Gospodarka

Kojarzycie „Luxtorpedę” i „Cyberpark Enigma”? Nie? Oto inne zapomniane projekty rządu PiS

Wielkie projekty z planu Morawieckiego, które miały nas wywindować do pierwszej ligi, pozostały na papierze. Skoro rząd ewidentnie nie radzi sobie z polityką przemysłową, to może niech skupi się na stworzeniu nad Wisłą przynajmniej cywilizowanej „Montowni 2.0”. W ostateczności nawet ona mogłaby być przyjaznym miejscem do życia.

Trzeba uczciwie przyznać, że na początku swoich rządów PiS miał rozmach, przynajmniej w deklaracjach. To była miła odmiana po latach nieprzesadnie ambitnej – delikatnie mówiąc – polityki PO-PSL. Nowy wicepremier Mateusz Morawiecki od 2016 r. zaczął roztaczać przed nami wizje co najmniej godne uwagi.

Wymęczona nadwiślańskim, siermiężnym kapitalizmem ludność Polski mogła sobie robić naprawdę spore nadzieje. Mieliśmy się stać dużym graczem z samodzielną gospodarką przemysłową, który buduje własne koleje wysokich prędkości, konkuruje w przemyśle stoczniowym z Koreą Południową i tworzy inteligentne rozwiązania, z których korzystają państwa na całym świecie. Pod względem rozwoju społecznego mieliśmy przypominać Szwecję, a pod względem zaawansowania technologicznego – Japonię.

Niezwykle szczegółowa Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju, pełna wskaźników i gotowych do wdrożenia projektów, miała nas pchnąć do pierwszej ligi. Dzięki niej mieliśmy przestać być montownią i wydobyć się z pułapki średniego dochodu.

Niestety, szybko okazało się, że polska rzeczywistość stawia opór. Krytykujący poprzedników za imposybilizm politycy PiS sami zderzyli się z własną niemożnością. Wpisanie budowy promów do oficjalnej strategii rządowej okazało się niewystarczające, by faktycznie te promy budować. Rząd PiS cichaczem więc machnął ręką na ambitne przemysłowe plany i skupił się na administrowaniu krajem, próbach rozbijania domniemanych sitw, ewentualnie na prostej redystrybucji. O planie Morawieckiego zaczęło się mówić coraz mniej, coraz ciszej, aż wreszcie w ogóle przestano o nim wspominać.

Pomożemy wam się zadłużyć, czyli prawicowy rząd kapituluje w sprawie mieszkań

Na swoje nieszczęście PiS postawił na czele Najwyższej Izby Kontroli człowieka bez skazy, czyli Mariana Banasia, który w międzyczasie okazał się nie taki fajny. Przyparty do muru Banaś zaczął okładać partię rządzącą raportami z kontroli NIK. Przy okazji przypomniał, że istniało coś takiego jak Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju, a w niej znalazło się kilka projektów flagowych, które miały stać się motorem rozwoju rdzennie polskiego przemysłu.

Darmowa Luxtorpeda

NIK pod wodzą Banasia wzięła na warsztat sześć projektów flagowych zawartych w SOR. Projekt „Batory” miał się stać impulsem do budowy przez polski przemysł stoczniowy wyspecjalizowanych jednostek pływających o dużej wartości dodanej. Dzięki projektowi „Żwirko i Wigura” mieliśmy stworzyć systemy pozyskujące dane z sieci latających nad Polską dronów. „Polskie Meble” to projekt, dzięki któremu nadwiślańskie wzornictwo meblowe miało się stać bardziej innowacyjne, nowoczesne, a nawet „eko”. „Inteligentna kopalnia” miała z nas uczynić światowych liderów w wytwórstwie zaawansowanych maszyn górniczych i budowlanych.

„Cyberpark Enigma” miał stać się głównym w Europie ośrodkiem IT, który projektuje i wdraża inteligentne rozwiązania informatyczne. Nie będzie spojlerem, jeśli już teraz napiszę, że projekty te zakończyły się fiaskiem. To w sumie nie jest wcale najgorsze – ambitne plany często kończą się niepowodzeniem. Główny problem jest taki, że wymienione wyżej projekty właściwie nie zostały nawet rozpoczęte.

W dwóch z tych sześciu programów prace zakończyły się na etapie analizy. Mowa o „Inteligentnej kopalni” oraz „Cyberparku Enigma” – tu prace analityczne „nie zakończyły się wdrożeniem programu wsparcia”. W przypadku tych dwóch projektów nie wskazano nawet ministra odpowiedzialnego za ich realizację. Jedynie w trzech projektach – „Luxtorpeda 2.0”, „Żwirko i Wigura” oraz „Polskie meble” – utworzono zespoły zadaniowe i przydzielono ludziom jakieś kompetencje. Niestety, nawet w tym przypadku były to nic nieznaczące działania, gdyż rządzący nie zapewnili im odpowiedniej organizacji pracy, a nawet nie opracowali dokumentacji zarządczej. „W efekcie wszystkie skontrolowane programy realizowano bez zatwierdzonego planu, bez określenia potrzeb oraz celów i wskaźników realizacji, bez ustalonego harmonogramu i budżetu”.

W kamienicy Banasia nie było żadnego „domu schadzek”

Z tym budżetem to szczególnie ciekawa sprawa, ponieważ najwyraźniej zapomniano o dosyć oczywistym fakcie, że realizacja ambitnych celów przemysłowych wymaga pieniędzy. Wstępny koszt „Batorego”, „Polskich mebli” i „Luxtorpedy 2.0” oszacowano na niecałe 6 miliardów złotych, a faktycznie zapewniono jedynie 300 milionów na „Polskie meble”. W przypadku pozostałych trzech programów nie oszacowano nawet poziomu środków finansowych niezbędnych do ich realizacji. „Kwestie braku finansowania były przez uczestników programów wskazywane jako istotne ograniczenie realizacji zadań” – czytamy w raporcie. No któż by się spodziewał, że stworzenie najlepszego w Europie ośrodka IT wymaga pieniędzy! W rezultacie realizowano jedynie takie działania, które traktowano jako bezkosztowe lub które wpisywały się w ramy już istniejących programów operacyjnych. Faktycznie, realizacja projektów przemysłowych w taki sposób mogła nie wypalić.

Technologiczna stagnacja

Inaczej mówiąc, rządzący zupełnie świadomie odstąpili od realizacji projektów zawartych w oficjalnej strategii. I to na samym starcie. Najwyraźniej dosyć szybko się zorientowali, że ich te projekty przerastają. No trudno, Polska bez „Żwirki i Wigury” albo „Cyberparku Enigma” sobie jakoś poradzi, tak jak „jakoś” radziła sobie dotąd. Ale po co w takim razie mydlili nam oczy, roztaczali przed nami wizje nadwiślańskiej Korei Południowej lub przynajmniej środkowoeuropejskiego Tajwanu, skoro nawet nie zamierzali spróbować?

Szczerze mówiąc, dla instytucjonalnej powagi naszego państwa byłoby już lepiej, gdybyśmy zainwestowali parę miliardów w wymienione projekty, a one zakończyłyby się fiaskiem. Coś by z tego może zostało, jakieś pomysły możliwe do realizacji w innych warunkach, sieci kontaktów albo pamięć instytucjonalna. A tak zostało jedynie nieprzyjemne przeświadczenie, że w Polsce można wpisać do rządowej strategii cokolwiek, bo i tak nikt na to nie zwraca uwagi. A to już jest bardzo ryzykowny sygnał dla innych agend rządowych.

Z takim podejściem do polityki przemysłowej, która w praktyce politycznej PiS szybko się stała piątym kołem u wozu, trudno było też zrealizować inne, bardziej już wymierne założenia SOR. Sztandarowym dowodem fiaska polityki gospodarczej PiS wskazywanym przez opozycję jest poziom inwestycji. Według SOR miał on wzrosnąć z 20 proc. w 2015 r. do 22–25 proc. już w 2020 r. To, że w ubiegłym roku one zupełnie siadły i wyniosły zaledwie 17 proc., można jeszcze zrozumieć. Był to przecież rok pandemiczny. Problem w tym, że już rok wcześniej wynosiły one ledwie 18 proc., więc nawet mniej niż przed dojściem PiS do władzy. Dodajmy jednak dla porządku, że niższy poziom inwestycji nie przeszkodził wzrostowi gospodarczemu, który był bardziej niż przyzwoity. Poza tym poziom inwestycji bywa chimeryczny i może szybko odbić – przykładowo na przestrzeni dekady w Holandii najpierw spadł z 21 do 17 proc., a następnie powrócił do poziomu 21 proc.

Bardziej interesujące są wskaźniki obrazujące poziom zaawansowania technologicznego naszej gospodarki. Dzięki nim możemy stwierdzić, czy za rządów PiS doszło do faktycznej modernizacji naszego przetwórstwa przemysłowego. Niestety, nic takiego się nie zadziało. Według SOR udział eksportu wyrobów wysokiej techniki w eksporcie ogółem miał wzrosnąć z 8,5 do 10 proc. Tymczasem w 2019 r. wyniósł on 8,6 proc., czyli niemal tyle samo co w 2015 r. Udział przychodów netto ze sprzedaży produktów nowych lub ulepszonych również miał wynieść przynajmniej równe 10 proc., niestety nawet nieco spadł – z 9,5 do 9,3 proc.

Nie udało się także wypełnić planów wyraźnego zwiększenia nakładów na badania i rozwój. Wydatki na B+R co prawda wzrosły – z 1 proc. PKB w 2015 do 1,3 proc. w 2019 – jednak wyraźnie mniej niż w planach (1,7 proc.). Co ciekawe, za fiasko tych zamierzeń nie odpowiada sektor przedsiębiorstw, gdyż on spełnił swoje zadanie z nawiązką. W latach 2015–2019 nakłady na B+R w przedsiębiorstwach wzrosły prawie dwukrotnie – z 0,47 do 0,83 proc. PKB. Według SOR miały wynieść równe 0,8 proc. Tak więc to agendy rządowe tu zawaliły, a nie firmy.

Libura o walce z pandemią: Miał być „młot i taniec”, ale na razie zapowiada się „młot i walec”

Całkiem prawdopodobne, że pandemia umożliwi osiągnięcie zdecydowanie najważniejszego wskaźnika zawartego w planie Morawieckiego – chodzi mianowicie o PKB na głowę w relacji do średniej unijnej. Wskaźnik ten obrazuje poziom rozwoju Polski na tle pozostałych państw członkowskich. Według SOR miał on wzrosnąć z 69 do 75–78 proc. W 2019 roku wyniósł on 73 proc., więc 2 punkty procentowe mniej od dolnej granicy planu. Jednak w zeszłym roku wiele państw UE dotknęła tak głęboka recesja, że paradoksalnie mogliśmy się do tej średniej mocno zbliżyć. Chociaż pod względem zdrowotnym polegliśmy w walce z pandemią na całej linii, to akurat pod względem gospodarczym Polska przeszła kryzys pandemiczny całkiem nieźle. Może się więc okazać, że wirus pomógł autorom planu Morawieckiego osiągnąć kluczowy wskaźnik. Danych za 2020 r. Eurostat jeszcze nie podaje, jednak recesje w Hiszpanii i Włoszech były tak głębokie, że prawdopodobnie mocno się do nich zbliżymy pod względem poziomu rozwoju mierzonego PKB per capita.

Montownia 2.0

Co ciekawe, zupełna klapa polityki przemysłowej nie przeszkodziła w realizacji celów społecznych zawartych w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju. Niemal wszystkie zostały osiągnięte z dużym zapasem. Głównym wskaźnikiem społecznym w SOR była stopa zagrożenia ubóstwem lub wykluczeniem społecznym. Miała ona spaść z 23,4 proc. do 20 proc. w 2020 r. Tymczasem już w 2019 r. wyniosła jedynie 18 proc. Ubóstwo skrajne w latach 2015–2020 miało spaść z 6,5 do 5,5 proc., tymczasem w 2019 r. wyniosło jedynie 4,2 proc. Najśmielsze oczekiwania przerósł wzrost zatrudnienia w Polsce. Według SOR wskaźnik zatrudnienia osób w wieku 20–64 lata liczony według BAEL miał wynieść 71 proc. w 2020 r. i 73 proc. w 2030 r. Tymczasem już w ubiegłym roku przebiliśmy poziom zakładany na 2030 r. – wskaźnik zatrudnienia w 2020 r. wyniósł 73,6 proc.

Przy okazji rządzący pokazali, że potrafią zapewniać ludności podstawowe usługi – jeśli tylko chcą. Według SOR w 2020 r. co dziesiąte dziecko w wieku do trzech lat miało zostać objęte jakąś formą opieki instytucjonalnej. Tymczasem już w 2019 r. odsetek dzieci objętych opieką wyniósł ponad 15 proc., czyli wzrósł od 2015 r. prawie dwukrotnie. To wciąż koszmarnie mało, ale jeśli tempo zostanie utrzymane, to całkiem prawdopodobne, że w 2030 r. już co trzecie dziecko do trzeciego roku życia będzie korzystać ze żłobka lub klubu dziecięcego – czyli tak, jak zakłada SOR. Wystarczyło więc istotnie dofinansować program „Maluch”, żeby zaczął przynosić efekty – wciąż jeszcze niezadowalające, ale jednak wyraźne.

Całkiem nieźle przebiega też cyfryzacja administracji. Według SOR odsetek osób korzystających z internetu do składania wypełnionych formularzy w administracji publicznej miał wzrosnąć z 16 do 32 proc. w 2020 r. W rzeczywistości wyniósł nawet 34 proc. Mogła w tym pomóc pandemia, w której duża część aktywnych zawodowo musiała składać wnioski o pomoc z tarcz antykryzysowych, jednak już rok wcześniej było to 31 proc. Bezsprzecznie coraz więcej osób korzysta z usług e-administracji i to jest realny progres.

Bodnar: Sprawczość państwa PiS jest mitem

Skoro pomimo fiaska polityki przemysłowej w ostatnich latach zaszedł nad Wisłą ewidentny postęp pod względem ekonomiczno-społecznym, to być może wcale nie potrzebujemy wielkich projektów, które mają nas wywindować do pierwszej ligi, żeby w Polsce żyło się lepiej. Skoro polscy politycy ewidentnie nie radzą sobie z polityką przemysłową, to może niech skupią się na stworzeniu nad Wisłą przynajmniej cywilizowanej Montowni 2.0. Niech Niemcy i Francuzi poustawiają tu więcej fabryk, my sobie będziemy w nich pracować, a politycy niech się zajmą stworzeniem warunków godnego zatrudnienia, uszczelnianiem systemu podatkowego, finansowaniem sprawnych usług publicznych i sprawiedliwą redystrybucją powstałych nadwyżek. Przy okazji nauczymy się w tych fabrykach technologii, może uda się nawet jakąś podkraść, a potem na tej bazie zrobić coś swojego.

Oczywiście, świetnie by było, gdyby „Batory” i „Luxtorpeda” zakończyły się sukcesem, ale w ostateczności Polska nie potrzebuje ich do szczęścia. Montownia 2.0 również mogłaby być całkiem przyjaznym i sprawiedliwym miejscem do życia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij