Kraj

Tracimy szansę na uczciwą dyskusję o edukacji

Tracimy szansę na włączenie młodzieży. Dlaczego? Każda ze stron boi się zarzutu o upolitycznianie dzieci?

Dziś, we wtorek, w sejmie czytanie ustawy o reformie edukacji, a pod sejmem o 17.00 kolejny protest przeciwko niej. Media, facebook ożyły. Edukacja znowu „na tapecie”. Praca socjologa ma tę zaletę, że czasami wymusza spojrzenie na aktualne polityczne spory z perspektywy lokalnej. Ostatnie tygodnie zamiast śledzić FB i serwisy informacyjne spędzałem „w terenie”. W śląskich miasteczkach, kaszubskich wsiach, czy byłych pegeerach na Warmii rozmawiałem o bieżącej sytuacji politycznej w Polsce. W Cieszynie uczestniczyłem w debacie poświęconej reformie edukacji. Z tej perspektywy widać rzeczy, które tak trudno zauważyć z centrum.

Uczestnicy wywiadów, które przeprowadzałem, pytani o najważniejsze kwestie polityczne ostatniego roku, wymieniali: trybunał, aborcję, program 500+, ekshumacje i reformę edukacyjną. Lista ta nie jest szczególnym zaskoczeniem. Ciekawsze jest to, że choć przytłaczająca większość badanych to zwolennicy PiS, zdziwiłby się ten, kto na tej podstawie próbowałby przewidzieć ich stanowisko dotyczące wymienionych spraw. Jeśli pominąć spór o trybunał (sic!) to poglądy moich rozmówców pozostają w sprzeczności z programem partii władzy.

Rodzinom, a nie rządowi przypisują prawo do decydowania w sprawie ekshumacji ofiar katastrofy, jak i aborcji płodu z wadami genetycznymi. Program 500+ uważają za zbyt hojny i nie najlepiej zaadresowany, a większość z nich krytykuje likwidację gimnazjów.

I co z tego wynika? Nic. Choć się z partią Kaczyńskiego nie zgadzają, to ją popierają, bo i na kogo by mieli głosować? PO i Nowoczesna to w ich opinii partie establishmentu, o SLD i PSL nikt już tam nie pamięta, a o Razem nikt dotąd nie słyszał.

Ta sytuacja ma swoje odzwierciedlenie na poziomie całego kraju. W sondażach umacnia się stanowisko osób krytycznych wobec likwidacji gimnazjów. W ostatnim, jaki ukazał się przed dzisiejszym pierwszym czytaniem projektu ustawy, przeciwników reformy jest o 3 pkt. procentowe więcej niż jej zwolenników. Trudno nie zauważyć paradoksu: im bardziej gimnazjów nie ma, tym lepiej są oceniane. Ich czarna legenda przestaje działać. Czy to coś zmienia? Nic. Słupki sondaży przedwyborczych stoją w miejscu. Zresztą nawet gdyby było inaczej, w PiS już dawno przestali patrzeć na reformę przez pryzmat słupków. Do pomysłów ministry Zalewskiej nie udało się przekonać nawet sojuszników.

Zapamiętałość w ich wdrażaniu wynika z przekonania, że więcej można stracić wizerunkowo cofając się pod naporem krytyki niż na wymuszeniu kontrowersyjnych zmian. Skoro się powiedziało A, trzeba teraz powiedzieć B…

Zapamiętałość w ich wdrażaniu wynika z przekonania, że więcej można stracić wizerunkowo cofając się pod naporem krytyki niż na wymuszeniu kontrowersyjnych zmian. Skoro się powiedziało A, trzeba teraz powiedzieć B… Podobny nastrój panuje w obozie przeciwników reformy. W szeregach ZNP jeszcze przed demonstracją z 19 listopada dało się słyszeć, że sprawa jest przegrana, a reformy nie uda się już zatrzymać. Skoro jednak zapowiedziano protest, to trzeba zewrzeć szeregi i jechać do Warszawy. Demonstracja to dla związku zawodowego zawsze test struktur i pokaz siły. W tle migoczą pytania o to, ilu działaczy udało się zmobilizować, jak wygląda perspektywa ewentualnego strajku. Protest, choć udany, pokazał też pewną alienację organizatorów. Tym łatwiej było mediom publicznym przedstawić go jako związkowy, a nie społeczny.

To marnowanie potencjału protestu widać szczególnie wyraźnie z poziomu lokalnego. Cieszyńską dyskusję nt. reformy edukacji zorganizowało jedno z tamtejszych gimnazjów, Gimnazjum nr 3, dbając o to, aby zaprosić rozmówców o zróżnicowanych poglądach: ekspertów, samorządowców, związkowców lokalnych i z regionu. Sala była pełna. Choć przeważali cieszyńscy nauczyciele, nie zabrakło także rodziców, uczniów i mieszkańców zainteresowanych sprawami publicznymi.

Zaczęło się od prezentacji wyników ankiety przeprowadzonej wśród rodziców oraz uczniów cieszyńskich szkół. Co ważne, badanie przeprowadzili i zaprezentowali sami uczniowie. Wrażenie było piorunujące.

Łukasz i Gustaw przedstawili to, co usłyszeli od koleżanek i kolegów. Głos gimnazjalistów był jednoznacznie przeciwny reformie. Był to głos bezinteresowny, bo reforma i tak nie obejmuje obecnych roczników. Zdanie młodzieży ze szkół podstawowych było podzielone. Nieznacznie przeważały głosy, które popierają likwidację – tłumaczono to tym, że uczniowie chcą zostać w swojej szkole.

Później wystąpili dyrektorzy szkół, którzy przeprowadzili symulacje skutków wprowadzenia reformy. Okazało się, że w niektórych szkołach w wyniku zmian powstaną tylko cztery nowe etaty. Gdzie znajdą pracę inni obecni pracujący dziś w gimnazjum nauczyciele? Jak będzie wyglądała sieć? Gimnazjum organizujące debatę trzeba będzie przekształcić w piątą podstawówkę. Skąd wziąć tylu uczniów, żeby ja zapełnić? Trzeba będzie wyznaczyć nowy rejon i przenieść tam dzieci z innych szkół (m.in. te, które popierają reformę, żeby dłużej zostać w swoich podstawówkach). Więcej roczników w małych budynkach to inny problem. W niektórych wróci wielozmianowość, co uniemożliwi części młodzieży kontynuowanie zajęć dodatkowych. Uczniowie będą przerzucani między szkołami, rodzice się pogubią.

Na tle tego budzącego się lokalnego społeczeństwa obywatelskiego dziwnie wyglądała postawa lokalnych władz. Burmistrz w czasie rozpalającej emocje mieszkańców debaty przysłuchiwał się konferencji dotyczącej nauczania historii. Oddelegowany urzędnik stwierdził: „co ja państwu mogę powiedzieć? Nie mam czasu się zastanawiać, bo trzeba wdrożyć reformę, a nie ma wytycznych. Nie ma sensu rozmawiać, bo trzeba robić, a od tego jest samorząd”.

To nie do władz należał ostatni głos. Debatę domknęło bardzo dobre solidarnościowe wystąpienie rodziców i dyrektorów różnych typów szkół jednogłośnie sprzeciwiających się szkalowaniu gimnazjów.

Samorząd w Cieszynie stracił szansę na poważną rozmowę z rodzicami i nauczycielami, włączenie ich we wspólne programowanie edukacji na poziomie lokalnym, na wspólny protest przeciwko trybowi zmian. Lokalne władze będą musiały wziąć na siebie niezadowolenie wywołane reformą.

PiS, narzucając kształt reformy i sposób pracy nad nią, zmarnował szansę na uczciwe konsultacje. Były one w edukacji bardzo potrzebne, ponieważ poprzednia władza nie potrafiła organizować takich procesów, a rozwiązania (niekiedy nawet nie najgorsze) starała się narzucać odgórnie. Konsultacje mogły przeprowadzić samorządy, związki zawodowe nauczycieli, partie polityczne. Nie mogąc uspołecznić procesu wdrażania reformy mogły zdemokratyzować protest.

Tracimy szansę na włączenie młodzieży. Dlaczego? Każda ze stron boi się zarzutu o upolitycznianie dzieci? 15-latkowie to już nie dzieci. Za chwilę mają podejmować decyzje o wyborze szkół średnich i dalszej ścieżce edukacji. W wielu obszarach życia są traktowani jak dorośli. Zresztą jak i kiedy ćwiczyć dialog z młodzieżą i z dziećmi, jeśli nie w takiej sytuacji? Czemu, jeśli nie demokratyzacji dostępu do decydowania, służyć mają te wszystkie młodzieżowe rady gmin, dziecięce parlamenty?

Tracimy szansę na uczciwą dyskusję. Demagogia zwolenników reformy, podważanie wyników badan naukowych (np.: PISA) powodują, że druga strona popada w apologię dotychczasowego systemu. Coraz trudniej rzetelnie rozmawiać o wadach rozwiązań dotąd obecnych w edukacji, a jest ich trochę.

Może zamiast jednej demonstracji na 50 tys. warto czasem zrobić 500 debat stuosobowych? Takich, w trakcie których można też popracować nad podziałami w środowiskach nauczycielskich? Włączyć lokalne struktury związkowe? Wymusić współpracę z lokalnymi sojusznikami? Nawiązać dialog? Na to nie jest za późno. Nic nie powstrzyma prac nad ustawą, być może także jej wdrożenia. Czy to jest jednak argument, aby zaprzestać oddolnej pracy włączającej ludzi w sprawy publiczne? Czy nie tym powinny zajmować się związki zawodowe, partie, samorządy?

 

**Dziennik Opinii nr 334/2016 (1534)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Sadura
Przemysław Sadura
Doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Wykłada na Wydziale Socjologii UW. Kurator Instytutu Krytyki Politycznej. Założyciel Fundacji Pole Dialogu. Bada relacje między państwem i społeczeństwem w obszarach funkcjonowania różnych polityk publicznych. Autor m.in. książki „Państwo, szkoła, klasy” i współautor (ze Sławomirem Sierakowskim) badań „Polityczny cynizm Polaków” i „Koniec hegemonii 500 plus” oraz książki „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij