Kraj, Weekend

Ile potrzeba do szczęśliwego życia

Przeceny

Czy da się ograniczyć konsumpcję do niezbędnego minimum? Czego można się o sobie nauczyć, gdy próbuje się to robić? O swoich doświadczeniach opowiadają Paulina, Marta, Monika i Iza, wspólnie biorące udział w rocznym wyzwaniu, by kupować mniej.

Wartościowe eksperymenty warto powtarzać. W 2014 roku ukazała się książka Marty Sapały Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków, w której autorka opisywała, jak – wraz z kilkunastoma innymi osobami – zdecydowała się przez rok mocno ograniczyć konsumpcję. Opowieść ta do dzisiaj rezonuje w Paulinie Zagórskiej, obecnie 35-letniej adiunktce na uniwersytecie, która niedawno wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim. Już w zeszłym roku próbowała powtórzyć pomysł Sapały, ale poddała się w lutym. Uznała, że wpierw musi zbudować wspólnotę podobnie myślących osób i dopiero wtedy zacząć raz jeszcze.

– Robienie tego w grupie jest kluczowe. Książka Sapały jest dla mnie bowiem opowieścią o tym, co zmieniło się w Polsce po transformacji ustrojowej – społeczeństwo nastawiło się na indywidualną konsumpcję, kosztem rozpadu najróżniejszych więzi, miejskich, sąsiedzkich, rodzinnych, w pracy. Realizacja potrzeb emocjonalnych poprzez zakupy oddala od innych – mówi Paulina.

Ogłosiła więc na Instagramie, gdzie obserwuje ją ponad 50 tysięcy osób, że zaprasza chętnych do grupy, która przez rok będzie próbowała ograniczyć konsumpcję, przyjrzeć się swoim nawykom zakupowym, zastanowić się, ile tak naprawdę potrzeba do szczęśliwego życia. Wyzwanie podjęły między innymi 36-letnia Marta, pracująca dorywczo mama czwórki dzieci z Katowic, studiująca drugi kierunek i pracująca na część etatu w Krakowie 26-letnia Monika oraz 51-letnia Iza, która ma dwójkę dorosłych dzieci i mieszka pod Poznaniem.

– Na mnie książka Sapały również zrobiła duże wrażenie i od dawna fascynują mnie takie zagadnienia jak życie bez obiegu pieniądza, zdobywanie różnych rzeczy z drugiej ręki. Chciałam zobaczyć, czy tak się da, czy można żyć inaczej, gdzie są granice – opowiada Marta.

– Czuję się przytłoczona tym, ile rzeczy mnie otacza. Postanowiłam sprawdzić, czy to, że coś kupuję, wynika z faktycznych potrzeb, czy też na przykład z faktu, że coś jest reklamowane w mediach społecznościowych albo z powielania schematów rodzinnych, bo moja babcia bardzo lubi zbierać przeróżne rzeczy – mówi Monika.

– Też jestem zmęczona bałaganem i mam dość ogarniania domu jako matka, żona, koniecznością zastanawiania się, w co się ubrać. Nigdy nie lubiłam zakupów, nie interesowałam się modą, a jednak znoszę do domu wiele przedmiotów. Irytuje mnie konsumpcjonizm, przymus, by ciągle coś kupować, z okazji i bez okazji. Chcę z tym skończyć, bo zdarzało mi się choćby kompulsywnie kupować książki. Prawdę mówiąc, nawet nie do końca wiem, ile ich mam – dodaje Iza.

Augustyn: Postwzrost, czyli zwolnijmy

czytaj także

Dwanaście rund

Trwające rok wyzwanie jest podzielone na dwanaście tematycznych miesięcy. Zaczęło się od mocnego uderzenia, bo w styczniu chodziło o to, by nie wydawać pieniędzy dosłownie na nic poza pożywieniem, lekami i rachunkami. Motywem przewodnim lutego było ograniczanie wydatków na jedzenie, czyli na przykład wyjść na miasto, zamawiania jedzenia do domu. Marzec zaś upłynął pod hasłem różnorakich porządków i eliminacji zbędnych przedmiotów.

Istotną kwestią jest to, że nigdy nie ma narzuconych wskaźników – dla każdego niezbędne minimum oznacza coś innego, więc trzeba indywidualnie zdecydować, co jest do zaakceptowania, a co zupełnie nie.

