Kraj

Gzyra: Ile mogą znieść dzieci?

W Polsce wydaje się setki książek dla dzieci o zwierzętach. Również o tych, które kończą jako produkt w sklepie.

Kiedy kilka lat temu na ulicach Warszawy pojawił się antyfutrzarski billboard pokazujący aktorkę Persię White trzymającą obdartego ze skóry lisa, część opinii publicznej była oburzona. Na łamach ówczesnego „Życia Warszawy” profesor Anna Brzezińska narzekała, że widok pozbawionego życia zwierzęcia „może być powodem dużych problemów emocjonalnych u wrażliwych dzieci”, gdy natkną się na niego przypadkowo. Faktycznie widok nie był przyjemny, jednak trudno go chyba uznać za zaskakujący. Niecodzienny był jedynie kontekst: wyłaniająca się z czerni elegancko ubrana kobieta delikatnie podtrzymywała na dłoniach oskórowane zwłoki. Napis obok nie pozostawiał złudzeń co do przesłania: oto reszta pani futra.

Co ciekawe, obraz uznany został również za nieuczciwy i zbyt dosłowny. Padł zarzut, że bezpośrednie pokazywanie zła ma właściwości znieczulające i ostatecznie może obrócić się przeciwko idei zatrzymania przemocy. Posądzenia o nieuczciwość chyba nie warto komentować w świecie, który wykazuje wielką inwencję w cynicznym maskowaniu rzeczywistości. Przekonanie, że produkty sprzedawanie w sklepach to coś etycznie obojętnego, jest jak najbardziej dosłownie cenne. Automatyzm i bezrefleksyjność konsumentów są wiele warte. Na billboardach zwykle nie znajdziemy pracowników sklepów wyzyskiwanych przez pracodawców, dzieci zmuszanych do pracy w krajach globalnego Południa czy lokalnych producentów żywności, dla których przeznaczony jest promil końcowej ceny produktu. Podobnie nie znajdziemy na nich jakiejkolwiek sugestii, że mogła stać się krzywda zwierzęciu, które ostatecznie znalazło się na sklepowej półce, w lodówce lub na wieszaku.

Zarzut zbytniej dosłowności, która może nadwyrężać dziecięcą wrażliwość, warto też zestawić z realiami współczesnego świata. Dzieci spotykają się z widokiem śmierci w wielu miejscach. I nie chodzi tylko o telewizję, Internet i gry komputerowe. Wystarczy spojrzeć na ulice miast. W witrynach obracają się powoli bezgłowe, nadpalone korpusy zwierząt. Na stoiskach mięsnych w supermarketach i na bazarach nietrudno zauważyć zakrwawione zwierzęta pocięte na porcje, zwały pokawałkowanych ciał. Widać wyraźnie krowie języki ułożone na ofoliowanej tacce, dziesiątki mózgów leżących w misce. Posortowane wnętrzności. Żebra, jelita, serca. Dosłowność i drastyczność wspomnianego billboardu na tym tle znacznie blednie.

Ustawa o ochronie zwierząt mówi: „Zabrania się propagowania lub upowszechniania drastycznych scen zabijania, zadawania cierpienia lub innej przemocy, ze strony człowieka, której ofiarami są zwierzęta, chyba że sceny te mają na celu napiętnowanie okrutnego zachowania wobec zwierząt”. Nie zabrania się natomiast eksponowania efektów tych samych drastycznych scen zabijania, zadawania cierpienia i przemocy wobec zwierząt.

Być może wkrótce będziemy się musieli zmierzyć z kolejną falą podobnych zastrzeżeń co do nadwyrężania dziecięcej wrażliwości, bo na polskim rynku wydawniczym ukazała się książka Dlatego nie jemy zwierząt amerykańskiej pisarki i ilustratorki Ruby Roth. Książka dla dzieci. O zgrozo, pokazująca to, czego dziecięca literatura w Polsce dotąd nie pokazywała. Mówi o realiach hodowli, jej wpływie na środowisko i o zagrożonych gatunkach. Pokazane są emocje zwierząt wykorzystywanych przez ludzi. Odsłaniane jest połączenie pomiędzy nimi a talerzem. Wszystko to za pomocą rysunków, które raczej trudno uznać za drastyczne, a także krótkich, trafiających w sedno tekstów. Książka nie przeraża, ale porusza. I mówi prawdę, chociaż jest ona trudna nawet dla dorosłych.

