Felietony, Kraj

Odcienie cierpienia

Świadomość tymczasowości złego stanu i możliwość mentalnej ucieczki pomaga znieść ból i cierpienie, pozwala mieć nadzieję.

Niska, drobna, przygarbiona, chodziła w kółko po szpitalnej poczekalni. Pośrodku pomieszczenia stała okrągła drewniana ława. Siedzisko prawdopodobnie okalało wielką donicę z jakąś rośliną, może na wypełniającej ją ziemi leżała warstwa jasnego żwiru, może nie było tam żadnej rośliny, tylko coś, co ją miało udawać, nie pamiętam. Wszystkie miejsca były zajęte i na centralnej ławie, i pod ścianami.

Co jakiś czas przystawała przed drzwiami gabinetów, zbliżała twarz do kartek z napisami i czytała. Podczas każdego kolejnego okrążenia zatrzymywała się na dłużej tuż przed kilkoma schodkami prowadzącymi w dół do dużych, przeszklonych drzwi wejściowych. Patrzyła na zewnątrz nieobecnym wzrokiem i wyglądała na zagubioną. Jakby się błąkała, nie pamiętając, dlaczego znalazła się w tym miejscu, lub nie rozumiejąc pospiesznie rzuconej przez pielęgniarkę informacji, dokąd powinna iść, a jednocześnie nie chcąc nikogo obcego prosić o pomoc.

Mijały kolejne minuty, a starsza kobieta dreptała, podpierając się laską, niezauważana lub omijana, przecinała trajektorie ruchu pacjentów, lekarzy i pań z recepcji. W zmiennych konfiguracjach postaci w poczekalni paradoksalnie była jedynym przewidywalnym elementem. Jej bezradność była niezmienna, a prawdopodobnym wytłumaczeniem bezustannego dryfu było to, że co chwila zapominała, że przecież już po wielokroć sprawdziła wszystkie drzwi i informacje, które były w pobliżu.

Nie od razu zauważyłem, co się dzieje. Zajmowałem się moim schorowanym ojcem, prowadziłem go od gabinetu do gabinetu, jednocześnie załatwiając kolejne pieczątki i czujnie pilnując miejsca w kolejkach. Jednak w momencie, kiedy mieliśmy już wychodzić, byłem pewny, że powinienem jej pomóc. Zapytałem ojca, czy nie będzie miał nic przeciwko temu, żebyśmy do niej podeszli i dowiedzieli się, czy czegoś nie potrzebuje. Zgodził się. Złapaliśmy ją w momencie, kiedy stała na skraju schodów, patrząc na drzwi.

– Na co pani czeka? – wypalił mój ojciec, zanim zdążyłem wypowiedzieć jakaś uprzejmą formułę z dyskretną ofertą pomocy.
Kobieta poruszyła się i chyba odruchowo chciała zrobić unik, odwrócić się i odejść. Zrezygnowała jednak i bardzo wyraźnie, może nawet odrobinę rozbawiona tym pytaniem, doskonale przytomnie, śmiało patrząc nam w oczy, wyrzuciła z siebie:
– Na syna! Miał przyjechać za dziesięć minut i się spóźnia. Zabiera mnie do domu.
Ostatnie słowo zaakcentowała, zawadiacko kontrastując oczywistość i normalność tej odpowiedzi z naszymi zatroskanymi twarzami.
– Nie potrzebuje pani pomocy? – zapytałem zaskoczony i zmieszany, brnąc dalej w nadgorliwość. Oczywiście było to zupełnie niestosowne pytanie, bo przecież właśnie się dowiedzieliśmy, że alarm był fałszywy.
– Nie, nie… – odpowiedziała z delikatnym pobłażaniem, uśmiechając się szerzej i tym razem rzeczywiście odchodząc. A może lepiej: wracając do ciekawszych zajęć niż rozmowa z dwoma przypadkowymi mężczyznami trzymającymi się pod rękę, przerywającymi jej zamyślenie.

Tuż po wyjściu z poczekalni obaj z ojcem wymamrotaliśmy zgodnie coś w rodzaju „no wiesz, nigdy nie wiadomo…”.

Bohaterskie zwierzęta na nie swoich wojnach

Oceniamy czyjeś zachowania i odczucia w odniesieniu do własnych, do doświadczenia, które zawsze zawiera pewien katalog prawidłowości. Obserwacje organizujemy w wygodne porządki, uwalniające od wymogu bezustannego upewniania się od nowa, że się nie mylimy. Posługujemy się kryterium prawdopodobieństwa, które upraszczamy do funkcjonalnej prawdy. Fakt, że jesteśmy częścią tłumu, również zmusza do mentalnych skrótów. Nie ma możliwości być uważnym obserwatorem wszystkich innych i bez przerwy rozpoznawać subtelne odcienie różnic. Płacimy otępieniem za uspołecznienie.

Często więc, i bez większych konsekwencji, przynajmniej dla nas samych, bierzemy pozory za rzeczywistość i zapominamy, jak wiele rozgrywa się w sferze wymagającej wyjątkowej wyobraźni i uwagi. Współczucie, kiedy w relacjach mniej jest wspólnego, jest trudne, ale tam właśnie jest potencjał najszlachetniejszej wrażliwości.

Czy zwierzęta zasługują na obrońcę z urzędu?

Przez resztę dnia przypominała mi się historia ze szpitalnej poczekalni. Jeśli mylimy się w ocenie tego, co czuje drugi człowiek, w jak dużym stopniu możemy się mylić w relacjach z bardziej wymagającą odmiennością? Niektórzy podejrzewają, że cierpienie zwierząt może być  niekiedy większe niż ludzi – właśnie dlatego, że są od nas odmienne.

Zdolność kontekstualizacji i racjonalizacji negatywnych bodźców może mieć właściwości znieczulające. Świadomość tymczasowości złego stanu i uzasadnione oczekiwanie na poprawę może wspomóc siłę przetrwania, podobnie jak umiejętność skupienia się na czymś innym niż ból i cierpienie daje możliwość mentalnej ucieczki. Jeśli zwierzęta pozaludzkie mają te zdolności rozwinięte w znacznie mniejszym stopniu, być może, jak pisał Bernard RollinB.E. Rollin, Animal research: A moral science, „EMBO Reports” Vo. 8, No. 6, 2007, s. 524. , w momencie bólu ich życie jest nim całkowicie wypełnione. To chyba definicja dojmującego bólu.

Gzyra: Przeciwko eksperymentom na zwierzętach

Filozofka Sahar AkhtarS. Akhtar, Animal Pain and Welfare: Can Pain Sometimes Be Worse for Them Than for Us?, w: T.L. Beauchamp, R.G. Frey (red.), The Oxford Handbook of Animal Ethics, Oxford University Press, Oxford 2011, s. 506. zaproponowała kiedyś pewien eksperyment myślowy. Poprosiła o wyobrażenie sobie, że ktoś w jakiejś obojętnej przestrzeni publicznej bez ostrzeżenia wbija komuś w żyłę długą igłę i trzyma ją tam kilka sekund. Następnie zachęciła do porównania tego z sytuacją w gabinecie lekarskim. Dokładnie taka sama igła, to samo miejsce, w które się wkłuwa, i czas, kiedy tkwi w żyle. Intensywność bólu w pierwszym przypadku zapewne byłaby większa. Kontekst ma znaczenie.

Gzyra: Zwierzęta i ich studia

Peter SingerP. Singer, Wyzwolenie zwierząt, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018, s. 71. pisał kiedyś: „Jest wiele sytuacji, w których rolę odgrywają większe zdolności umysłowe normalnego człowieka: zdolność przewidywania, bardziej precyzyjna pamięć, większa wiedza o tym, co się dzieje. Nie znaczy to jednak wcale, że odczuwa on cierpienie silniej niż zwierzę. Właśnie ze względu na uboższe zdolności umysłowe zwierzę może niekiedy cierpieć bardziej. Jeńcom wojennym można wyjaśnić, że chociaż zostali wzięci do niewoli, zrewidowani i uwięzieni, nie spotka ich nic gorszego, a gdy wojna się skończy, zostaną uwolnieni. Schwytanym dzikim zwierzętom nie da się wytłumaczyć, że nie chcemy ich zabić. Nie odróżniają pojmania i uwięzienia od zagrożenia życia; i jedno, i drugie wywołuje taki sam strach.

Weganizm prawem chroniony

Jak znieść ból i cierpienie, jeśli ze swej natury nie możesz mieć nadziei lub ledwo ją masz? Z drugiej strony, być może w przypadku wielu zwierząt to dobrze, że nie mogą się dowiedzieć, że nie ma dla nich żadnej nadziei. Utrata nadziei jest chyba jeszcze gorsza od jej naturalnego braku, ale kto wie?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij