Przyjęcie argumentów przez wiele lat używanych przez pielęgniarki jest ich wielkim sukcesem.
23 września 2015 roku to być może jedna z ważniejszych dat w historii ruchu pracowniczego w Polsce po 1989. Po wcześniejszych protestach i 11 godzinach rozmów z Ministrem Zdrowia, przedstawicielki Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP) podpisały porozumienie o wzroście wynagrodzeń – po 400 złotych przez kolejne cztery lata. Znaczenie tego porozumienia wykracza jednak daleko poza kwestie finansowe. Minister Zembala zgodził się na przekazywanie do NFZ dodatkowych środków na podwyżki z Ministerstwa Zdrowia, co wyłamuje się ze stosowanej od końca lat 90. polityki decentralizacji, skutkującej tym, że pielęgniarki rozmawiać miały o podwyżkach wyłącznie z szefami poszczególnych placówek ochrony zdrowia. O tym, z jak istotnym wydarzeniem mamy być może do czynienia, nie wiedziałbym jednak wcale, gdyby nie świetna książka Julii Kubisy Bunt białych czepków, ukazująca wieloletnią walkę pielęgniarek o swoje interesy i jakość opieki zdrowotnej.
Jeśli miałbym wybrać jedno pytanie powracające w tej wielowątkowej książce, dotyczyłoby ono kwestii samoorganizacji. Kubisa nie opisała po prostu związku zawodowego pielęgniarek, ale badała go, żeby dowiedzieć się, jak możliwe jest zrzeszanie się pracowników w sytuacji pogłębiającej się indywidualizacji, podważania stabilnych stosunków pracy i urynkawiania kolejnych sfer życia społecznego.
OZZPiP powstaje na początku lat 90. – w czasie, gdy baza związków zawodowych zaczyna się kurczyć. Dla mediów głównego nurtu związki to wcielenie roszczeniowości i kolektywizmu, któremu musi przeciwstawić się każdy, komu zależy na powodzeniu transformacji. Świat związków zawodowych w tym czasie jest też zdominowany przez mężczyzn, co dodatkowo nie wróży dobrze nowej organizacji, która zrzesza i jest od początku kierowana przez kobiety. Pomimo tych wszystkich przeszkód i ograniczeń pielęgniarkom udaje się zbudować ogólnopolską strukturę składającą się z wielu tysięcy członkiń i stać się jednym z najbardziej bojowych związków zawodowych.
Dość szybko OZZPiP zostaje skonfrontowany z reformą systemu ochrony zdrowia, której wiodącym celem jest rozliczalność ekonomiczna działalności leczniczej. Temu służyło powołanie kas chorych (potem zmienionych na NFZ), wycena procedur medycznych i autonomizacja placówek leczących w ramach otrzymywanych kontraktów. Wprowadzenie ekonomicznej rozliczalności szybko dało o sobie znać w dążeniu zarządzających do redukowania kosztów, co odbiło się szczególnie negatywnie na pielęgniarkach. Zredukowano ich liczbę (w 1995 pracuje ich 211 tys., w 2004 już tylko 177 tys.) i obciążono dodatkową pracą. Nie szły za tym oczywiście adekwatne podwyżki. Zawód pielęgniarki ze względu na wysoki poziom feminizacji definiowano tradycyjnie jako działalność opiekuńczą naturalnie przynależącą kobietom, za którą nie należy się wysokie wynagrodzenie.
Występując w obronie interesów swojej grupy zawodowej, pielęgniarki musiały więc zmierzyć się z jednej strony z tradycyjnym wyobrażeniem swojego zawodu jako zawodu kobiecego i stąd niedopłaconego, a z drugiej ze skutkami reformy ekonomizującej, a następnie komercjalizującej system ochrony zdrowia.
Występując przeciwko efektom mariażu tradycji i urynkowienia, pielęgniarki wykorzystały protest, siłę płynącą z relacji między kobietami i zdolność do reprezentowania interesu ogółu.
Kubisa podkreśla, że protest był jednym z podstawowych sposobów rekrutowania członkiń związku i działał na organizację spajająco. Szczegółowo opisuje kolejne fale demonstracji, strajków, głodówek i protestów zarówno na poziomie lokalnym jak i ogólnopolskim, które sprawiły, że związek wzmocnił się i był w stanie zdobyć przychylność opinii publicznej. Działanie przez protest jest sposobem organizacji pracowników poddanych presji lokalnych uwarunkowań i pokusom stosowania strategii indywidualnych. Protesty jako intensywne wydarzenia organizowane od czasu do czasu są lepszą strategią na zrzeszanie pracowników, niż budowanie alternatywnej kultury związkowej w czasie wolnym, jak robiły to dawne związki zawodowe czy tworzenie związkowej biurokracji powołanej do negocjacji branżowych. Czasu wolnego brakuje dziś wszystkim pracownikom, a branżowe negocjacje w systemie z rozdrobnionymi pracodawcami okazują się nieskuteczne. Dlatego najlepiej zadziałał tytułowy bunt.
Trudno byłoby go organizować, gdyby nie specyficzne więzi miedzy pielęgniarkami jako kobietami. Kubisa zwraca uwagę, że członkinie związku wspierają się emocjonalne i dzielą doświadczeniami. Nazywają się nawzajem „dziewczynami”, co autorka interpretuje jako dowartościowanie kobiecości niezwiązanej wiekiem, zdolnej do przekraczania norm i ról przewidzianych dla dojrzałych kobiet. Wzajemne wsparcie znajduje też wyraz w formalnych i nieformalnych rozwiązaniach instytucjonalnych, na przykład w rozbudowanym funduszu strajkowym albo pomocy w domu, gdy któraś z członkiń związku zaangażowana jest w protest. Pielęgniarki znają swoje ograniczenia jako kobiet-pracowników i przez wzajemne wsparcie przełamują je.
O sukcesie związku zadecydowała też zdolność pielęgniarek do wyjścia poza swoje korporacyjne interesy. Nie bez znaczenia jest tutaj specyfika ich pracy, która sprawia, że interesy pielęgniarek bezpośrednio łączą się z dobrem pacjenta. Dodatkowe obciążenia dla nich to zysk szpitali, ale jednocześnie gorsza jakość opieki i większe ryzyko błędów dla pacjentów. Niskie pensje pielęgniarek to obniżenie kosztu funkcjonowania poszczególnych placówek, ale na poziomie systemu oznacza to fundowanie sobie w niedalekiej przyszłości kryzysu związanego ze zbyt małą liczbą kandydatek do zawodu. Protestujące pielęgniarki były w stanie przekonać opinię publiczną, że nie walczą tylko o swoje, ale obchodzi je jakość opieki zdrowotnej w ogóle.
Jeśli jakiś wymiar funkcjonowania OZZPiP jest w książce Kubisy niedowartościowany, to jest to aspekt klasowy. Co prawda wspomina się o tym, że interesy kobiet lekarzy i kobiet pielęgniarek nie są tożsame, ale brakuje w książce pogłębionych analiz odwołujących się zarówno do ewolucji systemu klasowego w Polsce, jak i specyfiki stylu życia pielęgniarek jako pewnego wariantu stylu życia klasy średniej. Większy nacisk na wymiar klasowy pozwoliłby szerzej uchwycić źródła frustracji pielęgniarek i połączyć ich protesty z innymi protestami klasy średniej sektora publicznego, na przykład nauczycieli. Można byłoby zadać wtedy pytania o rolę protestów pielęgniarek w kształtowaniu i przekształcaniu stosunków klasowych w Polsce. Przyznać też jednak trzeba, że łączenie analiz płciowych i klasowych nawet klasykom w tym zakresie nie przychodzi łatwo.
Przez wiele lat celem pielęgniarskich protestów było przekonanie polityków i opinii publicznej, że potrzebne są nowe rozwiązania prawne i instytucjonalne, które wykraczałyby poza logikę ekonomizacji i negocjowania spraw pracowniczych w ramach pojedynczych zakładów pracy. Nawet wtedy, gdy się to udawało, za obietnicami nie szły pieniądze i ostatecznym adresatem systemowych postulatów pozostawał najczęściej rozkładający ręce dyrektor szpitala.
Porozumienie z 23 września może być przełomowe, ponieważ minister Zembala przyznał, że fudusze na podwyżki dla pielęgniarek muszą pochodzić z budżetu centralnego, a sprawa rekrutacji do zawodu pielęgniarskiego jest kwestią palącą, której nie rozwiąże się lokalnie.
Ta zmiana języka i przyjęcie argumentów przez wiele lat używanych przez pielęgniarki jest ich wielkim sukcesem.
Po lekturze książki Kubisy nie mam odruchu, żeby pisać przede wszystkim o nadziei na to, że politycy po wyborach uszanują porozumienie. Wiem, że jest OZZPiP, i wiem, że on sprawy nie odpuści.
Julia Kubisa, Bunt białych czepków. Analiza działalności związkowej pielęgniarek i położnych, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR 2015.
**Dziennik Opinii nr 266/2015 (1050)