– Ważny jest zdrowy rozsądek. Jak dostanę zaproszenie na urodziny przyjaciółki do restauracji, to pójdę. Jeśli jakiś zakup jest konieczny, jak chociażby nowy okap w kuchni, to też go dokonam. Chodzi o to, by wcześniej chwilę się zastanowić, czy na pewno dany zakup ma sens. W ten rok weszłam z przekonaniem, że wszystkiego mam dość, a jednak wciąż zdarza mi się myśleć o zakupach, co jest uderzające – tłumaczy Paulina.

– Mnie dziecko zniszczyło telefon i chociaż trzy dni bez niego było ciekawym doświadczeniem, to jednak nie wyobrażam sobie życia bez tego urządzenia, więc kupiłam nowy – mówi Marta.

Praca opiekuńcza na rzecz planety? Feministyczne zastrzeżenia do zero waste

Iza też przyznaje, że brak rygoru bardzo pomaga, daje swobodę, bo nie trzeba na siebie nakładać aż takiej presji. Może dlatego różne rzeczy – jak niejedzenie mięsa – przychodzą jej całkiem łatwo. Do tej pory nie kupiła też żadnej nowej książki i jest z siebie bardzo dumna. Jak dotąd najtrudniej było jej w lutym, bo gdy jest zimno, to spotkania ze znajomymi urządza właśnie w knajpach. Ograniczyła jednak wyjścia z domu, a przetrwać pomogła jej świadomość, że to tylko jeden, do tego krótki miesiąc.

Monika z kolei kupiła sobie w lutym spodnie, ale i tak zauważyła, że potrzebuje o wiele mniej nowych ubrań, niż jej się wydawało. Założyła sobie też trzy dyspensy miesięcznie, by coś kupić lub zjeść na mieście. Przyznaje, że cały czas pracuje nad samokontrolą, by wyjść ze sklepu tylko z tym, po co faktycznie przyszła.

Co ciekawe, mniejsze zakupy wcale nie oznaczają automatycznie wielkich oszczędności. Iza mówi, że na jedzenie w styczniu i lutym wydała mniej niż w listopadzie i grudniu, ale nie sądzi, by udało jej się odłożyć zbyt dużo pieniędzy. Monice w styczniu zostało 200 złotych, więc wpłaciła je na konto oszczędnościowe. Marta podejrzewa, że skutki dla domowego budżetu nie będą wielkie, co najwyżej wzrosty rachunków nie będą aż tak dotkliwe.

Paulina spodziewała się, że efekt ograniczenia konsumpcji będzie bardziej zauważalny pod kątem finansowym. Wszystko przez inflację, która sprawia, że siła nabywcza pieniądza spada, więc teraz, nawet robiąc dokładną listę, ograniczając się i szukając promocji, na jedzenie wydaje tyle co w maju zeszłego roku, kiedy aż tak dużo o tym nie myślała.

Skomplikowana rzeczywistość

Wyzwanie pozwala na przyjrzenie się samej sobie, jak również rzeczywistości, w której się funkcjonuje. Jak się okazuje, dużo zależy na przykład od nastroju. Kiedy ktoś czuje się gorzej, ma w życiu sporo stresu, albo zwyczajnie jest zmęczony, gorzej śpi, o wiele łatwiej sięgnąć po natychmiastową dopaminę w postaci nowego zakupu.

– To jest wręcz automatyczne, zupełnie się o tym nie myśli. Ewentualnie szuka jakichś usprawiedliwień. Przykładowo piszę obecnie drugi licencjat, nie jest to specjalnie przyjemne, więc uznałam, że jak będę mieć gotowy pierwszy rozdział, to kupię sobie coś w nagrodę. A po przystąpieniu do wyzwania nie mogę tego zrobić, więc potrzebuję dodatkowego wysiłku, by się zmotywować – opowiada Monika. Ale zaraz dodaje: – Trochę zastępczo przeglądam strony z biżuterią, bo ją uwielbiam, i okazało się, że samo to mnie cieszy, nie muszę od razu niczego kupować.

Postwzrost: gospodarka radykalnej obfitości

Refleksje uczestniczek eksperymentu dotyczą jednak nie tylko wymiaru indywidualnego, ale także – a może przede wszystkim – systemowego. Iza, która pracuje na Uniwersytecie Ekonomicznym, od dawna przygląda się kapitalizmowi. Jest zafascynowana ideami współdzielenia, zero waste, ale znajduje się w mniejszości. Wśród jej koleżanek i kolegów tylko niewielka część nie ma poglądów mocno neoliberalnych, zakładających, że jedyne, co się liczy, to kapitał, firmy, giełda. Przyznaje, że nowatorskie idee przebijają się powoli, podejrzewa, że książki Thomasa Piketty’ego czy nawet Ekonomia obwarzanka Kate Raworth nie są popularne na jej uczelni. Z drugiej strony jedna profesorka założyła i z powodzeniem prowadzi sklep charytatywny.

– Mnie myślenie o ciągłym wzroście strasznie drażni. Wszystko jest oparte na PKB, każda korporacja giełdowa musi z roku na rok zwiększać obrót, a tym samym sprzedawać nam więcej rzeczy, których de facto nie potrzebujemy. Nie wyobrażam sobie zresztą, że można mieć ciągle coraz większe zyski i robić to w sposób etyczny – twierdzi Iza.

Ekologiczny socjalizm bez wzrostu – tego trzeba Polsce i światu [rozmowa z Jasonem Hickelem]

Paulina mocno przygląda się marketingowi w mediach społecznościowych, którego jest coraz więcej. Zauważa, że kolejne platformy stają się w zasadzie środkiem do szukania Świętego Graala: jeszcze doskonalszego płaszcza, butów, makijażu. Cel jest niemal za horyzontem, na wyciągnięcie ręki, tyle że po zakupie człowiek wcale nie jest szczęśliwszy, za to ma kolejną zbędną rzecz.

Coraz więcej osób działających w social mediach w większości opiera swoje treści na polecaniu przedmiotów. Niewykluczone, że stanowi to przedłużenie krótkiej przyjemności płynącej z kupienia czegoś. Wiele badań pokazuje, że czynność ta daje dawkę dopaminy, która jednak nie utrzymuje się długo. A tak humor poprawia się, kiedy wpierw coś się zamawia, potem odbiera, odpakowuje na oczach obserwujących, mierzy, a następnie poleca. Kiedy powoduje to dużo dobrych reakcji, to dodatkowo można poczuć się lepiej, uznając, że ma się nad innymi swoistą władzę, skoro nakłoniło się ich do wydania pieniędzy.

– Kupujemy coś, bo oczekujemy szybkiej nagrody, i zapominamy, że dobre samopoczucie można zapewnić sobie w inny sposób, poprzez kontakt z ludźmi. Nie wszyscy mają możliwość wyjść do kawiarni, więc można zaprosić znajomych do siebie. Ale wtedy trzeba na przykład ogarnąć mieszkanie albo tego nie robić i tym samym nieco się odsłonić, pokazać, jak się naprawdę żyje. Wymaga to dodatkowego wysiłku, tak samo jak bardziej etyczne życie z myślą o planecie. Problem po części wynika właśnie z tego, że trudno wyrwać się z systemu, który daje tyle łatwych i natychmiastowo dostępnych możliwości – stwierdza Marta.

Różne reakcje

Decyzje Pauliny, Marty, Moniki i Izy, by przystąpić do wyzwania, nie trafiają w próżnię, wpływają na innych i są przez nich odbierane. Paulinę wspiera mąż, jest pierwszym testerem jej pomysłów, budżet domowy prowadzą zresztą wspólnie. Jest mu jednak o tyle łatwiej, że to minimalista z natury. Do tego przez specyficzny dress code w pracy nigdy nie musi zastanawiać się, w co się ubierze, więc jego szafa nie jest rozbudowana. Rzadko też kupuje nowe rzeczy, a jeśli już, to wpierw poprzedza to przynajmniej dwumiesięcznym researchem, by mieć pewność, że naprawdę danej rzeczy potrzebuje i będzie ona spełniać oczekiwania. Oboje dali też znać swoim rodzicom, by nie kupowali im – a zwłaszcza dziecku – niczego bez wcześniejszej konsultacji, bo chcą ograniczać liczbę rzeczy w domu.

– Nie było z tym problemu, tak samo moje propozycje, by spotkać się z przyjaciółkami na spacerze, są przyjmowane ze zrozumieniem. Kilka osób nawet się zainspirowało, a gdy ostatnio odwiedziła nas była współlokatorka i zaczęła opowiadać o jakimś zakupie na promocji, w połowie przerwała, bo zorientowała się, że w związku z wyzwaniem i tak nie będę zainteresowana. To było miłe – wspomina Paulina.

Już czas na obowiązkowy weganizm, mniejsze mieszkania i zakaz latania

Narzeczony Moniki z kolei rozumie, o co chodzi, ale sam nie jest osobą chętnie biorącą udział w takich wyzwaniach. Za to jej koleżanka przyznała w pewnym momencie, że ma duży problem z kupowaniem za dużej liczby ubrań, i gdy usłyszała o eksperymencie, uznała go za świetny pomysł. Nie zawsze jednak jest kolorowo, co wynika z dodatkowego postanowienia Moniki.

– W ograniczanie konsumpcji postanowiłam włączyć również alkohol. Nigdy nie piłam dużo, ale teraz, gdy przestałam całkowicie, ciągle muszę to ludziom tłumaczyć. Uporczywe dopytywanie pojawiło się ze strony osób, po których się tego nie spodziewałam. Moja decyzja budzi zaskakująco negatywne emocje, co jest trochę irytujące – opowiada.

Marta dzieli się swoimi wartościami z bliskimi, czy to z osobami, które dobrze zna, czy w trakcie korepetycji, których dorywczo udziela. Opowiada o ekologii, chętnie mówi, że ma wiele rzeczy z drugiej ręki. Tym bardziej że ludzie często wtedy się w coś włączają, są chętni chociażby na wymianę ubrań.

– Przyznaję jednak, że muszę kogoś lepiej znać, by to robić. Chociaż chciałabym, żeby więcej osób robiło takie rzeczy, to nie piszę na ten temat w internecie. A o tym, że niektóre rzeczy mamy ze śmietnika, bo można tam znaleźć prawdziwe cuda, to w ogóle mało komu mówię. Niektórzy mogliby dziwnie zareagować – uważa Marta.

O wyzwaniu nie wszystkim opowiada też Iza. Uważa, że i tak nie spotkałoby się to z powszechnym zrozumieniem, bo większość jej pokolenia, jak i osób starszych zakłada, że jeśli ma się pieniądze, to należy je wydawać. W pracy spotyka się z delikatnymi kpinami, ale nie ma poczucia, że jest uważana za całkowitą dziwaczkę. Tym bardziej że z koleżankami również robi wymiany ubraniowe. Najbliżsi też nie widzą w jej decyzji większego problemu.

– Mój syn twierdzi tylko, że jestem ostatnią osobą, która powinna robić takie wyzwanie, bo i tak jestem minimalistką. Córka kibicuje, ale chyba ma obawy, czy nie będę kupować za mało jedzenia. Za to mąż, chociaż jest gadżeciarzem, nie wyśmiewa się, nie rzuca kłód pod nogi. Może i chciałabym, żeby pozbył się niektórych rzeczy, ale skoro on nie wtrąca się w to, co ja robię, to i ja nie będę tego robić – podsumowuje Iza.

Najwięcej negatywnych komentarzy pojawia się w internecie, bo Paulina systematycznie dzieli się w mediach społecznościowych swoimi postępami i przemyśleniami. Jak przyznaje, za każdym razem niezawodnie znajdzie się ktoś, kto uzna, że to żadne wyzwanie, bo przecież wiele osób w Polsce tak żyje, więc o czym tu w ogóle gadać. Ktoś inny za to będzie dziwić się, że co to za życie, czemu nie korzysta z pieniędzy, skoro i tak do grobu ich nie zabierze. Najprzyjemniejsze reakcje to te, gdy ktoś wyrazi zainteresowanie i uzna, że może spróbuje któryś z pomysłów wprowadzić u siebie.

– Relacja z rzeczami jest złożona, bo dużo zależy od tego, kim się jest, gdzie i jak się żyje, jakie ma się możliwości. Ale ciekawe jest to, w jaki sposób niektóre osoby podchodzą do cudzej konsumpcji. Bo w końcu co komu do tego, że nie kupię nowej koszulki?! Wygląda jednak, że są tacy, których wręcz boli, że podjęłam taką decyzję i się jej trzymam – dziwi się Paulina.

Szajs in – gównomoda, której nie możecie się oprzeć

Wspólne cele, duże wsparcie

Nie wszystkim trzeba to jednak tłumaczyć. Po to właśnie powstała grupa na Facebooku, w której ludzie chcący dołączyć do wyzwania Pauliny mogą dzielić się swoimi obserwacjami, radami oraz wątpliwościami. Najważniejsze w tym jest to, że wszyscy mają podobne cele i zapewniają innym sporo wsparcia. To ważne, bo dzięki temu nikt nie czuje, że jeśli się potknie, to zostanie skrytykowany, czy wręcz wyrzucony ze społeczności. To swoista bańka, która zapewnia komfort i poczucie bezpieczeństwa. Pomaga też w inny sposób. Kiedyś ktoś wrzucił post „Powstrzymajcie mnie. Myślę o kupnie czegoś, czy na pewno tego potrzebuję?”. W grupie jest 150 osób, z czego mocno aktywnych 50, zawsze więc znajdzie się osoba, która odpisze i wesprze.

– To dla mnie największa różnica względem zeszłego roku, kiedy wyzwanie mi nie wyszło. Jak mam gorszy dzień albo jednak na coś się skuszę, to szybko przeczytam, że nie jestem przez to złą osobą. Mamy przestrzeń, by zastanowić się, czy coś jest racjonalnym zakupem, i ludzi, którzy w tym pomogą – cieszy się Paulina.

– Tworzymy swoiste plemię, mające podobne wartości, nie jesteśmy w tym same i sami – dodaje Marta. – Ale nie ma też sekciarskiej atmosfery, dla każdego minimum to coś innego i wszyscy to akceptują. Nikt nikogo do niczego siłą nie namawia – zauważa Monika. – I jest pełne zrozumienie. Jak napiszę, że robię trzecią herbatę z tej samej torebki, to nie zostanę nazwana sknerą, tylko okaże się, że inni też tak robią. To pomaga – podkreśla Iza.

Piętnastogodzinny tydzień pracy? Czemu nie?!

czytaj także

W poszukiwaniu szczęścia

Wsparcie, kiedy coś nie idzie, jest ważne, w końcu wyzwanie ma trwać cały rok. Przed uczestniczkami jeszcze sporo nauki i nieprzewidzianych sytuacji. Pewnie też dlatego starają się podchodzić do tego na spokojnie. Marta przyznaje na przykład, że dla niej granicą są prezenty dla dzieci. Jej syn miał niedawno urodziny i poprosił o kupienie balonów – nie umiała odmówić. Tak samo, jeśli chodzi o upominki dla koleżanek i kolegów z przedszkola lub szkoły. Nie wszyscy rozumieją chęć ograniczania konsumpcji, a Marta nie chce, by odbiło się to na życiu społecznym jej dzieci. Iza z kolei nie chciałaby rezygnować z wyjazdów, urlop w innym miejscu jest dla niej zwyczajnie koniecznością.

– Wyzwanie daje mi też choć minimalne poczucie sprawczości. Mam świadomość, że to, co robię, nie jest nawet kroplą w oceanie potrzeb. Ale nie umiem odpuścić i żyć ze świadomością, że im więcej rzeczy wyprodukujemy, tym więcej śmieci będzie potem na planecie. To nikogo nie czyni szczęśliwym – mówi Iza. – To wszystko nie polega na tym, by żyć w ascezie i odmawiać sobie każdej przyjemności w życiu. Orientujemy się na zdrową konsumpcję i same określamy, co to oznacza – podkreśla Monika.

Patrioci gospodarczy i aktywistki ekologiczne na wspólnym froncie

Paulinie najbardziej zależy, by więcej osób zwróciło uwagę, co robią z nami konsumpcjonizm i kapitalizm. Przywołuje wpis na Twitterze, w którym ktoś uznał, że nie mamy prawa oczekiwać od znajomych, że pomogą nam w przeprowadzce, bo od tego są specjalne firmy. To symptom wyobrażenia, że mamy być samowystarczalni, a jeśli czegoś nie jesteśmy w stanie zrobić, powinniśmy zapłacić. To oddala nas od innych, bo nie chcemy być dla nich problemem.

– To strasznie smutne. Wydaje mi się, że takie opinie mogą brać się z faktu, że niektórzy po prostu nie mają kogo poprosić o pomoc ani sami nie zostaną o nią poproszeni. Warto wykonać ten pierwszy krok i zapytać, czy ktoś chce się spotkać, czy możemy coś wspólnie zrobić. Na dłuższą metę właśnie to da nam szczęście, a nie kupno kolejnej rzeczy, której nie potrzebujemy. Jesteśmy więźniami przedmiotów. Paradoksalnie w styczniu, kiedy wyzwanie polegało na tym, by nie wydać pieniędzy na nic poza tym, co absolutnie konieczne, poczułam luz i wolność. Chcę się wyrwać z myślenia, że dzięki zakupom moje życie będzie pełniejsze. To trudne, ale nadzieję daje mi to, że do eksperymentu przyłączyło się tyle osób – podsumowuje Paulina.

**
Jędrzej Dudkiewicz – dziennikarz, publicysta. Stały współpracownik portalu organizacji pozarządowych NGO.pl. Publikował m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, „Wysokich Obcasach” i Magazynie „Kontakt”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij