Kraj

Polakowski, Szelewa: Szkolenia i staże nie wystarczą

Propozycje Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej dla młodych bezrobotnych to zmiany idące w dobrym kierunku, lecz polskiemu rynkowi pracy potrzebne są bardziej fundamentalne reformy. Komentarz Michała Polakowskiego i Doroty Szelewy.

Przed kilkoma dniami Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej ogłosiło program „Twoja kariera – twój wybór”. W zamyśle ma on umożliwić młodym Polakom dostosowanie ich kompetencji do tych, których poszukują pracodawcy. Chodzi o bony szkoleniowe (którymi można sfinansować szkolenia), bony stażowe (stypendium dla pracownika na czas stażu), bony na szkolenie zawodowe i policealne oraz dotacje na zasiedlenie.

Polskie doświadczenia wskazują, że staże i szkolenia zawodowe dają pozytywne rezultaty tylko wtedy, gdy pracodawca, które je organizuje, zatrudnia później osoby biorące w nich udział. W innym przypadku ten efekt jest znacznie słabszy, a niekiedy wręcz negatywny: paradoksalnie osoby po szkoleniach rzadziej znajdują zatrudnienie. Jest to również dowodem na niską skuteczność prywatnych firm świadczących usługi szkoleniowe.

Skupmy się jednak na bardziej fundamentalnych problemach polskiego rynku pracy. Jak wskazują badania aktywnych programów rynku pracy, wiele instrumentów proponowanych przez ministerstwo, skierowanych do absolwentów, nie jest w stanie skorygować wadliwego działania systemu edukacji.

Po pierwsze, należałoby obowiązkowo i odpowiednio wcześnie powiązać edukację ze ścieżką rozwoju zawodowego, zapewniając przy tym udział profesjonalnych doradców. Doradztwo zawodowe powinno być integralną częścią kształcenia Polaków, a nie wyłącznie domeną urzędów pracy.

Wybory edukacyjne młodych Polaków mają często przypadkowy charakter, czego dowodem są niedobory osób ze specyficznymi kompetencjami na rynku pracy. I tak w znacznej części wybierają oni ścieżkę gimnazjum-liceum-studia, czyli wykształcenie o charakterze ogólnym. Od połowy lat 90. spada liczba uczniów kształcących się zawodowo (z 40 procent w 1995 do 15 procent w 2010). Tymczasem ponad połowę poszukiwanych pracowników stanowią osoby o takim właśnie wykształceniu. Osobną kategorię stanowią absolwenci studiów wyższych – z punktu widzenia rynku pracy mamy tutaj do czynienia przede wszystkim ze zjawiskiem przeedukowania, czyli zbyt wysokim poziomem wykształcenia w stosunku do potrzeb rynku pracy (badanie Bilans Kapitału Ludzkiego Państwowej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości).

Po drugie, za kształtowanie kwalifikacji młodych ludzi przydatnych na rynku pracy powinni wziąć większą odpowiedzialność również pracodawcy. Warto prześledzić ich rolę w tej sprawie, ponieważ to z ich strony płynie najwięcej krytyki dotyczącej funkcjonowania rynku pracy.

Według badań zleconych przez PARP 75 procent pracodawców poszukujących pracowników miało problemy ze znalezieniem odpowiedniego kandydata, przy czym najczęstszym powodem był brak odpowiednich kompetencji zawodowych. Jednocześnie ponad 2/3 pracodawców nie uważa za konieczne włączenie się do systemu kształcenia pracowników. Według nich to system edukacji powinien dostarczyć im przygotowanego do wykonywania zawodu pracownika.

Czy takie podejście pracodawców jest typowe dla wszystkich krajów europejskich? Badania Europejskiego Centrum Rozwoju Kształcenia Zawodowego (Cedefop) wskazują, że polscy pracodawcy należą do najmniej zaangażowanych w kształcenie zawodowe w całej UE. Tylko 20 procent uczniów zasadniczych szkół zawodowych przyucza się do zawodu w zakładzie pracy (czego koszty ponosi państwo). Zarazem tylko 30 procent pracodawców uważa, że powinni partycypować w finansowaniu szeroko rozumianych szkoleń dla uczniów.

Mamy zatem do czynienia z sytuacją, w której pracodawcy postrzegają uczestnictwo w kształtowaniu kompetencji uczniów wyłącznie jako koszt, a nie inwestycję. Dodajmy, że według badań PARP tylko 55 procent polskich przedsiębiorstw w ostatnich 12 miesiącach przeprowadziło szkolenia swoich pracowników. Tymczasem Cedefop podkreśla, że zaangażowanie pracodawców w edukację nie tylko wpływa na lepsze dostosowanie popytu i podaży na rynku pracy, lecz jest też inwestycją, która się zwraca, ponieważ pracodawcy mogą szkolić przyszłych pracowników według własnych potrzeb.

Dowodzą tego przykłady wielu krajów europejskich, gdzie pracodawcy aktywnie określają zapotrzebowanie na pracowników i ich kształcenie, również poprzez wkład finansowy. W Finlandii pracodawcy pokrywają średnio 58 procent kosztów kształcenia, w Irlandii 50, w Danii 48. W Polsce jest to tylko 7 procent. Na Węgrzech pracodawcy płacą specjalny podatek (1,5 procent wszystkich kosztów pracy), z którego pokrywane jest 40–50 procent kosztów kształcenia zawodowego.

Po trzecie, wyniki badań przeprowadzanych przez Instytut Ekonomiczny NBP (Badanie Ankietowe Rynku Pracy 2011) pokazują, że osoby bezrobotne samodzielnie poszukujące pracy w niewielkim stopniu korzystają z usług publicznych służb zatrudnienia. Najczęściej posługują się mediami i siecią kontaktów towarzyskich. Również pracodawcy nie muszą od pewnego czasu informować urzędów pracy o nowych ofertach. Zniesienie tego obowiązku zasadniczo utrudnia nie tylko sytuację osób poszukujących pracy, ale również monitorowanie popytu na pracę przez państwo i samorządy. Większość ofert pracy pojawia się w mediach, a zatrudnienie często odbywa się na podstawie polecenia przez inną osobę.

Po czwarte, polityka zatrudnienia w Polsce opiera się na założeniu, że pracodawcy rzeczywiście oferują miejsca pracy, a jeśli tego nie robią, to ze względu na „zbyt duże obciążenie kosztami pracy”. Argument, że koszty pracy są zbyt wysokie, pada szczególnie często w przypadku pracowników nisko wykwalifikowanych i młodych. Tymczasem w Polsce klin podatkowy (czyli różnica między wydatkami pracodawcy na pensję a faktycznym wynagrodzeniem, jakie otrzymuje pracownik) dla niskich wynagrodzeń, typowych dla tych grup pracowników, należy do najniższych w UE (niższy klin podatkowy mają tylko Wielka Brytania, Luksemburg, Islandia i Irlandia).

Dane makroekonomiczne nie potwierdzają również, że przedsiębiorstwa inwestują dodatkowe środki w tworzenie nowych miejsc pracy. W rezultacie, chociaż wyniki przedsiębiorstw poprawiły się, a w 2011 wzrosły o 8 procent nakłady na środki trwałe, nie miało to przełożenia na spadek stopy bezrobocia, która osiągnęła w styczniu poziom 13,3 procent. W 2/3 przypadków zatrudnienie nowej osoby oznacza zapełnienie już istniejącego miejsca pracy, a nie stworzenie nowego.

Propozycje Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej można więc podsumować następująco: zmiany idą w dobrym kierunku, lecz polskiemu rynkowi pracy potrzebne są bardziej fundamentalne reformy. Źródła obecnych problemów leżą na styku rynku pracy i systemu edukacji, a przeszkodą w ich przezwyciężeniu są w znacznej mierze pracodawcy, którzy w wyjątkowym – jak na Europę – stopniu nie są zainteresowani szkoleniem przyszłych i obecnych pracowników.

*Michał Polakowski – Fundacja ICRA, Warszawa.
**Dorota Szelewa
University of Southern Denmark, Fundacja ICRA

Autorzy zapraszają na debatę poświęconą problemom młodych osób na rynku pracy współorganizowaną przez Fundację ICRA i Fundację im. Friedricha Eberta w Warszawie, która odbędzie się 8 marca. Szczegóły na [email protected]  

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij