się z tym również Dunki i Duńczycy. Po co zajmować się krajem, w którym wszystko jest dobrze?

Sylwia Izabela Schab: Kiedyś też mi się tak wydawało. Kiedy kilkadziesiąt lat temu oglądałam tamtejsze wiadomości, śmieszyło mnie, że komentowano na przykład wtargnięcie lisa na czyjąś posesję. Tak jakby nie było tematów większej wagi i formatu. Z czasem zaczęłam dostrzegać więcej szczegółów i okazało się, że nie wszystko jest takie piękne, szczęśliwe i bezproblemowe.

Dania ma w swojej historii wiele niechlubnych momentów. Jednym z nich są chociażby ustawy eugeniczne, które pozwalały na dokonywanie przymusowych sterylizacji od końca lat 20. XX wieku. To przykład inżynierii społecznej, próby stworzenia państwa zdrowego, silnego i w każdym sensie wydolnego. Te ustawy obowiązywały do 1967 roku. Podobnym przykładem są ośrodki dla osób upośledzonych, które działały na terenie kraju od początku XX wieku. W tym wypadku trzeba pamiętać, że upośledzenie było bardzo szeroko definiowane. W tej grupie mieściły się również osoby o innej niż heteroseksualna orientacji, prowadzące się niemoralnie, niepodporządkowujące się autorytetom, przestępcy seksualni czy włóczędzy.

Od paru lat Dania próbuje się z tym rozliczyć. Prowadzone są badania naukowe, temat podejmują artyści. W 2022 roku premierę miał film Unruly w reżyserii Malou Reymann, opowiadający historię ośrodka izolacji dla kobiet Ustyrlig na wyspie Sprogø.

Jest nas w Norwegii przeszło 100 tysięcy. I ktoś o tym wreszcie napisał

W wywiadach często powtarzasz, że twoja książka powstała z poczucia braku podobnej pozycji na rynku. Ale chyba nie jest jedyną na temat Danii?

W XXI wieku pojawiły się polskie książki, które dotyczyły głównie mody na hygge i duńskiego szczęścia. Poza tym istnieje literatura wspomnieniowa, która ma ambicję spojrzeć na duńskość w szerszym kontekście, są publikacje naukowe. Ale jeśli chodzi o publicystykę i reportaże, musimy sięgnąć aż do lat 60. poprzedniego stulecia. Z tego okresu warto wspomnieć reportaż Pod niebem Danii Sergiusza Jaśkiewicza i zbiór esejów Jarosława Iwaszkiewicza Gniazdo łabędzi.

Wcześniej ten kraj wzbudzał nasze zainteresowanie w okresie międzywojnia, co było związane z popularnością w Polsce m.in. idei duńskich uniwersytetów ludowych oraz nowoczesnych rozwiązań społecznych, dotyczących np. równouprawnienia. Można to wyczytać w relacjach z pobytu w Danii Romany Pachuckiej czy Gustawa Morcinka.

Piszesz również o duńskiej Polonii. Jak Polacy i Polki się tam odnajdują?

Całkiem nieźle. Dziś dla Duńczyków i Dunek nie stanowimy zagrożenia, ale bywało różnie. Na przełomie XIX i XX wieku do Danii przybyło wielu naszych rodaków i rodaczek z Galicji, mówiono na nich „buraczani Polacy” i „Polki buraczarki”, bo przyjeżdżali właśnie po to, by wspomóc rozwijający się przemysł cukrowniczy. To była pierwsza duża grupa ludzi wyraźnie różna od Duńczyków, która masowo przybyła na te ziemie. Obawiano się konkurencji na rynku pracy, ale pojawiał się także lęk przed obcym. Ma to odzwierciedlenie w duńszczyźnie. Słowo „polak” określa Polaka, kiedy postawimy akcent na drugą sylabę.

Między „ciapatym” a „ziemniakiem”. W Norwegii „polakk” to obelga

Jeśli zaakcentujemy pierwszą, będzie oznaczało to samo, ale z pejoratywnym wydźwiękiem. Ta oblega nie jest już stosowana, ale w języku się zachowała. Kiedy weszliśmy do UE, w Duńczykach i Dunkach pojawił się podobny lęk do tego sprzed wieku. Obawiali się, że rzesza Polek i Polaków stanie na granicach ich państwa i zabierze im pracę. Nic takiego się nie stało.

Piszesz, że w Danii jedną z najważniejszych wartości jest zaufanie społeczne, zgodnie z maksymą, że „kontrola jest dobra, ale zaufanie tańsze”. To się sprawdza w praktyce?

Zaufanie jest naturalnym surowcem Duńczyków i Dunek. To filar ich mentalności, społeczeństwa i kultury. Wynika z więzi społecznych, które mieszkańcy i mieszkanki tego kraju nawiązują dzięki szeregowi inicjatyw oddolnych, w których biorą udział. W Danii jest bardzo mocno rozwinięte społeczeństwo obywatelskie, a przeciętny Duńczyk jest członkiem kilku organizacji społecznych, w ramach których wpływa na otaczającą go rzeczywistość.

Kultura zaufania jest też ściśle powiązana z kulturą dyskusji, dogadywania się i osiągania konsensusu. To ma ogromny wpływ na kwestie gospodarcze. Zaufanie skraca proces podejmowania decyzji i pozwala omijać procedury, które znamy z naszego podwórka. Tam nie ma manii podpisywania każdego dokumentu i podbijania go szeregiem pieczątek. Wiele spraw można rozwiązać poprzez rozmowę, a do tego konieczne jest zaufanie.

Dania: Logika getta w skandynawskim raju

Na czym polega duńska duma z przynależności narodowej?

Dunki i Duńczycy wierzą, że żyją w najlepszym kraju na świecie, w którym – mimo jego niewielkich rozmiarów – udało się wszystko dobrze zorganizować. Jest dobrobyt, bezpieczeństwo, stabilność i stawianie na ekologię, na wysokim poziomie rozwinięte są etyka i humanitaryzm.

Dania szczyci się, że w 1792 roku, jako pierwszy kraj na świecie, wprowadziła zakaz handlu niewolnikami. Jednak nie zrobiła tego z powodów humanitarnych, tylko ekonomicznych. Handel był, jak piszesz, po prostu nieopłacalny.

Tak, to nie pasuje Duńczykom i Dunkom do opowieści o samych sobie. Przede wszystkim nie chodziło o zniesienie niewolnictwa, tylko zakaz handlu niewolnikami, a prawo przewidywało dziesięcioletni okres przejściowy przed rzeczywistym wejściem w życie. Gdyby Dania tego nie zrobiła, to na przemyśle kolonizacyjnym w duńskich Indiach Zachodnich, jak wtedy nazywano należące do Danii wyspy karaibskie, byliby stratni. Postawili na inne rozwiązanie. Chcieli, by kolonie stały się samowystarczalne pod względem liczby nowych niewolników, czyli żeby rodziło się ich więcej. Samo niewolnictwo zostało zniesione dopiero w 1848 roku i nie wynikało to z humanitaryzmu władz, ale buntu samych zainteresowanych.

W 1917 roku Dania sprzedała swoje kolonie tropikalne na Morzu Karaibskim, razem z ich mieszkańcami, Stanom Zjednoczonym. Czy duńskie władze przeprosiły za to potomków byłych niewolników?

W debacie publicznej ten temat nie był zbyt często poruszany. Wrócił z okazji stulecia sprzedaży, a wraz z nim kwestia przeprosin. Te jednak nie padły. Niewolnicy, którzy znaleźli się na Karaibach, byli transportowani z duńskich fortów w Zatoce Gwinejskiej, czyli dawnego Złotego Wybrzeża. Dania sprzedała USA wyspy po pierwszym w historii kraju referendum. W poprzedzającej je kampanii padały argumenty za sprzedażą, podkreślające nieopłacalność kolonii oraz potrzebę budowania wizerunku kraju humanitarnego.

Poza tym trwała I wojna światowa, w której Dania była neutralnym państwem, a strategiczne położenie kolonii groziło wciągnięciem jej w konflikt zbrojny. Z drugiej strony pojawiały się argumenty wspierające status quo, odwołujące się do nostalgicznych wyobrażeń duńskiego karaibskiego raju, który zostanie utracony w momencie sprzedaży. Ten motyw powraca dziś w reklamach biur podróży, które starają się zachęcić Dunki i Duńczyków do odwiedzenia dawnych kolonii tropikalnych na Morzu Karaibskim.

Czy jakoś tłumaczono brak przeprosin?

Mówiono, że nie można przeprosić, bo temat dotyczy obywateli innego kraju i byłaby to ingerencja w wewnętrzne sprawy USA.

Czułam przymus wdzięczności. Nie skarżyć się, tylko dziękować Norwegii

Oprócz kolonii tropikalnych Dania miała także kolonię arktyczną, dziś autonomiczną Grenlandię, która funkcjonuje jako część wspólnoty królestwa. Jak teraz wyglądają stosunki między Duńczykami a Grenlandczykami?

Z raportu przeprowadzonego w 2015 roku wynika, że 44 proc. Grenlandczyków mieszkających w Danii czuje się stygmatyzowanych. Według stereotypu są to osoby nadużywające alkoholu, które nie potrafią odnaleźć się w społeczeństwie. Temat stosunków między Grenlandczykami a Duńczykami w życiu codziennym w ostatnim czasie zaczęła podejmować literatura.

Wątek pojawia się na przykład w dwóch powieściach grenlandzkiej pisarki Niviaq Korneliussen, które zostały nawet przetłumaczone na polski (Homo sapienne i Dolina Kwiatów). Autorka zwraca uwagę na rozdźwięk między tymi dwoma światami, które spotykają się w Danii. Pokazuje ich nieprzystawalność, wzajemne niezrozumienie i brak zainteresowania Duńczyków Grenlandczykami. I rzeczywiście, ich wiedza na temat Grenlandii nie jest zbyt bogata. W szkołach nie poświęca się temu wiele uwagi. Jak wynika z sondaży, wielu Duńczyków nie ma świadomości, że Grenlandczycy to duńscy obywatele. Grenlandia jest po prostu gdzieś daleko, to taka wyspa wyobrażona. A ceny biletów też nie zachęcają do podróży.

Piszesz o odbieraniu przez Duńczyków dzieci mieszkańcom Grenlandii w latach 50. XX wieku. W 2020 roku premierka Danii przeprosiła za ten proceder.

To był bardzo wzruszający moment. W latach 50. odbierano dzieci grenlandzkim rodzicom, chcąc zrobić z nich „nowoczesnych Grenlandczyków” na duńską modłę. Dzięki eksperymentowi mieli się stać obywatelami nowoczesnego państwa i wrócić, by nieść kaganek oświaty, pomóc swoim pobratymcom przejść z mroków nieucywilizowania do stanu nowoczesnego społeczeństwa. Dla wielu z nich skończyło się to traumą. Większość nigdy nie wróciła do swoich rodzin.

Czy za przepraszam, które padło z ust premierki, poszło coś jeszcze?

Sześć osób, które jako dzieci zostały odebrane rodzicom i dożyły do dziś, otrzymało odszkodowania w wysokości 250 tysięcy koron.

Dania robi coś jeszcze, by naprawić błędy przeszłości?

Tak, na szczęście kwestie niewygodne dla duńskiej samoświadomości zbiorowej nie są zamiatane pod dywan. Dzięki badaniom naukowym, literaturze, filmom, sztukom wizualnym czy wystawom muzealnym zagadnienia te pojawiają się w przestrzeni publicznej i są poddawane dyskusji. W ostatnich latach oficjalnych przeprosin doczekali się nie tylko Grenlandczycy, ale i dzieci z domu dziecka w Godhavn, które były ofiarami przemocy w latach 1946–1976, a także osoby uznane za upośledzone i przetrzymywane w ośrodkach izolacji – oficjalna ceremonia odbyła się 8 maja 2023 roku.

Jest też nadzieja na poszerzenie społecznej świadomości na temat historii duńskich kolonii tropikalnych i niewolnictwa – również dzięki temu, że duńskie szkoły od kilku lat przekazują bardziej zniuansowane informacje na temat tego mrocznego rozdziału historii Danii.

„Dania. Tu mieszka spokój”
„Dania. Tu mieszka spokój”

**

Sylwia Izabela Schab – filolożka duńska, tłumaczka i literaturoznawczyni związana z Katedrą Skandynawistyki UAM. Pracowała w Duńskim Instytucie Kultury w Poznaniu i w szkole językowej w duńskim Roskilde. Współpomysłodawczyni i współorganizatorka poznańskiego festiwalu Pora na Skandynawię. Autorka książki Dania. Tu mieszka spokój (Wydawnictwo Poznańskie).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Stasia Budzisz
Stasia Budzisz
Reporterka, filmoznawczyni
Reporterka, filmoznawczyni, tłumaczka języka rosyjskiego oraz absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Brała udział w socjologiczno-reporterskim projekcie Światła Małego Miasta i jest współzałożycielką grupy reporterskiej Głośniej. Freelancerka. Współpracuje m.in. z „Przekrojem”, „Nową Europą Wschodnią”. W 2019 roku ukazała się jej debiutancka książka reporterska „Pokazucha. Na gruzińskich zasadach”.
Zamknij