Kraj

Ktokolwiek wygra wybory, nie zwiększy zaufania społecznego

Im mniej zaufania społecznego, tym większa paranoizacja życia publicznego, czego efekty widzimy coraz wyraźniej.

Obóz opozycji demokratycznej, na czele z wyborcami PO, jest absolutnie przekonany, że to ostatnie dni reżimu Kaczyńskiego i nawet jeśli potencjalni koalicjanci nie wejdą do Sejmu, zadziała mityczna premia D’Hondta. Politycy i zwolennicy PiS są z kolei pewni, że ich partia bez problemu dowiezie wynik, który pozwoli na sojusz z Konfederacją lub rozczłonkowanie jej. Upojona korzystnymi dla siebie sondażami Konfederacja nie dopuszcza, że znaczna część jej najświeższego elektoratu nie pójdzie do urn, a Lewica i Trzecia Droga nie wierzą, że spadną pod próg.

Tuskowym poputczikiem albo Kaczyńskiego sprzedawczykiem – wolne media według fanatyków PO

Bez względu na wynik wyborów będziemy mieli zawiedzioną znaczną część społeczeństwa, być może nawet jedną trzecią głosujących. Jeśli dodamy do tego, że już dziś niemal 40 proc. dopuszcza, że wybory mogą być sfałszowane, czeka nas być może największy powyborczy kryzys od wielu lat. Kryzys, którego przyczyną jest postępujący brak zaufania społecznego. Łatwo ten brak zaufania zrzucić z jednej strony na PiS i demolowanie kolejnych instytucji publicznych, z drugiej na mniej winne, ale jednak winne media, które kolejnymi histeriami uderzają w bębenek celem monetyzacji klików.

Sławomir Sierakowski i Przemysław Sadura w książce Społeczeństwo populistów stawiają tezę, że kryzys zaufania społecznego jest starszy i głębszy, niż sądzimy. Wskazują, że to efekt relacji folwarcznych, niespełnionej wizji II RP oraz, co ważniejsze, ułomności III RP. Przytaczają badania wskazujące, że w 2014 roku, a więc jeszcze przed objęciem władzy przez PiS, zaufanie społeczne w Polsce było jednym z najniższych w Europie. Kaczyński zastał grunt gotowy do przyjęcia nasion prawicowego populizmu.

Czy Agrounia na listach KO to naprawdę gamechanger?

Bez zaufania nie może istnieć społeczeństwo, a nawet jednostka. Jadąc autem, musisz ufać, że most przed tobą się nie zawali, bo ktoś nad tym czuwa, albo że obiad w restauracji nie będzie zatruty.

Im mniej zaufania społecznego, tym większa paranoizacja życia publicznego, czego efekty widzimy coraz wyraźniej. Ciągłe zapowiedzi zamachu stanu, rzekomo szykowanego przez Kaczyńskiego, albo spisku Tuska i Brukseli, wzrastający odsetek antyszczepionkowców, czy nawet ostatnia awantura o symetrystów, którzy mają być V kolumną PiS-u, dowodzą, że na glebie braku zaufania mogą wyrosnąć bardzo toksyczne rośliny.

Naturalnie działa to także w drugą stronę. Dotrzymywanie obietnic w życiu publicznym wywołuje zdziwienie, które przechodzi w uznanie – na nim można budować swój byt polityczny. Mało kto wierzył, że PiS w 2015 tak szybko i sprawnie wprowadzi 500+. Partia zyskała tym zaufanie pewnych grup społecznych, trwające do dzisiaj. W obiecane przez Tuska autostrady też nie wierzono, a w dużej mierze to one zapewniły PO drugą kadencję.

Jednak bez względu na to, kto wygra wybory, tak widowiskowego spełnienia obietnic już nie będzie. Opozycja, nawet jeśli przejmie władzę, nie wsadzi pisowców do więzień, nie zliberalizuje prawa antyaborcyjnego ani nawet nie odzyska TVP bez zgody prezydenta Dudy.

Z kolei PiS od czterech lat nie jest w stanie wykrzesać z siebie nowej, atrakcyjnej dla swego elektoratu obietnicy. Żyje od kryzysu do kryzysu, bardziej trwa, niż rządzi. Nawet te nieszczęsne pytania referendalne dotyczą tego, co już istnieje, a nie tego, co może zaistnieć. O obietnicach Konfederacji szkoda nawet wspominać. Dwa dni po wyborach Mentzen powie przecież, że żartował.

Oznacza to, że czeka nas kolejny czas załamania się zaufania społecznego, co w dłuższej perspektywie może się okazać zabójcze, zwłaszcza dla Lewicy. Cała lewicowa idea opiera się na zaufaniu do wspólnoty, którego brak skutkuje przyjęciem indywidualistycznych strategii przetrwania. Dlatego wyborca prędzej wybierze 500 czy 800+ w gotówce, niskie podatki i zawieszenie składki ZUS dzisiaj niż obietnicę lepszych usług publicznych i wyższej emerytury jutro.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij