Zamiast pisać o polskich faszystach per „oni”, należałoby raczej zastanowić się, co czyni nas uczestnikami tej samej kultury. Upupianie ich to tylko dalszy ciąg bagatelizowania problemu.
Opublikowany na stronie gazeta.pl wywiad Michała Gostkiewicza z doktorem Pawłem Dobrosielskim czytaliśmy z rosnącym sprzeciwem i wstydem. Sprzeciwem, bo uważamy, że diagnoza źródeł praktyk nacjonalistycznych, którą stawia badacz, służy w istocie bagatelizacji problemu. Wstydem, bo jako badacze podobnych zjawisk nie identyfikujemy się z protekcjonalnym tonem Dobrosielskiego. Dobrze znamy ten ton – pełen wyższości wobec wszystkich spoza warstwy inteligenckiej – bo jest on popularny wśród polskich akademików i akademiczek. Nie pomaga on jednak w rozpoznaniu zjawisk, o których mowa, za to źle świadczy o posługujących się nim ekspertach.
Dr Paweł Dobrosielski stawia tezę, jakoby wzory kultury, z których czerpią polscy nacjonaliści, nie miały nic wspólnego z „książkami historycznymi” i „lekturami wspomnień z kacetów”. Jego zdaniem pochodzą one z popkulturowych źródeł transmitujących fascynację kultem siły i estetykę nazistowską. Ten stary nawyk polskiej inteligencji – zająć pozycję w loży, przez lornetkę patrzeć na maluczkich i załamywać ręce nad ich głupotą wynikłą z braku odpowiednich lektur – przypomina praktyki XIX-wiecznych antropologów, którzy z rozbawieniem, grozą lub politowaniem przyglądali się wybranym przez siebie „dzikusom”. Problem w tym, że to właśnie „książki historyczne” i „lektury wspomnień z kacetów” wciąż tworzą i reprodukują dominujące wzory kultury. To w odtwarzanej między innymi za ich pośrednictwem tradycji polskiego nacjonalizmu tkwi źródło problemu.
czytaj także
Bohaterów reportażu TVN nie stworzyły odpryski popkultury. Nazizmem fascynowali się w międzywojniu polscy narodowcy spod znaku ONR Falanga, dla których NSDAP była wzorem godnym naśladowania. Toast „Za Hitlera i naszą ukochaną ojczyznę, Polskę” – wcale nie musi zatem aż tak zdumiewać. Przecież powiewające na zielonych sztandarach organizatorów Marszu Niepodległości geometryczne symbole ręki z mieczem to nic innego, jak parafraza swastyki. Tej z tortu w lesie, która bynajmniej nie jest „symbolem wieloznacznym”, jak dowodził w ekspertyzie sądowej prof. Tomasz Panfil. Innymi słowy, obchodzone w lesie urodziny Adolfa Hitlera to nie żaden eksces i aberracja, tylko kontynuacja i konsekwencja. Aby przekonać się, jakim wsparciem i aprobatą cieszy się ta tradycja, wystarczy wsłuchać się w głosy przedstawicieli polskich opiniotwórczych elit po emisji reportażu TVN. Na jej nieustającą witalność pracowano w Polsce latami – bez różnicy, która z partii akurat sprawowała władzę. Nadszedł czas, by zmierzyć się z rolą systemu edukacji i Akademii, a zwłaszcza nauk historycznych, w budowaniu i umacnianiu nacjonalistycznych wzorów kultury polskiej.
Kochające Polskę rodziny z dziećmi, czyli jak oswoiliśmy faszyzm
czytaj także
Zamiast pisać o polskich faszystach per „oni”, jak robi to Dobrosielski, należałoby raczej zastanowić się, co czyni nas uczestnikami tej samej kultury. Czy nie jest to aby „przywiązanie do historii własnego narodu”, które afirmują i rozmaici historycy, i fani „wspomnień z kacetów”? Czy nie jest to właśnie traktowanie pojęć takich jak „własny” i „naród” jako neutralnych kategorii opisu? Bez rewizji i dekonstrukcji tego przywiązania i tych pojęć w głównym, a nie marginalnym nurcie kultury polskiej, nie ma, naszym zdaniem, szansy na rozprawienie się z pokazanym przez TVN zjawiskiem. Nie ma szans na koniec nacjonalizmu – czy to w jego odsłonach elitarnych, czy ludycznych.
czytaj także
Dobrosielski upupia i ośmiesza ludzi, o których mówi. Nazywa ich „gówniarzami”, „dziewicami” i „słabymi chłopcami”. Infantylizacja, którą stosuje, jest powieleniem schematu funkcjonującego w Polsce od lat: bagatelizowaniem problemu.
To właśnie ten schemat doprowadził do szoku i zaskoczenia materiałem TVN24, choć to nie praktyki pokazane przez dziennikarzy są czymś nowym, nowym jest jedynie zainteresowanie nimi dziennikarzy. Najczęściej bagatelizacji tej dokonuje się, wrzucając faszyzm i antyfaszyzm do worka z napisem „radykalizmy” oraz nazywając skrajną prawicę „marginesem marginesów”, „wygłupami chuliganów” i „młodzieżą”, która „musi się wyszumieć”. Pisała o tym niedawno Kornelia Sobczak, wskazując również na inne przykłady właściwe dla tej praktyki powszechnego użytku. To właśnie ten schemat Dobrosielski powiela, gdy twierdzi, że bohaterowie materiału TVN „nie do końca rozumieją, co właściwie robią”. Nie twierdzimy, że dysponują oni pełną wiedzą na temat swoich praktyk i że wybrali je na wiedzy tej podstawie. Twierdzimy za to, że postrzegania rzeczywistości, która stoi za ich wyborami, nie można infantylizować i że ma one swoje źródła w głównym nurcie kultury polskiej.
Na koniec zatrzymajmy się na chwilę przy „chłopcach”. „Chłopcami w okresie dojrzewania” nazywa Dobrosielski Polaków, a nacjonalistów polskich – „słabymi chłopcami”. Czy kobiety, które coraz liczniej zasilają ruch narodowy, należałoby w takim razie nazwać „słabymi dziewczętami”? Pytanie to zostawiamy badaczowi pod rozwagę. Przede wszystkim jednak: czy wzorem, który należałoby ucieleśnić, jest „silny mężczyzna”? Czy naprawdę potrzeba nam „silnych mężczyzn”, by skończyć z nacjonalizmem?
Wolna od Żydów, katolicka, militarna, męska – to faszystowski ideał, który spełnia się w Polsce
czytaj także
Dr Paweł Dobrosielski pisze, że gdy w Polsce wybuchną pogromy, jego już tutaj nie będzie. Jako dzieci wychowane w domach, w których mówiło się dużo o wojnie i Zagładzie, prześladowało nas pytanie: czy zdążymy wyjechać na czas? Kiedy dorośliśmy, zrozumieliśmy, że odpowiedź na to pytanie nie tkwi tylko w rozpoznaniu sytuacji, ale także w warunkach materialnych. To one zadecydują, kto wyjedzie, a kto zostanie. Decydowały już o tym po wielokroć w przeszłości. Niestety nie uczy się o tym w szkołach i na ogół milczy w książkach polskich historyków.
*
Piotr Forecki – politolog, pracownik Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM
Anna Zawadzka – doktor socjologii, pracuje w Instytucie Slawistyki PAN