Światło miało służyć społeczeństwu, ale stosowane bez umiaru zaczęło szkodzić [rozmowa]

Rozmowa z Piotrem Nawalkowskim, prezesem Stowarzyszenia POLARIS-OPP.
Fot. Artem Kovalev

Eklöf podkreśla, że powinniśmy bronić swojego prawa do naturalnej ciemności i właśnie w takich kategoriach powinniśmy o niej mówić. Nie jako o woli, chęci, postulacie, by coś uzyskać, ale przynależnego nam prawa – do wypoczynku, zdrowia, życia na planecie, która nie umiera z powodu zaburzenia podziału na dzień i noc.

Paulina Januszewska: Czym jest Międzynarodowa Organizacja Ciemnego Nieba i jak udało się dołączyć do tej społeczności Sopotni Wielkiej?

Piotr Nawalkowski: To organizacja zrzeszająca osoby na całym świecie, działające na rzecz ciemności i zmniejszenia zanieczyszczenia sztucznym światłem, nadająca także certyfikaty obszarom ochrony ciemnego nieba. Takie działania prowadzimy też w Sopotni Wielkiej, która otrzymała przyznawany przez organizację tytuł Dark Sky Community. Było to możliwe dzięki radzie dialogu obywatelskiego na rzecz ekologii nocy, powołanej we współpracy mieszkańców ze Stowarzyszeniem POLARIS-OPP, którego prezesem jestem od blisko 30 lat.

Problem zanieczyszczenia światłem bardzo powoli przenika do debaty publicznej, a od jak dawna jest przedmiotem zainteresowania ekspertów?

Międzynarodowa Organizacja Ciemnego Nieba mówi o problemie braku ciemności od lat 80. zeszłego stulecia. Początkowo zjawisko to zauważali przede wszystkim pasjonaci astronomii i eksperci w tej dziedzinie. Doświadczali bowiem na własnej skórze narastającego problemu z prowadzeniem nocnych obserwacji gwiazd, galaktyk, mgławic czy innych obiektów głębokiego kosmosu w miejscach, gdzie dotąd się to udawało.

Wymęczeni światłem

Ekspansja sztucznego światła okazała na tyle intensywna, że z czasem uciekanie przed nią do innych, ciemniejszych lokalizacji przestało mieć sens. Światło podążało za człowiekiem, co niestety dziś dzieje się prawie wszędzie. Do astronomów szybko dołączyli ekolodzy i badacze przyrody, obserwujący niszczycielski wpływ, jaki ma na kolejne ekosystemy coraz większa jasność nocą.

Gdzie najwcześniej zaobserwowano ten problem?

Pierwszeństwo w diagnozowaniu zanieczyszczenia światłem należy do USA. W Tucson w Arizonie mieści się siedziba wspomnianej wyżej organizacji, która bardzo trafnie i skutecznie realizuje swoją misję, zwracając uwagę na problem zarówno w kontekście globalnym, jak w poszczególnych stanach Ameryki, co pokazuje, że kwestia ochrony ciemnego nieba jest zauważana już na poziomie regionalnym. W Polsce niestety to wciąż nisza. Właśnie dlatego zdobycie tytułu Dark Sky Community było dla nas tak ważne i symboliczne.

Symboliczne?

Tak, bo wydarzyło się to 11 listopada 2023 roku, czyli w Dzień Niepodległości oraz w Roku Mikołaja Kopernika. Można odczytywać tę datę jako kluczowy moment dla Polski, która dołącza do światowego ruchu na rzecz ochrony ciemnego nieba poprzez tę certyfikację. Oddolne wysiłki zostały zauważone i zaakceptowane przez lokalne władze, które przy wsparciu Funduszy Norweskich (Program Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny) włączyły się w zapoczątkowany przez nas dialog. To zaowocowało przyjęciem porozumienia w zakresie polityki lokalnej, które umożliwiło opracowanie strategii rozwoju dla gminy na lata 2023–2030.

W dokumencie znalazło się miejsce na czynną ochronę nieba?

Ku naszemu zaskoczeniu – tak, łącznie z redukcją zanieczyszczenia światłem. Dokument jest przyjęty jako prawo lokalne. Można powiedzieć, że osiągnęliśmy wieloletni cel wyznaczony na zebraniu sołeckim w 2009 roku. Pokazaliśmy, że można prowadzać nieoczywiste w skali kraju rozwiązania, że społeczność lokalna jest w stanie podjąć szczególne wysiłki na rzecz ochrony naturalnej ciemności nocy i że kolejne miejsca mają szansę skorzystać z naszego doświadczenia. Nie ukrywam jednak, że pomimo swojej niesamowitości i ostatecznego sukcesu była to droga przez mękę.

Co okazało się najbardziej uciążliwe?

Społecznie mało wiemy o konsekwencjach zanieczyszczenia światłem. Nic dziwnego – oświetlenie ma nam przecież służyć, kojarzy się z rozwojem cywilizacyjnym, więc trudno oczekiwać, by funkcjonowało w zbiorowej wyobraźni jako coś negatywnego. Nasze stowarzyszenie zajmuje się zmianą tej perspektywy.

Dla zanieczyszczenia świetlnego „pstryk” nigdy nie następuje

Sopotni Wielkiej udało się zmienić oświetlenie na mniej inwazyjne dla przyrody i nieba. To chyba ważny krok?

Tak, zrobiliśmy to już w 2011 roku, gdy na terenie naszej miejscowości wymieniono całą infrastrukturę oświetlenia zewnętrznego (latarnie uliczne, oprawy iluminacyjne, parkingowe). To jednocześnie łatwy i trudny do wprowadzenia ruch. Z jednej strony nie ma wielkiej filozofii w zastosowaniu światła o określonej barwie i kierunku, nie wymaga to wymyślnych technologii, a drugiej – trzeba zainwestować w ten proces potężne środki. W Sopotni Wielkiej projekt sfinansowały Urząd Gminy Jeleśnia i Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego, w ramach programu Odnowa i Rozwój Wsi z udziałem LGD Żywiecki Raj.

Nie był to jednak wystarczający warunek przyznania Sopotni statusu certyfikowanej ochrony ciemnego nieba. Do tego były potrzebne też działania edukacyjne, które skłaniały prywatne gospodarstwa do niwelowania swojego śladu świetlnego, i realizacja koncepcji Night Smart Village, zakładającej wdrożenie tzw. ekologii nocy, a więc bezpieczeństwa ekosystemów zależnych od rytmu cyrkadialnego (zegara biologicznego dostosowanego do światła i ciemności). Ta wizja oznacza także rozwój tzw. astroturystyki.

To się da zrobić bez szkody dla środowiska?

Tak, jeśli nie jest to turystyka umasowiona, bezrefleksyjna i nastawiona jedynie na zysk. Night Smart Village mówi nie tylko o tak zwanej wyobrażonej ciemności, którą chcemy zachować jako pasjonaci astronomii, ale stanowi też wyróżniający naszą społeczność i miejscowość pomysł na rozwój lokalny w ramach ścisłej ochrony nocnych krajobrazów, przyrody, zapewnienia bezpieczeństwa lokalsom i turystom oraz ochronę dziedzictwa kulturowego.

I jak społeczność lokalna na to reagowała?

Różnie. Z jednej strony spotykaliśmy się z poparciem tej idei, a z drugiej – z opiniami powtarzanymi do dziś, że blokujemy rozwój Sopotni i dostęp do światła. Nam natomiast chodzi o proste porozumienie: żeby ulice były jasne, a niebo – ciemne.

O góralach żywieckich mówi się, że prędzej się pozabijają o kilka centymetrów zagrodzonej czy zaoranej ziemi, niż znajdą kompromis. W tym przypadku zwyciężył jednak upór ze strony osób chcących ciemności w nocy. Nieprzekonanych pewnie nie przekonamy, ale jednocześnie szanujemy zdanie większości, która opowiada się za redukcją światła nie dlatego, że tak sobie wymyśliła, ale dlatego, że zrozumiała, jak to wpływa na nas wszystkich.

Manifest ciemności: czym jest dla mnie luksus i przywilej?

I to jest najważniejszy warunek ochrony nocy na każdym innym obszarze. Sami próbowaliśmy różnych metod dialogu z mieszkańcami. Chodziliśmy na spotkania wiejskie, pytaliśmy o to, czy ludziom przeszkadzają świecące się latarnie uliczne całą noc albo wielki halogen zamontowany u sąsiada i świecący prosto w sąsiadujące okna.

I co mówili?

Okazywało się, że to dla nich całkiem uciążliwe, ale wiele osób uznało, że tak po prostu być musi. Otóż wcale nie musi. Można świadomie i logicznie zarządzać oświetleniem w taki sposób, by faktycznie oświetlało nam drogę wtedy, gdy to konieczne, a nie rzucało intensywne światło na lasy, otwarte pola, zwłaszcza że tu, w Sopotni, mamy obszar Natura 2000 i Żywiecki Park Krajobrazowy. Skoro udaje nam się wprowadzać zmianę w przypadku ograniczania palenia śmieciami czy plastikiem w piecach, to czemu nie miałoby się to udać ze światłem? Przepis na sukces równa się zwiększanie świadomości społecznej plus systemowe wsparcie.

Jakich argumentów używają przeciwnicy redukcji światła nocą?

Najpopularniejsze przekonanie, z jakim się spotykaliśmy, to „przecież w nocy powinno być jasno”, a my przypominamy, że noc jest od tego, żeby było ciemno. Fundowanie sobie sztucznego dnia przez cały czas źle oddziałuje na zdrowie, powodując np. zaburzenia hormonalne czy problemy z bezsennością. Coraz liczniejsze badania pokazują, że nadmierna jasność przyczynia się także do nowotworów, w tym raka piersi i prostaty. Ale my możemy wyłączyć sobie w domu światło i zasłonić okna roletami, tymczasem zwierzęta żyjące na zewnątrz już nie, bo zwłaszcza te nowsze latarnie uliczne LED świecą bardzo silnym i najczęściej zimnym światłem.

Słuchaj podcastu autorki tekstu:

Spreaker
Apple Podcasts

Technologia idzie do przodu, możliwości są znacznie większe niż kiedyś. Stosowana do niedawna na naszych ulicach lampa wysokoprężna, sodowa (HPS) dawała światła na tyle, że można było zobaczyć otoczenie, przestrzeń, miejsce poruszania się, kierunek jazdy. Przy współczesnym oświetleniu można czytać nocami książkę, o czym na wielu ulicach przekonujemy się dzisiaj bez trudu.

A argumenty ekonomiczne? Przecież energia drożeje, to chyba lepiej oszczędzać na świeceniu w nocy?

Jest wiele gmin, które są chętne do całkowitego wyłączenia światła, bo przemawia za tym oszczędność energii i pieniędzy za rachunki. Nie uważam jednak, by było to najlepsze rozwiązanie, bo społeczność lokalna ma również prawo do oświetlenia całonocnego, jeśli ma takie potrzeby (pod warunkiem że naprawdę one istnieją, a nie świecą się tak naprawdę po nic). Zamiast tego proponujemy rozsądne rozwiązania, czyli redukcja nadmiernego oświetlenia, przygaszanie czy wyłączanie niepotrzebnych źródeł światła – jasne ulice, ciemne niebo, otoczenie leśne czy pola i oszczędność światła wokół domów.

Gmina i powiat na swoim, czyli lokalna energia na niespokojne czasy

Niektórzy twierdzą, że lubią spać przy zapalonym świetle – w porządku, jeśli chcą sobie szkodzić. Palacze też wiedzą, że papierosy im się nie przysłużą, co nie oznacza, że trzeba ustawać w kampaniach antynikotynowych, zachęcać do palenia mniej czy ograniczać miejsca, w których można palić. Analogicznie myślę o świetle – nie używajmy go przez całą noc, jeśli nie jest potrzebne. Montujmy oprawy z ULOR = 0%, czyli naświetlacze wokół domów świecące wyłącznie w dół z czujnikami ruchu i o ciepłej barwie światła (do 3000 K), czyli tak zwane „amber LED-y” (bursztynowe LED-y), które są bardziej przyjazne i dla nas, i dla środowiska.

I to się wszędzie sprawdzi?

Nie, ale też tego nie oczekujemy. Przykładowo w miejscach, gdzie prowadzi się wieczorne prace budowlane czy warsztat, wskazane jest użycie białego światła. Tylko znów – ono się nie musi przecież świecić po zakończeniu pracy, a często zdarza się, że ktoś zostawia nocne światło na tak zwany wszelki wypadek.

Co w takim razie z wandalizmem – jest go więcej w ciemnościach?

To też kwestia często podnoszona przez naszych przeciwników, ale zadajmy sobie zasadnicze pytanie: czy naprawdę światło obroni nas przed pobiciem czy kradzieżami? Okazuje się, że niekoniecznie. Statystyki choćby z samej Warszawy pokazują, że zdarzają się one częściej wtedy, gdy lampy uliczne się świeciły niż w miejscach o całkowitej ciemności, z jednej prostej przyczyny – złodziej też musi mieć trochę światła, żeby kradzież się powiodła.

Dowodów na to, że światło nie jest gwarancją bezpieczeństwa, dostarczają również badania naukowe, które wskazują, że kradzieże samochodów najczęściej dzieją się przy oświetlonych ulicach i parkingach, a nie tam, gdzie jest najciemniej. Napastników także często nie powstrzymuje światło.

To prawda, przemoc seksualna zdarza się i za dnia, choć czułabym się lepiej, wracając do domu przez oświetloną drogę.

Dlatego zarządzanie oświetleniem zależy od specyfiki miejsca. Zdaję sobie na przykład sprawę z tego, że w dużych miastach całkowite wygaszanie jest absolutnie niewskazane. Z uwagi na duże natężenie ruchu nocą – również pieszego – nie powinno się tego robić. Ale może wystarczy przygaszać światła albo uniemożliwiać emitowania go prosto w niebo, projektując zamknięte ku dołowi oprawy oświetleniowe czy kierując ich strumień na chodniki i jezdnie. Zresztą nie zapominajmy, że w nocy widzimy lepiej, kiedy jest trochę ciemniej, a nie nagle bardzo jasno – trudniej jest nam przystosować się do silnych kontrastów. Każda ekspozycja na źródło światła w nocy natychmiast nas „oślepia”, a właściwie hamuje produkcję rodopsyny, białka obecnego w pręcikach siatkówki oka, które jest kluczowe dla widzenia w warunkach słabego oświetlenia. Nagły kontrast światło-cień uniemożliwia wzrokową adaptację.

Energia drożeje, klimat w ruinie. Pora przeprosić się z atomem [rozmowa]

Czy z rezygnacji ze światła wynikają jakieś negatywne konsekwencje? Dopytuję, bo zastanawiam się, co właściwie stoi na przeszkodzie, by w zakładach fryzjerskich czy sklepach nocą światło było zgaszone?

Jeśli to nie jest całkowita rezygnacja ze światła, to nie ma wad. Myślę, że wiele zależy od tego, jak myślimy o świecie, który ma dziś to do siebie, że praktycznie w ogóle nie śpi. Światło miało być wynalazkiem służącym społeczeństwu, ale stosowane bez umiaru zaczęło szkodzić. Pytanie więc brzmi, czy potrafimy się wyrwać z pewnych przyzwyczajeń, z którymi zabrnęliśmy zbyt daleko, i zacząć myśleć o tym, co wcześniej nie przyszło nam do głowy. Ciemność w nocy powinniśmy traktować w kategoriach dobra naturalnego i starać się chronić tak jak wodę czy czyste powietrze.

Czy aktywiści nie mają po swojej stronie trendów w projektowaniu? Czy ich postulatów nie wspierają architekci czy eksperci od planowania przestrzennego?

Przemyślana inwestycja w oświetlenie powinna być standardem, ale niestety, ku naszemu zaskoczeniu projektanci często o tym zapominają. Przykładowo opraw nie powinno się montować pionowo, ale w taki sposób, by oświetlały strefę użytkową. Ciągle spotykamy się jednak z przekonaniem, że oprawa ma świecić wszędzie, i to jest podejście bardzo popularne wśród samorządowców – im więcej światła, tym lepiej, a zatem mamy często do czynienia z przewymiarowaniem.

Dla wielu z nich jasne osiedle to takie, które jest w 100 proc. pokryte takim samym natężeniem oświetlenia. To błąd, który powielają architekci przyzwyczajeni do tego, że światło ma być regularnie rozprzestrzenione na powierzchni. Ale czy na pewno na trawnikach, drzewach czy oknach w dolnych piętrach domów? Może w starych podręcznikach do projektowania tak jest, gdy popularne były oprawy w kształcie kul z rtęciowym źródłem światła, ale dzisiaj rzeczywistość wymaga innych rozwiązań, bardziej dostosowanych do naszych faktycznych potrzeb, bo efektywność w konwersji energii elektrycznej na światło w przypadku coraz powszechniejszych opraw LED jest znacznie wyższa.

A o co chodzi samorządowcom? Żeby zarobił szwagier z firmą z LED-ami?

Najczęściej mamy do czynienia z brakiem świadomości. W dyskusjach z lokalnymi władzami dopytujemy, czy na pewno światła musi być tak dużo, czy alejka parkowa naprawdę potrzebuje latarni LED co 5 metrów o mocy 20 W, i to w dodatku ze światłem zimnym (> 3500 K). To rozrzutne rozwiązanie, ale wiedzy nie mają też choćby osoby rozpatrujące oferty w przetargach. Często biorą pod uwagę cenę i jakość wykonania, ale nie za bardzo myślą o kosztach utrzymania danej inwestycji, nie mówiąc już o takich aspektach jak zanieczyszczenie światłem.

Koniec taniej energii

To generalna bolączka polityki oświetleniowej, która nie potrafi być zrównoważona. Z samorządami warto jednak rozmawiać, bo za ich decyzjami stoją tysiące punktów oświetleniowych i czasem wystarczy przekonać jednego urzędnika do bardziej świadomego wyboru, aby uchronić inwestycję na przykład przed niekoniecznie korzystnymi ofertami sprzedawców sprzętu oświetleniowego. Oczywiście to nie ma żadnego przełożenia na witryny sklepów czy fasadę zakładu fryzjerskiego.

No właśnie, a może powinno mieć?

Nikt nie zakaże przedsiębiorcy palić światła w swoich zakładach, ale może warto po prostu uświadamiać ludzi, że miejsca niedziałające w nocy można by było wygasić. To też pytanie do właścicieli, którzy często podnoszą argument kradzieży albo reklamy, tylko czy ktoś faktycznie policzył, jak widoczność witryny w nocy przekłada się na liczbę klientów i jak wygląda rachunek zysków i strat po odjęciu rachunku za prąd? Popularne stało się powiedzenie o przepalaniu budżetu marketingowego. Tutaj też można postawić znak równości, tzn. palę światło całą noc = przepalam budżet przedsiębiorstwa. Nie wszyscy się nad tym zastanawiają. Naszym celem jest to zmieniać i do takich refleksji pobudzać społeczeństwo.

Czy sama refleksja wystarczy? Może przedsiębiorców do oszczędności powinno zmuszać prawo, biorąc pod uwagę fakt, że zanieczyszczenie światłem jest sprzężone ze zmianami klimatu?

Nie jest tak źle, jak by się wydawało. Owszem, pojedynczy zakład fryzjerski może sobie nie zdawać sprawy z powagi problemu, ale duże sieci handlowe, do niedawna mocno oświetlane nocami, dzisiaj wygaszają swoje parkingi, a galerie handlowe wręcz zapadają w egipskie ciemności – i okazuje się, że dalej mogą funkcjonować. Jeśli już, to zostawiają tylko logo, które może być kłopotliwe dla otoczenia, ale nie aż tak problematyczne jak 60 świecących się latarni na parkingu przed pustym sklepem. O takim zrównoważonym oświetleniu mówi chociażby certyfikacja BREEAM (Building Research Establishment Environmental Assessment Method) i choć została opracowana w Wielkiej Brytanii, certyfikacja jest stosowana na całym świecie. Budynki, które uzyskują certyfikat BREEAM, są postrzegane jako bardziej ekologiczne, energooszczędne i przyjazne użytkownikom.

Świadomość zwiększa się, co znów można porównać do wymiany pieców na zrównoważone systemy grzewcze. Duże obiekty zwykle są już po termomodernizacji, zmniejszają zużycie energii i przy okazji oszczędzają pieniądze, a pojedyncze domy mają większą trudność z wprowadzeniem zmian, bo muszą zadbać o to samodzielnie. Nie chodzi nam jednak o to, żebyśmy poszli za ciosem i nakazali wszystkim wygaszać wszystko po godzinie 23.

Tylko?

O rozwiązania systemowe, jak na przykład w Słowenii, gdzie zakazano stosowania opraw ulicznych z wypukłym kloszem, co 20–15 lat temu było nie do pomyślenia, a teraz jest normą. Wprawdzie w Polsce na ulicach stosuje się oprawy o płaskiej szybie lub płaskim module LED, ale już na osiedlach wciąż można trafić na kule, słupki czy latarnie wertykalne, które świecą z taką mocą, że łatwo pomylić noc z dniem. Niektóre firmy zaczęły na nich montować osłony żartobliwie nazywane przez nas „czapkami”, co daje efekt wymierny w postaci mniejszej uciążliwości dla mieszkańców, a przy zastosowaniu odpowiednich rastrów możliwe jest także ograniczenie zużycia energii elektrycznej.

Europa oszczędza energię, Polska czeka. Na co?

Ważne jest także to, żeby dostosowywać rozwiązania do konkretnych miejsc – to, co sprawdzi się na szczeblu lokalnym, niekoniecznie można przenieść na cały kraj. Na razie postanowień w prawie dotyczących zanieczyszczenia światłem nie ma żadnych i bardzo nad tym ubolewamy. Pracujemy nad powołaniem think tanku, który będzie zajmował się m.in. lobbingiem w kierunku zmiany przepisów pozwalających zredukować zanieczyszczenia światłem w Polsce.

Krytyka Polityczna wydała Manifest ciemności Johanna Eklöfa, który przekonuje, że „ciemność nie jest domeną człowieka, jesteśmy tu tylko gośćmi”, dlatego warto byłoby przemyśleć naszą ekspansję jasności. Dla wielu czytelników to zaskakujące odkrycie. A pana – osoby, która od 13. roku życia zajmuje się ochroną ciemnego nieba – ta książka jest jakkolwiek zaskakująca?

Manifest ciemności to bardzo istotna dla nas pozycja, która od lat krążyła w gronie pasjonatów astronomii i osób działających na rzecz ograniczania sztucznego światła nocą. Nie powiedziałbym więc, że coś mnie w niej zaskakuje, lecz zachwyca. Mam tu na myśli wielowątkowość i multidyscyplinarne podejście do problemu zanieczyszczenia światłem oraz jego konsekwencji. Eklöf podkreśla, że powinniśmy bronić swojego prawa do naturalnej ciemności, bo ona nam służy. I właśnie w takich kategoriach powinniśmy o niej mówić, nie jako o woli, chęci, postulacie, by coś uzyskać, ale przynależnego nam prawa – choćby do wypoczynku, zdrowia, życia na planecie, która nie umiera z powodu zaburzenia podziału na dzień i noc. Noc, która – jeśli się nie zatrzymamy – może stać się wkrótce dobrem luksusowym.

**

Piotr Nawalkowski – działacz społeczny, komunikolog, fundraiser, dziennikarz i popularyzator nauk ścisłych związanych z szeroko pojętą astronomią, redaktor naczelny serwisu www.ciemneniebo.pl i koordynator główny Programu Ciemne Niebo – Polska zarazem, od 1994 roku prezes Stowarzyszenia POLARIS-OPP, członek i współzałożyciel Light Pollution Think Tank. Zawodowo ekspert III sektora (MBA-NGO) oceniający wnioski dotacyjne w kilku programach krajowych i zagranicznych. Współautor pierwszego w Polsce obszaru ochrony ciemnego nieba CN-001 Sopotnia Wielka.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij