Kinga Dunin czyta, Weekend

Osobliwe. Steampunkowe, gotyckie, barokowe oraz fukuwari

Jeśli nie idziemy do kina w poszukiwaniu jakiegoś szczególnie oryginalnego czy progresywnego przekazu, tylko dla znakomitej, dość wyrafinowanej rozrywki i dla poprawienia humoru, to dobrze trafiliśmy. „Biedne istoty” to piękny film.

Alasdair Gray, Biedne istoty, przeł. Ewa Horodyńska, Poradnia K 2024

Lekarz, który spisał to sprawozdanie ze swoich pierwszych doświadczeń, zmarł w roku 1911 i czytelnicy, którzy nie znają bogatej w śmiałe eksperymenty historii szkockiej medycyny, mylnie potraktują te zapiski jako groteskę literacką.

 

Najkrócej – historia ta nie dotyczy aż tak bardzo szkockiej medycyny, to oczywiste nawiązanie do Frankensteina Mary Shelley. Oto genialny naukowiec ożywia trupa młodej samobójczyni, wszczepiając mu mózg dziecka – jej nienarodzonego dziecka. Bella, bo takie dostaje imię, jest dziewczynką w ciele bardzo atrakcyjnej kobiety i szybko się uczy, choć psychicznie długo pozostaje dzieckiem. Nie potrafi kontrolować swoich pragnień, a należą one do młodej, namiętnej kobiety. Coraz lepiej włada językiem, aż za dobrze, bo używa go w nadmiarze, a w końcu będzie składała szekspirowskie strofy. A jednocześnie jest niezwykle prostolinijna, wypowiada sądy, których nikt w tych czasach nie odważyłby się wypowiedzieć, zadaje naiwne pytania, czyli takie, których inni nie zadają.

Do swego stwórcy mówi Boziu i zaręcza się z jego kolegą McCandlessem, zwanym przez nią Kundelkiem, tym lekarzem, który pojawia się w pierwszym zdaniu i którego sprawozdanie, Sceny z wczesnych lat życia inspektora szkockiej służby zdrowia, stanowi pozornie główny korpus tej osobliwej książki. Bella po zaręczynach ucieka z domu z mężczyzną niegodnym zaufania i znanym z wykorzystywania kobiet, szczególnie tych stanu niższego, niespętanych konwenansami, albo też po prostu bezbronnych i zależnych. Ze swoją otwartością, naiwnością i bezpruderyjnym podejściem do seksu łączy cechy kobiety z odpowiedniej sfery z zaletami kochanek z plebsu. Ale obiecuje wrócić i poślubić Kundelka.

Nie tylko „Roma”

Pewno jesteście ciekawi, co w filmowej adaptacji zrobił z tą powieścią Jorgos Lantimos, twórca fascynującej Faworyty, ale po kolei. Powróćmy na razie do książki.

Autor/narrator Biednych istot przedstawia nam się jako jej wydawca, który jedynie uprościł oryginalne tytuły rozdziałów, uzupełnił ją przypisami historycznymi i jeszcze jednym dodatkowym dokumentem. I wcale, jak twierdzi, nie jest to groteska literacka, tylko opowieść o prawdziwych wydarzeniach, które miały swój początek w Glasgow w drugiej połowie XIX wieku. I jak to tradycyjnie w takich powieściach bywa, na początku poznajemy historię odnalezienia oryginału, potem niestety zaginionego w trakcie procesu wydawniczego. A była to istniejąca tylko w jednym egzemplarzu, luksusowo wydana książka z ilustracjami zaczerpniętymi z Anatomii Greya oraz sztychami Williama Stranga, który rzeczywiście istniał, jak wiele postaci pojawiających się w tle, tak że fikcyjne dzieła i postaci mieszają się z tymi prawdziwymi. To nie do końca nasz krąg kulturowy, albo mamy braki w erudycji, więc można dać się zmylić. Ja na początek sprawdziłam, kim był Strang – malarzem i twórcą znanych sztychów. Tak wyglądał jeden z nich.

Rys. William Strang

A to „rysunek Stranga” otwierający powieść. Oryginalny projekt książki jest dziełem samego Alasdaira Graya. Widać, jak zmieniła się tu symbolika, co podpowiada nam, czego możemy oczekiwać.

Rys. Alasdair Gray

W dziele McCandlessa, Kundelka, zawierają się też dwa świadectwa epistolarne opowiadające te same wydarzenia z dwóch punktów widzenia – Belli i jej kochanka.

Po co o tym piszę? Bo część zabawy polega właśnie na tym, że żadna z opowieści nie jest do końca wiarygodna, a narrator pokazujący różne punkty widzenia w istocie też dopuszcza się manipulacji, stając po jednej ze stron. Podrzuca nam również tropy, głównie romantyczne, gotyckie, a jednocześnie tyle w tym Mary Shelley czy Poego, co pisarzy oświeceniowych. Podróż Belli może nam przypominać przypadki Kandyda. Oświeceniowe jest też pytanie o sposoby naprawy świata.

Bella pozna nie tylko seks z mężczyznami, a czasem z kobietami, i nie da się wtłoczyć w wiktoriańskie ramy – to warstwa emancypacyjna i feministyczna tej powieści. Pozna też nędzę tego świata, a jej mentorami staną się dwaj mężczyźni. Jeden prezentujący naiwny optymizm imperialny: wszystko, co złe na świecie, czemuś służy, a lepiej będzie, kiedy zapanuje nad tym cywilizacja białego człowieka. Drugi to cynik, wie, że świat jest zły, ale to nieuniknione. Pokaże on Belli całą listę problemów, które należałoby rozwiązać, ale chyba się nie da. Oraz recept na naprawę świata: socjalizm, komunizm, różne odcienie anarchizmu. Jednocześnie podpowiadając, że najlepszym dla niej rozwiązaniem będzie poślubienie go.

Właściwie cała ta książka jest opowieścią o radzeniu sobie z mansplaningiem, nawet tym w najlepszym w wydaniu Bozi. Kluczowym momentem zwrotnym, wywrotowym i tym, w którym Bella dojrzewa, jest wizyta w Aleksandrii. Tam z tarasu luksusowego hotelu obserwuje żebraków i nędzarzy, którym bogaci rzucają jakieś grosze, o które wszyscy się biją, a mężczyźni z batogami ich odganiają. Bella zdecyduje się zejść na dół i, jak się domyślacie, nikomu nie będzie w stanie pomóc. Ostatecznie zostanie sufrażystką, socjalistką, lekarką leczącą kobiety oraz zwierzęta i propagującą kontrolę urodzin. Przed śmiercią pisze list do późnych wnuków, w którym nazywa książkę swego męża, Kundelka, stekiem bzdur. Ale czy mówi nam wszystko i to jej narracji mamy ostatecznie uwierzyć, bo brzmi najbardziej prawdopodobnie?

Oczywiście po drodze wiele się jeszcze wydarza, a ten pastisz XIX-wiecznej literatury jest też całkiem dowcipny. A co z filmem? Nie bawi się on w wielość perspektyw, stawia na jedną historię, tę najbardziej efektowną. Wybiera z książki same konfitury i dodaje jeszcze sporo własnych. Nie zanudza różnymi dyskursami, socjalizmem, komunizmem i takimi tam rozważaniami – to po prostu historia Belli najbliżej trzymająca się narracji Kundelka, z kilkoma modyfikacjami fabularnymi w stosunku do książki. Zakończona happy endem. Tak że jeśli chcecie więcej i trochę inaczej, warto po nią sięgnąć. No i dla wszystkich tych literackich smaczków.

„Cruella”: Nie ucierpiało żadne zwierzę

Postać Belli, jej rozwój, daje Emmie Stone (Bella) w ekranizacji Lantimosa wielkie pole do aktorskiego popisu. Na początku jest młodą kobietą, która zachowuje się jak kilkuletnie dziecko, co też ma efekt komiczny, niejedyny w tym filmie. Potem już zawsze chodzi trochę sztywno, żebyśmy nie zapomnieli, że jest „stworzona”. Ale też dowiadujemy się, że ukształtowało ją liberalne, nieograniczające jej wychowanie. Podobną Bellę inny system wychowawczy może zakuć w pancerz wiktoriańskich norm. Ta Bella jest wolna, jedzie, gdzie chce, sypia, z kim chce, zarabia pracą seksualną, bo chce, i nigdy nie jest ofiarą. To przyjemne i wyzwalające, prawda?

Pamiętajmy o Jane Austen, przecież stamtąd przyszliśmy. Wyznania fanki

Inaczej niż w powieści nieszczęsne, biedne istoty w Aleksandrii ogląda z tak wysoka, że prawie nie widać ich nędzy, ale to wystarczy, żeby postanowiła zostać lekarką. Ten drobiazg – będę lekarką – może nam nawet umknąć. Ale jeśli nie idziemy do kina w poszukiwaniu jakiegoś szczególnie oryginalnego czy progresywnego przekazu, tylko dla znakomitej, dość wyrafinowanej rozrywki i dla poprawienia humoru, to dobrze trafiliśmy. To piękny film. Ma fragment czarno-biały, gotycki, a potem przenosimy się do pięknego i w większości wystawnego świata, pięknych, dziwacznych strojów, atrakcyjnych ludzi i innych przyjemności. Oraz seksu, może nie zawsze przyjemnego, ale atrakcyjnie pokazanego. Wszystko to w nasyconych i jednocześnie pastelowych barwach, z barokowym nadmiarem, ale w stylu steampunk. Bawcie się dobrze!

Kanako Nishi, Oczy, nosy, usta, brwi, przeł. Anna Wołcyrz, Tajfuny 2024

Narukidi Sada uważała, że fukuwari to najlepsza zabawa na świecie.

 

Pewno chcecie wiedzieć, co to jest to fukuwari. Zabawa polega na tym, że na owalu ludzkiej twarzy należy z zawiązanymi oczami ułożyć oczy, nos, usta, brwi. Żeby wyglądało tak jak na oryginalnym obrazku. Wcale nie jest to takie łatwe. Sada lubi wpatrywać się w ludzkie twarze, co bywa dla obserwowanych deprymujące, i układać je sobie na różne sposoby, przesuwając oczy, nos, usta, brwi. Stanowi to jakby rodzaj bariery między nią a światem innych ludzi, jest znakiem kłopotów z wejściem w głębszą relację.

Gdyby chcieć odwołać się do wprowadzonego przez Marka Fishera podziału na dziwaczne i osobliwe, to jest to powieść osobliwa. Osobliwa jest jej bohaterka, nosząca imię na cześć markiza de Sade. Najpierw opiekowała się nią kochająca matka i niania, która widziała więcej niż inni, ojciec był właściwie nieobecny. Podróżował po całym świecie i później opisywał swoje podróże – w miejsca najbardziej egzotyczne, do nieznanych plemion. Przywoził stamtąd dziwne pamiątki i osobliwe obserwacje. Po śmierci matki Sada podróżowała z ojcem i w czasie jednej z wypraw wzięli udział w rytuale pogrzebowym, podczas którego zjadła kawałeczek ciała zmarłego. Ojciec to oczywiście opisał i tak została „dziewczynką, która jadła ludzkie mięso”. Przyjdzie moment, kiedy będzie musiała te wszystkie wspomnienia zwymiotować.

W czerwonych butach przez świat

Na razie jednak jest szarą myszką, redaktorką w wydawnictwie literackim. Na pewno każda osoba pisząca i publikująca chętnie przeczyta, co japońskie redaktorki robią dla pisarzy, którymi się opiekują. Po pierwsze muszą nieustannie ich chwalić i zawsze się z nimi zgadzać, a zmiany sugerować tak delikatnie, żeby nawet nie zauważyli, że ktoś ich prowadzi. Sada robi też inne rzeczy, wiele innych, na przykład sprowadza lub zatrzymuje deszcz, kiedy jeden z jej podopiecznych uzależnia pisanie od stanu pogody. Jest ceniona, ale zawsze pozostaje na uboczu, osobna i niepokojąca. Zmienią ją jednak ludzie, którzy pojawią się w jej życiu. Starzejący się zapaśnik uprawiający wrestling, o twarzy tak już zdeformowanej w licznych walkach, że zachwyci ona Sadę, gdyż jej zdaniem twarze nie dzielą się na piękne i brzydkie, tylko na interesujące i nieciekawe. Zakochany w niej od pierwszego wejrzenia niewidomy. Oraz najpiękniejsza kobieta.

Japońska literatura, bez względu na to, o czym opowiada, zawsze mnie uspokaja, nawet jeśli jest dziwaczna, osobliwa, czy nawet okrutna. I ja to lubię, po tutejszym sposobie przeżywania świata, a głównie siebie, potrzebuję czasem tego oddechu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij