Zagraniczni dziennikarze zapewne z niecierpliwością czekają na kolejne rewelacje polskich historyków i publicystów z obozu „niezależnych”.
Przez dłuższą chwilę naiwnie wierzyłem, że redakcja zagraniczna Polskiego Radia – rzecz w naszym pejzażu medialnym niesłychanie cenna i o niemałym znaczeniu – uchroni się przed zawłaszczeniem przez medialną kurszczyznę, do uprawiania której na odcinek radiowy delegowano specjalistkę od Smoleńska i Katynia, panią prezes Stanisławczyk. W redakcji zagranicznej pracowało i pracuje sporo bardzo fajnych młodych ludzi, nie tylko z Polski, którzy często robili programy w stu procentach wypełniające kategorię misji i prezentowali odbiorczyniom i odbiorcom za granicą ciekawy, zróżnicowany i rzetelny obraz naszego kraju. Z koleżankami i kolegami pracującymi w PR żartowaliśmy z nadzieją, że redakcję anglojęzyczną PiS oszczędził, bo zwyczajnie nie rozumie, o czym się tam gada.
No więc wszystko ma swój koniec. Rocznicę Jedwabnego na antenie Polskiego Radia dla Zagranicy uświetnił dr Piotr Gontarczyk wywiadem, którego zamysł można streścić frazą: „a niech nam pan powie, czemu Gross to szkodnik”.
Pierwsze pytanie dotyczy „przekłamań, fałszerstw obalonych przez uznanych historyków”; ostatnie zaś „historycznej prawdy zbadanej przez niezależnych historyków”. Kim są ci „nieuznani” i „zależni” pozostaje się czytelniczkom domyśleć, choć ani tytuł ani wstęp do wywiadu tego nie ułatwią. Połowa rozmowy to dopraszanie się o listę pomyłek Grossa, druga z kolei to pomysł na historię samego doktora Gontarczyka – narracja o takiej subtelności, w której do niedawna gustowały tylko szmatławce radykalnej prawicy. Dziś to już jednak mainstream. W wersji tej Żydzi „plują polskim żołnierzom w twarz” (tak!) i dopuszczają się czynów nienawistnych –a antysemityzm, owszem, w Polsce istniał, ale nie ma związku z Jedwabnem, tamtejsza zbrodnia jest bowiem winą komunizmu i nazizmu.
„Wielu biednych Żydów radośnie witało Armię Czerwoną” – usłużnie przypomina Gontarczyk. „I to nie dlatego, że byli biedni i nie mieli, gdzie mieszkać” – czyli właściwie dlaczego? Byłoby uprzejmie ze strony autora tych słów, żeby doprowadził swoje rozumowanie do logicznego końca – dlaczego w końcu Żydzi sympatyzowali z Sowietami? Konkluzję możecie jednak dopisać sobie państwo sami – nic dziwnego, że ich spalono. Ale zaraz, przecież tak naprawdę to komuniści byli winni… Można się pogubić. Na pewno pogubił się sam autor tych tez, bo wielkodusznie przyznaje, że mordowali jednak Polacy i nic tych zbrodni nie usprawiedliwia – a jednak cały jego wywód zdaje się dokładnie w tę stronę zmierzać, tzn. do skierowania winy na „przestępcze ideologie” i zarysowania kontekstu, w którym zbrodnia ma się wydać bardziej zrozumiała, logiczna, racjonalna, odpotworniona.
Nie ma tu miejsca na polemikę z ustaleniami historyczek i historyków – zostawiam to badaczkom i badaczom tematu. Choć i oni muszą być czujni, bo Gontarczyk w każdej chwili każdemu i każdej może przypomnieć, że nie są historykami. Tak jak Gross. Tytuł rozmowy brzmi bowiem dokładnie tak: Gross is no historian, Gross nie jest historykiem.
Jak przy wielu innych wypowiedziach bohatera tego wywiadu, jej zgodności z faktami nie można nic zarzucić. W sensie: tak, Żydzi witali Armię Czerwoną; i owszem, Gross doktoratu z nauk historycznych nie ma – tylko wnioski są tak infantylne, że z trudem cały poprzedzający je wywód traktować serio.
Gross może nie jest historykiem z podstawowego wykształcenia, ale jego książki i prace do dziedziny nauk historycznych przynależą, on sam historię wykłada (jako profesor historii na Wydziale Historii Uniwersytetu Princeton), a polski medal, który tak gorąco chce mu się dziś odebrać, dostał za badania nad okupowaną wojenną Polską zawarte w pracy Revolution form Abroad. Jeśli w opinii Gontarczyka tylko tytuł magistra albo doktora historii (najlepiej polskiego uniwersytetu) uprawnia do polemiki w polskich sprawach, to mało to mówi o jego adwersarzach, za to więcej o nim i o syndromie „oblężonej piaskownicy”. Tyle samo warte jest rozumowanie, zgodnie z którym logiczną odpłatą za wspomniane „nienawistne czyny” Żydów jest spalenie kilkuset osób żywcem w stodole.
Doprawdy, wszystkie te odkrycia z tygodnika braci Karnowskich, które relacjonuje dziennikarce PR Gontarczyk, to już polski klasyk, echo polemik z Grossem piętnaście lat temu publikowanych szeroko w prawicowych mediach, z „Naszym Dziennikiem” na czele. Te już wówczas diagnozowała – uwaga, antropolożka, nie historyczka – Joanna Tokarska Bakir: […] „sugestia, że nastroje antysemickie w Jedwabnem były rezultatem współpracy miejscowych Żydów z NKWD podczas sowieckiej okupacji, sytuowałby się pomiędzy mitycznym [dopasowującym wersję wydarzeń do obowiązującego mitu – przyp. JD] a kognitywnym typem stłumienia. Podobnie jak próby skompromitowania Jana Grossa jako «socjologa», a także zdezawuowania osoby Szmula Wasersztajna jako «agenta UB», jego celem miało być zmniejszenie dysonansu poznawczego pomiędzy tym, co wie się o własnej przeszłości (mord polskimi rękoma), i tym, co się aktualnie o sobie myśli (Polacy nie mordują; co najwyżej zabijają w obronie własnej, natomiast bywają mordowani) oraz jak w związku z tym chciałoby się tę przeszłość pamiętać (mord w Jedwabnem jako krwawa zemsta na kolaborantach, częściowo w związku z tym usprawiedliwiona; nie należy wierzyć «socjologom» i «agentom»).”
Tekst Tokarskiej-Bakir ma trzynaście lat. Nihil novi – ktoś powie. Przecież wtedy, jak i dziś role rozdane były w przewidywalny sposób, a argumenty podobne. Czy zatem faktycznie „nic nowego” i nie ma o czym pisać? Ukazanie się wywiadu zbiega się w czasie z wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że starania o obronę dobrego imienia Polski za granicą wciąż są nieskuteczne, że trzeba je zintensyfikować. Być może za mało w tej kwestii robi MSZ? Jasne jest, że gdzie MSZ zawodzi, trzeba nadganiać na innych odcinkach. Zagraniczni dziennikarze, badaczki i obserwatorki zapewne z niecierpliwością czekają na kolejne rewelacje polskich historyków i publicystów z obozu „niezależnych”. Dotychczas anglojęzyczna widownia raczej nie miała okazji się z nimi zapoznać, oni od pisania w językach obcych raczej stronią (może z wyjątkiem profesora Chodakiewicza). No ale od czego mamy redakcję zagraniczną, jak nie po to, żeby to wszystko przełożyć na angielski, tak?
Nie wiem, czy bardziej mnie więc wkurza miernota tej rozmowy – idea, że sens wywiadu z historykiem polega na podstawieniu mu mikrofonu, żeby się wyżył na innym badaczu – czy bezmyślność ludzi, których pomysł na „obronę dobrego imienia Polski” jest właśnie taki: Gontarczyk łaje Grossa.
Skądinąd taka narracja prawicy w mediach brzmi niezbyt harmonijnie z tym, co mówią prezydent i premier, co mówi dziś w tej sprawie państwo polskie, formalny gospodarz rocznicy w Jedwabnem, której wymowa była inna. Potępiono tam antysemityzm i ksenofobię – władze Polski stać było na minimum powagi i pokory, nawet jeśli te same władze z podobnych gestów rozliczały swoich poprzedników, a prezydent Duda i premier Szydło na wizytę czasu nie znaleźli. W Jedwabnem, w rocznicę zbrodni „dobre imię Polski” rzeczywiście raczej się broniło – samo. Szczęśliwie, nikt tam nie mówił Gontarczykiem i nie licytował „czynów nienawistnych” Żydów na Polakach. W całym tym morzu żenady jakoś się cieszę, że prezydent Duda (mimo tego, co mówił w kampanii) i premier Szydło nie podpisali się pod tą retoryką. Zawsze lepiej tak, niż na konferencji ONR-u z negacjonistami zbrodni jedwabieńskiej, której przejęta przez niepokornych dziennikarzy TVP Historia patronuje.
Ale co idzie w świat, to idzie w świat – PR dla zagranicy zostało po to stworzone, żeby budować obraz Polski i informować o tym, co się u nas dzieje, ZA GRANICAMI POLSKI. Z medialnym pozdrowieniem, good night and good luck.
**Dziennik Opinii nr 194/2016 (1394)