W Polsce wydaje się setki książek o zwierzętach – przeznaczonych dla dzieci w różnym wieku i poświęconych różnym zwierzętom. Również tym, które kończą jako produkt w sklepie. Kilka przykładowych tytułów z bogatej oferty wydawnictw pozwala ocenić, co zawierają: Zwierzęta wiejskie z „zabawnymi rymowanymi wierszykami”, Zwierzęta gospodarskie, przy pomocy której dziecko może „dopasować zwierzątka do otoczenia i przykleić odpowiednią naklejkę”, Zwierzątka z zagrody, dzięki której „mały czytelnik dowie się, jak wyglądają opisane zwierzęta i gdzie mieszkają”, Wesołe zwierzęta na wsi z „modelem zwierzątka do wycięcia i sklejenia”. Są też takie, w których „zwierzaki ze zdjęć ożywają, a dzięki zamieszczonym w książeczce wierszykom czasami przemawiają ludzkim głosem”. W niektórych dzieci mogą przeczytać „o przygodach wiejskich zwierząt”, a jeszcze inne odpowiadają na skądinąd ważne pytania, w rodzaju: „Po co krowom kolczyki?” lub „Jakie zwierzę daje nam wełnę?”.

Podobnych książek jest wiele, ale bardzo trudno z nich wywnioskować, co tak naprawdę dzieje się ze zwierzętami, które dorośli umieścili w kategorii „zwierzęta użytkowe”. Co czują, jak są traktowane, jak i gdzie umierają. Nie ma w nich pytań, czy tak musi być. Nie ma mowy o czymkolwiek, co zasiałoby wątpliwość i prowokowało  trudne pytania. Hodowle przemysłowe, ciężarówki transportujące stłoczone zwierzęta pod osłoną nocy, rzeźnie – nie istnieją. Przeglądając te książki, człowiek myśli: Matrix, pranie mózgów, zwykłe draństwo. Nieuczciwość, żeby użyć słowa profesor Brzezińskiej. Czy książka Ruby Roth to zmieni?

Po wydaniu Dlatego nie jemy zwierząt w Stanach Zjednoczonych, a także wydaniu kolejnej książki dla dzieci – Vegan is Love – autorka stała się niemal celebrytką. Udzielała wywiadów dla głównych stacji telewizyjnych, recenzje pojawiły się w opiniotwórczych gazetach. Musiała także odpierać krytykę – bo przecież „dzieci mogą przeżyć szok” i „nie są gotowe” na empatię ze zwierzęcymi ofiarami dorosłych. To, że nie tylko psy i koty mają uczucia, które warto brać pod uwagę, może być niebezpieczne. Być może bowiem sceptyczni dorośli mniej boją się o dzieci, które mogłyby doznać uszczerbku po kontakcie z rysunkami świń i krów pokazanych inaczej niż dotychczas, a bardziej o siebie. Boją się niewygodnych dziecięcych pytań, które wyprowadzają z równowagi. I pozbawiają wygody.

W innej książce, tym razem nie dla dzieci, która wkrótce ukaże się na polskim rynku – w Zjadaniu zwierząt Jonathana Safrana Foera – czytamy: „Nic nie wzmaga poczucia wstydu tak jak bycie rodzicem. Dzieci zauważają paradoksy i hipokryzję. Demaskują nas. Musimy szukać odpowiedzi na każde czemu – «Czemu robi się to?», «Czemu robi się tamto?» – i często okazuje się, że nie możemy jej znaleźć”. Dobrze by było, gdyby książka Ruby Roth sprowokowała jak najwięcej takich pytań i poczucia wstydu. Zawsze przecież po momencie zawstydzenia można spróbować na te pytania szczerze odpowiedzieć i zrobić coś, żeby nie musieć się wstydzić w przyszłości.

Dariusz Gzyra – działacz społeczny, artysta, weganin. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Empatia. Kontakt: http://gzyra.net.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij