Świat

Gaz, czyli katastrofa na nasze własne życzenie

Potępiamy Władimira Putina, a jednocześnie po cichu ślemy do Rosji pieniądze, umożliwiając mu dokonywanie dalszych zbrodni w Ukrainie. On zaś żeruje na naszym nałogu z bezwzględnością dilera.

Kiedy Rosja grozi odcięciem dostaw gazu ziemnego, od których uzależniona jest większość Europy, obiekty umożliwiające magazynowanie gazu na kontynencie stają się kluczową linią obrony. Ucieszycie się zatem na wieść, że Niemcy mają ogromny zbiornik na gaz usytuowany pod miejscowością Rehden, w Dolnej Saksonii. Ten największy zbiornik na rezerwy gazu ziemnego w Europie Zachodniej może zaspokoić roczne zapotrzebowanie na gaz dwóch milionów gospodarstw domowych.

Nieco mniej ucieszycie się pewnie z wieści, do kogo należy ten zbiornik – do firmy pod nazwą Astora. Astora jest spółką córką rosyjskiej spółki skarbu państwa, Gazpromu. Łącznie należy do niej około jednej czwartej zbiorników gazowych w Niemczech. Wszystkie są niemal puste. Zostały opróżnione do 10 procent lub mniej objętości. Według niemieckiego ministra gospodarki i działań klimatycznych zbiorniki te były „systematycznie opróżniane”.

Rezygnacja z importu gazu z Rosji? W Europie nawet się tego nie dyskutuje [rozmowa z ekspertem do spraw energetyki]

Jeden idiotyzm ukrywa się w kolejnym, nie przymierzając, jak rosyjskie matrioszki. Niemcy pozwoliły prywatnym firmom kontrolować swoje rezerwy strategiczne, nie nakładając jednocześnie żadnych wymogów prawnych dotyczących minimalnego poziomu zapasów. Nie zapobiegły także temu, żeby właścicielami rezerw stały się przedsiębiorstwa kontrolowane przez rządy obcych państw. Zamiast tego, podobnie jak Wielka Brytania, Niemcy oddały tak kluczową sprawę warunkującą ich bezpieczeństwo w ręce tajemniczego bóstwa zwanego „rynkiem”.

Za sprawą gazociągu Nord Stream 1 Niemcy uzależniły się od rosyjskiego gazu, chociaż analitycy ostrzegali, że może to być poważny strategiczny błąd. Ich obawy okazały się słuszne: to właśnie zamknięciem tego gazociągu grozi teraz Rosja w odwecie za sankcje. Jakby dążąc do jeszcze większego uzależnienia, w 2005 roku Niemcy złożyły zamówienie na drugi gazociąg, Nord Stream 2. Przyjęcie tego projektu nastąpiło błyskawicznie za sprawą starań kanclerza Gerharda Schrödera, tuż przed końcem jego kadencji. Zaledwie kilka tygodni później Schröder został mianowany przewodniczącym komisji udziałowców Nord Stream AG, nadzorującej budowę gazociągu. Potem dołączył jeszcze do rad nadzorczych kilku spółek Gazpromu, a także został szefem rady dyrektorów Rosnieftu, rosyjskiej spółki paliwowej, również będącej własnością skarbu państwa.

Dlaczego Niemcy tak bardzo potrzebują Rosjan? Po części dlatego, że w 2011 roku, po katastrofie w Fukushimie, rząd federalny zdecydował się zamknąć wszystkie niemieckie elektrownie atomowe, najwyraźniej ze względu na ryzyko uderzenia tsunami w Bawarii. Odejście od energii jądrowej jest dla Niemiec tym samym czym brexit dla Wielkiej Brytanii – niepotrzebnym aktem samookaleczenia, wynikającym z fałszywych informacji i irracjonalnego obarczania winą.

Bana na rosyjską ropę dały już Wielka Brytania i USA. Czy odważy się Europa?

Zaledwie dwa miesiące po tej decyzji Gazprom i niemiecka spółka RWE podpisały porozumienie o współpracy. W porozumieniu zapisano „w świetle niedawnych decyzji niemieckiego rządu dotyczących ograniczenia programów energetyki jądrowej widzimy dobre perspektywy dla budowy w Niemczech nowych, nowoczesnych elektrowni zasilanych gazem”. W 2019 roku Angela Merkel wyjaśniała na Światowym Forum Ekonomicznym: „Do roku 2022 odejdziemy od energetyki jądrowej. Stoimy przed bardzo poważnym problemem […] nie poradzimy sobie bez mocy systemowych. Gaz ziemny będzie zatem w ciągu następnych kilku dziesięcioleci odgrywał większą rolę […] Jest najzupełniej jasne, że będziemy nadal pozyskiwać gaz ziemny od Rosji”. Obecnie Niemcy pozyskują 49 proc. swojego gazu z Rosji.

Z technicznego i politycznego punktu widzenia wydaje się, że jest za późno, aby zmienić tę szaloną decyzję, na mocy której niskoemisyjne źródło energii elektrycznej zastąpiono źródłem wysokoemisyjnym. W wyniku serii idiotycznych decyzji Rosja nie musi nawet wypowiadać Niemcom wojny, żeby zadać im śmiertelny cios. Wystarczy, że zakręci gaz.

Duża część Europy jest podobnie uzależniona od dostaw z Rosji: to łącznie 41 proc. importowanego gazu i 27 proc. importowanej ropy naftowej, a także niemal połowa importowanego węgla. Brytyjski rząd obiecał, że do końca 2022 roku uniezależni się od dostaw rosyjskiej ropy naftowej, ale tylko w tym roku Wielka Brytania prawdopodobnie sfinansuje rosyjską machinę wojenną kwotą około 2 miliardów funtów w opłatach za gaz skroplony.

Zależność od rosyjskiego węgla i gazu zgotowała nam dwie katastrofy: klimatyczną i wojenną

Spółki gazowe i naftowe oraz banki, które je finansują, należą do tych rosyjskich przedsiębiorstw, które nie zostały objęte sankcjami UE, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, pomimo że to głównie one stanowią najważniejsze rosyjskie źródło zagranicznych walut. Dlaczego? Ano dlatego, że sami założyliśmy sobie na szyję stryczek tchórzliwej zależności od despotycznego rządu Putina, na własną zgubę rezygnując z odejścia od paliw kopalnych. Ostro potępiamy Władimira Putina, a jednocześnie po cichu ślemy do Rosji pieniądze, umożliwiając mu dokonywanie dalszych zbrodni w Ukrainie. On zaś, z bezwzględnością dilera, żeruje na naszym nałogu.

Europa borykała się z kryzysem gazowym jeszcze przed inwazją na Ukrainę, a rachunki gospodarstw domowych za ogrzewanie rosły w zastraszającym tempie. Dziś mamy do czynienia z istną gazową katastrofą. Pod jednym względem mamy jednak szczęście – Putin najechał Ukrainę wiosną, a nie jesienią. Mamy teraz czas do października, kiedy znów znacząco wzrosną potrzeby grzewcze – i do tego czasu musimy wdrożyć wszechstronną transformację energetyczną, która powinna była nastąpić wiele lat temu.

Czy można tego dokonać tak szybko? Tak. Kiedy rządy chcą działać, potrafią to robić z dużym rozmachem i skutecznie. Gdy Stany Zjednoczone przystąpiły do drugiej wojny światowej, w podobnym czasie udało im się przestawić całą gospodarkę, ukierunkowaną do tej pory głównie na potrzeby cywilne, na realizację potrzeb wojska. Produkcja, usługi, administracja – wszystko zostało przestawione na nowe tory. Niemal wszyscy w taki czy inny sposób zostali zmobilizowani do wspierania wojennych zmagań. W latach 1942–1945 rząd federalny wydał więcej pieniędzy niż w całym okresie 1789–1941, czyli przez ponad 150 lat.

Monbiot: Kapitalizm to pożar, który trawi cały świat

Z podobną determinacją i dysponując podobnymi zasobami, poprzez wprowadzenie na masową skalę programu docieplania budynków mieszkalnych, instalacji pomp ciepła, odnawialnych źródeł energii, transportu publicznego i innych odpowiednio zaawansowanych technologii, jesteśmy w stanie przestawić się z gospodarki wysokoemisyjnej na niskoemisyjną tak samo szybko i zdecydowanie.

A może nawet uda nam się pójść dalej. Bazując na obietnicy, jaką niosło odkrycie naukowe dokonane zaledwie trzy lata wcześniej, pod koniec 1941 roku prezydent Roosevelt zatwierdził strategiczny program rozwoju dwóch zupełnie nowych technologii. Obie zostały opracowane w ciągu niecałych czterech lat. To, że były to technologie jak z koszmaru (wywołująca eksplozję i implozyjna broń jądrowa), nie przeczy samej zasadzie: kiedy rządy używają swojej władzy, stare reguły wytyczające zakres możliwości przestają obowiązywać. Zastanawiam się, co by się stało, gdyby rządy zainwestowały podobne zasoby i wolę polityczną w rozwój przyjaźniejszych technologii jądrowych, w tym nowych projektów małych reaktorów modułowych i programu wykorzystania fuzji jądrowej. Podejrzewam, że przemiana nastąpiłaby w niebywałym tempie.

Ile bomb musi spaść, byśmy zrozumieli, że świat rządzony przez ropę, gaz i węgiel oznacza zniszczenie?

Działania, które trzeba podjąć, aby zapobiec katastrofie środowiskowej, to te same działania, które doprowadzą do uwolnienia się od zależności od autokratycznych rządów i ekobójczych korporacji kontrolujących światowe zasoby paliw kopalnych. Finansowe zagłodzenie rosyjskiej machiny wojennej, uratowanie życia na Ziemi przed zapaścią – możemy tego dokonać za jednym zamachem. Na co zatem czekamy?

**
George Monbiot jest dziennikarzem i działaczem ekologicznym. Publikuje w „Guardianie”. Jego najnowsza książka nosi tytuł Out of the Wreckage.

Artykuł opublikowany na blogu autora. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij