Obecnie umowa etatowa wiąże się z najwyższymi kosztami pracy dla pracodawcy. Stąd wiele firm robi wszystko, aby uniknąć zatrudniania na etat. Lekceważąc przepisy.
Polski rynek pracy jest coraz bardziej niestabilny, a kryzys związany z epidemią koronawirusa obóz rządzący wykorzystuje do pogorszenia warunków pracy. Chociaż PiS już w 2015 roku obiecywało likwidację umów śmieciowych, ich skala w ostatnich latach nie tylko nie została ograniczona, ale wręcz wzrosła. Zgodnie z ostatnimi danymi GUS-u szacunkowa liczba osób, z którymi została zawarta umowa-zlecenie lub umowa o dzieło, a które nie były nigdzie zatrudnione na podstawie stosunku pracy, w 2018 roku wyniosła ok. 1,3 mln i w porównaniu z analogicznym okresem 2017 roku zwiększyła się o ok. 8,3 proc.
czytaj także
Oskładkować
Kilka dni temu ze strony rządu pojawił się pomysł pełnego oskładkowania umów-zleceń. Wciąż nie wiadomo, czy to rozwiązanie zostanie wprowadzone, ale dyskusja nad nim trwa od lat i popiera go wiele środowisk, zarówno ze strony związków zawodowych, jak i części pracodawców.
Od 2016 roku składki przy zleceniach trzeba płacić przynajmniej do wysokości pensji minimalnej. Jeśli więc ktoś ma dwie umowy – jedną w wysokości pensji minimalnej (2600 zł brutto, od nowego roku 2800 zł brutto), a drugą na np. 4 tys. zł, to płaci składki tylko od tej pierwszej. Wysokość składki na ubezpieczenie emerytalne oblicza się od podstawy, którą deklaruje się samemu, ale musi to być przynajmniej minimalne wynagrodzenie.
Warto przypomnieć, że przed 2016 rokiem oskładkowana była tylko jedna umowa, niezależnie od kwoty. Pracodawca mógł zminimalizować koszty, podpisując najpierw umowę na niską kwotę, a resztę należnego wynagrodzenia przenosząc na drugą umowę. Dlatego podniesienie oskładkowanej części umów-zleceń do poziomu płacy minimalnej w 2014 roku poparł prawie cały ówczesny Sejm – za tym rozwiązaniem głosowało tak SLD, jak też PiS, PO i PSL.
Dlaczego jednak oskładkowana ma być kwota tylko do poziomu płacy minimalnej? Trudno stwierdzić. Takie rozwiązanie jest jednym z wielu elementów degresji polskiego systemu składkowo-podatkowego. Oto bowiem osoby otrzymujące płacę minimalną płacą relatywnie wysokie składki. Im wyższe płace, tym łączna, procentowa wysokość składek się obniża. Osoby, które w ramach umów-zleceń zarabiają 26 tys. zł, płacą składki jedynie od 2,6 tys. zł. Dokładnie tyle samo co osoby zarabiające 10 razy mniej.
Takie rozwiązanie jest sprzeczne z podstawowymi intuicjami dotyczącymi sprawiedliwości społecznej, a przy okazji drenuje ZUS i wprowadza znaczne nierówności w kosztach pracy przy zatrudnianiu w ramach umów etatowych i w ramach umów-zleceń. Obecny system sprawia, że umowa etatowa wiąże się z najwyższymi kosztami pracy dla pracodawcy. Stąd wiele firm robi wszystko, aby uniknąć zatrudniania na etat w celu cięcia kosztów. System sprzyja więc patologiom i nadużywaniu umów niestandardowych.
Pełne oskładkowanie umów-zleceń oznaczałoby zwiększenie progresji w systemie podatkowo-składkowym, znaczną poprawę kondycji systemu emerytalnego i zarazem realne podniesienie wysokości emerytur. Sprawiłoby też, że zatrudnianie w ramach zleceń przestałoby się opłacać.
Rozwadowska: Wszyscy jesteśmy frajerami, póki prezes korporacji płaci 19% podatku
czytaj także
Co ciekawe, to rozwiązanie popiera nie tylko większość związków zawodowych, ale też część dużych organizacji pracodawców. Lider Federacji Przedsiębiorców Polskich Marek Kowalski w niedawnym wywiadzie dla „Magazynu Dialogu Społecznego Fakty” proponował wprost, by „umowy-zlecenia były ozusowane tak samo jak inne formy zatrudnienia”. Jego zdaniem „obecne przepisy zakłócają konkurencyjność na rynku, bo zdarza się tak, że jeden pracodawca płaci ZUS za pracownika, a drugi zatrudnia tego samego pracownika bez ozusowania, dzięki czemu jego oferta może być tańsza. Wprowadzając ozusowanie, rozwiązujemy więc kilka spraw, w tym zapewniamy pracownikom minimalną emeryturę”.
Innymi słowy, lider pracodawców przekonuje, że system nie powinien faworyzować żadnego rodzaju umów i premiować niższymi podatkami lub składkami omijania etatu. Podobnych argumentów używa przewodniczący Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezary Kaźmierczak. W swoich postulatach idzie on jeszcze dalej od pomysłów obecnego rządu, a mianowicie chce, by koszty pracy były takie same przy zatrudnieniu na etat, w ramach umów-zleceń i w ramach umów o dzieło. „My konsekwentnie opowiadamy się za jednolitym opodatkowaniem wszystkich form pracy, o dzieło, zlecenie czy etatu” – pisze Kaźmierczak, wskazując, że za nadużywanie umów niestandardowych odpowiadają właśnie niższe koszty pracy przy omijaniu zatrudniania etatowego.
Okazuje się więc, że oskładkowanie umów-zleceń nie tylko przyniosłoby pozytywne skutki dla systemu emerytalnego, ale też mogłoby zyskać szerokie poparcie partnerów społecznych.
Bardziej opłaca się wynająć Polaka niż kupić robota [rozmowa]
czytaj także
Ograniczyć
Niezależnie od wysokości opodatkowania czy oskładkowania wszystkie umowy powinny być zawierane zgodnie z prawem. Zróżnicowanie kosztów pracy przy różnych rodzajach umów nie jest usprawiedliwieniem dla łamania przepisów. Przy tym rodzaju argumentacji jakiekolwiek podatki sankcjonowałyby zatrudnianie na czarno, a przecież nawet najbardziej liberalny polityk nie usprawiedliwia omijania obowiązku płacenia podatków czy składek.
Tymczasem zgodnie z kolejnymi raportami Państwowej Inspekcji Pracy wysoki odsetek pracodawców zatrudnia w ramach umów-zleceń, gdy są spełnione wszystkie ustawowe wymogi etatu. Według ostatnich danych z pierwszego półrocza 2019 roku było to 14,8 proc. przebadanych przypadków, a w 2018 roku 11,4 proc.
czytaj także
Skala bezprawia jest więc w Polsce olbrzymia. Wielu pracodawców oraz ekspertów występujących w największych mediach lekceważy artykuł 22 Kodeksu pracy. Zgodnie z nim: „§ 1. Przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem. § 11. Zatrudnienie w warunkach określonych w § 1 jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy. § 12. Nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1”.
A zatem, gdy jest określone miejsce pracy, czas pracy i podległość służbowa, to musi być etat! Nie ma tu mowy o wolnym wyborze stron. Jeśli są spełnione powyższe warunki, to nawet gdy pracodawca i pracownik chcieliby zawrzeć umowę-zlecenie, powinni podpisać umowę etatową. Tymczasem w gastronomii, handlu czy ochronie przepisy są łamane na masową skalę. W kawiarniach, restauracjach czy sklepach mamy bowiem każdorazowo określone miejsce pracy, czas pracy i podległość służbową, a zatem zgodnie z przepisami wszyscy pracownicy powinni mieć umowy etatowe. Dlatego niezależnie od zmian dotyczących oskładkowania umów cywilnoprawnych ich skala powinna być radykalnie ograniczona. Masowe zatrudnianie ludzi na śmieciówkach w sytuacji, gdy są spełnione wszystkie kryteria etatu, to jeden z najbrutalniejszych i najbardziej masowych przejawów bezprawia w Polsce.
czytaj także
Zlikwidować
Umowę-zlecenie określa się jako umowę starannego działania i przeciwstawia umowie o dzieło określanej umową rezultatu. Oznacza to, że w umowach-zleceniach ważna jest wykonywana czynność na rzecz zleceniodawcy, która niekoniecznie będzie prowadzić do określonego rezultatu. Najczęściej wymieniane prace, które są przedmiotem umów-zleceń, to roznoszenie ulotek lub telemarketing, usługi ochroniarskie, catering, sprzątanie, opieka nad dzieckiem lub osobą starszą, outsourcingowe usługi prawne, księgowość, IT. Umowy-zlecenia dominują też w firmach, które oferują swoje usługi w ramach outsourcingu.
Czy faktycznie wszystkie te prace istotnie różnią się od standardowej umowy etatowej? Gdy pracownik otrzymuje polecenie regularnego sprzątania danej powierzchni, to ma określone miejsce pracy, ma termin na wykonanie pracy i zwierzchnika, który wydaje polecenia oraz nadzoruje wykonanie pracy. Dotyczy to również usług ochroniarskich czy opieki. Równoważność stron między zleceniodawcą i zleceniobiorcą jest w tych branżach prawie zawsze kompletną fikcją. Sprzątaczki czy ochroniarze zatrudnieni w ramach umów-zleceń i w ramach pracy etatowej wykonują dokładnie te same obowiązki i jest nad nimi sprawowany ten sam rodzaj nadzoru. Dotyczy to również osób zatrudnionych bezpośrednio u danego pracodawcy i w firmach oferujących usługi w ramach outsourcingu.
Zresztą w wielu krajach unijnych umowy-zlecenia nie istnieją w formie funkcjonującej w Polsce lub sytuują się na marginesie rynku pracy. Co więcej, część zawodów zdominowanych w Polsce przez śmieciówki w państwach zachodnich jest objętych układami zbiorowymi, w ramach których wymóg umowy etatowej jest restrykcyjnie przestrzegany. Dotyczy to na przykład sektora opieki, sprzątania, gastronomii czy ochrony.
W tym kontekście pożądanym kierunkiem zmian wydaje się dążenie do całkowitej eliminacji umów-zleceń. Ich zdecydowana większość zgodnie z obowiązującymi przepisami mogłaby już teraz być zastąpiona umowami etatowymi. Gdy okres wykonywania danej pracy byłby bardzo krótki, mogłaby to być umowa etatowa zawarta na czas określony. Przy dłuższych umowach, w ramach których pracownik ma regularnie wykonywać określoną czynność, etat powinien być tym bardziej oczywisty.
czytaj także
Zatem powtórzmy: w krótkiej perspektywie pełne oskładkowanie umów-zleceń to ruch w dobrym kierunku – ku poprawie kondycji systemu emerytalnego i zniesieniu przywilejów fiskalnych dla niestabilnych umów, w ramach których pracownik jest pozbawiony wielu podstawowych praw. Kolejnym krokiem powinno być znaczne ograniczenie umów-zleceń, bo wiele z nich zgodnie z prawem powinno być etatami. Docelowo zaś umowy-zlecenia powinny zniknąć z polskiego rynku pracy.