Kraj

Gdula: PiS uderza w strunę aspiracji klasy średniej

„Polityka PiS nie opiera się na planie, ale na odwecie. Na pokazaniu, że przeciwnika można upokorzyć, pokazać mu, że jego ideały są nieważne” – mówi Maciej Gdula w rozmowie z Michałem Wilgockim na łamach Gazety Wyborczej.

Socjolog wyróżnia dwa główne procesy, które doprowadziły do dojścia PiS-u do władzy. Pierwszym z nich jest wynik wykorzystania potencjału niespełnionych aspiracji klasy średniej: – Klasa średnia ma to do siebie, że co jakiś czas się budzi i chce wykrzyczeć swoje niespełnione aspiracje. Obudziła się akurat przed wyborami i zobaczyła, że elity nie stosują się do wskazówek, których udzielają biedniejszym. I w tym kryzysie pojawił się młody polityk z PiS, który powiedział: da się, zróbmy coś odważnego. PiS uderzył i cały czas uderza w strunę niespełnionych aspiracji. Na tym paliwie można jeszcze długo pociągnąć – mówi Gdula.

Drugim powodem, który przyczynił się do zmiany partii rządzącej był szerszy proces zmieniający kształt polityki: – Publiczność polityczna czuje, kiedy ktoś kluczy. Odrzuca to. Woli klarowne poglądy wygłaszane przez charyzmatycznych liderów. W ogóle w ostatnich latach nastąpiła zmiana sposobu uprawiania polityki. Mniej ważne stały się wielkie podziały, programy, narracje. Bardziej – kto wygłasza określone idee, jaką ma charyzmę i czy jest wiarygodny.

Socjolog podkreślił, że tych cech brakowało Platformie Obywatelskiej.

Nastąpiła zmiana sposobu uprawiania polityki. Mniej ważne stały się wielkie podziały, programy, narracje. Bardziej – kto wygłasza określone idee, jaką ma charyzmę i czy jest wiarygodny

Według Gduli niezmienne poparcie dla partii rządzącej wynika także z tego, że „PiS nałożył na to jeszcze opowieść o niespełnionych aspiracjach. Podparł to dumą z Wielkiej Polski, która nie jest przecież tylko domeną nacjonalistów. Takiej dumy pragnie zwykła klasa średnia, która zamiast „nie da się” chce usłyszeć: „możemy, stać nas na to”.

Obecny kształt organizacji partii rządzącej wpływa na jej trwałość: – Struktura władzy i jej „trójpodział” – prezydent, premier i naczelnik – na razie służy PiS. Różnorodna publiczność może sobie wybrać swojego faworyta, który będzie ją trzymał przy tej partii. Dla czytelnika „Gazety Polskiej” czy słuchacza Radia Maryja będzie to prezes. Dla rodzin, które dostały 500 plus – premier Szydło”.

Nowa narodowa klasa średnia vs opozycyjne zombie

Socjolog skomentował także sytuację w jakiej znajduje się druga strona sceny politycznej: – W opozycji i ruchach społecznych ścierają się dwie tendencje. Pierwsza – że najważniejsze to odsunąć PiS od władzy wszelkimi środkami przy wspólnym minimum programowym. A dopiero potem będziemy się zastanawiać, co dalej.

– Druga perspektywa, bardziej mi bliska i chyba skuteczniejsza, to współpracować w kluczowych kwestiach, jak Trybunał Konstytucyjny, zakaz aborcji czy wolność mediów – ale podkreślać różnice. Różnorodność nie jest problemem, obywatel powinien mieć z czego wybierać. A dla Kaczyńskiego będzie to niewygodne, bo nie będzie mógł już grać podziałem nowe-stare elity. Ryszarda Petru czy Barbarę Nowacką ciężko przecież uznać za starą elitę, a Grzegorza Schetynę – tak. Dlatego we wspólnym obozie będzie im trudniej – pisze Gdula.

Razem nigdy nie zgodzi się z Petru czy Schetyną

Proces personalizacji polityki ma, według publicysty, kluczowe znaczenie dla opozycji i kształtującej się lewicy: – Nie jestem fanem wspólnych list. Gubi się w nich potencjał różnorodności liderów. Zasoby, które ma opozycja, nie zostają w pełni wykorzystane. To pomysł z epoki, kiedy można było łączyć elektoraty, tworząc wspólne podstawy programowe. Dziś następuje personalizacja polityki i dużo ważniejszy od programu jest lider. Kto miałby nim być przy wspólnych listach? – pyta socjolog.

Dziś następuje personalizacja polityki i dużo ważniejszy od programu jest lider

– O lewicy myślę z optymizmem, daję jej kredyt zaufania, choć na razie funkcjonuje ona w formach przetrwalnikowych. Jest wyjałowione SLD, ale jest też Razem, które konsekwentnie stara się realizować swoją strategię. Popełnia przy tym błąd, którego nie mogę zrozumieć, jednocześnie zgadzając się z ich ideami. Bronią się przed wyłonieniem lidera. Rozumiem, dlaczego to robią, ale to strategia samobójcza i nietrafne rozpoznanie tego, jak funkcjonuje dziś polityka. Nie wykluczam, że oni zmienią strategię podczas wyborów, świadomie lub nie. I że Zandberg czy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk staną się dużo bardziej przywódcami – skonkludował Gdula.

Świat trzęsie się w posadach [rozmowa z Agnieszką Dziemianowicz-Bąk]

**

Wywiad ukazał się w Gazecie Wyborczej 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zofia Sikorska
Zofia Sikorska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Studiuje socjologię i historię sztuki w ramach MISH UW. Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Zamknij