Czytaj dalej

Cała Polska tnie

Rozpędzający się przez ponad dekadę walec betonozy swoje rekordowe wyniki osiąga w 2019 roku. Mieszkańcy Włocławka nazywają swój rynek „lotniskiem”, Bydgoszcz „zaprasza na otwarcie rynku”, choć po rewitalizacji nie ma na nim nic oprócz betonu. Brańsk tnie na rynku i nad rzeką Nurzec. Końskowola na głównym placu zostawia kilka drzew, Parczew – ani jednego.

Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, 3 maja 2119 roku mieszkańcy Rzepina otworzą kapsułę czasu i znajdą w niej wiadomość z przeszłości.

Dowiedzą się z niej na przykład, że istniały „Dziki”. „Dziki” to drużyna harcerska z Rzepina, która napisała list do przyszłych pokoleń: „Witajcie! Czuwaj! Ogromnie cieszymy się z tego, że nasz list został przez Was otwarty i możecie dowiedzieć się czegoś o osobach, które w latach ubiegłych zamieszkiwały nasze wspólne miasto”. Do tej wiadomości dołączona będzie plakietka drużyny i kilka zdjęć druhów i druhen.

Dowiedzą się też, że ludzie żyli za szybko. Więc tym, którzy przyjdą po nich i znajdą kapsułę, życzą, żeby zwolnili i żyli spokojniej. Tego życzy im burmistrz Rzepina. Swoją odezwę do przyszłych pokoleń zamknął w kapsule jako ostatni. Wcześniej pamiątki po sobie dorzucili przedstawiciele Ochotniczej Straży Pożarnej, szkół, klubów sportowych i zwykli mieszkańcy. Przekonał ich do tego argument, że „celem kapsuły jest przekazanie przyszłym pokoleniom, jak żyliśmy, jacy byliśmy, my, mieszkańcy Rzepina. Pokażmy potomnym, jak wyglądał nasz świat!”. Gdy metalowa, przypominająca wielką bańkę na mleko skrzynia już się zapełniła, została szczelnie zamknięta i spoczęła pod specjalnie oznaczoną płytą chodnika, tuż przed drzwiami rzepińskiego ratusza. Z tego miejsca rozpościera się doskonały widok na Stary Rynek. Ten, który w dniu zakopania kapsuły, czyli 3 maja 2019 roku, został z wielką pompą otwarty na nowo.

Na nowym Starym Rynku w Rzepinie z okazji 690-lecia miasta położono 12 tysięcy metrów kwadratowych kostki brukowej. Powstały nowe ławki, trampoliny, latarnie LED. Niskie krawężniki ułatwiają poruszanie się niepełnosprawnym. Z nawierzchni wytryskują fontanny. Ta najważniejsza zajmuje oczywiście centralne miejsce. Umieszczona na jej szczycie, odlana w szarym betonie planeta Ziemia kręci się wokół własnej osi, a przy każdym jej obrocie wyryte w kuli kontynenty i wyspy delikatnie obmywa woda ciurkająca z cokołu.

„Czy za sto lat «Dziki» nadal będą istniały??? Odpowiedzi na to nie znamy, jednak mamy nadzieję, że tak!” – napisali harcerze, którzy też dorzucili coś od siebie do kapsuły. Nie wiadomo też, jak będzie wyglądał rzepiński rynek za sto lat. I czy woda nadal będzie schładzać kulę ziemską. Wiadomo za to, że odkrywcy kapsuły po jej otwarciu nie dowiedzą się dwóch rzeczy. Po pierwsze, że rynek wszedł jak burza do finału konkursu „Modernizacja Roku & Budowa XXI w.”. Pech chciał, że zdarzyło się to kilka miesięcy po tym, jak kapsuła wylądowała w ziemi, nie było więc szans, żeby zamieścić tę informację we włożonej do środka kronice.

Po drugie, nie zobaczą rozłożystej wierzby płaczącej, dorodnej lipy i innych dużych drzew, które poszły pod topór na Starym Rynku, by zrobić miejsce dla bruku, fontann i trampolin. Możliwe, że niektóre z drzew zasadzone zostały nawet sto lat wcześniej, przez niemieckich mieszkańców miasta, i też były swego rodzaju kapsułą czasu. Zapewne nigdy się tego nie dowiemy, ale i tak mamy szczęście, bo jeszcze możemy je zobaczyć. W internetowym serwisie mapowym wciąż nie zostały podmienione zdjęcia rzepińskiego rynku i można go oglądać w wersji sprzed rewitalizacji. Wśród tych fotografii jest i panoramiczna, zrobiona w samym sercu rynku, w czerwcu 2015 roku. Środek dnia, palące słońce, a fotograf stoi w głębokim cieniu drzew. Łatwo możemy sobie wyobrazić przyjemny chłód, patrząc na ich nieregularne cienie.

Łatwiej zasadzić w mieście wieżowiec niż kilka drzew

Marek: „Ja już widziałem kilka takich rewitalizacji. Teraz będzie piękny beton, piękna fontanna i znowu beton, a za dwadzieścia lat może wyrosną drzewa, które dadzą cień, chłód i duuużo tlenu…”.

Lukas: „Ołtarze kościelne za 500 tysięcy, totalne zalanie betonem starówki rzepińskiej – 10 milionów. Jest Puszcza Rzepińska, to na co starszym mieszkańcom parki w mieście?”.

Piotr: „Pomysł z odnowieniem Starego Miasta? Super. Ale dlaczego zrównanie całego parku z ziemią? Można było zrobić cały projekt, mając na uwadze, że można obudować ten park lub go w małym stopniu przerobić, a nie kompletnie równać go z ziemią…”.

Weronika: „Oj, Piotrek. Teraz będziesz widział za oknem miejsca parkingowe i nowe lampy, a nie stare drzewa”.

Parczew. Fot. Jakub Szafrański

Negatywne komentarze w internecie, takie jak te powyżej, nie odwiodły włodarzy od ich zamiarów. Burmistrz w dniu otwarcia mówił dziennikarzom, że rewitalizacja rynku była jednym z jego głównych celów. Protestów nie było, choć w ramach inwestycji de facto zlikwidowano centralny park w mieście. „Niespełna dwa miesiące temu została podpisana umowa na rewitalizację Starego Rynku w Rzepinie. Pierwsze prace rozpoczęły się 13 kwietnia. Co udało się zrobić w tym czasie? Wykonano wycinkę drzew, całkowicie rozebrano centralny plac Starego Rynku oraz rozpoczęto budowę parkingów w obrębie tego placu przy ul. Bohaterów Westerplatte” – relacjonowali urzędnicy.

Na otwarcie nowego Starego Rynku zwieńczone zakopaniem kapsuły czasu ściągnęły tłumy. Pojawiły się też lokalne media. „Wcześniej tu było tak dziko, a teraz to tu jest Krakowskie Przedmieście” – mówi do kamery mężczyzna w średnim wieku. Właściwie nie do końca wiadomo, czy to pochwała, czy krytyka tego, co zrobiono z rzepińskim rynkiem. Jedno jest pewne: choć rzepinianie tego dnia mogli się poczuć wyjątkowo, to w rzeczywistości dołączyli do długiej listy polskich miasteczek, miast i metropolii, które w ciągu ostatniej dekady wybetonowały swoje główne, reprezentacyjne przestrzenie publiczne, pozbywając się z nich starych drzew, krzewów, trawy i zieleni. Wydano na to setki milionów, a może nawet miliardy złotych. Dość wspomnieć, że sama rzepińska rewitalizacja kosztowała 11 milionów złotych przeznaczonych na to z budżetu miasta. To jedna szósta rocznych wydatków całej gminy Rzepin.

Presja ma sens. Jak lublinianie walczą o drzewa

Kielce, 2010 rok. „Na naszych oczach giną w centrum ostatnie oazy zieleni. Niedawno zielony skwerek na placu Konstytucji, miejsce przechadzek okolicznych mieszkańców, został zajęty przez wielopoziomowy parking. Nie pomogły protesty kielczan oraz stowarzyszeń architektów, urbanistów i historyków sztuki. Na pocieszenie z tyłu parkingu uruchomiono niewielkie fontanny, a także posadzono trochę nowej zieleni i umieszczono ławki” – donosi portal Kielce.naszemiasto.pl.

Lubaczów, 2012 rok. „Rynek (a może park?) po wycince największych drzew całkowicie odmienił swoje oblicze. «To dopiero początek prac, a efekt będzie imponujący» – przekonują mieszkańcy pozytywnie nastawieni do inwestycji. «Zniszczono płuca naszego miasta» – mówią przeciwnicy” – relacjonuje konflikt wokół przebudowy rynku portal Elubaczow.pl.

Włocławek, 2013 rok. „Stary Rynek we Włocławku (woj. kujawsko-pomorskie) przeszedł gruntowny remont, który podkreślił wartości historyczne placu i poprawił jego walory użytkowe” – informuje niepodpisany imieniem i nazwiskiem autor artykułu na portalu Podróże.onet.pl. W innym tonie utrzymany jest artykuł zamieszczony w „Fakcie”, który grzmi: „Zepsuli nam rynek, betonując za 5 milionów złotych. Oto rewitalizacja po polsku”. Plac nazywany jest przez mieszkańców „lotniskiem”. „Są ławki, ale nikt nie ma odwagi na nich usiąść, [bo] w słoneczne popołudnie żar leje się z nieba i nie ma tu żadnego schronienia przed słońcem”.

Kruszwica, 2014 rok. „Remont rynku dzieli mieszkańców” – donosi TVP Bydgoszcz. „Kruszwica pięknieje – trwa rewitalizacja rynku. Nie wszystkim mieszkańcom pomysł remontu się jednak podoba. Ich zdaniem władze miasta doprowadziły do niepotrzebnej wycinki drzew, zamiast zająć się rewitalizacją kamienic w centrum miasta”.

Bartoszyce, 2016 rok. „Proponowany plan «rewitalizacji» placu Konstytucji 3 Maja w Bartoszycach uważam za nieudany. To, co autor i radni nazywają rewitalizacją, jest po prostu wymianą nawierzchni oraz wycinką drzew” – pisze pani Małgorzata, z wykształcenia architektka, dla portalu Bartoszyce.wm.pl. Władze nie dają się przekonać, drzewa zgodnie z planem idą pod topór.

Koniec negocjacji ws. wycinki drzew w Warszawie. Mimo protestów piły poszły w ruch

Kartuzy, 2017 rok. „Stan zdrowotny większości drzew, które gmina Kartuzy zdecydowała się usunąć, pozostawiał wiele do życzenia. Tak było chociażby w przypadku drzew rosnących na kartuskim Rynku. Ich wycięcie było konieczne także z innych powodów. Korzenie tych drzew znajdowały się tuż pod betonową kostką, którą podnosiły do góry, natomiast nowa koncepcja Rynku zakłada obniżenie chodnika do poziomu płyty Rynku, co umożliwi wyrównanie nawierzchni” – stwierdza w oficjalnym oświadczeniu burmistrz miasta.

Sokółka, 2018 rok. „Fontanna w formie kurtyny wodnej, pomniki i niskie nasadzenia – tak ma się zmienić plac w centrum Sokółki, który w obiegowym języku nazywany jest parkiem. Ale ta nazwa już niedługo ma przejść do lamusa. Bo w tej części miasta ma powstać rynek z prawdziwego zdarzenia” – informuje portal Naszemiasto.pl.

Rozpędzający się przez ponad dekadę walec betonozy swoje rekordowe wyniki osiąga w 2019 roku. Bytom, Jasło, Limanowa, Kutno, Myślenice, Nowe Miasto Lubawskie, Swarzędz – to tylko niektóre spośród miast dokonujących wycinki drzew w swoich najbardziej reprezentacyjnych przestrzeniach. Do takich wycinek dochodzi przez cały rok, nawet w miesiącach, w których trwa okres lęgowy ptaków gniazdujących na drzewach. Bydgoszcz „zaprasza na otwarcie rynku”, choć po rewitalizacji nie ma na nim nic oprócz betonu. Brańsk tnie na rynku i nad rzeką Nurzec. Końskowola na głównym placu zostawia kilka drzew, Parczew – ani jednego.

Parczew. Fot. Jakub Szafrański

Na zakończenie tego maratonu, w grudniu 2019 roku, na centralnym skwerze Janowa Podlaskiego pod topór idzie większość ze 140 rosnących tam drzew. Sprawę opisuje „Dziennik Wschodni”. „– Gdyby wycinka nie była konieczna, to nikt by tego nie robił – zapewniał nas kilka miesięcy temu Leszek Chwedczuk, wójt Janowa Podlaskiego. Teraz nie znalazł dla nas czasu na rozmowę” – pisze na stronie „Dziennika” Ewelina Burda. Dlaczego wycinka drzew akurat w tym miejscu jest „konieczna”? W wyjaśnieniach plączą się zarówno wójt, jak i przedstawiciel Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Raz tłumaczą, że większość drzew jest „chora”, kiedy indziej, że „brak tu gatunków chronionych”. Ostatecznie odpowiedzialność przerzucona zostaje na konserwatora zabytków, bo to rzekomo on podjął ostateczną decyzję. Część drzew, w tym dorodne jesiony, jest wycinana „ze względów kompozycyjnych”. „Było wiadomo, że będą wycinać drzewa, że dendrolog badał i stwierdził, że są chore” – mówi „Dziennikowi Wschodniemu” radny z gminy Janów Podlaski. Na skwerze zamiast drzew ma się znaleźć plac z fontanną w kształcie koni. Jak podaje gazeta, cała inwestycja kosztuje blisko 4 miliony złotych. Teren będzie monitorowany i oświetlony. Spod końskich kopyt ma tryskać woda.

***

Do Janowa Podlaskiego jadę w styczniu 2020 roku, tuż po tym, jak padły tam pierwsze drzewa. Na miejscu umawiam się na spotkanie z R., mieszkańcem Janowa, przeciwnikiem wycinek. Jednak zanim się spotkamy, idę zobaczyć rynek. Pierwsze, co mnie tam uderza, to przestrzeń. Rynek jest naprawdę duży, wielkością przypomina starówki miast wojewódzkich. Nic dziwnego – jestem przecież w miejscu, które prawa miejskie uzyskało już w XV wieku. Ale od 1946 roku Janów już ich nie ma, dzisiaj to gmina wiejska. Rozmiary rynku to ślady dawnej świetności.

Polska wybetonowana od morza do Czech

Chcę stanąć na środku rynku i rozejrzeć się, ale szybko orientuję się, że janowski rynek nie ma środka. To właściwie zlepek różnych elementów, a raczej warstw, które przyrastały tu latami, nachodząc na siebie. Zacznijmy od warstwy największej, czyli parkingu. Miejsca parkingowe na oko zajmują dziś około jednej trzeciej przestrzeni rynku. Stoi tu także niewielki dawny dworzec autobusowy, dziś nieczynny. Zupełnie inaczej ma się położona tuż obok stacja benzynowa, jedna z najstarszych w Polsce, zbudowana już w 1928 roku. Jest pieczołowicie odnowiona, a uwagę zwracają dwa zabytkowe, utrzymane w świetnym stanie dystrybutory paliwa.

Centralną część rynku zajmuje także prostokątny budynek tak zwanych kramnic, czyli szeregowych parterowych sklepów. Nie jest z nim aż tak dobrze jak ze stacją benzynową, choć pewnie nie ustępuje jej wiekiem. Warstwami na janowskim rynku przyrastały także pomniki – stoją tu aż trzy. Jeden to obelisk upamiętniający Józefa Piłsudskiego, drugi – pomnik „bojownikom ruchu oporu” z lat 1939–1944 z wyrytymi nazwiskami pomordowanych. Trzeci, najstarszy pomnik poświęcony jest żołnierzom Polskiej Organizacji Wojskowej. Takiego zagęszczenia pomników nie powstydziłby się stołeczny plac Piłsudskiego.

Fot. Jakub Szafrański

Na lokalizację czwartego pomnika, wspomnianej fontanny z końskimi figurami, spod których kopyt ma tryskać woda, również wybrano janowski rynek. A konkretnie tę jego część, na której znajdował się jeszcze niedawno zielony skwer z kilkudziesięcioletnimi dorodnymi drzewami. W styczniu ani koni, ani tryskającej spod ich kopyt wody jeszcze nie ma, jest za to ogromny zrąb z powywracanymi przez maszyny korzeniami drzew. Gdy przechadzam się po zrębie, depcząc zmarzniętą ziemię, zauważam napis, który ktoś wymalował na tyłach budynku dawnego dworca, tak że widoczny jest tylko z miejsca, gdzie jeszcze niedawno był skwer. Napis głosi: „WŁADZA JEST ZAWSZE GWAŁTEM NA LUDZIACH”.

Dzwoni telefon. To mój rozmówca, z którym byłem tu umówiony. Przeprasza, ale jednak się nie spotkamy.

– Przemyślałem sprawę. Mam tutaj swoje życie, pracę, rodzinę. Nie chcę się wychylać. Po co mi to? Żeby mi teraz zaczęli codziennie papiery sprawdzać? Zatrzymywać na kontrole? To jest małe miasto. Zresztą już po sprawie. Wycięli, co mieli wyciąć. Nie podoba mi się to, tak jak i pewnie większości mieszkańców. Ale nikt nas o zdanie nie zapytał. Wycięli i już. Wie pan, ja byłem w Europie. Kilkanaście lat temu mieszkałem w Anglii. I tam pamiętam, że jak budowali chodnik, to przyjeżdżała koparka, wykopywała drzewo i je przesadzała. Przesadzali, zamiast wycinać! I to piętnaście lat temu! Ale w Polsce są inne obyczaje, inna mentalność. My pod tym względem po prostu nie jesteśmy na Zachodzie.

*
Fragment książki „Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta”, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

**
Jan Mencwel jest animatorem kultury, publicystą, komentatorem, działaczem społecznym i aktywistą miejskim, współzałożycielem i przewodniczącym stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.

***
Zapraszamy na spotkanie premierowe z autorem, które odbędzie się na FB Krytyki Politycznej 22 października o godzinie 19.00. Spotkanie poprowadzi Agata Kowalska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij