Kraj

To także wasza wina, że piłkarze rzucili się na premię od Morawieckiego

Na Krychowiaka posypały się gromy, a przecież powiedział prawdę. Prawdę, którą starają się wypierać ci wszyscy klaskający kolejnym celebrytom przekazującym datki. Tak, filantropia jest pijarowym narzędziem do zarządzania marką sportowca.

„Niech nie dopisują teorii o rodzinach, że przeszkadzały, bo to po prostu krzywdzi. Wiesz, ja mam to w dupie, ale to, że żona z dziećmi, mama, teściowa przyjechały za moje pieniądze (250 tysięcy złotych) do hotelu oddalonego od 40 minut od nas, to jest złe? Widziałem się z nimi dwa razy, po meczach z Meksykiem i Arabią, między trzynastą a dwudziestą, bo było pozwolenie na wyjście na obiad… Robienie rodzinom krzywdy, że nam przeszkadzały, że za pieniądze PZPN się bawiły, to najwyższe skurwysyństwo z możliwych”.

Taką wiadomość od Kamila Glika kilka dni temu ujawniał dziennikarski celebryta Krzysztof Stanowski. Dotyczyła informacji medialnych dotyczących rodzin piłkarzy, które przez kilka dni miały mieszkać w tym samym hotelu co sami zawodnicy – i tym samym ich dekoncentrować.

Można rozumieć, że Glik jest wściekły, że wmawiają mu, że podatnicy płacili za jego dekoncentrującą rodzinę, chociaż to on płacił. Ale jest jeszcze coś, co w tej wypowiedzi przeszło bez większego echa. A mianowicie kwota – 250 tysięcy zł. Oto bowiem polski piłkarz, obecnie włoski drugoligowiec, wydaje na 10-dniowy urlop dla dzieci, żony, matki i teściowej ćwierć miliona złotych. Facet lekką ręką pozbywa się równowartości małego mieszkania tylko po to, aby jego najbliżsi przez całe 10 dni mogli sobie popatrzeć na meczyki i chwilę się z nim spotkać.

To jest poziom życia tych ludzi.

Rzecz jasna zaraz będzie krzyk, że znowu zaglądamy komuś do portfela: niech Glik wydaje, na co ma ochotę, póki komuś nie robi krzywdy. Tyle że sam Glik podał tę astronomiczną kwotę, a do portfela zaglądają piłkarzom obecnie niemal wszyscy kibice. Wystarczyła informacja o premiach dla piłkarzy z pieniędzy podatników i nagle wszyscy, którzy przy każdym tekście o opodatkowaniu piłkarzy albo pijarowej filantropii krzyczą o niezaglądaniu do portfela, tłumnie rzucają się wytykać piłkarzom właśnie zawartość ich portfeli.

Tak, Glika stać, aby wydać 250 tysięcy zł na tygodniowe, mundialowe wczasy. Stać na to, aby za pośrednictwem znajomego dziennikarza przypomnieć o tym kibicom. Ale już nie stać go, aby po tę premię od Morawieckiego nie sięgać.

Oczywiście nie tylko jego. Nie stać na to Lewandowskiego, który w mediach uskarża się na to, jak to najbardziej poszkodowani są piłkarze. Nie stać Michniewicza, który porównuje się do Krystyny Jandy z Przesłuchania, co każe się zastanowić, czy słynny Czesiu był torturowany przez ubecję? A jeśli tak, to którego kraju?

Lewandowskich tego świata wytykał już Jezus

Wreszcie nie stać Krychowiaka – piłkarza niesłusznie sportowo pogardzanego za swój styl, albowiem przy swoich umiejętnościach wyciągnął z kariery naprawdę wiele. Być może dlatego, że wbrew pozorom Krychowiak zawsze miał łeb na karku i doskonale rozumie, jak działa świat sportu. A działa tak, że jak słusznie zauważył Krychowiak w wywiadzie, szkoda tej premii, bo część odpalona zostałaby dzieciom, a tak nie dostały nic.

Na Krychowiaka posypały się gromy, a przecież powiedział prawdę. Prawdę, którą starają się wypierać ci wszyscy klaskający kolejnym celebrytom przekazującym datki. Tak, filantropia jest pijarowym narzędziem do zarządzania marką sportowca. Żeby nabić sobie punktów popularności, rozdaje się datki, które potem monetyzuje się w kontraktach reklamowych. Bez względu na to, czy są to pieniądze brane z publicznej kasy (jak premia Morawieckiego), czy z prywatnej (jak ostatnio Lewandowskiego). Mało tego, datki charytatywne odpisuje się też od podatku, co z kolei pokazuje, że ten proceder nie zawsze musi pachnięć altruizmem.

Filantropia w oktagonie? Zrzutka na drona? Miłe gesty, co świata nie zmienią

Polscy piłkarze, a w dużej części milionerzy, mimo ogromnych pensji w klubach i puli od FIFA za wyjście grupy nie chcieli zrezygnować z dodatkowych pieniędzy podatników. A nie chcieli, bo to wy, drogie społeczeństwo, ich do tego zachęciliście. To przecież wy ciągle gardłujecie o niezaglądaniu do portfela. Piłkarze uznali więc, że ich portfele i zarobki w klubach to ich sprawa i dodatkową kasę mogą brać. To wy doznajecie ekstazy, gdy kolejny celebryta dał ułamek procenta na akcję charytatywną, więc piłkarze racjonalnie założyli, że jak część odpalą na chore dzieci, to znowu będziecie im klaskać. A w portfelu trochę kasy zostanie.

To wreszcie wy gardłujecie, że wszystkich umów trzeba zawsze dotrzymywać. Nawet jeśli umowa jest idiotyczna, zakłada absurdalne kwoty i zawarta jest przez kogoś, kto danej społeczności i grupy nawet nie pytał o zdanie. Ile to ja się naczytałem u kibiców w sprawie takiej Barcelony, że jak były prezes Barcelony obieca kretyński kontrakt, to piłkarz ma prawo go brać i nie powinien być oceniany ani poddawany presji, żeby kasę oddać. Tutaj sprawa jest podobna. Morawiecki obiecał, więc czemu winicie piłkarzy? Takiego De Jonga nie winicie, chociaż teoretycznie to kasa od kibiców – współwłaścicieli katalońskiego klubu.

Ratujmy bogatych przed motłochem i wprowadźmy podatek od luksusu

Skoro zakładacie, że nie można zaglądać do portfela i żadne wyższe zasady niż tylko umowa nie obowiązują, i tak namiętnie zawsze klaskacie pijarowej filantropii, to teraz spieszcie płacić podatki, aby Robert mógł kupić kolejny drogi zegarek. Zegarek, którego wytykanie będziecie atakować pazurami w każdej kolejnej dyskusji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij