„Amerykańscy wieśniacy” okazują się nie tacy straszni, jak ich wyobraźnia liberałów z miasta maluje.
Gary Shteyngart, Nasi przyjaciele na wsi, przeł. Katarzyna Makaruk, Filtry 2023
Osoby
Alexander (Sasha) Senderovsky – pisarz i właściciel posiadłości
Masha – jego żona, psychiatrka
Natasha (Nat) Levin-Senderovsky – ich dziecko
Karen Cho – twórczyni popularnej aplikacji randkowej i koleżanka Senderovsky’ego z liceum
Vinod Mehta – były wykładowca i pracownik gastronomii, kolega Senderovsky’ego i Karen Cho z liceum
Ed Kim – dżentelmen
Dee Cameron – pisarka, była studentka Senderovsky’ego
Aktor – według „Neue Zurcher Zeitung” najlepszy artysta dramatyczny na świecie
AMERYKAŃSCY WIEŚNIACY
To są osoby tego dramatu, a potem nastąpią jego trzy akty, ale nie jest to sztuka teatralna. Nie przypadkiem jednak pod koniec wystawiony zostanie Wujaszek Wania Czechowa – bo to właśnie Czechow patronuje tej powieści, chociaż na początku można pomyśleć, że Dekameron. W czasie pandemii w wiejskiej posiadłości gromadzi się grupa znajomych, dystans, maseczki, izolacja – wszystko to ma uchronić ich przed niebezpieczeństwem. Jednak tak całkiem nie można się odizolować, również od informacji, które brzmią coraz groźniej. Od innych wydarzeń i Ameryki Trumpa, od zabójstwa George’a Floyda i reakcji na nie, od sąsiadów, którzy wywieszają flagi wspierające policję i na swoich samochodach mają nalepki z napisem: slegs blankes, po afrykanersku „Tylko dla białych”. W końcu jednak „amerykańscy wieśniacy” okazują się nie tacy straszni, jak ich wyobraźnia liberałów z miasta maluje.
czytaj także
Bohaterowie nie mogą się także odciąć od wścibskich social mediów, bo w grupie jest też przecież bardzo znany Aktor. Znalazł się tam jako atrakcja towarzyska oraz deska ratunku. Senderovsky’ego niedługo nie będzie stać na utrzymanie tej posiadłości. Wraz z Aktorem pracuje nad serialem, który ma przynieść mu znaczący dochód. Ale to powieść czechowowska, więc nie oczekujemy, że uda się ocalić „wiśniowy sad”. Na razie jednak Sasha kupuje najlepsze alkohole, wykwintne jedzenie i kolonia liberałów powoli się konstytuuje.
Jak może zauważyliście, większość z nich to imigranci – rosyjscy Żydzi, Koreańczycy, Hindus… Nat jest adoptowanym z Chin, ośmioletnim dzieckiem. Właśnie zrezygnowała z imienia Natasha, ale zaimków na razie używa żeńskich. Najżywsza i może najfajniejsza z całego grona, z którego nikt nie czuje się całkiem dobrze w Stanach. Jej matka prowadzi przez internet terapię dla starych Żydówek. Nie, nie opowiadają jej one o przenoszonej przez pokolenia traumie Holocaustu, ale głównie o tym, że w szczepionkach są czipy – takie tam foliarskie klimaty.
Obecni w posiadłości to przyjaciele z dawnych lat, są już po pięćdziesiątce, a ich pozycje się różnią. Karen zarobiła ogromne pieniądze na swojej aplikacji. Vinodowi się nie powiodło, jest po prostu biedny. Ed jest potomkiem bogatej rodziny i obywatelem świata z kilkoma obywatelstwami i domem we Włoszech. Kontrapunktem dla nich jest młodsza od nich Dee, autorka głośnej książki, w której między innymi mówi o swoich korzeniach i identyfikacji z klasą ludową. Te przykłady na ową identyfikację – np. z prymitywnym policjantem z prowincji – po kolejnych protestach ruchu Black Lives Matter sprowadzą na jej głowę kłopoty i oskarżenia o rasizm. Wiecie, jak teraz wyglądają inby.
Wcześniej jednak Aktor, za sprawą bardzo dziwnej aplikacji Karen, szaleńczo zakochuje się w Dee. To chyba nie spodoba się jego fanom. I może w tym momencie zorientujemy się, że ten dramat ma jednak coś z komedii. Jest satyrą społeczną, ciepłą, nieprzerysowaną ani nie zjadliwą, ale jednak. Bohaterowie pogrążają się w poczuciu beznadziei, bawią się i boją, konwersują, nawiązują romanse, wchodzą w różne relacje, gotują wymyślne potrawy, sporo piją. „Alkohol to dar dla każdej opowieści i nie ma pisarza, który nie czułby dreszczu, słysząc odgłos korka wyciąganego z butelki”. Strzelba zawieszona na ścianie, czyli pandemia, musi w końcu wypalić, ktoś umrze. Na koniec jednak dostaniemy słodki happy end.
Gary Shteyngart to amerykański pisarz, napisał kilka satyrycznych powieści, o biografii podobnej do Sashy Senderovsky’ego – urodził się w Petersburgu. Pisał swoją książkę na pandemicznym, wiejskim wygnaniu z Nowego Jorku. Może pod koniec miał trochę za dużo czasu i mnie finał jego powieści też nieco się dłużył, ale i tak całkiem przyjemnie się to czytało.
Natasha Brown, Przyjęcie, przeł. Martyna Tomczak, Wydawnictwo Poznańskie 2023
Już dobrze.
Musisz z tym skończyć powiedziała. Z czym, przecież nic nie robimy.
Miała ochotę go poprawić. Nie było żadnego my. Był on, podmiot, i ona przedmiot, ale powiedział tylko słuchaj, nie ma sensu się podniecać głupotami.
Ta krótka książka uszyta jest z urywków, fragmentów. Pierwszy już przeczytaliście. Zahacza też o esej, czasem publicystykę. Autorka jest czarną Brytyjką, studiowała matematykę w Cambridge, a potem pracowała w sektorze finansowym. Książka okazała się sukcesem.
Bohaterka też jest czarna, też pracuje w branży finansowej i już jest na tyle bogata, że stać ją i na mieszkanie w dobrej londyńskiej dzielnicy, i na prawnika, który zajmuje się jej finansami. Startowała z nizin społecznych i zrobiła wszystko, co mogła, spełniła wszystkie kryteria, dostosowała się i wywalczyła swoją pozycję. Ma też narzeczonego ze starej angielskiej rodziny, całkiem fajnego, z którym chodzi tam, gdzie wypada bywać, wyjeżdża na wakacje… Właśnie jedzie na weekend do posiadłości jego rodziców, została zaproszona na rocznicę ich ślubu. To mili, kulturalni ludzie, z którymi już wcześniej spotykała się w Londynie. I chyba ją lubią.
Co jest zatem nie tak? Bo coś musi być nie tak, inaczej nie byłoby materiału na książkę.
Nie tak jest przede wszystkim angielski rasizm. Bohaterka czuje, że nigdy nie będzie pasowała do rodziny swojego narzeczonego, za którą stoi długa i kultywowana tradycja. Historia ludzi takich jak ona, kiedyś ściągniętych do pracy z dawnych kolonii, została wymazana, a nawet wymazano to, że została wymazana. Konserwatyści chwalą ją za udaną asymilację i jest ich ulubionym innym, takim dobrze dostosowanym, dowodem na inkluzywność społeczeństwa. Awansuje w pracy, ale nie wie, czy ze względu na politykę różnorodności, czy swoje kompetencje. Pracując, dokłada cegiełkę do budowy gmachu, który najchętniej by zburzyła. Postępowcy z kolei tłumaczą jej, że rasa jest mniej ważna od biedy. Na co dzień spotykają ją drobne akty dyskryminacji. A to zostanie skierowana na lotnisku do wyjścia dla zwykłych ludzi, a nie business class, a to bezdomny powie jej coś niemiłego. Skrajna prawica najchętniej pozbyłaby się jej z kraju.
czytaj także
Co jeszcze poszło źle? Okazuje się, że ma raka. Korzysta z najlepszej, prywatnej opieki, ale postanawia, że nie będzie się leczyć. Dlaczego? Chyba dlatego, że jedynie ciało należy do niej. Jej tożsamość wciąż nie znajduje miejsca w społeczeństwie, jest definiowana przez okoliczności, przez innych. I z tej pułapki nie potrafi się inaczej wyzwolić. Przywilej nie chroni przed cierpieniem, ale jednak pozostaje przywilejem. Jakoś nie potrafiłam o tym nie myśleć podczas lektury.