Kraj, Unia Europejska

Wymęczeni światłem

Fot. Alexander Kaunas/unsplash

Nad 68 proc. powierzchni Polski nie występuje już naturalne niebo nocą, a dla 14 proc. Polek i Polaków nocne niebo jest tak jasne, że ich oczy całą dobę pracują w trybie dziennym. A mimo to temat zanieczyszczenia świetlnego w polskiej debacie publicznej niemalże nie występuje.

Zjawisko zanieczyszczenia światłem jest w Polsce tak nieznaną kwestią, że większość społeczeństwa byłaby zaskoczona, że to w ogóle może stanowić problem. Przyzwyczailiśmy się do otaczającego nas zewsząd sztucznego światła, traktując je niemal jak powietrze i nie zauważając, że jego nadmierna emisja ma niebagatelny wpływ na środowisko, jak i samego człowieka. Nie tylko pochłania energię elektryczną, ale też destrukcyjnie wpływa na całą biosferę.

Problem w tym, że na co dzień mało kto dostrzega negatywne aspekty tego zjawiska, nawet jeśli te skutki odbijają się na nas samych.

– Ludzie wciąż odbierają światło niemal wyłącznie jako zdobycz cywilizacyjną, która przynosi same korzyści. Nie mają świadomości, że nieodpowiednie oświetlenie stanowi istotne zagrożenie dla środowiska naturalnego, ale też dla nich samych i ich zdrowia. Obowiązuje prosta zasada: jaśniej, znaczy się lepiej. Od kilku dekad wiemy, że to nieprawda – mówi dr Andrzej Kotarba z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk.

Światło szkodzi

Zanieczyszczenie światłem w świecie rozwiniętym jest tak duże, że UNESCO w 2003 roku uznało widok gwiaździstego nieba za element światowego dziedzictwa, które należy ochronić dla przyszłych pokoleń. Problemy związane z tym zjawiskiem nie sprowadzają się jednak tylko do obserwacji astronomicznych. Zanieczyszczenie światłem wpływa negatywnie na biosferę, utrudniając życie owadom i zaburzając rytm dobowy zwierzętom.

Zanieczyszczenie powietrza dotyczy wszystkich, ale niektórych z nas dotyka bardziej

Cierpią także na tym ludzie, którzy miewają zaburzenia snu z powodu zanieczyszczenia światłem nocnego nieba. Może ono powodować szereg dolegliwości i zaburzeń takich jak depresja, trudności z koncentracją i pamięcią, a nawet choroby sercowo-naczyniowe. – Dla zdrowego życia potrzebujemy jak największej różnicy w poziomie jasności dnia i nocy – mówi Pavel Suchan z Instytutu Astronomicznego Czeskiej Akademii Nauk.

Według badań przeprowadzonych w 2014 r. nad 68 proc. powierzchni Polski w ogóle nie występuje już naturalne nocne niebo. – Na pozostałym obszarze jest dostrzegalne, ale niemal wyłącznie w zenicie – twierdzi Kotarba. Najlepiej pod tym względem jest w Bieszczadach, gdzie niebo jest tylko o kilka procent jaśniejsze od nieba zupełnie niezanieczyszczonego światłem.

Najgorzej oczywiście w dużych aglomeracjach, z Warszawą na czele – nocne niebo nad Warszawą jest 6 tysięcy razy jaśniejsze od naturalnego. Dla porównania nocne niebo nad Pragą jest jaśniejsze od naturalnego „jedynie” 3 tysiące razy. Z powodu zanieczyszczenia światłem połowa obywateli naszego kraju nie ma okazji dostrzec na niebie Drogi Mlecznej. Dla co siódmego mieszkańca Polski nocne niebo jest tak jasne, że nawet w nocy oczy pozostają w trybie widzenia dziennego.

Z perspektywy globalnej sprawa nie wygląda lepiej. Obszary świecące dokonują ekspansji w tempie 2,2 proc. rocznie. Co więcej, obszary te stają się coraz jaśniejsze – jaśnieją w tempie 1,8 proc. rocznie. W latach 2012–2016 terytorium Polski pojaśniało w sumie o 10–15 proc., a tereny największych polskich aglomeracji – nawet o 30 proc. Nieco inaczej wygląda to w Czechach – chociaż obszar Pragi pojaśniał w tym okresie aż o 50 proc., to „jasność” pozostałego terytorium Czech w zasadzie się nie zmieniła.

Niewidoczny problem światła

W Polsce zjawisko zanieczyszczenia światłem niemalże w ogóle nie występuje w debacie publicznej – a już na pewno nie w jej głównym nurcie. Początkowo na problem ten zwracali uwagę astronomowie, którym zanieczyszczenie nieba światłem utrudniało prowadzenie obserwacji. Następnie sprawę zaczęli nagłaśniać ekolodzy, głównie z punktu widzenia negatywnego wpływu nadmiernej emisji sztucznego światła na biosferę. Wreszcie pojedynczy medycy zaczęli dostrzegać niekorzystny wpływ tego zjawiska na ludzkie zdrowie.

Mimo to nagłaśnianie problemu zanieczyszczenia sztucznym światłem wciąż w Polsce jest marginalne. – Dzięki coraz liczniejszym inicjatywom pozarządowym, można zaobserwować stopniowy wzrost świadomości społecznej problemu. Jest on jednak bardzo powolny – mówi Andrzej Kotarba.

Aktywizm w czasach epidemii? Strajkuj dalej, ale zdalnie – zachęca Greta Thunberg

Jedną z takich inicjatyw podjęło stowarzyszenie Polaris z Sopotni Wielkiej. Organizuje ono co roku Festiwal Ciemnego Nieba, którego odbyło się już siedem edycji. Właśnie w Sopotni Wielkiej, tuż przy granicy ze Słowacją, znajduje się jeden z zaledwie pięciu „rezerwatów ciemnego nieba” w Polsce. Pozostałe są zlokalizowane w Palowicach w województwie śląskim, w Wielkopolsce (Ostoja Ciemnego Nieba), w Bieszczadach (Park Ciemnego Nieba Bieszczady) oraz na pograniczu polsko-czeskim na Dolnym Śląsku (transgraniczny Izerski Park Ciemnego Nieba).

Zupełnie inaczej jest w Czechach, gdzie sprawą zajmuje się często zarówno Ministerstwo Środowiska, jak i media, a znalezienie informacji na ten temat nie stanowi większego problemu. – Świadomość społeczna problemu poprawia się. Oczywiście nie każdy zdaje sobie z niego sprawę, ale i tak znajomość tej kwestii oraz zainteresowanie mediów są w Czechach stosunkowo wysokie. Powstało na ten temat wiele materiałów telewizyjnych, radiowych i prasowych – twierdzi Pavel Suchan.

Najgorzej oczywiście w dużych aglomeracjach, z Warszawą na czele.

Między innymi z powodu tych zupełnie różnych percepcji problemu kilka lat powstał polsko-czeski konflikt lokalny. W Bogatyni firma Citronex postawiła warte 300 milionów euro szklarnie pod uprawy pomidorów, które generowały nocą gigantyczne światło, zanieczyszczające niebo także w Czechach. Dostrzegający problem od lat Czesi zaczęli zgłaszać pretensje, a sprawa trafiła nawet na tapetę podczas spotkania ministrów obu krajów.

Spółka zainstalowała kurtyny od strony Czech, a także zdecydowała wyłączać światła w okresie od maja do października, jednak problem pozostał. Na uciążliwości uskarżają się już także ludzie mieszkający po polskiej stronie granicy – na przykład mieszkańcy siedmiotysięcznych Siechnic. – Szklarnie w Polsce to niekończąca się historia. Wciąż otrzymujemy skargi od mieszkańców pobliskich obszarów. Według mojej wiedzy czeskie Ministerstwo Środowiska wciąż próbuje rozwiązać ten problem – twierdzi Pavel Suchan.

Zalecenia zamiast przepisów

Dowodem na to, że problem zanieczyszczenia światłem jest niespecjalnie w Polsce dostrzegany, jest również fakt, że nie mamy nad Wisłą kompleksowej ustawy regulującej ten problem. Istnieją jedynie szczątkowe przepisy lub normy rozrzucone po różnych dokumentach, które regulują ten problem w sposób wyjątkowo mizerny. Na przykład do prawa budowlanego włączono zapisy mówiące, że zamontowane na zewnątrz budynków oświetlenia oraz reklamy świetlne nie mogą powodować uciążliwości u użytkowników przestrzeni publicznych – pieszych czy kierowców.

Toyota na jeziorze, czyli kraj reklamami oszpecony

Są one jednak na tyle ogólne, że wiele uciążliwego oświetlenia działa bez przeszkód. – Ważna jest norma PN-EN 12464–2:2014–05, która podaje m.in. sugerowane wartości natężenia światła na fasadach budynków, ilości światła emitowanego w górę, całkowitą intensywność źródeł światła. Norma ta – i jej pokrewne – ma wyłącznie charakter zalecenia, można do niej się stosować, ale nie trzeba – mówi dr Andrzej Kotarba.

Prawodawstwo w Czechach jest w tej kwestii posunięte zdecydowanie dalej. Kwestia zanieczyszczenia światłem została wprowadzona już w 2002 roku do ustawy dot. czystości powietrza. Umożliwiło to gminom wydawanie aktów lokalnych regulujących natężenie światła emitowanego w nocy. Możliwe jest także nakładanie kar na osoby, które zakłócają noc nadmiernym światłem – na podobnej zasadzie co karanie za zakłócanie ciszy nocnej hałasem. W takiej sytuacji możliwe jest wystawienie mandatu wysokości 10 tys. koron.

W Czechach powstał też fundusz modernizacyjny mający na celu między innymi ograniczenie zanieczyszczenia światłem. Warty 120 milionów koron program ogłoszony przez czeskie Ministerstwo Przemysłu i Ministerstwo Środowiska dofinansuje gminom przebudowę oświetlenia w miejscach publicznych, by było ono nie tylko bardziej energooszczędne, ale też przyjaźniejsze dla zdrowia. Do programu przystąpiło 150 gmin.

Konieczne zmiany

Według Andrzeja Kotarby gminy w Polsce powinny odważniej uchwalać na swoim terenie akty prawa miejscowego, które regulowałyby przynajmniej częściowo kwestię emisji sztucznego światła na ich terenie. Kilka małych gmin podobne przepisy już wprowadziło – między innymi Sopotnia Wielka, na której terenie jest jeden z pięciu polskich rezerwatów ciemnego nieba – jednak tego typu akty są wciąż rzadkością.

Instytucje publiczne, a w szczególności jednostki samorządu terytorialnego powinny też wprowadzać do specyfikacji przetargów dokładne parametry montowanego światła oraz odrzucać wszystkie oferty przetargowe, które tych norm nie spełniają. Należy też zwiększyć poziom stosowania się do norm regulujących natężenie światła i poziom ich egzekwowania. Nieprzestrzeganie norm dotyczących światła powinno być karane, a oświetlenie niespełniające tych norm winno być usuwane z mocy prawa.

– W Polsce karana jest emisja zanieczyszczeń do wód, gleb i powietrza. Tymczasem za generowanie zanieczyszczenia światłem nie grożą żadne sankcje. Konieczny jest akt prawny, który pozwoliłby egzekwować stosowanie norm realizacji oświetlenia zewnętrznego zgodnie z zasadami redukcji i eliminacji zanieczyszczenia światłem. Akt taki doskonale wpisywałby się w realizację polityki rozwoju smart cities, ochrony krajobrazu naturalnego i kulturowego, rozwój nowoczesnej turystyki (rezerwaty ciemnego nieba przyciągają coraz więcej turystów), ochrony środowiska – twierdzi Kotarba.

Bendyk: Państwo uczy się wolniej niż miasta

Czas więc wzorem Czech wziąć się za sprawę na poważnie, a nie – tak jak było w przypadku smogu – dopiero wtedy, gdy negatywne skutki będą tak duże, że trudno będzie udawać, że problemu nie ma. Zanieczyszczenie światłem może nie zabija, tak jak zanieczyszczenie powietrza, jednak nie jest kwestią, którą możemy nadal bezkarnie lekceważyć.

**

Tekst powstał w ramach transgranicznego projektu dziennikarskiego zatytułowanego Off the beaten track, będącego wynikiem współpracy Krytyki Politycznej z n-ost, Hlídací pes, Szabad Pécs i Moldova.org. Projekt finansowany jest ze środków Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij