Czytaj dalej

I po co ci te dzieci?

Często w mediach słyszymy wezwania do posiadania dzieci. Osoby, które dzieci mieć nie zamierzają, muszą się z tego gęsto tłumaczyć. Christine Overall dowodzi, że tłumaczyć się powinni raczej ci, którzy dzieci mieć chcą.

Jestem po trzydziestce i często ktoś z rodziny bezpośrednio, a martwiące się o przyszłe emerytury państwo pośrednio, czyni mi wyrzut, że jeszcze nie mam dzieci. Na przykład dowiaduję się, że odkładając macierzyństwo na później, a nie daj Boże w ogóle nie planując dzieci, postępuję egoistycznie. Dziecko z mojego ciała należy się państwu i przyszłym pokoleniom, należy się moim kolegom, na których emerytury nie będzie miał kto pracować, należy się też moim rodzicom, żeby mieli na starość pociechę. Odmawiam im wszystkim zapewne dlatego, że chcę sama cieszyć się życiem, wydawać zarobione pieniądze tylko na siebie i tylko oszukuję siebie i innych mówiąc, że jeszcze nie jestem na macierzyństwo gotowa.

Wytłumacz się ze swoich dzieci

Książka Why have children? nie tylko pomoże mi odtąd lepiej odpierać podobne oskarżenia o karygodne samolubstwo. Christine Overall, filozofka-feministka, proponuje w niej bowiem odpowiedzi na wiele innych moralnych wątpliwości związanych z prokreacją. Robi to przy założeniu, że to kobieta ponosi główny ciężar rodzicielstwa ze względu choćby na naturę, która każe jej nosić ciążę, rodzić, karmić itd. Ta asymetria ról, choć tak oczywista, często bywa lekceważona. Na przykład wtedy, gdy ojciec uważa, że jest pokrzywdzony, bo to kobieta ma prawo decydować o utrzymaniu ciąży lub jej przerwaniu.

Co ciekawe, przez 9 z 10 rozdziałów książki dowiadujemy się, dlaczego, zdaniem autorki, to raczej ci, którzy chcą mieć dzieci, powinni się z tego tłumaczyć.
Człowiek ma moralne prawo do prokreacji (każdy, bez względu na orientację seksualną czy społeczną tożsamość), ale ma też takie samo prawo do tego, by dzieci nie mieć. Gdyby nie to drugie prawo, można by uznać, że dopuszczalne jest zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci. „Bez moralnego uznania i prawnej ochrony autonomii i wolności kobiecego ciała kobiety byłyby co najwyżej prokreacyjnymi niewolnicami” – pisze Overall. Nic – żaden instynkt, żadne prawo – nie „każe” nam mieć dzieci, przy czym istotne jest, by zrozumieć, że realizując swoje prawo do prokreacji, dokonujemy moralnego wyboru, który wpłynie na życie istoty, którą powołamy na świat.

Czy można uzasadniać rodzicielstwo chęcią przedłużenia rodu, przekazania potomkom majątku, poczuciem obowiązku przekazania dalej „dobrych” genów? Ten ostatni argument oznaczałby uznanie, że czyjeś geny są lepsze a czyjeś gorsze, a to otwiera drogę do eugeniki. Te pierwsze natomiast oznaczają między innymi, że swe przyszłe dziecko określamy w kategoriach narzędzia, które ma nam służyć do zrealizowania jakiegoś innego celu – na przykład do tego, żeby nie „zmarnowały się” wypracowane przez nas przez całe życie pieniądze.

Twoje dziecko i inni

A może jestem zobowiązana wobec innych, by mieć dzieci? Wywieranie takiej presji na kobiety jest, zdaniem autorki, moralnie naganne. Jeśli ulegnę presji rodziców, którzy pragną wnuka, znów „posłużę się” własnym dzieckiem jako środkiem do celu – na przykład zadowolenia przyszłych dziadków. Również obietnica złożona partnerowi nie może być wystarczającym powodem – bo jaki będzie los dziecka, które urodziło się tylko dlatego, by ktoś mógł dotrzymać obietnicy?

Nie da się też obronić argumentu o moralnym patriotycznym zobowiązaniu do rodzenia dzieci – uznanie go oznaczałoby bowiem, że ciało kobiety staje się jedynie instrumentem działania na rzecz dobra państwa.

Zamiast psychoterapii?

Dziecko może być też dla rodziców wsparciem psychicznym. Pytani o to, odpowiadają często, że kochają dzieci, że dzięki nim osiągnęli w życiu spełnienie, że chcą jeszcze raz przeżyć własne dzieciństwo czy uniknąć samotnej starości. Albo chcą patrzeć, jak dorasta mały ktoś podobny do nich samych, nie tylko fizycznie. To jednak nieprawda. Overall, powołując się na dane statystyczne, tłumaczy, że rodzicielstwo nie czyni ludźmi szczęśliwszymi, bo w naszych czasach wychowanie dziecka wymaga wielkiego wysiłku (również psychicznego). Wiecznie będziemy się martwić o jego zdrowie, przyszłość itd. Założenie, że rodzicielstwo w czymkolwiek pomoże nam, naszemu związkowi, naszej przyszłości, jest więc złudne. A psychoterapeutyczne powody decyzji o rodzicielstwie są jeszcze na dodatek moralnie dyskusyjne (znów dziecko staje się narzędziem do innego celu).

„Czasem mówi się, że bezdzietni ludzie są samolubni, ale to raczej zwyczajowe powody podawane przez tych, którzy chcą mieć dzieci, brzmią dość samolubnie”. W centrum stawia się tu rodziców, nie ma mowy o dobru dzieci. „Trudno powiedzieć, żeby wykorzystanie zależnej od nas osoby do rozwiązywania naszych problemów było fair”. Czy jesteśmy pewni, że jeśli dziecko nie spełni pokładanych z jego przyjściem na świat nadziei, nadal będziemy w stanie zapewnić mu szczęśliwe życie? Decydując się na to, że zostaniemy rodzicami, powinniśmy zdać moralny test w zakresie tego, jak ma się ta decyzja do dobra kobiety i dziecka, czy szanuje autonomię kobiecego ciała, czy na pewno nie oznacza chęci użycia dziecka lub matki jako środka do osiągnięcia jakiegoś celu.


Czy mamy obowiązek nie mieć dzieci?

Istnieje też taki oto pogląd. Poród jest koszmarem, dzieci to okropne małe kreatury, konformistyczne, trzeba je zabawiać, kosztują fortunę, rujnują życie rodzicom, których młodość kończy się wraz z początkiem rodzicielstwa. I po któreś, „rodzice nie próbują zmienić świata, bo zbyt są zajęci zmienianiem pieluch”. Odpowiedź Overall brzmi: jeśli masz tak złe zdanie o rodzicielstwie, to po prostu odpuść sobie – bo prawdopodobnie będziesz nieszczęśliwą matką. Jeśli jesteś odpowiedzialna, to świadomie podejmiesz decyzję o tym, żeby nie mieć dzieci, również dlatego, że możliwe, że twoje dziecko będzie nieszczęśliwe. A co z osobami starszymi, które często krytykuje się za to, że chęć posiadania dziecka „w ich wieku” to zwykła fanaberia? Zdaniem Overall nie ma moralnych przeszkód dla posiadania dzieci w późnym wieku, o ile kobieta nie musi przechodzić bardzo kosztownych i ryzykownych procedur medycznych, które mają sprawić, że będzie nosiła dziecko poczęte przy pomocy innej kobiety.

Do tego dochodzi problem przeludnienia naszej planety. Skoro w ogóle wciąż rodzi się zbyt wiele dzieci, to my w naszym świecie z dostępem do antykoncepcji, świadomi zagrożeń, jakie niesie ze sobą przeludnienie, powinniśmy wziąć na siebie większy ciężar odpowiedzialności za ten problem. Po prostu. Czy uważamy, że to my powinniśmy rodzić, bo nasze dzieci są jakieś lepsze? Bo białe? Bo mają bogatszych i wykształconych rodziców? Co więcej, ponieważ jesteśmy bogatsi, nasze dzieci o wiele więcej skonsumują przez swoje życie i będą dla planety wielokrotnie większym obciążeniem niż dzieci urodzone w krajach rozwijających się.

Mieć czy nie mieć

Jak więc najlepiej postąpić? Overall proponuje, by każdy miał tylko jedno dziecko – na głowę. Jeśli nie mamy do czynienia z rodzicielstwem samotnym, niech będzie to dwoje dzieci na rodzinę. Nie można odbierać ludziom prawa do prokreacji, można jednak przekonywać ich, że jeśli chcą mieć więcej niż jedno dziecko na głowę, mogą zająć się już istniejącymi, adoptując je i w ten sposób nie obciążając dodatkowo środowiska.

Wiem już, że decyzja w każdym wypadku musi być poprzedzona poważną oceną stanu emocjonalnego rodziców. Muszę też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy na pewno jestem w stanie dzieckiem dobrze się zaopiekować (w każdym sensie) i czy na pewno decyzja o jego urodzeniu nie jest podejmowana dlatego, że ta nowa istota ma czemuś albo komuś potem służyć.

Rodzicielstwo może być czymś dobrym – twierdzi w końcu autorka. Dla niektórych naprawdę jest dopełnieniem ich własnej tożsamości. O ile więc dziecko jest celem samym w sobie, decyzja o jego urodzeniu może być czymś dobrym, może też pozytywnie nas zmienić. Drugim najważniejszym dobrym powodem, by mieć dzieci, jest stworzenie nowej relacji z nowym człowiekiem. To relacja rodzicielskiej miłości. Nie miłości bezwarunkowej, ale i nie symetrycznej. Jeśli wiemy, że będziemy w stanie kochać je, dbać o nie, rozumieć je, wybaczać mu, sprawiać, że będzie „kwitło” – możemy uznać, że nasza decyzja o sprowadzeniu go na świat jest moralnie dobra.
Dopóki więc nie będę pewna, że chcę sprowadzić kogoś na świat, że jest mi to niezbędne do osiągnięcia pełni życia, że mojemu dziecku zapewnię miłość i bezpieczeństwo, dopóty nie zdecyduję się na macierzyństwo. I nie będę czuła się winna, gdy ktoś będzie mnie nazywał pasożytem. Czy mam urodzić dziecko na poczet przyszłych emerytur? Po lekturze tej książki pytanie to wydaje mi się już tylko śmieszne.

Christine Overall, Why Have Children?: The Ethical Debate, MIT Press 2012.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij