Wjeżdżających do miasta samochodem od lat witają kuriozalne tablice: Witaj w Krakowie Mieście Królów Polskich. Z koroną, tyle że nie królewską, miasto próbuje się zmierzyć, stosując radykalne cięcia budżetowe.
Koronawirus unosi zasłonę: pokazuje szczególnie wyraźnie zapaść polskiej ochrony zdrowia i odsłania patologie w systemie zatrudnienia. Uderza we wszystko i wszystkich, a przy okazji ujawnia przykłady niegospodarności, braku skuteczności, złe pomysły i jeszcze gorsze wykonanie.
czytaj także
Wyraźnie widać to w Krakowie, który od lat pracuje na tytuł najczęściej odwiedzanego polskiego miasta. Co prawda nie mieści się ono na podium w rankingu najzamożniejszych polskich miejscowości – w 2019 roku zajęło w nim piąte miejsce ze średnim dochodem per capita wynoszącym 5605,84 zł – ale pozostaje w czołówce. Mimo to w obliczu epidemii zastosowano tu wyjątkowo radykalne cięcia kosztów.
Kiedy po północy wyglądam z okna na poddaszu, tam, gdzie powinny się znajdować wieże kościoła Mariackiego, widać tylko ciemność. A jednak jestem w domu i wieża pewnie też nadal tam jest – po prostu jej nie widzę, bo Kraków po północy wyłącza wszystkie uliczne latarnie. Przez cztery nocne godziny miasto jest niemal całkowicie ciemne, a jedyne źródła światła, na które można liczyć, to okna mieszkańców. Gdyby ktoś zdecydował się mimo obostrzeń na spacer po Rynku, który zazwyczaj nie jest pusty o żadnej porze dnia i nocy, zobaczy wymarłe miasto. Kraków dziennie oszczędza na tym 20 tysięcy złotych.
Tego wyciemnienia nie konsultowano z przedstawicielami policji – ci przekonują w mediach, że niewiele trzeba, by miejskie oszczędności skończyły się serią włamań i rozbojów. Łatwiej o nie tym bardziej, że liczne lokale stoją teraz puste, a na sąsiedzką pomoc w najpopularniejszych dzielnicach trudno liczyć. Wieloletni proces turystyfikacji sprawił, że mieszkańcy uciekli ze ścisłego centrum – przyjemniej żyć w miejscu, gdzie co tydzień inni jubilaci nie świętują hucznie urodzin, a wejście do bramy nie bywa mylone z szaletem. Zresztą i tak niewielu już na to stać.
W okolicy, gdzie mieszkam, niebędącej ścisłym centrum miasta, ale nadal z widokiem na kościelne wieże, tych zapalonych okien nie ma wcale wielu. Mieszkania wynajmowane przez studentów stoją częściowo puste, a Airbnb pełne jest „wyjątkowych okazji”, czyli noclegów za kilkadziesiąt złotych za noc. Apartamenty na wynajem świecą pustkami – wystarczy zapytać nielicznych mieszkańców centrum, by usłyszeć, że w całych kamienicach zajęte są pojedyncze mieszkania. Wizytówka miasta – Rynek – wygląda jak pocztówka. Na pustym placu głodne gołębie ścigają nielicznych przechodniów.
Widać też inne zmiany – na Gumtree i OLX roi się od ofert wynajmu ładnie urządzonych kawalerek za całkiem znośne pieniądze. To nie klasyczny krakowski standard studencki (meble z poprzedniej epoki, trzyosobowe garsoniery czy przytulne mieszkanka w garażu), ale lokale, które jeszcze przed chwilą wynajmowano za dwieście złotych za noc. Czy na Kazimierz i do centrum będzie wracało codzienne życie, a normalne spożywczaki powrócą jak delfiny w Wenecji? Zobaczymy za rok… Być może przynajmniej o wynajem na osiągalnych warunkach będzie w najbliższych miesiącach nieco łatwiej.
Oczywiście pod warunkiem, że wynajmujący nie tylko zachowają pracę – w mieście żyjącym z turystyki to jeszcze mniej oczywiste niż gdzie indziej – ale też będą do niej mieli jak dojechać. Cięcie kosztów sprawiło, że komunikacja miejska działa sporadycznie. Większość linii jeździ co dwadzieścia minut tylko w godzinach szczytu – między 4.30 a 9 rano i 13 a 18. Poza tymi godzinami tramwaje i autobusy jeżdżą co 60 minut lub wcale. W weekendy i święta tramwaje i autobusy kursują jeszcze rzadziej, a komunikację nocną odwołano.
czytaj także
Potrzeby komunikacyjne są oczywiście mniejsze, skoro – gdzie tylko jest to możliwe – praca odbywa się zdalnie. Nie chciałabym jednak znaleźć się w skórze kogoś, kto po pracy do północy w sklepie wielkopowierzchniowym wraca do domu. Spacer, ze względu na panujące ciemności, musi być nieprzyjemny.
Już teraz mówi się, że dziura budżetowa wyniesie w 2020 roku przynajmniej miliard złotych – co stanowi nieco ponad 15 procent całego miejskiego budżetu na bieżący rok, wynoszącego 6,67 mld złotych. A te obliczenia biorą pod uwagę tylko dotychczasowe koszty poniesione przez miasto i brak wpływów – jeśli sytuacja będzie się przedłużać, dziura urośnie. Turystyka, wokół której koncentruje się spora część miejskiego życia, jest w stanie zawieszenia, na pół gwizdka działa gastronomia, wcale – instytucje kultury (tych miasto ma na utrzymaniu 27). W wywiadzie udzielonym Radiu Kraków wiceprezydent Andrzej Kulig zaznacza, że skalę strat będzie widać dopiero na początku maja.
Co jeszcze może się stać w najbliższych miesiącach? Radni na początku bieżącego roku mieli przegłosować podwyżki w cenie wywozu śmieci, bo zapasy w budżecie pozwalają podtrzymać aktualną częstotliwość tylko do końca maja. A potem? Albo podwyżki – już teraz wiadomo, że niezbyt prawdopodobne – albo śmieci będą wywożone rzadziej. Wygląda na to, że akurat w tym wypadku miastu służy zatrzymanie turystyki: odpadów produkujemy znacznie mniej, więc rezerwy starczą na dłużej. Może wakacje w przegrzanym mieście, bez dostępu do ogrodzonego siatką Zakrzówka, przynajmniej nie odbędą się w oparach śmieci.
Dla Krakowa pandemia to jednak nie tylko konkretne, finansowe kłopoty, ale zasadniczy problem z przyjaznym wizerunkiem miasta łączącego bogate dziedzictwo ze współczesną kulturą. Turyści – od wyklinanych na różnych łamach Brytyjczyków na wieczorach kawalerskich po uczestników konferencji i kongresów z całego świata – przyjeżdżali tłumnie. W samym 2019 roku miasto zamieszkałe przez niespełna 800 tysięcy osób odwiedziło 14,5 miliona zwiedzających, spacerujących, pijących, robiących zakupy, kształtujących krajobraz.
Przez cztery nocne godziny miasto jest niemal całkowicie ciemne, a jedyne źródła światła, na które można liczyć, to okna mieszkańców.
– Kryzys społeczny pokazujący brak zaufania człowieka do człowieka – mówi Andrzej Kulig w wywiadzie dla Radia Kraków – fatalnie wpływa na markę Krakowa, miasto w ostatnich latach organizowało dużo wydarzeń plenerowych, masowych, festiwali, koncertów, uprawiało politykę kongresową. Dystans, nieufność, unikanie kontaktów: to wszystko będzie miało długofalowy wpływ na obraz miasta.
Na wszelkie imprezy masowe będziemy czekać jeszcze długo, może w najbliższym czasie przyjdzie nam jeść w ulubionych knajpach, ale kiedy wrócą przypadkowe pogawędki w tłocznej kolejce do baru? Jak w maskach i zachowując dwa metry odstępu rozegrać te wszystkie sztandarowe krakowskie przytulności, pozwalające przetrwać zanieczyszczoną zimę i jesień? Czy przyjdzie nam określać się na nowo?
Mieszkając w Krakowie, z gwałtownego upadku turystyki nie da się cieszyć: nie chcemy zostać Barceloną, mamy dość rosnących czynszów i cen mieszkań, ale też trudno sobie dziś wyobrazić Kraków senny i prowincjonalny. Można jednak poczuć irytację: skoro przez ostatnie lata miasto było taką turystyczną potęgą, czemu po niespełna dwóch miesiącach zastoju na noc wyłącza światła, likwiduje tramwaje i przewiduje problemy z wywozem śmieci?
czytaj także
Ironizujemy, że cięcia w rozkładach jazdy faktycznie skutecznie zachęcają do siedzenia w domu, ale te rozwiązania wzmagają niepokój. Dlaczego inne miasta – też przecież obciążone kosztami dezynfekcji, z mniejszymi wpływami do budżetów – nie muszą podejmować takich kroków, przestraszone, że jesienią nie będzie za co utrzymać komunikacji miejskiej?
Takie rozmyślania mogą dopadać w ciemnościach, zwłaszcza tych, którzy martwią się o przyszłość: o nieodpowiednie umowy i przyszłość miejsc pracy, o swoje małe lub duże firmy, o losy całych branż czy w końcu – nieszczęsnego wirusa. Na szczęście w świetle poranka nic nie jest już takie straszne: z megafonów na policyjnych samochodach wydobywa się komunikat o tym, że zostając w domu, warto czytać książki. W końcu Kraków to Miasto Literatury UNESCO.
PS W ramach pandemicznych działań okołoliterackich Kraków udostępnia też do 3 maja 30 współczesnych książek za darmo w aplikacji Woblink – z akcji Czytaj PL można skorzystać również nie mieszkając w mieście.
**
Martyna Nowicka (1990) – historyczka i krytyczka sztuki, kuratorka. Współprowadzi efemeryczną instytucję kultury Elementarz dla mieszkańców miast, współpracuje z „Gazetą Wyborczą” i magazynem „Szum”.