Natury takiej, o jakiej pisze Agata Bielik-Robson – natury wiecznego powrotu tego samego, bezmyślnej reprodukcji, niezmiennych praw – po prostu nie ma.
Ze złością przeczytałem tekst Agaty Bielik-Robson o posthumanizmie. Jest to być może złość porównywalna do tej, jaką ona sama czuje, gdy czyta teksty redukujące liberalizm do uelastycznienia stosunków pracy, obcinania wydatków na rozdęty socjal i poszanowania opinii rodziców sprzeciwiających się edukacji seksualnej w szkole („Bo każdy ma chyba prawo do swoich poglądów?”). Czy to jest liberalizm? Raczej brudna woda po liberalizmie. Podobnie jest z posthumanizmem, który rozlicza Bielik-Robson.
Oczywiście istnieją posthumaniści pasożytujący na mechanizmie nowoczesnej krytyki. Człowiek według nich jest ostatnim złudzeniem, które wymaga odczarowania. Należy się z nim rozprawić tak jak wcześniej z religią-zabobonem, podmiotowością-burżujstwem czy uniwersalnością-europocentryzmem. Trzeba „stanąć w prawdzie” i przyznać, że człowiek to tylko ludzkie zwierzę. Towarzyszy temu oczywiście ekscytacja rozpoczynania wszystkiego na nowo, bezkompromisowa krytyka i upojenie, że oto my przyszliśmy sądzić żywych i umarłych.
Z posthumanizmem ma to jednak niewiele wspólnego. Jeden z szamanów-filozofów współczesnego posthumanizmu Bruno Latour pisał: We have never been modern! (Nigdy nie byliśmy nowocześni). Nowoczesność to tylko pewien sposób łączenia aktorów i organizowania sieci. Polegał na tym, żeby przyjąć – tak jak robi to Agata Bielik-Robson, wpisując się w długą tradycję nowoczesnej filozofii – że świat materialny i świat człowieka to zupełnie osobne rzeczywistości rządzące się odmiennymi prawami. Jak ciekawie dowodzi Latour, pozwalało to na sprawniejsze tworzenie konstrukcji mieszających człowieka i technologię oraz rozciąganie sieci na nieznaną wcześniej skalę. Mówiono, że świat naturalny ma swoje niezmienne prawa, a jednocześnie modyfikowano na przykład bakterie w laboratorium tak, aby dało się je pogodzić z rozrastającymi się populacjami ludzi (szczepionki, jogurty itd.). Dziś nie da się już dłużej ukrywać, że mamy do czynienia z hybrydami. Zmiany klimatyczne, choroby cywilizacyjne czy ryzyka ekologiczne to tylko nieliczne z wielu przykładów „przedmiotów naturalnych wytworzonych przez człowieka”.
Posthumanizm nie stwierdza, że człowiek przynależy do natury. Natury takiej, o jakiej pisze Agata Bielik-Robson – natury wiecznego powrotu tego samego, bezmyślnej reprodukcji, niezmiennych praw – po prostu nie ma.
Nie ma i nigdy nie było. Przyznanie tego otwiera nas nie na barbarzyństwo nagiej siły, ale na złożoność sieci. Zamiast faktów odkrywamy plastyczną rzeczywistość. Człowiek nie znika, jest po prostu jej częścią. Przekształceń rzeczywistości nie możemy jednak dokonywać wedle uznania. Dlatego też przemoc okazuje się często słabą siłą. Nie można z armaty strzelać do bakterii, a i zaufania potrzebnego do organizowania wymiany ekonomicznej nie zbuduje się policyjną pałką. Zamiast tego musimy korzystać ze złożonych narzędzi porządkowania rzeczywistości, starać się budować sojusze między aktorami i sprawdzać w kolejnych testach, jak dalece zmienić się mogą zwyczaje ludzi i nie-ludzi.
Taki posthumanizm proponuje alternatywę wobec zmiany odwołującej się do etyczności przeciwstawianej materii. Jak wiadomo, projekty budowane na takiej etyce często muszą bardzo szybko pogodzić się z rzeczywistością i zdarza się, że pozostają kompletnie nieskuteczne, jeśli idzie o zmienianie świata. Rewolucje i „rewolucje” łatwo osuwają się w przemoc wynikającą ze zniecierpliwienia lub po prostu w cynizm. Posthumanizm to zachęta do polityki rozumianej jako branie pod uwagę złożoności świata i jego ograniczonej elastyczności.
Posthumanizm głosi, że wszystkie konstrukcje przedstawiane jako niezmienne – technologiczne, rynkowe, społeczne – da się rozpatrzeć od nowa. Gdy otworzy się klapę, widać, jak wszystko jest ze sobą poskładane i można zastanawiać się, jak poukładać to inaczej.
Gdy jednak chcemy to robić zawsze przez odwołanie do etycznych imponderabiliów, jesteśmy jak lekarz-chirurg, który na sali operacyjnej, na zakupach i na wywiadówce zawsze używa skalpela. Czasem trzeba jednak sięgnąć po portfel lub porozmawiać.
Zamiast powtarzać: „wolności, wolności, wolności!”, posthumanizm kombinuje, jak rozpoznać nowych aktorów, jak ich ze sobą połączyć, jak zmienić układy sił, żeby świat był bardziej otwarty, bezpieczniejszy i przewidywalny. Punktem odniesienia nie jest barbarzyńska moralność silniejszego, ale etyka troski (pożyczając termin, ale nie pojęcie od Levinasa), wynikająca z przekonania o słabości każdego aktora, wzajemnej współzależności i podtrzymywaniu jakości życia.
W sumie taka wizja polityki otwarta na „życie” bliska jest chyba Agacie Bielik-Robson. Dlatego warto, żeby w posthumanizmie widziała nie wroga, lecz sojusznika.