Kraj

Dziemianowicz-Bąk o strajku w Trzemesznie: Jeżeli coś jest zgodne z prawem, to jeszcze nie znaczy, że jest sprawiedliwe

Miałam wrażenie, że przedstawiciele zarządu nie biorą pracowników na serio. Nie brali chyba pod uwagę, że zakład faktycznie stanie – posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk opowiada o kulisach rozmów z przedstawicielami zarządu Paroc Polska. Parlamentarzystka brała udział w negocjacjach przed strajkiem ostrzegawczym. W zeszłym tygodniu pracownicy odeszli od maszyn.

Strajk w zakładzie Paroc w Trzemesznie pod Gnieznem rozpoczął się w środę, 4 kwietnia, o godzinie 21:00. „Zatrzymaliśmy zakład pracy. Piece są wygaszone, produkcja stanęła. Załoga w całości odmówiła pracy, bo nasze postulaty nie są spełnione” – napisali związkowcy z Konfederacji Pracy na Facebooku kilka godzin po tym, jak odeszli od maszyn. A na dowód, że zakład nie działa wrzucili film przedstawiający ekran na hali produkcyjnej. „Zatrzymany” – mryga napis na krótkim nagraniu.

We wtorek wieczorem minie szósta doba odkąd zakład produkujący izolację z kamiennej wełny mineralnej nie pracuje. Strajkujący domagają się realizacji trzech postulatów: zwiększenia dodatków stażowych, waloryzacji wynagrodzenia oraz gwarancji zatrudnienia w oparciu o umowę o pracę na czas nieokreślony po 6 miesiącach pracy.

Związkowcy z Trzemeszna: Nie może być tak, że pracowników próbuje się do reszty wycisnąć

Od poniedziałku, 9 sierpnia, do strajkowych negocjacji z zarządem dołączył poseł partii Razem Adrian Zandberg. – Posunęliśmy się do przodu, nadal czekamy na sensowny ruch finansowy ze strony firmy. Po tych paru godzinach wiem, że można się porozumieć, ale zarząd musi zrobić większy krok w stronę pracowników. Dopóki go nie ma, strajk trwa – napisał Zandberg w poniedziałek przed północą, po trwających do późna negocjacjach.

Od kilku tygodni z pracownikami Paroc Polska współpracuje posłanka KKP Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. W czerwcu, kiedy przygotowywali strajk ostrzegawczy, była obecna podczas negocjacji z zarządem. Dlaczego spór zbiorowy w Trzemesznie przerodził się w strajk? I jaki będzie finał tego konfliktu? Dziemianowicz-Bąk odpowiada w rozmowie z Krytyką Polityczną.

Dawid Krawczyk: W poniedziałek wieczorem minęła piąta doba strajku. Jak wygląda obecnie sytuacja w Trzemesznie?

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Strajkują wszystkie zmiany. Produkcja jest wstrzymana. Doszło do wygaszenia 4 pieców. W normalnych warunkach one gasną raz na 5 lat, a szacunkowy koszt uruchomienia jednego z nich wynosi około 1,5 miliona złotych. Same straty wynikające z ponownego uruchomienia produkcji już będą wynosić 6 milionów, nie mówiąc o stratach związanych z codzienną pracą zakładu. Jak widać na razie zarząd woli przepalać grube pieniądze zamiast spełnić skromne postulaty załogi. Na miejscu są obecni politycy Lewicy i uczestniczą w negocjacjach z zarządem – wczoraj rozmowy trwały do późnych godzin wieczornych, dzisiaj negocjacje mają zostać wznowione.

Jakie dokładnie postulaty mają strajkujący?

Są trzy postulaty. Po pierwsze, podniesienie dodatków stażowych, które są obecnie na śmiesznym poziomie – po 15 latach pracy taki dodatek wynosi zaledwie 70 złotych. Po drugie, to waloryzacja wynagrodzeń. Nie chodzi o żadne wydumane wartości, tylko racjonalną waloryzację tak, żeby zarobki realnie odpowiadały kosztom życia. I ostatni postulat, dotyczący stabilności zatrudnienia, czyli gwarancja umów na czas nieokreślony dla pracowników zatrudnionych powyżej sześciu miesięcy.

Umowy o pracę na czas nieokreślony związkowcy nazywają „półśmieciowymi”. Dlaczego?

Tak, bo są to umowy zgodne z obowiązującym prawem, ale jednocześnie nie dają one stabilizacji, która pozwalałaby na wzięcie kredytu, ani zaplanowania stabilnej przyszłości. Zatrudniani na ich podstawie są nie tylko pracownicy sezonowi w momentach zwiększonego zapotrzebowania, tylko tacy, którzy pracują w zakładzie od wielu miesięcy.

Ciężko uznać moim zdaniem, że postulaty związkowców za wygórowane. Zwłaszcza jeśli zwrócimy uwagę, że są to postulaty podnoszone przez załogę firmy, która nie została poszkodowana przez kryzys, ani pandemię.

Czyli w Trzemesznie nie chodzi o rażące przykłady łamania praw pracowniczych ani bezprawne zwolnienia, tylko pracownicy chcą mieć swój udział w sukcesach finansowych firmy?

Przede wszystkim w tym strajku chodzi o bardziej podmiotowe traktowanie pracowników i docenienie ich doświadczenia poprzez godne wynagrodzenie za ich pracę. Bo to właśnie dzięki ich pracy firma notuje spore zyski.

Jeśli chodzi o prawo pracy, to nie kwestionuję tego, że w obecnym porządku zatrudnienia w oparciu o umowy o pracę na czas określony jest legalne. Ale jeśli chodzi o prawidłowość ich stosowania, można mieć już wiele do życzenia. Związki zawodowe od dawna podnoszą argument, że standardem w zatrudnieniu powinna być umowa na czas nieokreślony, a tylko w szczególnych okolicznościach stosować należałoby umowy czasowe – na przykład podczas pracy sezonowej czy krótkofalowych projektów.

Ważne jednak jest nie tylko to, czy coś jest zgodne z prawem, czy nie, tylko czy oprócz zgodności z prawem jest to także sprawiedliwe – a to jest kwestią dyskusyjną, negocjowalną, może być przedmiotem sporu. Mam wrażenie, że w Polsce powszechnie zakładamy, że jak coś jest zgodne z prawem, to automatycznie jest sprawiedliwe i uczciwe, a nie zawsze tak jest. Prawo określa jedynie ramy, minimalne warunki pracy. Po to mamy takie narzędzia jak związki zawodowe, spory zbiorowe, czy strajki, żeby wywalczyć sobie to, czego nie da się zagwarantować jedynie przepisami prawa. Tym bardziej w warunkach dość słabej kontroli jego przestrzegania.

A jakim narzędziem w takiej walce jest parlamentarzysta? Pani była w Trzemesznie kilka tygodni temu, dzisiaj przy stole negocjacyjnym razem ze związkowcami siedzi Adrian Zandberg.

Jest kilka ról, które w sporze pracowniczym może spełnić poseł czy parlamentarzysta. Symboliczne wsparcie i pokazanie solidarności, docenienie walki pracowników o lepsze warunki pracy jest ważne, ale to nie jedyne, co robimy. Jesteśmy zaangażowani w mediacje, czyli próby znalezienia rozwiązania przy stole negocjacyjnym. Ale politycy przede wszystkim powinni z takich pojedynczych doświadczeń jak strajk w jednym zakładzie wyciągać wnioski i zwalczać patologie świata pracy już na poziomie stanowienia prawa i ustanawiania instytucji,  takich jak Państwowa Inspekcja Pracy. Jeśli chcemy wspierać godne warunki życia i godne warunki pracy, to takim wsparciem dla strajkujących powinny być odpowiednie zmiany w prawie ograniczające nadużycia umów śmieciowych, ale także umów czasowych.

Planuje pani dołączyć do strajkujących pracowników w Trzemesznie?

Jestem w stałym kontakcie z przedstawicielem załogi. Jeżeli strajk nie zakończy się w ciągu najbliższych dwóch dni, udam się tam prosto z posiedzenia Sejmu i pojawię się w zakładzie w czwartek. Wcześniej, w czerwcu brałam udział w rozmowach z przedstawicielami zarządu tuż przed strajkiem ostrzegawczym. Jak się dowiedziałam, związkowcy skontaktowali się ze mną, bo kilka tygodni wcześniej interweniowałam w Solarisie, innym wielkopolskim zakładzie pracy. Wtedy dotarły do nas niepokojące sygnały, że może dojść do zwolnień za wydłużającą się absencję chorobową. W świetle obowiązującego prawa i przepisów jest to dozwolone, ale w trakcie trwającej pandemii co najmniej nieodpowiedzialne. W praktyce oznacza to przymuszanie pracowników, żeby przychodzili chorzy do pracy, a przecież nawet Ministerstwo Zdrowia przyznało, że do ogromnej części zakażeń covidem dochodzi w zakładach pracy. Zarząd Solarisa po interwencji, którą przeprowadziłam wspólnie z Piotrem Ikonowiczem oraz wielkopolskimi posłami Lewicy, Tadeusz Tomaszewskim i Katarzyną Ueberhan wycofał się z planów zwalniania pracowników za chorobę.

Jak wyglądały rozmowy w Trzemesznie przed strajkiem ostrzegawczym?

Miałam wrażenie, że przedstawiciele zarządu nie biorą pracowników na serio. Nie brali chyba pod uwagę, że zakład faktycznie stanie. Pojawiały się sugestie, że spór dotyczy wyłącznie części załogi. Zupełnie nie docenili tego, że różne związki połączyły siły. W referendum za strajkiem opowiedziało się 98 proc. głosujących [Konfederacja Pracy podaje, że w głosowaniu wzięło udział 60 proc. zatrudnionych – przyp. red.]. To jest imponująca jednomyślność załogi.

Jakiego rozwiązania sporu w Trzemesznie się pani spodziewa?

Jestem umiarkowaną optymistką, bo widzę dużą determinację ze strony załogi. Wiem, że oni widzą wsparcie i solidarność wyrażane również w sposób materialny poprzez wpłaty na fundusz strajkowy. Na portalu zrzutka.pl już udało się zebrać ponad 120 tys. złotych. Dobrze wiem, że strajki łamie się groźbą braku wynagrodzeń, a przeciągający się strajk uderza pracowników po kieszeni, dlatego takie wsparcie ma niebagatelne znaczenie.

Spodziewam się jednak, że zarząd pójdzie po rozum do głowy i będzie dążył do porozumienia. Wiem, że strona pracownicza do niego dąży i jest otwarta na negocjacje, ale przy stole nie mogą padać propozycje, które jeszcze przed wejściem w spór zbiorowy były przez załogę odrzucane. Bez względu na to, ile potrwa strajk, pracownicy mogą liczyć na moje wsparcie.

**

ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius

Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij