Kraj

Tusk otworzył swoje pudełko czekoladek

W odpowiedzi na „sto konkretów Tuska” pojawiły się głosy krytyki, że 100 konkretów to za dużo, że nikt tego nie spamięta, że przez nadmiar propozycji żadna się nie przebije, a w ogóle KO ogłosiła swoje postulaty programowe za późno. Nie zgadzam się z tą krytyką.

Forest Gump mawiał, że „życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo, co się trafi”. Słowa te doskonale opisują polityczną sobotę w Polsce, gdy wszystkie istotne partie poza Konfederacją zorganizowały swoje konwencje wyborcze. Każda z nich zaprezentowała swoje pudełka czekoladek, pełne obietnic skierowanych do różnych grup wyborców.

Pudełko PiS pochodziło z odzysku – Kaczyński włożył do niego czekoladki, jakimi już od dawna obiecywał nas poczęstować. Pudełko Lewicy zostało skompletowane z myślą o pracownikach. Lewicowa koalicja obiecała im między innymi drogę do 35-godzinnego tygodnia pracy oraz „prawo do odłączenia” po zakończeniu dniówki – tak by szef nie mógł wydzwaniać i bombardować mailami po wyjściu pracownika z biura.

Koalicja Obywatelska przedstawiła z kolei „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządu” – Tusk pokazał wyborcom największe, najbardziej różnorodne pudełko czekoladek. Ze wszelkimi zaletami i wadami nadmiaru.

Sadura o wyborach: Platforma (w końcu) przywdziewa populistyczny kostium

Coś dla liberałów, coś dla rolników, dla lewicowców też coś się znajdzie

Gdy Tusk ogłaszał listy wyborcze KO, pojawiały się komentarze, że w sytuacji, gdy nie udało się stworzyć jednej listy demokratycznej opozycji, lider Platformy postanowił sam zbudować ją sobie na listach KO, zapraszając polityków z niemal całego politycznego spektrum: od Barbary Nowackiej i Zielonych, przez Michała Kołodziejczaka po Romana Giertycha. „100 konkretów KO” skonstruowane jest w podobny sposób. Tusk pełnymi garściami czerpie z propozycji praktycznie wszystkich możliwych sił politycznych, oferując coś wyborcom o bardzo odmiennych poglądach, przychodzących do KO z diametralnie różnych miejsc.

Z repertuaru lewicy KO wzięła więc m.in. obietnice dowartościowania i dofinansowania sfery publicznej: co najmniej 20 proc. podwyżki dla pracowników sfery budżetowej, a dla nauczycieli co najmniej 30 proc. Wśród socjalnych postulatów skierowanych do lewicowych wyborców znajdziemy też m.in. drugą waloryzację rent i emerytur w latach, gdy inflacja przekracza 5 proc.; zamrożenie cen gazu dla gospodarstw domowych w 2024 roku; podwyższenie zasiłku pogrzebowego; inwestycje w powiatowe centra diagnostyczne na terenach, gdzie dostęp do dobrej diagnostyki jest ograniczony; podwyższenie renty socjalnej i świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego oraz darmowe in vitro.

W pudełku z czekoladkami Tuska są też bliskie lewicowym wyborcom postulaty określane najczęściej jako „światopoglądowe”: legalna aborcja do 12. tygodnia ciąży, antykoncepcja awaryjna bez recepty, likwidacja Funduszu Kościelnego.

Coś dla siebie znajdą też wyborcy liberalni i przedsiębiorcy: likwidację zakazu handlu w niedzielę; większą kwotę wolną od podatku; „urlop dla przedsiębiorców” (miesiąc bez składek ze świadczeniem urlopowym w wysokości połowy pensji minimalnej); powrót do ryczałtowego rozliczania składki zdrowotnej; zasiłek chorobowy wypłacany w mikroprzedsiębiorstwach od pierwszego dnia przez ZUS, a nie przez pracodawcę; likwidację „podatku Belki” od zysków kapitałowych.

Zieloni znajdą wśród „100 konkretów” program odnowy torfowisk i mokradeł oraz ochronę bioróżnorodności na terenach miejskich. Rolnicy obietnice rozwoju miejskich targowisk, wsparcie dla budowy systemów retencji oraz gwarancję, że co najmniej połowa „strategicznych produktów spożywczych” w sklepach będzie pochodzić z Polski – co niestety może okazać się sprzeczne z przepisami UE. Ślązakom obiecano uznanie języka śląskiego za język regionalny oraz utworzenie Ministerstwa Przemysłu z siedzibą na Śląsku. Wyborcom, dla których kluczowe jest „rozliczenie PiS”, postawienie przed Trybunałem Stanu m.in. prezydenta Dudy, premiera Morawieckiego i Jacka Sasina oraz „likwidację neo-KRS”.

Postulaty Platformy, niezależnie, czy brane z lewa, czy z prawa, dostosowane są przy tym do polskiego centrum, do tego, co w polskiej debacie uchodzi za zdrowy rozsądek. Tam gdzie lewica obiecuje wycofanie religii ze szkół, tam KO postuluje „tylko” przeniesienie katechezy na pierwszą lub ostatnią lekcję oraz wykreślenie oceny z tego przedmiotu na świadectwach szkolnych. Zamiast programu budowy mieszkań na wynajem, KO proponuje dopłatę 600 złotych do najmu dla młodych oraz kredyt 0 procent na pierwsze mieszkanie – środki, które niekoniecznie rozwiążą problemy mieszkaniowe, a z pewnością podniosą ceny najmu i kupna mieszkań.

Czy to się spina?

Czy te zebrane z różnych koszyków postulaty mogą się złożyć na realny program na pierwsze sto dni zdominowanego przez KO rządu? Można to sobie wyobrazić tylko z bardzo wielkim trudem. Podstawowy problem ze 100 konkretami jest jednak taki, że te propozycje trudno się spinają.

KO z jednej strony składa szereg obietnic wiążący się ze znaczącym wzrostem wydatków z budżetu – podwyżki w budżetówce, inwestycje w geriatrię i diagnostykę na prowincji, „babciowe” i podwyżki istniejących świadczeń socjalnych. Jednocześnie partia nie mówi nic na temat tego, skąd wziąć na to pieniądze – oszczędności z likwidacji Funduszu Kościelnego czy odblokowanie środków z KPO mogą nie starczyć. Tym bardziej że KO proponuje drugi w ciągu ostatnich kilku lat skokowy (dwukrotny) wzrost kwoty wolnej od podatku.

Postulat ten, jak skuteczny wyborczo by się nie okazał, budzi największe wątpliwości ze wszystkich stu konkretów. Jego koszty Ministerstwo Finansów szacuje na 45 miliardów złotych w przyszłym roku. Bez mechanizmu wyrównującego spadki wpływów z podatku PIT samorządom, dla których ten podatek jest szczególnie istotnym źródłem dochodów, taka obniżka może przynieść bardzo nieprzyjemne skutki dla dostarczanych przez władze lokalne usług publicznych.

Przejrzałem media społecznościowe Platformy Obywatelskiej. Zalała mnie fala shitcontentu

Bardzo wiele propozycji KO będzie nie do zrealizowania w warunkach chwiejnej, niewielkiej opozycyjnej większości i prezydenta Dudy dysponującego wetem. Tak długo, jak długo Duda pozostanie w pałacu prezydenckim, nie ma szans na likwidację Rady Mediów Narodowych i odpolitycznienie TVP czy legalną aborcję do 12. tygodnia – chyba że opozycja znajdzie sposób jak zrobić to inną drogą niż ustawa.

Krok w progresywną stronę nieduszący Lewicy

Mimo wszystkich tych zastrzeżeń postulaty KO to ostrożny krok największej siły demokratycznej opozycji w bardziej progresywną stronę, w miejsce, gdzie stoi dziś większość europejskiej centroprawicy. Ten ruch, mimo Giertycha na listach, będzie przekonujący dla części bardziej progresywnych wyborców wahających się między głosem na KO a Lewicę.

Jednocześnie nie miażdży on zupełnie Lewicy, zostawia jej trochę przestrzeni. Po podejściu do katechezy w szkole czy równości małżeńskiej widać, że KO ciągle nie porzuca wszystkich swoich „konserwatywnych kotwic”. Propozycje mieszkaniowe Tuska nieustannie pokazują przywiązanie do podejścia: państwo dopłaca bankom, deweloperom i landlordom, ale nie jest w stanie przeznaczyć podobnych środków na programy budownictwa społecznego.

Jana Shostak: nie-anioł, który idzie w bagno

W konkretach KO nie ma też nic o pracy: związkach zawodowych, „uberyzacji pracy”, rosnącej roli algorytmów w zarządzaniu pracą i jej wycenianiu, równowadze między pracą o czasem wolnym. Lewica ma tu pole do tego, by przedstawić swoje propozycje.

Równocześnie ten umiarkowany progresywny zwrot KO daje jakieś podstawy do tego, by Lewica mogła z nią wspólnie rządzić, gdyby opozycja demokratyczna miała szansę uzbierać ponad 230 mandatów w następnym Sejmie. Choć jak widać po reakcjach liberalnego komentariatu na nawet tak oczywiste propozycje Lewicy jak kary za niewypłacanie pracownikom pensji na czas, te rządy będą bardzo trudne i niekomfortowe dla obu stron.

Platforma ponownie uczy się, jak grać populistyczną kartą

W odpowiedzi na „sto konkretów Tuska” pojawiły się też głosy krytyki, że 100 konkretów to za dużo, że nikt tego nie spamięta, że przez nadmiar propozycji żadna się nie przebije, a w ogóle KO ogłosiła swoje postulaty programowe za późno i nie będzie miała czasu, by dotrzeć z nimi do wyborców przed 15.10. Nie zgadzam się z tą krytyką.

Zarzucając publiczną debatę aż 100 propozycjami, KO wybija swoim przeciwnikom z ręki ciągle powtarzany argument: partia Tuska nie ma żadnego programu, jest tylko anty-PiS. Wiele z zaprezentowanych w sobotę postulatów jest na tyle nośnych czy atrakcyjnych dla ważnych grup wyborców, że będą powtarzane i dyskutowane.

Za całą konstrukcją „100 konkretów na pierwsze 100 dni” stoi założenie, że wyborów z PiS nie da się wygrać, nie grając populistyczną kartą, że trzeba mieć odwagę w składaniu wyborczych obietnic i odwoływaniu się do aspiracji i emocji widzów. W sobotę KO zrobiła to dość sprawnie, odwołując się do trochę zdrowszych emocji niż te, na których swój przekaz buduje rządząca partia.

Inna sprawa, co stanie się z rozbudzonymi przez obietnice wyborcze oczekiwaniami, jeśli KO zdoła po wyborach utworzyć rząd. Rządy w warunkach słabej większości, z prezydentem Dudą, opanowanym przez nominatów PiS Trybunałem Konstytucyjnym i niepokojącymi sygnałem płynącymi z gospodarki będą bowiem bardzo niełatwe. Rzeczywistość będzie wtedy nie jak pudełko czekoladek, ale raczej jak sklep z serami ze skeczu Monty Pythona.

Wakanda, ups, Polska w moim sercu

Grany przez Johna Cleese’a klient wchodzi w nim do sklepu z serami. Pyta o kolejne gatunki serów: red leicester, bel paese, stilton, jarlsbergost, roquefort itd. W odpowiedzi słyszy tylko: nie dzisiaj, w czwartki, właśnie się skończył, dostawca nie dowiózł. Zdesperowany klient prosi w końcu o tak podstawowe opcje jak camembert i cheddar – ale i te są niedostępne. Ostatecznie sprzedawca przyznaje, że żadnego sera w sklepie nie ma.

Opozycja, jeśli przejmie władzę, nie będzie mogła tego przyznać i coś będzie musiała ze swoich obietnic spełnić – inaczej czeka nas kolejna fala antyliberalnego populizmu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij