Klauzuli sumienia służącej do torturowania kobiet nie chce większość społeczeństwa – inaczej, niż wmawia nam fundamentalistyczna mniejszość i podlegli im politycy.
Polski Episkopat oficjalnie wystąpił w obronie tortur w stylu eksdyrektora Chazana, zmuszającego swoją pacjentkę do urodzenia dziecka niezdolnego do życia, które następnie konało przez 9 dni. Zarówno dla samego Chazana, jak dla Episkopatu jest jasne, że – wbrew obowiązującemu w tym kraju prawu – kobieta powinna była przestrzegać nakazów jego katolickiego sumienia.
Czy sumienie jako narzędzie tortur ma coś wspólnego z filozofią Jezusa? Nic. Jego nauczanie wyraźnie mówiło o wolnej woli każdego człowieka i osobistej, niezapośredniczonej przez sumienie żadnego lekarza czy księdza, odpowiedzialności za własne czyny. W kanonicznym, nowotestamentowym ujęciu sumienie miało służyć wyłącznie do oceny i kontrolowania własnych zachowań, w celach osiągnięcia zbawienia. Taka „samowładna” koncepcja nie bardzo się nadaje do rządzenia ludźmi, prawda? Dlatego Kościół poświęcił kilka setek lat na przedefiniowanie tych niewygodnych pojęć. W efekcie, ewangelizacja przestała być niesieniem dobrej nowiny. Przynajmniej dla kobiet.
Jeśli jednak nie Jezus z Nazaretu, to kto jest patronem kościoła tortur w imię sumienia? Stanowisko Episkopatu, uznające zwolnienie Chazana za element „kultury śmierci”, wprost wskazuje na Jana Pawła II. Tego samego papieża, który zakazywał używania prezerwatyw w ogarniętej epidemią AIDS Afryce, bezlitośnie żądał też od zgwałconych w czasie wojny bałkańskich kobiet rodzenia dzieci z gwałtów. Nie dziwi zatem, że to z jego imieniem na ustach Episkopat pcha tradycję uprzedmiotawiania kobiet w nowe rejony.
Oznacza to chociażby, że w Polsce chwila odkrycia niechcianej ciąży to moment, w którym kobieta z niezwykłą ostrością zdaje sobie sprawę, że w podejmowaniu najbardziej osobistych wyborów dotyczących jej własnego ciała prawem kaduka zastąpili ją katoliccy księża i ulegli im politycy. Nie może usunąć zarodka w 4-5 tygodniu ciąży, bo wtedy większość zdaje sobie z tego sprawę, legalnie i w gabinecie ginekologicznym, w którym – jak dzieje się to w pozostałych krajach Unii – otrzymałaby fachową pomoc i informacje dotyczące najlepszych dla niej metod antykoncepcji.
Od momentu, w którym dowie się o niechcianej ciąży, kobieta jest w Polsce morderczynią in spe, nie klientką służby zdrowia.
I to mimo tego, że dla ogromnej liczby kobiet w Polsce zarodek to po prostu zarodek, a nie „dziecko poczęte”, jak każe mówić katolicka forpoczta w wojnie o język. I ciąże przerywają. Według CBOS-u „w ciągu swojego życia ciążę przerwała, z dużym prawdopodobieństwem, nie mniej niż co czwarta, ale też nie więcej niż co trzecia dorosła Polka. W skali całego społeczeństwa daje to od 4.1 do 5.8 miliona kobiet”. Oficjalnie w Polsce wykonuje się rocznie kilkaset zabiegów przerwania ciąży. Oznacza to, że prawie wszystkie spośród tych pięciu milionów kobiet, które przerwały ciążę po 1993 roku, było zmuszone zrobić to nielegalnie.
Zestawmy te wyniki z niedawno opublikowanymi statystykami Kościoła katolickiego, według których w niedzielnych mszach bierze udział tylko 39% ochrzczonych (najmniej od 1980 roku), a tylko 16% przyjmuje komunię, czyli w pełni uczestniczy w liturgii. Na świeckość państwa wskazują zatem nie tylko zapisy w konstytucji, ale także potwierdzony w katolickich statystykach tryb życia Polaków, którzy w zdecydowanej większości odmawiają uczestnictwa w obowiązkowych dla katolików rytuałach. Te liczby pokazują, że hierarchia kościelna nie ma dla swojej kampanii „moralnej większości”, „polskiej tradycji” i „prawa naturalnego” żadnych twardych podstaw. Do tej pory politycy byli niestety ostatnią grupą, do której powyższe dane nie docierały.
Decyzja Hanny Gronkiewicz-Waltz o zwolnieniu dyrektora Chazana z funkcji, podjęta bez wątpienia w porozumieniu z Donaldem Tuskiem, to światełko w tunelu. Mam nadzieję, że bez względu na pokrzykiwania fanatycznych biskupów, rządzący przyjrzą się teraz skrupulatnie pozostałym szpitalom i wyciągną zgodne z prawem konsekwencje wobec innych lekarzy torturujących kobiety swoim katolickim sumieniem.
Zwłaszcza, że rezygnacji z tortur w imię sumienia domaga się rzeczywista – nie jedynie wyobrażona, „moralna” – większość społeczeństwa.