Kraj

Gdula: I zdarzyła się rewolucja

Typowa opowieść o '89 to historia niezłomnego narodu, który mimo stanu wojennego nigdy się nie poddał. Ale w Polsce zdarzyło się dużo więcej.

Przy Okrągłym Stole i 4 czerwca nikt nie był pewny, jak sprawy się potoczą. W końcu rewolucji nie da się zaplanować. Z perspektywy czasu przyznać trzeba, że się udało. Polska przeszła wielką przemianę, a polskie społeczeństwo nie jest już takie samo jak w latach 80. Nie ma się jednak z czego cieszyć, bo była to rewolucja bierna.

Ojcem tej koncepcji jest Antonio Gramsci. Opracował ją, żeby zrozumieć procesy zachodzące podczas włoskiego odrodzenia narodowego i później, gdy we Włoszech pojawił się faszyzm. Rewolucja bierna to odpowiedź na radykalny bunt zagrażający systemowi. Zakłada nawet daleko idące zmiany – ale takie, które pozwalają wzmocnić władzę klas dominujących i dokonują się kosztem klas podporządkowanych. Rewolucję bierną przeprowadzają dobrze zinstytucjonalizowani aktorzy polityczni, którzy koncentrują się na utrzymywaniu ludu z dala od decyzji. Konsekwencją takiej polityki jest ograniczona aktywność społeczeństwa obywatelskiego przy utrzymywaniu się napięć klasowych.

Krajobraz po bitwie

Kiedy spojrzymy na Polskę lat 80., to zobaczymy kraj po wielkim buncie, który zatrząsł systemem. Standardowa opowieść o tej dekadzie to historia niezłomnego narodu, który mimo przegranej w stanie wojennym nigdy się nie poddał i w końcu wygrał 4 czerwca, przegłosowując koniec komunizmu. Między 1981 a 1989 zdarzyło się jednak dużo więcej niż heroiczny opór Polaków.

Stan wojenny przeorał PZPR. Przez użycie siły do osłonięcia swojej władzy straciła ona symboliczny mandat do rządzenia, a rządy w partii przejęli wojskowi. Co więcej, na skutek zadłużenia i kryzysu bardzo trudno było jej odbudować popularność, systematyczne podwyższając poziom życia. Kupowano więc tyko czas, godząc się na ekonomiczne ustępstwa wobec ludności po kolejnych falach strajków.

W samej „Solidarności” w drugiej połowie lat 80. radykalizowały się nastroje i coraz częściej zaczynano kwestionować mandat przywódczy starej opozycyjnej elity, która hołdowała zasadzie Realpolitik w konfrontacji z systemem. Wyrastały też nowe ruchy społeczne – ekologiczny, pacyfistyczny – które swoje cele i tożsamość definiowały w sposób inny niż „Solidarność”, stanowiąc „opozycyjną konkurencję” wobec związku. Część opozycyjnych środowisk, jak np. „Res Publica”, zdecydowała się zaakceptować partyjną politykę odprężenia i wyjść z drugiego obiegu.

Końcówka PRL-u to wzrost przekonania po stronie partyjnych i opozycyjnych elit, że sytuacji w Polsce nie da się poprawić bez głębokich zmian w gospodarce. Wyrazem tej tendencji po stronie partii były m.in. zmiany wprowadzane za czasów rządu Rakowskiego: uwolnienie cen, dopuszczenie swobody działalności gospodarczej i możliwości komercjalizowania przedsiębiorstw. Po stronie opozycji widać było wzrastającą popularność idei wolnorynkowych, a liberałowie, jak zauważył Andrzej Walicki, relacjonując swoją wizytę na polskich salonach intelektualnych w 1987, byli najbardziej dynamicznym i wpływowym środowiskiem.

Okrągły Stół to negocjacje między najbardziej zinstytucjonalizowanymi aktorami politycznymi końcówki lat 80. Elity partyjne i te ze starej opozycji dążyły do takiej zmiany politycznej, która pozwoliłaby zachować sterowność systemu i nie dopuścić do władzy najbardziej radykalnych sił politycznych, zarówno ze strony społecznej, jak i partyjnej. Nie miały jednak wystarczającego kapitału symbolicznego, żeby osłonić porozumienie. Dlatego potrzebowały Kościoła, który zgodził się przyjąć na siebie de facto rolę jego gwaranta.

Kto zyskał, kto stracił

Siłom, które spotkały się przy Okrągłym Stole, udało się zachować dominującą pozycję w systemie politycznym w zasadzie aż do 2005 roku. Mobilizowały wyborców przede wszystkim wokół kwestii tożsamościowych. Partie wywodzące się z „Solidarności” do historycznych podziałów dodawały zazwyczaj chęć wprowadzenia szybszych reform, podczas gdy SLD oferował obietnicę konserwatywnego spowolnienia i nostalgię za PRL-em, która była najlepszym sposobem, żeby uniemożliwić realne nawiązanie do poprzedniego porządku (nostalgia to pamięć po żałobie).

Kościół za osłanianie porozumienia został sowicie wynagrodzony. Lista jest długa: religia w szkołach, ustawa antyaborcyjna, konkordat, przyznawanie majątków i państwowe dotacje na działalność kościelnych instytucji charytatywnych. W nowym porządku szybko powstała klasa kapitalistyczna, której państwo stopniowo stwarzało coraz bardziej dogodne warunki do akumulowania kapitału, zarówno jeśli chodzi o opodatkowanie, jak i relacje z pracownikami. Szybko wzrosły też nierówności dochodowe.

Na zmianie najbardziej zyskali przedsiębiorcy, kierownicy i specjaliści. Najbardziej stracili robotnicy i rolnicy. Z gospodarki zniknęło 5 milionów miejsc pracy. Pojawiło się bezrobocie, które dotknęło przede wszystkim klasę robotniczą. Ucierpieli ci, którzy na początku lat 80. stanowili masę krytyczną buntu wobec systemu. Bierna rewolucja nie mogłaby się jednak obronić, gdyby nie powstał nowy układ sił klasowych.

Kluczowa stała się tutaj klasa średnia. W Polsce stworzyło ją przede wszystkim państwo, utrzymując dość wysoki poziom usług publicznych i tworząc wiele nowych miejsc pracy w administracji. Klasa średnia cieszy się większą stabilnością i lepszymi zarobkami niż robotnicy i pracownicy usług. Przyciągają ją do siebie kapitaliści, żeby zbudować przeciwwagę dla interesów klasy ludowej.

Społeczeństwo bez głosu

Sterowana przez elity i państwo zmiana systemowa przełożyła się na bardzo słaby poziom zaangażowania obywatelskiego. Przy okazji zbierania podpisów pod referendum w sprawie aborcji Polakom dano do zrozumienia, że ich głos się nie liczy. Nie może zatem dziwić ani niski poziom tzw. kapitału społecznego w Polsce, ani słabe uczestnictwo w organizacjach społecznych.

Napięcia klasowe oczywiście nie zniknęły. Najdotkliwiej doświadcza ich klasa ludowa. Poza nielicznymi niszami, gdzie zdołała obronić swoje stabilne miejsca pracy, żyje w niepewności, dotyka ją wyzysk, a często i upokorzenia. Uelastycznienie zatrudnienia zniszczyło jej środowiska pracy. W miejsce osobistych relacji i funkcjonowania w zwartych zespołach pojawiły się bezosobowość i nieufność. Gdy dodamy do tego rosnącą dziś niepewność klasy średniej, coraz częściej zagrożonej bezrobociem i skutkami komercjalizacji usług publicznych, otrzymamy wzór sytuacji bliskiej do tej, którą opisywał Gramsci w latach trzydziestych w odniesieniu do Włoch.

Napięcia klasowe w połączeniu ze słabością społeczeństwa obywatelskiego stwarzają dobry grunt dla rozwoju ruchów faszystowskich. Dziś w Polsce trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć ich rosnącej popularności. Pozostaje nam tylko optymizm woli, żeby pchnąć sprawy w innym kierunku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Gdula
Maciej Gdula
Poseł Lewicy
Poseł Lewicy, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Auto szeroko komentowanego badania „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Opublikował m.in.: „Style życia i porządek klasowy w Polsce” (2012, wspólnie z Przemysławem Sadurą), „Nowy autorytaryzm” (2018). Od lat związany z Krytyką Polityczną.
Zamknij