Czytaj dalej

Krastew i Holmes: Populiści twierdzą, że przywrócili głos Europie Środkowej

Fot. materiały Wydawnictwa KP

Spodziewali się, że zostaną powitani na Zachodzie jako kolejni Europejczycy. Tymczasem dobrowolny import zachodnich norm i instytucji wiąże się także z milczącą akceptacją podporządkowania, a nawet poddaństwa. Fragment książki Iwana Krastewa i Stephena Holmesa „Światło, które zgasło”.

Chór węgierskiego reżysera Kristófa Deáka wygrał Oscara za najlepszy krótkometrażowy film aktorski w 2017 roku. Film dobrze uchwycił mieszankę pragnienia i upokorzenia, charakterystyczną dla demokratycznych transformacji w Europie Środkowej. Wydarzenia zainscenizowane w filmie dzieją się w Budapeszcie na początku lat 90. Zsófi niedawno zmieniła szkołę i jest podekscytowana, że będzie mogła śpiewać w utytułowanym chórze swojej nowej podstawówki. Nauczycielka muzyki, Erika, przyjmuje Zsófi do chóru, ale pozwala jej tylko poruszać ustami, żeby jej brak umiejętności śpiewaczych nie zaszkodził sukcesowi występu.

Zdeprymowana Zsófi niechętnie się zgadza. Jednak jej najlepsza przyjaciółka Lisa odkrywa tę zmowę milczenia i konfrontuje się z nauczycielką. Ta odpowiada, że ponieważ zespół walczy o wyjazd do Szwecji, wszyscy jego członkowie powinni chcieć, żeby słyszano tylko najbardziej utalentowanych chórzystów i chórzystki. Ci, którzy tylko poruszają ustami, powinni być wdzięczni za daną im szansę wyjścia na scenę. Jak się okazuje, Zsófi nie jest jedynym rozczarowanym dzieckiem, któremu Erika wyznaczyła rolę niemą. Tak naprawdę sekretna strategia nauczycielki polega na tym, że pozwala ona śpiewać tylko najlepszym. Zbiorowe współczucie dla uciszonych dzieci wzbudza w całym chórze bunt przeciwko nauczycielskiej obsesji wygrywania. Wszedłszy na scenę w dniu zawodów, cały chór śpiewa bezgłośnie w solidarności z Zsófi. Dopiero kiedy zawstydzona nauczycielka ucieka ze sceny, chór wybucha piosenką.

Europejscy populiści, tacy jak Orbán i Kaczyński, lubią przedstawiać swój bunt przeciwko niegdyś chętnie przestrzeganemu, a dziś znienawidzonemu Nakazowi Naśladowania jako analogiczny do rewolty tych uczniów przeciwko manipulującej nauczycielce. Populiści twierdzą, że przywrócili głos Europie Środkowej.

Sytuację interpretują oczywiście na swoją korzyść. Jednak jest też prawdą, że podczas gdy Bruksela postrzegała powiększenie terytorium Unii Europejskiej w korzystnym dla siebie świetle jako akt wspaniałomyślności wobec jeszcze niedawno zniewolonych narodów, wielu mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej zaczęło je raczej odbierać jako coś w rodzaju miękkiej kolonizacji.

Krastev: Klasa średnia jest bezsilna

Wyśliznąwszy się z imperialnego uchwytu Moskwy i usłyszawszy obietnicę, że będą mogły dołączyć do świata liberalnego jako równi partnerzy, kraje byłego bloku wschodniego czuły się traktowane z niedbałą wyższością, jak gdyby jednak należały do niezachodniej „reszty”, jak gdyby nie były „Europejczykami”, a swoje miejsce miały bliżej ludów Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu. Aby zrozumieć negatywne oddziaływanie psychologiczne takiego traktowania, warto przypomnieć sobie oburzenie, z jakim narody skolonizowane poza Europą postrzegały Nakaz Naśladowania epoki kolonializmu.

Na ten temat cytowaliśmy już Frantza Fanona, ale jego książka jest tylko najbardziej znanym z przykładów niezachodniego resentymentu wobec obowiązkowej imitacji zachodnich form i norm. Pisząc o dziewiętnastowiecznych imitatorach Europy w Egipcie, urodzony w Libanie francuski badacz Amin Maalouf wyjaśniał traumę imitacji w ten sposób:

Krastew: Co po Europie?

„[Narody niezachodnie] musiały przyznać, że ich wiedza jest przestarzała, że wszystko, co produkowały, nie jest nic warte w porównaniu z tym, co wytwarza Zachód, że ich przywiązanie do medycyny ludowej traktowane jest jako zabobon, że ich siła wojskowa jest już tylko wspomnieniem, że ich wielcy ludzie, których nauczyli się czcić od dziecka – poeci, uczeni, żołnierze, święci, podróżnicy – nie liczą się w ogóle w oczach reszty świata, że ich religia jest podejrzana o barbarzyństwo, że ich język studiuje jedynie garstka specjalistów, gdy tymczasem oni sami muszą się uczyć języków innych, jeżeli chcą przeżyć i pracować, i utrzymać kontakt z resztą ludzkości”.

Tak jak nadmieniliśmy we wstępie i tak jak Fanon pisze o „małpich gestach” naśladowania Zachodu, w życiu imitującego z konieczności mieszają się uczucia nieadekwatności, niższości, zależności, utraconej tożsamości i mimowolnej nieszczerości. Opór antykolonialny wobec mocarstw Europy Zachodniej w przypadkach Afryki Północnej i Europy Środkowej przybrał tak odmienne postacie, że jakiekolwiek porównania zdadzą się beznadziejnie powierzchowne.

Możemy jednak przynajmniej powiedzieć, że w tym drugim przypadku w grę wchodził bardzo konkretny czynnik drażniący: naśladowcy sądzili, że należą do tej samej przestrzeni kulturowej co naśladowani. Myśleli też, że zaprasza się ich, by dołączyli do „wolnego świata” na równej stopie z innymi Europejczykami. Właśnie ten zbieg czynników sprawia, że pośród licznych przyczyn fali autorytarnej ksenofobii opływającej dziś Europę Środkowo-Wschodnią my podkreślamy właśnie uczucia zdrady własnej, dojrzewające przez pierwszą dekadę po komunizmie w ramach przeciągającego się procesu tak zwanej przez Gabriela Tarde’a „zaraźliwej imitacji” Zachodu.

Jest pandemia i nagle żyjemy wszyscy w tym samym świecie [rozmowa Sierakowskiego z Krastewem]

Sądzimy, że skupienie się na kulturowym odporze wobec specyficznego dla historii regionu i społecznie bolesnego doświadczenia polityki imitacji jest bardziej owocnym podejściem do zrozumienia populistycznej kontrrewolucji w Europie Środkowo-Wschodniej niż przecenianie roli rzekomo „nieusuwalnej” lokalnej tradycji niedemokratycznego i nietolerancyjnego natywizmu. Dlaczego jednak nie możemy wytłumaczyć tego zwrotu populistycznego w jakiś prostszy sposób, na przykład jako wyraz rozczarowania samym liberalizmem?

Powiedzmy na przykład, że obywatele początkowo przyjęli model demokratyczno-kapitalistyczny z otwartymi ramionami, zakładając, że przyniesie im dobrobyt, a kiedy to się nie stało, obrócili się przeciwko niemu. Takie wytłumaczenie ma sens w teorii, ale nie zgadza się z faktami. Przypadek polski sugeruje, że za przesunięcie Europy Środkowej na prawo nie można winić „gospodarki, głupcze”. Względny sukces gospodarczy Polski (i fakt, że nierówności w tym kraju wydają się mniej rażące niż te na Węgrzech) nie zaszczepił jej wyborców przeciwko atrakcyjności populizmu.

Jak wykazał polski socjolog Maciej Gdula, proliberalnych i antyliberalnych postaw politycznych w Polsce nie można wyjaśnić tym, kto wygrał, a kto przegrał postkomunistyczną transformację gospodarczą.

Elektorat partii Jarosława Kaczyńskiego obejmuje też ludzi, którzy zdają się całkowicie usatysfakcjonowani swoim życiem prywatnym, a dobrobyt Polski obszedł się z nimi hojnie. Sprzeciwiają się porządkowi liberalnemu, ponieważ konserwatywnemu katolikowi, płomiennie przeciwnemu legalnej aborcji i małżeństwom jednopłciowym, przyjęcie liberalizmu zdaje się zdradą własną. Ponadto „tożsamość” jest zasadniczo porozumieniem ze zmarłymi przodkami. Zagrażają mu więc siły, które zdają się nastawione na zmuszenie Węgrów i Polaków do porzucenia „ich własnego sposobu życia”. Najbardziej znienawidzoną z tych sił są biurokraci z Brukseli, którzy według wielu Węgrów i Polaków mają jakieś ciemne sprawki z imigrantami z Afryki i Bliskiego Wschodu.

W marcu 2018 roku prezydent Andrzej Duda wygłosił przemówienie [na spotkaniu z mieszkańcami dolnośląskiej Kamiennej Góry, dotyczącym budowy drogi ekspresowej S3 – przyp. tłum.], w którym nawiązał do setnej rocznicy niepodległości Polski, porównując członkostwo w Unii Europejskiej do dwóch poprzednich okresów okupacji Polski przez Prusy, Austrię i Rosję: „niech sobie ci wszyscy przypomną te 123 lata zaborów” – powiedział. – „Bo teraz gdzieś daleko, w odległych stolicach decyduje się o naszych sprawach” – podsumował. Suwerenność narodu polskiego i katolickie dziedzictwo są wymazywane przez unijny projekt włączania tego kraju w postnarodową, antyreligijną konfederację. Z tej absurdalnej perspektywy nie ma żadnej różnicy pomiędzy komunistycznym autorytaryzmem a demokracją liberalną. I w jednym, i w drugim systemie „my nie mamy żadnego wpływu i nie decydujemy o sobie”: czy to z udziałem czołgów, czy bez, zwykłym Polakom narzucana jest wola bezbożnej zagranicznej mniejszości.

Innymi słowy, aby zrozumieć pochodzenie nieliberalizmu w Europie Środkowo-Wschodniej, musimy przyjrzeć się nie ideologii i nie gospodarce, ale tłumionemu rozgoryczeniu spowodowanemu naczelną rolą mimesis w reformach przeprowadzonych na początku transformacji. Kiedy zimnowojenny podział na komunistów i demokratów zastąpiono podziałem na naśladujących i naśladowanych, ustalono hierarchię moralną, która – jak się okazało – ostatecznie zadziałała destabilizująco. Maria Schmidt skomentowała to, jak media zachodnie wypowiadają się o Węgrzech Orbána, słowami: „mówią z góry do tych na dole, tak jak było w koloniach”.

Niesłuszne byłoby porównywanie historii kolonialnej dominacji i wyzysku w świecie niezachodnim z pierwotnie dobrowolną decyzją Europy Środkowej, by wziąć na siebie brzemię harmonizacji z postnarodową Unią Europejską. Jednakże w obu przypadkach dobrowolny import zachodnich norm i instytucji wiąże się nie tylko z jasno wypowiedzianą akceptacją czasem uciążliwych zadań i zobowiązań, lecz także z milczącą akceptacją podporządkowania, a nawet poddaństwa. Działalność ruchów antyliberalnych w regionie stanowi reakcję na upokarzające podporządkowanie, zapewne jeszcze bardziej drażniące dla tych, którzy spodziewali się, że zostaną powitani na Zachodzie jako kolejni Europejczycy.

*
Iwan Krastew jest politologiem, filozofem polityki, szefem Centrum Strategii Liberalnych w Sofii; współzałożyciel think tanku European Council on Foreign Relations, związany z Instytutem Nauk o Człowieku w Wiedniu. Wydał m.in. Demokracja nieufnych. Eseje polityczne (2013, Wydawnictwo Krytyki Politycznej), Demokracja: przepraszamy za usterki (2015, Wydawnictwo Krytyki Politycznej) i Co po Europie? (2018, Wydawnictwo Krytyki Politycznej).

**
Stephen Holmes jest profesorem Szkoły Prawa Uniwersytetu Nowojorskiego, uczył wcześniej w Princeton, Chicago i Yale. Autor książek z dziedzin nauk społecznych i prawa, m.in. The Matador’s Cape: America’s Reckless Response to Terror (2007) i The Anatomy of Antiliberalism (1993).

**
Fragment książki Iwana Krastewa i Stephena Holmesa „Światło, które zgasło. Jak Zachód zawiódł swoich wyznawców”, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

**
W książce znajdują się przypisy, które tutaj, ze względów redakcyjnych, pominięto.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij