Czytaj dalej

Malcolm XD: Szkaluję tylko tych, którzy na to zasługują

malcolm-xd-wywiad-collage

Najwyżej wyślą na adres wydawnictwa gówno poleconym. Mnie mogą naskoczyć. Malcolm XD w rozmowie z Krytyką Polityczną.

malcolm-xd-emigracjaMalcolm XD pisze pasty. Na upartego można byłoby je zakwalifikować jako opowiadania – ale pasty to nie byle opowiastki, tylko historie fabularnie skondensowane do esencji, zabawne, absurdalne i często ponadprzeciętnie wulgarne. Pierwsze teksty publikował na chanach, czyli, jak sam mówi, w „szarej strefie” internetu. – Nie jest to jakiś Darknet, gdzie można kupić broń, ale umówmy się, to też nie jest taki zwykły internet typu Onet czy Interia – tłumaczy.

Wpisy publikowane na forach dla beki z czasem zaczęły rozchodzić się z prędkością durnowatych wirali na YouTube’ie. W 2016 roku do Malcolma napisał reżyser Michał Tylka, a już rok później premierę miał Fanatyk, ekranizacja najsłynniejszej pasty Malcolma XD. W rolę ojca – fanatyka wędkarstwa wcielił się Piotr Cyrwus. Król past unika wywiadów. Kiedy rozmawiał z TVN-em, zniekształcono mu głos i ustawiono pod światło, prawie jak świadka koronnego. Z Krytyką Polityczną zgodził się porozmawiać o życiu, literaturze i polityce. Oto Malcolm XD, najsłynniejszy głąb z internetu.

**
Dawid Krawczyk: Podnieciłeś Ziemowita Szczerka. Jak się z tym czujesz? Nie podoba mu się lewica, prawica, liberałowie też nie. Tylko Malcolm XD mu się podoba.

Malcolm XD: O, nie wiedziałem, że jest aż takim malkontentem. Ale to miłe.

Kinga Dunin też bardzo ciepło u nas pisała o Emigracji. Nie przypominam sobie, żeby wcześniej zgadzała się w czymkolwiek ze Szczerkiem. Zszywasz Polskę. Kończysz wojnę polsko-polską.

Widziałem recenzję. Stomil [bohater książki i przyjaciel Malcolma – przyp. red.] mi podesłał. Świetnie, że Kinga Dunin wyłowiła ten mój disclaimer, który zamieściłem w jednym z rozdziałów. Po tym, jak opisuję patologie na ulicach Hackney w Londynie, piszę, że to są najbardziej skrajne przypadki, przypałowe, najśmieszniejsze, najbardziej hardkorowe, bo to jest interesujące. Zwykłe życie was nie zainteresuje, bo sami macie na co dzień zwykłe życie. Jak chcesz zwykłe życie, to sobie wyjrzyj przez okno i idź do roboty. Podkreślam, że większość ludzi na tej dzielnicy wstawała rano i zapierdalała do zwykłej pracy po prostu – nie sprzedawała cygańskiej viagry ani kosy sobie nawzajem.

Dla urwisów

czytaj także

Wrzuciłeś to do książki, bo się obawiałeś, że polska emigracja się na ciebie obrazi?

Jestem anonimowy i mogą mi naskoczyć. Najwyżej ktoś wyśle gówno w liście do wydawnictwa i tyle. Ale przyznam szczerze, że nie chciałem szkalować ludzi, którzy sobie na to nie zasłużyli.

Sporo bohaterów jednak chyba sobie zasłużyło. Walisz w prymitywny nacjonalizm, który prowadzi do etnicznych wojen wśród rikszarzy. Ale chyba najbardziej masakrujesz Profesorka – lewicowego hipokrytę z doktoratem, który jest samozwańczym kierownikiem skłotu w Londynie.

No, on rzeczywiście sobie zasłużył. Ale pewnie znasz sporo takich typów. Zwolennik egalitaryzmu, który jest zajebiście elitarystyczny. Raczej dobrze sytuowany, niekoniecznie syn czy córka Kulczyka, ale z zamożnej, mieszczańskiej rodziny. I sprawa kluczowa: ma poczucie wyższości wywołane posiadaną wiedzą. Pojechał na doktorat do Danii, Szwecji czy innego Hamburga, a teraz wraca i mówi Polaczkom, jak ich życie powinno wyglądać. Chociaż są też tacy, którzy uważają, że po chuj w ogóle mają to mówić, bo przecież i tak z nich, Polaczków, nic nie będzie.

W książce chyba nigdzie wprost nie pojawia się fraza „poprawność polityczna”, ale trochę się z nią siłujesz. Lewica mówi, że to wymysł prawicy i w ogóle nie ma czegoś takiego. Prawica z kolei mówi, że świat oszalał na punkcie politycznej poprawności i już nic nie można powiedzieć. To jak to jest?

No nie wiem, napisałem książkę na dość kontrowersyjny temat i nikt mnie nie szkaluje, że jestem jakimś rasistą czy ksenofobem, więc chyba nie jest tak źle z tą wolnością słowa.

Emigracja to kontrowersyjny temat?

A nie? Jak wyjeżdżałem do Anglii jakieś dziesięć lat temu, to ludzie mieli ogólnie wyjebane na konflikty etniczne w Londynie, ale jakieś dwa lata później to przecież tak zaczęło chodzić.

Nawet pamiętam taki konkretny moment, jakoś tak w 2013. Wchodzę na wykop.pl i widzę, że artykuł o muzułmanach gdzieś we Francji zebrał jakoś absurdalnie dużo wykopów. Pomyślałem sobie wtedy: nie no, czegoś aż takiego to chyba nie będzie xD. Ja rozumiem, że w Polsce Żydzi wzbudzają emocje, Niemcy, Ruscy, ale muzułmanie? Chuj to kogo obchodzi. Ja przed wyjazdem do Anglii to w życiu może dwóch Arabów widziałem w Polsce i jednego w Hurghadzie na wakacjach. Mimo wszystko ten temat zażarł.

Używasz w książce określeń, które w prasie są już raczej rzadkością. Piszesz o „Cyganach”, „Murzynach”.

Na poziomie korekty jedna osoba z wydawnictwa zapytała mnie, czy nie lepiej byłoby pisać czarnoskórzy, a nie Murzyni. Zdecydowałem się jednak na to drugie.

No, to będzie gnój w komentarzach.

Widzisz, ja chyba po prostu mało wierzę w to, że od stosowania tego bardziej progresywnego języka nagle pojawi się lepszy świat. A widzę w tym coś, co mnie niepokoi.

Co dokładnie?

Mało wierzę w to, że od stosowania tego bardziej progresywnego języka nagle pojawi się lepszy świat. A widzę w tym coś, co mnie niepokoi.

Jak znajdujesz na każdy niewygodny, kanciasty wyraz zamiennik, to zmuszasz całą resztę społeczeństwa, żeby uczyła się od ciebie tego, jak ma mówić. A skoro ktoś się nie nauczył, to jest głąb albo rasista. I teraz patrz: masz typa, który wrócił z doktoratu w Hamburgu i nauczył się, że poprawnie mówi się „xe” [zaimek nieokreślający płci w języku angielskim – przyp. red.]. Wrócił i uczy swoich wszystkich znajomych, że tak trzeba mówić. Znajomi się nauczą, a głąby nie. To jest po prostu sposób na rozpoznawanie swoich. Niektórzy sobie noszą odzież patriotyczną i po tym rozpoznają „swoich”, a inni mówią do siebie nowomową.

Ta nowomowa to chyba nie jest aż taka wiedza tajemna, którą trzeba przywieźć z doktoratu w Hamburgu.

Oczywiście można powiedzieć, że możesz sobie wejść do internetu i się nauczyć, jak poprawnie mówić, ale na tej zasadzie teoretycznie nawet jak jesteś z najbiedniejszej wsi popegeerowskiej, możesz wejść do internetu, nauczyć się zajebiście programowania, pracować zdalnie dla firmy z Kalifornii i zarabiać grube pieniądze, nie wychodząc z domu. Gdyby tak było, to w każdej wsi popegeerowskiej miałbyś taki sam odsetek informatyków co w Palo Alto, a tak nie jest. Obecnie ta wiedza, jak mówić, a jak nie, dociera do ludzi głównie w środowiskach uprzywilejowanych. Masz czas, stypendium, grant, to możesz sobie czytać.

Jak wracasz z roboty o dziewiętnastej, to chcesz sobie opierdolić cztery harnasie, obejrzeć mecza i iść spać, bo jesteś zjebany po ciężkiej robocie. A jak chcesz coś przeczytać, to niekoniecznie, czy się mówi obecnie „xe”, czy inaczej. Zwłaszcza że to się zmienia i za dwa tygodnie trzeba będzie się na nowo uczyć.

Brzydkie słowo na „g”

Twoja książka wyszła w czasie kampanii wyborczej. Widziałem na mieście rozwieszone plakaty promocyjne. Na jednym wielka okładka Emigracji, na drugim jeszcze większe XD, a zaraz obok jakaś wielka morda kandydata na europosła. Polityka cię jara jakkolwiek? Inspiruje do pisania?

Chyba sama w sobie jakoś szczególnie mnie nie pociąga. Ale mam wrażenie, że na emigracji też nie jesteś w stanie uciec przed polityką. Jak jesteś emigrantem z Polski i lecisz do Anglii, to nagle lądujesz w międzykulturowym kraju o bardzo wysokich dochodach. To musi być szok. Wychodzisz do sklepu i widzisz dziesięciu różnych typów o różnym kolorze skóry. Ja wcześniej dziesięciu tak różnych typów to widziałem może w grach komputerowych. Dużo z domu nie wychodzę, ale z dziesięć lat temu zobaczenie kogoś o innym kolorze skóry poza Warszawą to było wydarzenie.

Husaria polska na Wyspach Brytyjskich

czytaj także

Obiecałem, że nie będzie tylko o polityce…

Dobrze, bo nie chcę się chyba uzewnętrzniać z tym, czy bardziej czuję się na lewicy, czy na prawicy. Mam dużo sympatii do obydwu stron. Ale czuję, że jak tak dalej będę szkalował lewicę, to nikt mnie nie wyda, bo wiadomo, że we wszystkich wydawnictwach rządzą lewacy [śmiech]. Marcin Rola musiałby mnie czytać na głos u siebie na kanale na YouTube’ie.

Jak nie o polityce, to porozmawiajmy o tzw. życiu. Po co ci ten pseudonim? Książka wylądowała na liście bestsellerów. Nie chciałbyś być influencerem, trzaskać instastory, sprzedawać adidasy na vlogu i ustawiać się do zdjęć na bankietowych ściankach?

Chciałem swoją normalną pracę i życie oddzielić od pisania. Teraz, po książce, to ja już jestem autorem, a wcześniej byłem głąbem, co przeklina na Facebooku. W pewnych kręgach to mógłby być wstyd.

Trochę jakbyś się cały wydziarał, ale później założył koszulę, marynarkę, bo trzeba iść do korpo.

Ta metafora jest o tyle trafna, że sam przed sobą się tego nie wstydziłem, ale miałem świadomość, że niektórzy tego nie zrozumieją.

A jeśli chodzi o rozpoznawalność, to zależy, co kto lubi. Jakie się ma profity z tego, że się jest rozpoznawalnym? Szacunku ludzi raczej nie masz. Dla mnie rozpoznawalność to po prostu nie jest coś pozytywnego. Wolę sobie popiwniczyć i trzymać się w cieniu. Taki charakter i taki temperament.

Jak czytam twoje pasty, mam wrażenie, że widziałeś każdy śmieć wrzucony na Fejsa, YouTube’a czy wykop. Ostatnio namiętnie oglądam wywiady z polskimi emerytowanymi gangsterami.

Na kanale Kryminalna Polska? Znam to, też oglądam.

Widziałem tam kiedyś wywiad z Miśkiem z Nadarzyna…

Również znam. Wczoraj oglądałem.

Pierwsze pytanie urzekło mnie swoją prostotą: „Skąd ksywa Misiek?”. I chciałem cię zapytać…

Skąd ksywa Malcolm XD? Łatwiej będzie od końca. Zaczynałem swoją twórczość na chanach, takich internetowych forach z obrazkami. Tam każdy jest anonimowy, nie ma imienia, nazwiska ani nawet nazwy użytkownika. Można było używać tylko kilku emotek: XD, :3 i ,_,. Ta ostatnia to płacz. Za wszystkie inne – uśmiechniętą buźkę albo taką z wystawionym językiem – dostawało się bana. XD była moją ulubioną, często ją wykorzystywałem w pastach.

A Malcolm?

Dołączył do XD kilka lat później. Zaczynałem pisać pasty jakoś w 2011 roku, a Malcolma trzeba było dodać, jak ruszyły prace nad ekranizacją jednej z past, tej najpopularniejszej, o ojcu wędkarzu. To był październik 2016 roku, reżyser Michał Tylka mnie odnalazł w internecie i napisał, że muszę mieć jakąś tożsamość, a samo XD nie wystarczy. Nie ma zbyt wiele postaci, które miałyby X na końcu. Myślałem o Xawerym Żuławskim, ale tam jest X na początku, a nie na końcu. Nie wiedziałem, jak miałbym tam D wpasować. Więc oto jestem: Malcolm XD.

Jeszcze kilka lat temu o chanach wiedziały praktycznie tylko osoby, które tam wchodziły. Po wyborze Trumpa na prezydenta USA temat chanów przebił się do mainstreamu, bo okazało się, że amerykański 4chan był wylęgarnią tzw. alternatywnej prawicy.

Tak jest w Stanach, ale nie w Polsce. To jest bardzo ważna różnica, bo w Polsce było wręcz odwrotnie. Chany były zawsze lustrzanym odbiciem, pokraczną karykaturą mainstreamu. Jeżeli uznamy, że mainstream w Stanach Zjednoczonych był raczej liberalny, to jego bękartem był 4chan, jadący po wartościach z CNN i „New York Timesa”. Polska jest krajem bardziej konserwatywnym i katolickim, więc na naszych chanach wywoływanie bólu dupy – lub, ładnie mówiąc, transgresja – miało postać szkalowania Jana Pawła II, poprzez tworzenie tzw. cenzopapy.

Jordan Peterson. Wielki coach alt-rightu

Poproszę szybki kurs z historii cenzopapizmu.

Użytkownicy chanów stawiają sobie za cel wkurwianie reszty społeczeństwa, do którego mają swoje różne żale. W Polsce internautów najłatwiej było wkurwiać, obrażając Papieża Polaka, dlatego na chanach tworzono wulgarne obrazki, piosenki etc. poświęcone jego osobie. Następnie umieszczano je w mainstreamowym internecie i cieszono się z gniewnych reakcji ludzi. Największym świętem było, gdy oburzenie pojawiało się w prasie – tak było na przykład z „Frondą”, „Rzeczpospolitą” i „Wyborczą”.

Papież Polak to największa świętość, jaką można było znieważyć? Największa transgresja, jaką można było sobie wyobrazić?

W okolicach roku 2011 czy 2014 tak właśnie było. Analogicznie na chanach amerykańskich odpowiednikiem cenzopapy było sławienie Hitlera dla beki czy pisanie słowa „nigger”, bo tam papieża nie mieli, ale mieli Martina Luthera Kinga.

Jest rok 2019 i zarówno w Stanach, jak i w Polsce żyjemy w świecie jak z piwnicznych chanów. W USA rządzi prezydent, który mówi językiem z 4chana. W Polsce młodzieżowym słowem roku 2017 zostało ogłoszone XD, a ty jesteś autorem bestsellerowej książki. I, last but not least, Papież Polak nie pojawia się już w prasie jako bohater jakiegoś urojonego pokolenia JP2, tylko jako hierarcha podejrzany o tuszowanie gwałtów na małych dzieciach.

Ciekawe, czy w tej sytuacji z czasem nastąpi odwrócenie i na 4chanie staną się popularne fankluby Martina Luthera Kinga i Hillary Clinton, a w Polsce z kolei na chanach zaczną odmawiać koronki różańca. Chciałbym to zobaczyć.

Jak Tumblr-lewica przegrała z South Park-prawicą

Pamiętasz pierwszą pastę, którą wrzuciłeś na chana?

Wbijałem na jakieś posty z dupy, przypadkowe. I wypisywałem tam zupełnie zmyślone historie. Ktoś tam pisze o swojej zielonej szkole, więc podszywam się pod jakąś fikcyjną postać i wypisuję niestworzone rzeczy. Dawało to ludziom bardzo dużo radości. A potem zacząłem tworzyć pasty, bardziej rozwinięte, zabawne i absurdalne historie.

A ta najsłynniejsza, o ojcu wędkarzu, na podstawie której nakręcono film, kiedy powstała?

W 2012 roku. Było takie zadanie na chanie: opisz zjebanie swojego starego. Większość typów na chanie ma jakieś problemy ze swoimi starymi, więc temat cieszył się dużą popularnością. Akurat mój stary nie jest fanatykiem wędkarstwa. W ogóle nie widziałem go wędkującego, ale historia zaczęła chodzić.

Co to znaczy? Naczelni magazynów literackich zaczęli się do ciebie dobijać i oferować gruby hajs za prawa do publikacji?

Trochę inaczej to wyglądało. Historia mega się przyjęła na chanie. Tam nie ma żadnych plusów ani lajków, tylko odpowiedzi. Kilkadziesiąt osób odpisało, że super. Po kilku dniach pojawiła się na Wykopie i zaraz później została wykopana na stronę główną. Później ktoś to skopiował na bekowe stronki typu Sadistic, Joe Monster itd. A za dwa tygodnie była wydrukowana w „CD-Action” w dziale Na luzie. Niektórzy uważają, że był to symboliczny koniec chanów w Polsce. Miałem bekę z tego, co się dzieje.

I kim dzisiaj, dziesiątki past i debiutancką książkę później, jest Malcolm XD? Perypetie Malcolma to relacja z twojego życia, tylko podrasowana?

W dużej mierze to są historie z mojego życia.

W jak dużej?

Powiedzmy, że w 50 procentach. W polskich warunkach to by mogło chyba uchodzić za reportaż [śmiech].

Ze wszystkich past najbardziej zapadła mi w pamięć ta o usuwaniu skutków wichury w Borach Tucholskich.

Powalone drzewa, typy napinacze i jeden typ, co go wyrzuciło na wysokość trzeciego piętra. Ledwo przeżył. Wszystkie żebra połamane.

W książce jesteś poważniejszy niż w pastach. Chyba każdy rozdział dotyka jakiegoś ważnego problemu: małomiasteczkowości, narkotyków, pracy seksualnej, plemiennych podziałów, bezdomności i tak dalej. To są prawie takie historie z morałem.

Chyba jest to rzeczywiście bardziej na serio. Chociaż nie robiłem tego celowo. Nie siadłem do książki i nie zaplanowałem sobie, że przestaję być głąbem z internetu i zaczynam poruszać ważne tematy.

Przygotowywałeś się do pisania książki bardziej niż do past? Poszedłeś do biblioteki i wypożyczyłeś wszystkie książki o polskiej emigracji?

Raczej nie. Nie inspiruje mnie jakoś szczególnie literatura piękna. Wolę przeczytać dobrą książkę naukową. Właśnie skończyłem pozycję wydaną przez Uniwersytet Warszawski Starzenie się społeczeństwa a polityka fiskalna i migracyjna. Dobry reportaż też potrafi mi siąść. Ostatnio czytałem Wnuki Jozuego Pawła Smoleńskiego. Bardzo dobra książka.

Wracasz do trzaskania past czy będzie następna książka?

Chyba mogę zdradzić, że pracuję nad kontynuacją Emigracji. Zaczyna się w momencie, w którym książkowa historia się kończy.

A co ze Stomilem? Czytał Emigrację?

Przeczytał na raz. Zajebiście mu się podobała i jest bardzo podekscytowany. Przesyła mi recenzje, wywiady. To jest gruby zawodnik, ale przyszło mu teraz pewne ustatkowanie w życiu.

Anglia nauczyła mnie czerpania radości z różnorodności [rozmowa z autorką książki „Rado Boy”]

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij