Kraj

Stać nas na luksus: głosowanie na ludzi, zamiast na partie

Dla środowisk wolnościowych niedzielny sukces Lewicy jest ważny. Do wprowadzenia w życie naszych postulatów Lewica jednak nie wystarczy. Jeśli chcemy lepszej, progresywnej Polski, musimy odbić konserwatystom Koalicję Obywatelską – pisze Michał Zygmunt.

Tej jesieni wybór jest trudniejszy niż zwykle. Zwycięzca – w znaczeniu partii, która zajmie pierwsze miejsce, choć niekoniecznie zdobędzie większość – jest bowiem znany. Zgodnie z ordynacją D’Hondta rozkład głosów dla kolejnych komitetów reprezentowanych w parlamencie nie ma żadnego wpływu na liczbę mandatów zwycięzcy. Zarówno KO, jak i Lewica (a zapewne także PSL) mogą być sejmowej reprezentacji pewni. Stać nas zatem na luksus niezwykle w polskiej demokracji rzadki: głosowanie na ludzi, zamiast na partie.

Nie powiem, na kogo w niedzielę zagłosuję – jeszcze nie jestem zresztą tego pewny. Powiem jednak, na kogo zagłosowałbym z całą pewnością, gdybym był mieszkańcem Poznania albo w najbliższą niedzielę bawił w pięknej stolicy Wielkopolski. Zagłosowałbym na Franka Sterczewskiego, ostatniego z listy Koalicji Obywatelskiej.

Nowacka: Póki jest PiS, podział na lewicę i prawicę nie obowiązuje

Uczyniłbym to bez żadnego wahania, z pełną świadomością grzeszków i zaniechań partii członkowskich KO, z Platformą na czele, mimo kłębiących się na jej listach teczkonosów i religijnych fanatyków. I mimo tego, że z ostatniego miejsca na liście Lewicy kandyduje Agnieszka Ziółkowska, zasłużona aktywistka wielu spraw i osoba godna wyborczego zaufania. I znów pojawiają się tu dwa powody. Oba ważne w równym stopniu.

Po pierwsze, Franek Sterczewski jest osobą bezgranicznie pracowitą, otwartą, skromną, pełną pomysłów i skuteczną. Jego happeningi w obronie sądów ściągnęły największą w skali kraju frekwencję per capita, a ułożone ze zniczy „VETO” zagościło w mediach od Moskwy po San Francisco – i to na dłuższej trasie, przez Lizbonę. Jest człowiekiem, który swoją polityczną karierę buduje od podstaw i nie uznaje drogi na skróty. Pierwszym politycznym stanowiskiem był dla niego urząd radnego osiedla Łazarz. Franek nie zamierza go zresztą porzucać; szczerze rozbawiły mnie jego fejsbukowe statusy z prośbą o konsultację prawną w sprawie łączenia misji na Łazarzu z mandatem posła.

Jego program, skupiony na kulturze, dobrym życiu w mieście, ekologii i praworządności, łączy absolutnie każdego wyborcę na lewo od PiS. Łączy ich też osobista postawa Franka. Facet siedzi w polityce od lat, walczy w sprawach, które polaryzują jak nigdy (trudno w Polsce o temat gorętszy od walki o wolne sądy), a mimo to nigdy nie widziałem ani nie słyszałem, by o przeciwnikach politycznych wypowiadał się pogardliwie czy z agresją. Przeciwnie! W szczycie konfliktu o ustawy sądownicze publicznie komplementował posła PiS i wiceministra spraw zagranicznych Szymona Szynkowskiego vel Sęka, podkreślając, że mimo politycznych różnic wspomina go jako kompetentnego i sprawnego radnego miasta Poznania.

I tu płynnie przechodzimy do drugiego powodu. Pisząc te słowa w nocy z czwartku na piątek, nie wiem, czy opozycja uzyska w niedzielę zdolność do wspólnego sformowania rządu, czy może kolejna kadencja będzie czasem zwierania szeregów i szykowania dobrej propozycji na rok 2023. Niemrawa i senna kampania KO, w której tytani pracy podobni Frankowi są nielicznymi wyjątkami, wskazywałaby raczej na przygotowania do kolejnej kadencji w opozycji.

Bez względu na to, co się wydarzy w niedzielę, Koalicja Obywatelska (lub nowa formacja, która się z niej zrodzi) pozostanie główną siłą po stronie demokratycznej. Nie łudźmy się: nawet w roku 2023 oś podziału nie będzie przebiegać między lewicą a PiS. Partie lewicy są zjednoczone tylko pozornie. Od terenowych działaczy Razem słyszę, że zamierzają powołać nowe koło, co przy prawdopodobnym zjednoczeniu Wiosny i SLD pozostawi nas z dwiema partiami na lewo od centrum.

Majmurek: Dlaczego nie zagłosuję na PiS

Ponadto wciąż nie ma pomysłu na pozbycie się przez lewicę wizerunku radykałów – i wcale nie chodzi tu o pomysły obłożenia najbogatszych podatkiem w wysokośći 75% – a raczej np. o zaliczanie do grona zamożnych osób zarabiających o 600 złotych więcej od kasjera w markecie (za kalkulatorem podatkowym Razem). Lewica zdobywa powoli przyczółek wśród młodych, ale wciąż nie jest w stanie trafić do dominującej grupy elektoratu – ludzi w średnim wieku.

Dla tych, którym bliskie są idee liberalne i lewicowe, zadanie jest zatem jedno. To przyjazne przejęcie Koalicji Obywatelskiej. Trzeba sprawić, by w roku 2023 na listach tej partii nie mogła się znaleźć posłanka Fabisiak, by z jej poparciem nie mógł wystartować były minister Ujazdowski, a jej liderem został polityk, dla którego europejska agenda w zakresie praw człowieka jest oczywistością, a nie lewackim obłędem.

Drodzy liberałowie, nie macie wyboru, musicie zagłosować na lewicę

To zadanie szczególnie ważne, bo w Polsce obserwujemy polityczne zjawisko rodem z teatru absurdu, nieobecne właściwie nigdzie w Europie. Poglądy polityczne dominujących partii są kompletnie niedostosowane do poglądów społeczeństwa. Odkąd pamiętam, Polacy tkwią w groteskowym więzieniu dwóch kumpelskich obozów. Niegdyś „postkomuny” i „postsolidarności”, dziś towarzyszy z Unii Wolności i zakonu PC. Podziałów nie jest w stanie uchylić partyjna młodzież.

Polacy, otwarcie opowiadający się za prawem do przerywania ciąży, związkami partnerskimi dla par jednopłciowych, mniejszym udziałem Kościoła w życiu publicznym, za pomocą politycznej propagandy zapędzani są do obozów, które faktycznie ich nie reprezentują. A infiltracja Koalicji Obywatelskiej przez polityków wolnościowych daje tu szansę na zmianę.

Wbrew pozorom jest ich na listach KO wielu. Problem w tym, że nie zawsze na biorących miejscach. Barbara Nowacka w Gdyni, Małgorzata Tracz i Tomasz Aniśko we Wrocławiu i Zielonej Górze czy Katarzyna Lubnauer w Warszawie mandaty mają pewne. Nie da się tego powiedzieć o Pawle Potoroczynie, Dorocie Łobodzie i Katarzynie Piekarskiej w Warszawie, Krzysztofie Mieszkowskim we Wrocławiu czy właśnie Franku Sterczewskim w Poznaniu. To, czy znajdą się w Sejmie, będzie miało decydujące znaczenie dla kształtu debaty publicznej w Polsce najbliższych lat, a co za tym idzie – dla przyszłego stanu praw obywatelskich.

Łoboda: W polskiej edukacji wszyscy się wszystkich boją. Chcę to zmienić

Być może Grzegorz Schetyna wygra kolejne wybory na szefa PO, ale nawet jeśli tak się stanie, odpowiednio silna reprezentacja kandydatów wolnościowych w Sejmie może na nim wymusić zmianę kursu. Że nie są to tylko pobożne życzenia, przekonuje przykład Poznania.

Franek Sterczewski mówi w wywiadach, że po pokonaniu ekipy dawnego prezydenta Grobelnego, którą ostro krytykował jako lokalny aktywista, politykę ruchów miejskich realizuje tam Platforma Obywatelska. Czy stało się tak, bo zmieniła nagle ideologię na hipsterski ekologizm? Nie, została do tego przymuszona stanowczym naciskiem działaczy takich jak Franek i wprowadzeniem ich do politycznych struktur miasta.

Dlatego warto rozważyć głos na progresywnych kandydatów startujących z dalszych miejsc na listach KO – Potoroczyna, Mieszkowskiego, Łobodę, Sterczewskiego i innych. Każdy głos może zdecydować o tym, że dzisiejsza partia umiarkowanej prawicy zmieni w nadchodzącej kadencji ideologiczne barwy.

Na koniec chciałbym wrócić do szlachetności charakterów i politycznego idealizmu. W roku 2019 dobrze wiemy, że nie możemy „głosować z nadzieją”, mając na celu całkowitą odnowę sceny politycznej. Polityka partyjna jest i pozostanie ohydna. Zawsze będą dominować w niej karierowicze, teczkonosy i narcyzi, a wspomagać ich będą stada internetowych trolli, zupełnie się od siebie nieróżniących.

Gdula: Polaryzacja polityczna w Polsce skończyła się na wyborach europejskich

Nie ma bowiem różnicy, czy w fejsbukowych komciach obraża cię korwinista – boś lewak i złodziej, pisowiec – boś zdrajca Polski, platformers – bo jesteś agentem Kaczora dyktatora, czy razemek, dla którego 90% narodu to prawacy i wyzyskiwacze.

Można jednak wprowadzić do tego bagna nielicznych śmiałków, o których wiemy z własnego doświadczenia, że są prawi, odważni i uczciwi. I że mają coś w głowie. Dlatego oprócz przynależności partyjnej szukajmy też informacji o tym, kim naprawdę są nasi potencjalni kandydaci. Upewniajmy się, że postawimy krzyżyk przy nazwisku człowieka, za którego nikt nie będzie się musiał wstydzić.

Dziemianowicz-Bąk: Chcę być ministrą edukacji w lewicowym rządzie

W tym roku życiowe drogi zaprowadzą mnie w niedzielę do Warszawy, będę miał zatem niełatwy wybór, bo na obu demokratycznych listach znajdują się godni kandydaci. Będę się zastanawiał do ostatniej chwili. I do tego namawiam was. Zastanówcie się, czy ważniejsza jest dla was silniejsza reprezentacja Lewicy, czy może nadzieja na uczynienie Koalicji bliższą progresywnym wartościom. Jeśli to pierwsze – poprzyjcie w Poznaniu Agnieszkę Ziółkowską, we Wrocławiu Krzysztofa Śmiszka, Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk czy Katarzynę Lubiniecką-Różyło, a w Krakowie Macieja Gdulę. Jeśli to drugie – pomyślcie o kandydatach, których wymieniłem we wcześniejszej części tekstu. Albo znajdźcie własnych, wspomagając się choćby kwestionariuszem mamprawowiedziec.pl. Wbrew pozorom, krok po kroku, Koalicja staje się coraz bardziej Obywatelska. Może za cztery lata będzie już całkiem nasza?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij