Kraj

Quady, crossy i terenówki rozjeżdżają resztki przyrody

Ostatnie 10 lat to istna plaga dewastacji, które dzieją się wbrew pozorom po cichu. Patopasjonaci quadów, crossów i samochodów terenowych umawiają się przez media społecznościowe jak kibole na ustawki.

Wiosną bagna, mokradła i tereny podmokłe aż kipią od życia. Dziesiątki gatunków ptaków wysiadują jaja lub zaczynają wyprowadzać lęgi. Bobry wypuszczają na świat młode, klują się płazy i gady. Cała roślinność wybucha fotosyntezą po zimowej hibernacji. Właśnie wtedy w środek tego teoretycznie odizolowanego przez wodę i błoto ekosystemu wjeżdżają ciężkie maszyny.

Wyrywają ziemię, miażdżą roślinność, mielą kołami na błotną papkę wszystko, co napotkają na swojej drodze. Towarzyszy temu ogłuszający hałas, który słychać w promieniu setek metrów. Całe istniejące w podmokłym siedlisku życie na ułamek sekundy zamiera, a potem rzuca się do ucieczki. Instynkt przeżycia jest silniejszy niż rodzicielski. Jaja ptaków czy płazów pozostają w gniazdach. Bobry czy żurawie nie są w stanie ocalić z takiego pogromu młodych. Ciężki, terenowy sprzęt młóci kołami i przejeżdża tuż obok zamieszkanego żeremia.

Jak kraj błota i bagien stracił 85 proc. najcenniejszych wodnych ekosystemów

Widać to na opublikowanych z dumą na YouTubie filmach. Żaden z mężczyzn uwijających się wokół ryczących czterokołowych maszyn nie ma pojęcia o tym, że właśnie wjechali do czyjegoś domu, do którego nikt ich nie zapraszał i który zrównali z ziemią. Nie zrobili tego z powodu życiowej potrzeby, ale z powodu bezrefleksyjnej przyjemności, która ma dostarczyć im adrenaliny i zabawy.

O jedną dewastację za daleko

Armagedon o nazwie „Cobra Lajtowy Puchar 4×4 Sokołów Podlaski 05.2023 by Offroad Piaseczno” wydarzył się 13 maja 2023 w podmokłym lesie olchowym (tzw. olsie), położonym 15 km na północ od Sokołowa Podlaskiego. Nie jest to park narodowy ani rezerwat, a przeciętny las prywatny podzielony na kilkaset działek, jednak z punktu widzenia prawa o ochronie przyrody oraz ustawy o lasach nie ma to żadnego znaczenia. W tym konkretnym zniszczonym siedlisku żyło co najmniej kilka chronionych gatunków zwierząt: bobry, bocian czarny, żurawie, kumaki nizinne, żaby moczarowe czy trawne i wiele innych.

Większość dewastacji udokumentowana jest przez lokalnych przyrodników-pasjonatów. Na filmach przyrodnika Roberta Kazańskiego zdewastowany teren wygląda jak miejsce po bitwie – koleiny, rozorane mokradło, drzewa pokaleczone stalowymi linkami wyciągarek. Na sterczącym z bagna pniu wisi pozostawiony przez organizatorów czerwony znacznik kontrolny nr 107. Wygląda jak ochłap surowego mięsa na rzeźniczym haku. W całym krajobrazie pobojowiska brakuje chyba tylko lejów po bombach. W środku mokradła rozoranego oponami quadów i terenówek, jak samotna twierdza, sterczy opuszczone żeremie.

Pozostawione w lesie znaczniki kontrolne. Fot. Olga Pytel

Alarm dotyczący zdewastowanego siedliska przyrodniczego podniosła 14 maja Olga Pytel, mieszkanka jednej z okolicznych wiosek-kolonii. Olga jest fotografką, przyrodniczką i bobrowniczą w Stowarzyszeniu Nasz Bóbr, które natychmiast podjęło interwencję. W opublikowanych w mediach społecznościowych wpisach prezentujących skalę zniszczeń zapowiedziano złożenie doniesienia do prokuratury.

Dewastacja w Sokołowie przebrała miarkę. Quady, crossy i terenówki 4×4 rozjeżdżają polską przyrodę coraz intensywniej, a ostatnie 10 lat to istna plaga dewastacji, które dzieją się wbrew pozorom po cichu.

Patopasjonaci quadów, crossów i samochodów terenowych umawiają się przez media społecznościowe jak kibole na ustawki. Wystarczy wejść na ich dowolną grupę na Facebooku, aby w pierwszym z brzegu wpisie poczytać nonszalanckie relacje z rozjeżdżania cennych terenów przyrodniczych – obszarów Natura 2000, rezerwatów przyrody, terenów parków krajobrazowych, rzek, lasów i mokradeł. Czasem zdarzają się wątpliwości, które rozwiewają od razu starzy wyjadacze: „możesz wszystko”, „i tak psy nas nie złapią”; „powiesz że do na własną hatę jedziesz” (pisownia oryginalna).

Rajd na dziko

Mieszka Kryńskiego, właściciela offroadPiaseczno i organizatora rajdu, pytam, czy był on legalny. „A jak pan sobie wyobraża? Że taka impreza jest organizowana nielegalnie?” – odpowiada z wyczuwalnym sarkazmem, tak jakby sam fakt rozmiarów czy wyimaginowanej rangi imprezy implikował legalność przedsięwzięcia.

Według radcy prawnego Marcina Bachmana mogły zostać złamane co najmniej dwa artykuły ustawy z dnia 28 września 1991 roku o lasach: art. 29, mówiący o nielegalnym wjeździe do lasu, oraz art. 30, wymieniający szczegółowo zakazane w lesie czynności, czyli m.in. zanieczyszczania gleby i wód, zaśmiecanie, rozkopywanie gruntu, niszczenie grzybów oraz grzybni, niszczenie lub uszkadzanie drzew, krzewów lub innych roślin, płoszenie dziko żyjących zwierząt, hałasowanie oraz używanie sygnałów dźwiękowych z wyjątkiem przypadków wymagających wszczęcia alarmu.

Dla przypisania odpowiedzialności z art. 30 ustawy o lasach nie jest konieczne, by las był „cudzy w stosunku do sprawcy”, co oznacza, że odpowiedzialności podlegają także osoby, które korzystają z lasu na podstawie umowy z właścicielem.

Kolejnym przepisem, który mógł zostać złamany, jest par. 6 rozporządzenia ministra środowiska z dnia 16 grudnia 2016 roku w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt, na podstawie którego ustawodawca objął ochroną gatunkową takie gatunki jak żuraw, bóbr, bocian czarny oraz wszystkie gatunki płazów.

Paragraf wprowadza szereg zakazów w stosunku do tych chronionych gatunków, wśród których znajduje się m.in. zakaz umyślnego płoszenia i niepokojenia, niszczenia siedlisk lub ostoi będących ich obszarem rozrodu. Za zanieczyszczanie gleby lub wody Kodeks wykroczeń przewiduje karę ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 500 złotych, karę grzywny lub nagany można otrzymać również za rozgarnianie ściółki i niszczenie grzybów, lęgowisk lub gniazd.

Wydaje się, że zorganizowany rajd, którego uczestnicy płacą wpisowe (w tym przypadku 400 zł dla dwuosobowej załogi), powinien mieć odpowiednie zgłoszenia i zabezpieczenia, np. ze strony służb (pogotowie, straż pożarna, policja), czy choćby zawiadomienie do gminy, na terenie której jest organizowany. Nie wspominam już nawet o powiadomieniu nadleśnictwa czy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

Pytam o te zezwolenia Kryńskiego. „Jedne służby powiadomiliśmy, innych nie” – mówi. Dopytuję i proszę o konkretne dowody. „Nie będę wam pomagał. Sami sobie znajdźcie” – odpowiada wymijająco.

Inny offroad jest możliwy?

Takich krętactw i kłamstw będzie dużo więcej. Stowarzyszenie Nasz Bóbr zwróciło się do terytorialnie właściwych jednostek o informacje, czy OffroadPiaseczno lub jej właściciel zwracali się o zabezpieczenie imprezy lub zgodę na organizację rajdu na terenach gminy. Żadna z instytucji nie potwierdziła wersji Mieszka Kryńskiego. Taki rajd terenowy to w zasadzie nielegalna ustawka.

Z pierwszej relacji z rajdu, umieszczonej na profilu facebookowym OffroadPiaseczno, wynikało, że miasto Sokołów Podlaski było współorganizatorem rajdu. Pytam o to wiceburmistrza Krzysztofa Dąbrowskiego.

„Organizator rajdu otrzymał od burmistrza Bogusława Karakuli ustną zgodę na wykorzystanie terenu Parku Przemysłowego Miasta jako startu i mety imprezy. Nie otrzymaliśmy za to wynagrodzenia, nie było też podpisanej w tym temacie żadnej umowy. Nie w naszej gestii było sprawdzenie legalności czy pozwoleń odnośnie rajdu, ponieważ nie otrzymaliśmy oficjalnego zgłoszenia imprezy. Otrzymaliśmy zapewnienie organizatora, że pojazdy będą się poruszać po prywatnych terenach, które nie są cenne przyrodniczo. Mowa była m.in. o opuszczonej żwirowni. Pracownicy urzędu i ja nie posiadaliśmy wiedzy, że uczestnicy będą wjeżdżać do podmokłego lasu i niszczyć przyrodę. Nie jesteśmy, nie byliśmy i nie będziemy współorganizatorami tej imprezy. Herb miasta został wykorzystany przez organizatorów bez pozwolenia” – mówi mi wiceburmistrz Dąbrowski.

Dewastacja bagna przez offroadowców. Fot. Olga Pytel

Wspomniana relacja z rajdu była kilkakrotnie edytowana, a organizator prowadził agresywną i butną korespondencję z osobami, które zgłosiły dewastację. Większość komentarzy była na bieżąco kasowana. Wkrótce zniknął cały wpis z relacją z imprezy. Pojawiły się za to filmki z YouTube’a, które wspominam wyżej. Widać na nich wyraźnie skalę dewastacji przyrody oraz zachowania uczestników rajdu.

Jaki jest więc cel organizowania takich wydarzeń? W opisie rajdu czytamy m.in. o „poznaniu walorów przyrodniczych regionu czy nauce obcowania z przyrodą”. W wykonaniu tych ludzi polega to między innymi na wjeżdżaniu w teren. Jak poinformował mnie Kryński: „to jest po prostu bagno, zwykłe bagno […] nie ma tam żadnego użytku biologicznego ani Natury 2000, nie ma tam żadnego parku krajobrazowego, nie ma w zasadzie tam nic”.

Warto w tym kontekście zobaczyć zdjęcia i filmy z fotopułapek od okolicznych przyrodników, pokazujące bogactwo przyrodnicze tego miejsca oraz okolicy.

Damian Pomaski z firmy makeoffroad.pl próbuje przedstawić mi zupełnie inną twarz tej rozrywki. „Zabawa w offroad to dwie kategorie – offroad przeprawowy, w którym używane są specjalne samochody, konstruowane pod sportowe imprezy. Drugi nurt to offroad turystyczny. Używamy dopuszczonych do ruchu publicznego samochodów terenowych. Często mamy namioty na dachach. Celem naszych wypraw jest podróż”.

Polska zapłaci słony rachunek za szkalowanie bobrów

Pomaski zdecydowanie odcina się od quadów i crossów. Uważa, że te pojazdy powinny być dozwolone tylko na przygotowanych do tego torach, które będą spełniać wszystkie wymogi, także te środowiskowe. „Wydaje mi się, że jedyna droga to ucywilizować offroad na modłę zachodnią. Widzę coraz większe zainteresowanie offroadem, którego nie waham się nazwać legalnym. To musi pójść w tym kierunku. Nie chcemy być wrzucani do jednego worka, być traktowani jak myśliwi czy wchodzić w konflikty z lokalnymi społecznościami. Do tego prowadzi tylko jedna droga – ewolucja w kierunku uregulowania zasad uprawiania offroadu, wyznaczania szlaków, tworzenia dedykowanych torów sportowych do uprawiania offroadu wyczynowego. To wszystko wymaga zmian prawa”.

Prawo już jest. Jego ochotniczy strażnicy także

Jednak aktualne przepisy dotyczące ochrony przyrody oraz ustawa o lasach dość jasno precyzują, co w opisywanym obszarze jest legalne, a co nie. Clou tkwi w egzekucji przestrzegania prawa.

Wygląda na to, że tak jak w wielu przypadkach kwestie strażnicze wzięli na siebie obywatele. To, co powinno spędzać sen z powiek patooffroaodowców, to fakt, że dzięki rewolucji leśnej oraz rzecznej poziom środowiskowej świadomości społecznej bardzo wzrósł. I zawsze będzie w okolicy taka Olga, która podniesie alarm. Tylko czy taka powinna być nasza, obywateli, rola? Czemu musimy wyręczać administrację państwową, która już dekady temu abdykowała ze swojej ochronnej roli?

Rozkwit bezkarnych dewastacji przyrody za pomocą pojazdów typu ATV (all terain vehicles) tylko to potwierdza. Co musi się wydarzyć, aby ten obszar uregulować? Tragedia na górskim szlaku, w której zginie cała rodzina potrącona przez quadowców lub crossowców? Bo jasno widać, że niszczenie ostatnich skrawków przyrody i ostoi dzikich zwierząt to za mało.

Jaskółką zmian mogą być dwie interpelacje, które złożyła 30 maja posłanka Anita Sowińska. Jedna, w sprawie przepisów prawnych dotyczących jazdy quadami i innymi pojazdami terenowymi, trafiła do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka. Druga, w sprawie skuteczności ścigania nielegalnej jazdy pojazdami typu ATV, do ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego.

W obronie Wieliszewa. Co jest nie tak z polską gospodarką wodną?

Podczas lektury facebookowych komentarzy i wpisów patopasjonatów offroadu wyłania się obraz niestety dość ponury, rodem z Tanga Mrożka. Mamy do czynienia ze zmultiplikowaną wersją Edków, których system wartości oparty jest na wypaczonym pojmowaniu wolności, prymitywnej sile, kasie, której potrzebują do kupienia swoich „zabawek”, oraz poczuciu totalnej bezkarności, podlanej tłumioną przemocą i nienawiścią.

Czy jest na to lekarstwo? Od tego jest system prawny i jego skuteczna egzekucja, a także różnego rodzaju wsparcie – od społecznego do specjalistycznego – abyśmy się wzajemnie szanowali i nie pozabijali. Może to już czas, aby państwo wstało wreszcie z kolan w tematach społecznych?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Daniel Petryczkiewicz
Daniel Petryczkiewicz
Fotograf, bloger, aktywista
Fotograf, bloger, aktywista, pasjonat rzeczy małych, dzikich i lokalnych. Absolwent pierwszego rocznika Szkoły Ekopoetyki Julii Fiedorczuk i Filipa Springera przy Instytucie Reportażu w Warszawie. Laureat nagrody publiczności za projekt społeczny roku 2019 w plebiscycie portalu Ulica Ekologiczna. Inicjator spotkania twórczo-aktywistyczno-poetyckiego „Święto Wody” w Konstancinie-Jeziornej. Publikuje teksty i fotoreportaże o tematyce ekologicznej.
Zamknij