Kraj, Michał Sutowski

Nie chciał, ale musi? Po co lewicy kandydat Biedroń

robert-biedron

Habemus kandydat lewicy na prezydenta. „Nowa siła” jest gdzie indziej, „rozjemców” też nie brakuje. Kim w tych wyborach może być Robert Biedroń? Zastanawia się Michał Sutowski.

Każda telenowela się kiedyś kończy, również ta o gorącym kartoflu lewicowej kandydatury na prezydenta. Włodzimierz Czarzasty zapowiedział w Polsacie, że zarekomenduję kandydaturę Roberta Biedronia na prezydenta z ramienia Nowej Lewicy. „To oczywiście trwało, ale to jest naturalny wybór” dodała w TVN24 Marcelina Zawisza z Razem. Tygodnie spekulacji i manewrów w tej sprawie sugerują, co prawda, że założyciel Wiosny sam niespecjalnie startować chciał, ale w końcu musiał. Dziś jednak najciekawsze pytanie brzmi: ile właściwie może?

Wybory prezydenckie są do wygrania

Na pierwszy rzut oka, nie tak znowu wiele. W drugiej turze wybory prezydenckie będą plebiscytem za władzą lub przeciw niej, więc bój o wejście do niej rozegra się między kandydatami opozycji. Ale nie tylko dlatego konkurencja dla Roberta Biedronia będzie wyjątkowo nieprzyjazna.

Niełatwo będzie mu odegrać którąkolwiek z ról, w jakich czuje się dobrze, ani takich, które wydawałyby się dla niego optymalne. Mesjasz sił postępu? Taką próbę podjąć można tylko raz i ten raz miał miejsce w wyborach do europarlamentu. Powiew świeżości i nowa siła spoza układu w polskiej polityce? Znowu, naturalną przewagę mają tu debiutanci, w tej roli oczywiście Szymon Hołownia. A może kandydat dialogu, rozjemca wojny polsko-polskiej? Tutaj konkurentów jest wręcz dwóch, bo obok Hołowni (dla soft-postępowych) w tę rolę wcielać się będzie Władysław Kosiniak-Kamysz (dla soft-konserwatywnych). No i wreszcie „nowy, lepszy anty-PiS”: tutaj z Małgorzatą Kidawą-Błońską ciężko zawalczyć, choć czy ona nowa i lepsza, to wyjątkowo rzecz niepewna.

„O Boże, zapomniałam o in vitro”, czyli konwencja Koalicji Obywatelskiej

 

Co zostaje? Cóż, zostać przyzwoitym kandydatem lewicy na prezydenta. Głosem agendy, której zarys nakreślił Adrian Zandberg w swoim kontrexpose, uzupełnionej wyrazistym przekazem „światopoglądowym”. Bo z poprzeczką oczekiwań ustawioną na parlamentarny wynik lewicy – 13 procent – Biedroń nie musi się bać, że ten czy inny elektorat mu ucieknie, gdy powie o dwa słowa za dużo. I dlatego właśnie, bez taktycznych uników czy niedomówień, może forsować wielką opowieść i konkretne punkty programu, na których lewica powinna konsekwentnie jechać przez kolejne lata.

Stawką gry dla lewicy w tych wyborach jest, po pierwsze, odrębność (pokazanie, że jest jakaś), po drugie, wpływ (udowodnienie, że może coś przepchnąć, choćby cudzymi rękami). A zatem potrzeba tego, czego nikt inny lewicy nie podbierze oraz czegoś, co na swój sztandar musiałby wziąć każdy opozycyjny kandydat w drugiej turze. O odrębność będzie stosunkowo łatwo – świeckie państwo, liberalizacja prawa do przerywania ciąży i równouprawnienie mniejszości LGBT to kwestie, których ze strachu nikt inny nie poruszy.

A co z drugim skrzydłem, czyli politycznym wpływem? Co takiego inni musieliby – choćby deklaratywnie – przyswoić? Bić się o to, kto wiarygodniej i skuteczniej dane pomysły wdroży? I dla lewicy, i dla Polski byłoby najlepiej, gdyby Robert Biedroń opowiedział na nowo i postępowo cywilizacyjną modernizację państwa i całej Polski. Ambitną, zieloną i dla ludzi. A konkretnie? A niechby to był transport publiczny prawem człowieka za lat pięć, najlepsza szkoła w Europie za dziesięć, energetyka bez węgla za piętnaście lat. Why not? Czy to Hołownia, czy to Kidawa-Błońska, czy Kosiniak-Kamysz – w boju z Dudą będą musieli chociaż udawać, że któraś z tych idei jest im bliska.

W lewicowej bańce euforia, w liberalnej strach przed radykałami

Dla samego Biedronia te wybory to szansa na zyskanie politycznej substancji. Dla lewicy – test na współpracę w warunkach, w których o porażkę łatwo, a nagroda jest mocno odroczona. Dla Polski wreszcie to promyk nadziei, że ktoś spoza duopolu narzuci tematy ważne. Że mało? Taką nas w tym 2020 roku przebodli ojczyzną.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij