Dwa dni przed wejściem w życie przepisów, w wyniku których ponad 1/3 sędziów Sądu Najwyższego może zostać przeniesiona w stan spoczynku, Komisja Europejska zdecydowała się na wszczęcie procedury uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Ponieważ decyzja ta nie wstrzymuje automatycznie zmian personalnych, 4 lipca będziemy świadkami kolejnej odsłony walki o przyszłość polskiego wymiaru sprawiedliwości.
„Komisja Europejska wszczęła przeciwko Polsce procedurę…” – częstotliwość przekazów medialnych rozpoczynających się od tego sformułowania sprawia, że już sam ten wstęp wystarczy, żeby nasz mózg podświadomie włączył blokadę przyswajania dalszej części tekstu. W gąszczu regulacji traktatowych i zależności instytucjonalnych, odpowiedzi na raporty, zapytania oraz składanych wniosków formalnych łatwo zresztą pogubić się nawet bacznym obserwatorom. W nadchodzących dniach przekonamy się, czy hasło obrony praworządności nadal ma zdolność mobilizowania Polek i Polaków, gotowych kolejne lipcowe wieczory spędzać na demonstracjach w obronie polskiego wymiaru sprawiedliwości.
czytaj także
Co właściwie wydarzyło się 2 lipca? Komisja Europejska wszczęła tego dnia wobec Polski procedurę uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Jest to procedura przewidziana w art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. W opinii Komisji wchodzące w życie przepisy ustawy o Sądzie Najwyższym, zakładające obniżenie wieku emerytalnego sędziów z 70 na 65 lat, naruszają zasadę niezależności sądownictwa. W wyniku wejścia w życie tych przepisów ponad 30% orzekających obecnie sędziów, 27 z 72 osób, może zostać przeniesionych w stan spoczynku. Twarzą tej wymiany personalnej jest oczywiście I Prezes Sądu Najwyższego, prof. Małgorzata Gersdorf, której sześcioletnia kadencja zakończyłaby się w rezultacie wprowadzonych zmian 2 lata wcześniej, niż przewiduje to Konstytucja.
czytaj także
Ustawa wprowadziła co prawda możliwość wyrażenia przez prezydenta zgody na przedłużenie mandatu sędziego (dwa razy na 3 lata), jeżeli dana osoba zadeklaruje chęć dalszego zajmowania stanowiska. Wątpliwości Komisji Europejskiej wzbudza jednak brak przewidzianych ustawowo kryteriów, w oparciu o które decyzje te byłyby wydawane, a także brak kontroli sądowej nad decyzjami prezydenta. Dotychczas oświadczenia o gotowości dalszego orzekania w Sądzie Najwyższym złożyło 16 sędziów. Co istotne jednak, siedmiu z nich w swoim oświadczeniu powołało się bezpośrednio na art. 180 ust. 1 Konstytucji RP dotyczący nieusuwalności sędziów, nie zaś na przepisy ustawy. Mały, acz istotny szczegół, wskazujący na to, że sędziowie nie chcą swoim działaniem legitymizować kwestionowanej przez nich ustawy demonstrując jednocześnie gotowość do dalszego pełnienia obowiązków sędziego. Po szczegóły zainteresowanych odsyłam na stronę Sądu Najwyższego, gdzie publikowane są kolejne oświadczenia sędziów.
Na marginesie spraw o charakterze fundamentalnym warto podkreślić, że jeśli można mówić o jakichkolwiek pozytywnych skutkach dotychczasowych działań rządu w obszarze reform wymiaru sprawiedliwości, to bez wątpienia jest nią właśnie niespotykana dotąd mobilizacja środowiska prawniczego, które zaczęło w końcu prostym językiem tłumaczyć konsekwencje wprowadzanych zmian. Doceńmy to i miejmy nadzieję, że gotowość do tłumaczenia zawiłości prawa będzie trwać. Trudno bowiem budować szacunek do instytucji, której cele i metody pozostają niejasne.
czytaj także
Wracając zaś do spraw obecnie kluczowych, zainicjowanie procedury uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego jest krokiem ważnym. Jest też, co istotne, niezależne od trwającej procedury kontroli praworządności oraz od rozpatrywanej przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej tzw. sprawy Celmera, dotyczącej możliwości wydania Polsce w ramach Europejskiego Nakazu Aresztowania oskarżonego, w sytuacji zagrożenia praworządności w naszym kraju.
Rozpoczęta w poniedziałek procedura będzie pięcioetapowa – polski rząd otrzymał na razie miesiąc na odniesienie się do skierowanego przez Komisję wezwania do usunięcia uchybienia. W przypadku niesatysfakcjonującego rozwiązania Komisja może formalnie wezwać Polskę do zapewnienia zgodności z prawem UE (tzw. uzasadniona opinia) i dopiero w przypadku kolejnego niesatysfakcjonującego rozstrzygnięcia, skierować sprawę do Trybunał Sprawiedliwości UE. Cała procedura jest więc bardzo długa, zaskarżenie ustawy do Trybunału nie nastąpi wcześniej niż we wrześniu tego roku. Zaś do samego nałożenia ewentualnych kar finansowych na Polskę, które to ze zrozumiałych względów stanowiło jeden z kluczowych wątków doniesień medialnych, doszłoby najwcześniej w przyszłym roku.
W wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, prof. Gersdorf stwierdziła, że działania Komisji Europejskiej zostały podjęte zbyt późno i porównała je do działań w sprawie wycinki Puszczy Białowieskiej, gdzie orzeczenie TSUE (Trybunał Sprawiedliwości UE) zostało wydane już w momencie, gdy część drzew została wycięta. Dlaczego więc Komisja zwlekała z decyzją i w ogóle zdecydowała się na ten krok w przeddzień wejścia w życie kontrowersyjnych przepisów ustawy?
Komisja w swoim oświadczeniu podkreśliła, że podczas posiedzenia Rady ds. Ogólnych w sprawie Polski, które odbyło się 26 czerwca w ramach procedury kontroli praworządności, strona rządowa nie udzieliła informacji na temat planowanych działań, które rozwiązałyby obawy Komisji dot. zagrożenia praworządności. Nie bez znaczenia pozostawały też prawdopodobnie wątpliwości dotyczące tego, czy procedura przewidziana w art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu UE ma zastosowania w przypadku reformy Sądu Najwyższego. Argument ten jest na razie główną linią obrony strony rządowej. Wiceminister Konrad Szymański pytany o wszczętą w poniedziałek procedurę wskazywał, że orzeczenie w sprawie Polski wytyczy granice możliwej ingerencji prawa wspólnotowego w autonomię państw członkowskich w obszarze organizacji wymiaru sprawiedliwości. Spokojny o dalszy przebieg jest również minister Jacek Czaputowicz, którego zdaniem TSUE nie ma kompetencji do tego, żeby zajmować się reformą sądownictwa, która leży w kompetencji państw członkowskich.
czytaj także
Nie ulega wątpliwości, że swoją decyzją Komisja Europejska dała jasny sygnał, że nie zamierza ugiąć się w kwestii ochrony praworządności w Polsce. To ważna informacja dla tysięcy osób, które regularnie wychodziły protestować w obronie praworządności i alarmowały instytucje europejskie innymi kanałami. W nadchodzących dniach przekonamy się, czy w obronie sądów uda się po raz kolejny, wzorem ubiegłego roku, zmobilizować istotną część społeczeństwa.
Czekając zaś na ewentualną decyzję Trybunału warto też zadać pytanie, jaką wizję odbudowy polskiej pozycji na forum UE w wypadku zwycięstwa w przyszłorocznych wyborach ma opozycja – zarówno parlamentarna, jak i ta pozostająca na razie poza nim. Wybory do Parlamentu Europejskiego będą w tym procesie niezwykle ważnym „sprawdzam” dla obu stron. Sam przekaz „zostajemy w Europie” już nie wystarczy. Potrzebne jest przedstawienie konkretnej wizji polskiego członkostwa i Europy, jaką chcemy budować. W przyszłorocznych majowych wyborach przekonamy się też, czy Polki i Polacy dadzą wyraz swojemu zwiększonemu zaangażowaniu w sprawy europejskie (i zaufaniu do Unii) – w końcu to nie tylko Komisja, lecz również Parlament Europejski odgrywają istotną rolę w działaniach związanych z ochroną praworządności i wydaje się, że Polki i Polacy mają tego coraz większą świadomość. Frekwencja wyborcza na dotychczasowym poziomie ok. 25% byłaby więc porażką całego obozu proeuropejskiego, jak i negatywnym sygnałem, który z pewnością nie pozostanie niezauważony w Europie.