Kierunek rekomendowanych zmian jest jasny: pracownicy mają pracować dłużej, być bardziej elastyczni i mieć mniejszą ochronę. Czy rząd skorzysta z tych rekomendacji?
W Komisji Kodyfikacyjnej trwa dyskusja nad nowym Kodeksem pracy. Niestety tryb pracy Komisji i jej przekaz medialny przyczyniają się do dalszej marginalizacji dialogu społecznego w Polsce. Niektórzy członkowie Komisji formułują mnóstwo komunikatów, które przedstawiają jako wynik prac całego zespołu, a potem okazuje się, że są to niekonsultowane prawie z nikim stanowiska poszczególnych osób.
Komisja Kodyfikacyjna Prawa Pracy to zespół czternaściorga ekspertów i ekspertek powołanych prawie półtora roku temu przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Przewodniczącym Komisji jest podsekretarz stanu Marcin Zieleniecki. Wśród stałych członków Komisji połowę stanowią eksperci wskazani przez stronę rządową, a połowę przedstawiciele partnerów społecznych – trzech pochodzi z reprezentatywnych organizacji związkowych, a czterech z organizacji pracodawców. Komisja pracuje w dwóch zespołach: Zespole do spraw opracowania projektu ustawy – Kodeks pracy oraz w Zespole do spraw opracowania projektu ustawy – Kodeks zbiorowego prawa pracy. W każdym z zespołów poza stałymi członkami pojawiają się inni eksperci i ekspertki wskazani przez stronę rządową.
Wyniki prac Komisji nie będą w żaden sposób zobowiązujące dla Rady Ministrów – mają one stanowić jedynie rekomendacje. Dopiero propozycje rządu staną się przedmiotem rozmów w Radzie Dialogu Społecznego i w dalszej kolejności w Sejmie. Do uchwalenia nowego Kodeksu pracy droga jest więc jeszcze daleka.
Prace Komisji mają skończyć się 15 marca i dopiero wtedy zostaną one przekazane rządowi. Propozycje, które obecnie płyną ze strony niektórych członków Komisji, mają charakter nieoficjalnych i niepotwierdzonych przecieków, a niekiedy też sprawiają wrażenie lobbingu poszczególnych organizacji, których członkowie zasiadają w Komisji.
Propozycje, które obecnie płyną ze strony niektórych członków Komisji, sprawiają niekiedy wrażenie lobbingu poszczególnych organizacji, których członkowie zasiadają w Komisji.
Czy wobec tego do prac Komisji nie należy przywiązywać wagi? Niekoniecznie. Wszak na stronie MRPiPS czytamy, że „zadaniem Komisji jest opracowanie projektu nowych ustaw: Kodeks pracy oraz Kodeks zbiorowego prawa pracy”. W tym kontekście kluczowy jest fakt, że połowę stałych członków Komisji wskazała strona rządowa i można domniemywać, że ich stanowiska są bliskie optyce władzy. Wśród osób nominowanych przez partnerów społecznych pracodawcy mają przewagę jednego głosu nad związkami zawodowymi, jednak przy takim rozkładzie sił rozstrzygający głos przy przyjmowaniu ostatecznych propozycji będą mieć reprezentanci ministerstwa.
Niezależnie od chaosu komunikacyjnego i braku spójnego przekazu całej Komisji nie ulega wątpliwości, że na razie większość popieranych przez nią pomysłów ma charakter antypracowniczy. Najwyraźniej wśród ekspertów wskazanych przez rząd przeważają zwolennicy wzrostu elastyczności rynku pracy, osłabienia roli związków zawodowych i wzmocnienia siły pracodawców.
czytaj także
Przede wszystkim Komisja dąży do wypracowania nowych rodzajów niestandardowych umów, które miałyby sytuować się pomiędzy etatami i umowami zlecenie. Niektórzy członkowie Komisji mówią o tym, że nowe rodzaje umów są potrzebne, aby ograniczyć skalę nadużywania umów zleceń. Niestety można się obawiać, że po zmianach przepisów, nawet jeśli zmniejszy się liczba umów cywilno-prawnych, wraz z nimi spadnie odsetek umów etatowych. Polski rynek pracy już teraz jest bardzo elastyczny i rozpowszechnianie nowych form niestandardowego zatrudnienia najprawdopodobniej miałoby negatywne skutki dla pracowników. Pracodawcy mają wiele możliwości zatrudniania pracowników w ramach umów zleceń czy samozatrudnienia, a zgodnie z danymi Państwowej Inspekcji Pracy około 25% umów zleceń powinno być etatami. Zamiast wprowadzać nowe rodzaje niestandardowych umów, lepiej zadbać o to, aby już istniejące formy nie były nadużywane.
Przykładem nowego rodzaju kontraktu byłaby umowa zero godzin. W jej ramach pracownik miałby opłacane składki, ale musiałby przez 16 godzin w tygodniu świadczyć pracę wyłącznie w tych godzinach, które samowolnie ustalałby pracodawca. Inny pomysł to rozwiązania wzorowane na ustawodawstwie włoskim, zgodnie z którymi pracownik stopniowo, wraz ze stażem pracy, nabywałby pewne uprawnienia – mogłoby to dotyczyć np. okresu wypowiedzenia czy podwyżek. Tymczasem pracownicy wchodzący na rynek pracy już teraz są źle traktowani. Wprowadzenie takich rozwiązań sankcjonowałoby dyskryminację nowo zatrudnianych pracowników. Nowe formy zatrudnienia, które miałby być pośrodku między umowami cywilnoprawnymi a etatami, przypuszczalnie doprowadziłyby do równania w dół standardów zatrudnienia.
czytaj także
Eksperci Komisji wpadli też na pomysł ograniczenia umów cywilnoprawnych polegający na tym, że osoba zatrudniona etatowo musiałaby założyć firmę, aby móc dorabiać w innych firmach. Niestety wprowadzenie tego rozwiązania raczej nie ograniczyłoby elastycznego zatrudnienia, a powiększyłoby szarą strefę i wymusiłoby tworzenie firm jednoosobowych, których liczba w Polsce już należy do najwyższych w Europie. Jest mnóstwo instrumentów walki ze śmieciowym zatrudnieniem, a proponowane rozwiązanie zamienia jedną formę braku stabilności na inną.
czytaj także
Kilka miesięcy temu przez media przewinęła się dyskusja na temat długości urlopu wypoczynkowego. Przewodzący komisji wiceminister Rafał Zieleniecki ogłosił wtedy, że wymiar urlopu powinien zależeć od ustaleń między pracodawcami i pracownikami – mógłby zostać skrócony do dolnego limitu, 20 dni, albo wydłużony, na przykład do 30 dni. Obecnie przeważa opcja, aby wymiar urlopu 26 dni obowiązywał dla wszystkich pracowników, niezależnie od stażu pracy, co jest jedną z nielicznych propozycji korzystnych dla świata pracy, które płyną z Komisji.
Niestety jednak choć Polacy należą do najbardziej zapracowanych społeczeństw w Unii Europejskiej, część członków Komisji chce, aby podstawowy wymiar tygodniowego czasu pracy pracowników twórczych i mobilnych wzrósł z 40 do 48 godzin. Trudno pojąć, skąd taki pomysł, gdy cała Europa stopniowo skraca wymiar czasu pracy, a wiele badań dowodzi, że dłuższy czas pracy wiąże się z większym stresem, większą liczbą wypadków przy pracy i niższym poziomem wydajności. W dyskusji nad nowym Kodeksem pracy pojawił się też pomysł wyodrębnienia pracowników z zadaniowym czasem pracy, których nie obowiązywałby 11-godzinny odpoczynek dobowy. To kolejna furtka do dowolnego wydłużania czasu pracy.
Masochiści w pracy. Dlaczego pozwalamy się wyzyskiwać i jesteśmy za to wdzięczni?
czytaj także
Wśród pomysłów Komisji pojawiła się również możliwość długotrwałego niewypłacania pracownikowi wypłaty za godziny nadliczbowe, bo taki jest sens wprowadzenia kont wynagrodzeń. Zgodnie z tą propozycją pensja za godziny przepracowane ponad wymiar nie byłaby automatycznie wypłacana pracownikowi, ale trafiałaby na konto powiernicze prowadzone przez firmę. Pracodawca oddawałby to wynagrodzenie w przypadku zaistnienia szczególnych okoliczności organizacyjnych, załamania popytu lub negatywnych skutków sezonowości zapotrzebowania na pracę. W praktyce to pracodawca decydowałby, kiedy i w jaki sposób zwróci pracownikowi pieniądze za pracę w nadgodzinach.
W nowej wersji Kodeksu miałoby także być ograniczone prawo do wolnej niedzieli. Przedstawicielka pracodawców w Komisji Kodyfikacyjnej mówi tutaj, że w razie szczególnych potrzeb firmy pracodawca zatrudniający do 50 osób będzie mógł zlecić pracę w niedzielę w innych przypadkach niż te wymienione w katalogu prac dozwolonych, ale nie częściej niż w trzy niedziele w roku kalendarzowym. We wszystkich firmach miałaby być zaś dopuszczalna praca w sześć niedziel w roku za zgodą pracownika.
Wśród propozycji części Komisji znalazł się też pomysł zwolnienia mikrofirm z obowiązku prowadzenia ewidencji czasu pracy. Już teraz w małych przedsiębiorstwach często są łamane normy czasu pracy i niewypłacane wynagrodzenia za nadgodziny. Propozycje części Komisji idą w kierunku uczynienia z patologii zadekretowanej prawnie normy.
Do wydłużenia czasu pracy może też się przyczynić wpisanie do Kodeksu pracy obowiązku odpracowania przerw na papierosa.
Bardzo kontrowersyjny i groźny jest pomysł, aby w ramach układów zbiorowych zawieranych między związkami zawodowymi i pracodawcami mogły pojawiać się rozwiązania gorsze niż te przyjęte w Kodeksie pracy. Chodzi tu głównie o sytuacje kryzysu, gdy związki zgadzają się na gorsze warunki pracy, aby firma przetrwała trudne czasy, albo o ustępstwa np. w zakresie czasu pracy po to, aby mieć wyższe płace czy uniknąć zwolnień. W praktyce jednak jest to podkopywanie Kodeksu pracy, obniżanie standardów zatrudnienia i narażanie na szwank wizerunku związków zawodowych. W Polsce układy zbiorowe praktycznie nie istnieją i najpierw należałoby wprowadzić mechanizmy, które pozwoliłby im funkcjonować, zamiast powoływać je jako furtkę pozwalającą na ominięcie Kodeksu pracy.
Nowe propozycje zawierają więc mnóstwo rozwiązań pogarszających sytuację pracowników. Czy pomysłodawcy nie obawiają się, że zakładowe związki zawodowe mogłyby stawić opór takim rozwiązaniom? Prawdopodobnie tak, dlatego propozycje zakładają też osłabienie roli organizacji związkowych.
czytaj także
Przede wszystkim część członków Komisji proponuje, aby progi reprezentatywności zakładowej dla związków zawodowych wynosiły 20% dla central reprezentatywnych i aż 30% dla tych niereprezentatywnych. W praktyce oznaczałoby to olbrzymie osłabienie organizacji związkowych. Obecnie progi wynoszą odpowiednio 7 i 10%, a w Sejmie trwają prace nad projektem zakładającym podwyższenie ich do 8 i 15%. Związki niereprezentatywne w nowym modelu mają działać nie jako zakładowe organizacje, lecz w formule delegata związkowego, co w praktyce oznaczałoby wyrzucenie dużej części związków zawodowych z zakładów pracy. Dotychczas w debacie publicznej pojawiał się pomysł powoływania przedstawiciela związkowego w zakładach, w których nie działają związki zawodowe. W propozycji Komisji delegat miałby zastępować organizacje związkowe, a niekiedy z nimi konkurować.
Na dodatek projekt przewiduje ograniczenie ochrony związkowców dotychczas chronionych przed zwolnieniem. Autorzy nowych rozwiązań deklarują jedynie, że okoliczność pozostająca w związku z działalnością związkową pracownika nie może być przyczyną wypowiedzenia, dyscyplinarki lub jednostronnej zmiany warunków pracy. W praktyce to może jednak oznaczać, że zwolniony związkowiec będzie musiał walczyć przed sądem o dowiedzenie swoich racji.
czytaj także
Kierunek rekomendowanych zmian jest więc jasny: pracownicy mają pracować dłużej, być bardziej elastyczni i mieć mniejszą ochronę. Najbliższe miesiące pokażą, czy dotychczasowe wyniki prac Komisji są mało udanym eksperymentem, który zostanie zarzucony, czy jest to zapowiedź frontalnego ataku na świat pracy.