Gospodarka, Kraj

Żeby czarny był zielony, czyli jak odchodzić od węgla?

W dyskusji o odchodzeniu od węgla zapomnieliśmy o tym, że wraz z zamknięciem kopalni górnik traci znacznie więcej niż tylko pracę.

To musiał być 1995 albo 1996 rok. W przedszkolu nr 23 w Rybniku-Niedobczycach pani czytała nam bajkę o węgielku, z którym dzieci nie chciały się bawić, bo był brudny i brzydki. Węgielek obraził się na dzieci, a za nim poszły inne. Wkrótce w mieście wszystko stanęło i zrobiło się zimno. By ratować miasto, dzieci czym prędzej poszły przeprosić węgielka za swoje złe zachowanie. Udały się więc na kopalnię, a tam głównego bohatera pomogli im odnaleźć górnicy:

„Odtąd Hania, Jacek i Wojtek oraz inne dzieci szanowali i podziwiali górników za ich trudną i potrzebną pracę. Często bywali na górniczych festynach. Wtedy mogli podziwiać ich piękne galowe stroje, czarne mundury z błyszczącymi guzikami oraz piękne czapki z pióropuszami”.

 

Ta bajka to Rozgniewany węgielek czeskiego pisarza Ondřeja Sekory (można ją pobrać tutaj). Choć napisano ją w innej epoce i w innym kraju, to słuchaliśmy jej w połowie lat 90. w ważnej części Rybnickiego Okręgu Węglowego. Z mnóstwa bajek zapamiętałem właśnie tę, w której węglowy brud przemieniał się w życiodajne ciepło i energię. To moje żywe wspomnienie z dzieciństwa. Choć nie bywałem na górniczych festynach, „piękne galowe stroje”, „czarne mundury z błyszczącymi guzikami” i „piękne czapki z pióropuszami” widywałem wiele razy w kościele, na mszy. Wśród nich widniał sztandar, pod którym godnie stało kilku mężczyzn w bergmůńoku – mundurze górniczym. Na sztandarze: „Szczęść Boże” – górnicze pozdrowienie na Górnym Śląsku. Na czaku: pyrlik i żelosko, czyli kupla – godło górnictwa.

Koniec węgla to nie koniec świata

czytaj także

Z „grubą”, tj. kopalnią, związana była praca większości mężczyzn (i niektórych kobiet) w mojej rodzinie. „Czarne złoto” towarzyszyło nam od zawsze, a zapach smogu do dziś kojarzy mi się z domowym ciepłem w środku zimy. Ojciec, dziadkowie i wujkowie nie byli po prostu górnikami z zawodu: należeli do „górniczej braci”, która ma swoją patronkę (świętą Barbarę) i hymn: „Niech żyje nam górniczy stan”. Kiedyś śpiewano tę pieśń przy każdym zjeździe pod ziemię; dziś wykonują ją orkiestry górnicze z okazji świąt takich jak Barbórka.


Mundur, hymn, patronka, godło i święta to jedynie fragment tego, co nazywamy kulturą górniczą. To ona kształtowała codzienne życie „soli ziemi czarnej” – mieszkańców przemysłowej części Górnego Śląska, ale i sąsiadującego Zagłębia oraz innych, mniejszych regionów górniczych. To ona łagodziła trud ciężkiej pracy pod ziemią i zapewne to ona pomogła górnikom najskuteczniej ze wszystkich grup pracowniczych organizować się wokół swoich interesów. Symbole i rytuały stworzyły więc etos zawodowy, z którym wiąże się tożsamość – nie tylko górnicza, ale także regionalna. (Symbol górnictwa obecny jest chociażby w herbach takich miast jak Tarnowskie Góry, Wojcieszów czy Świętochłowice). Nie trzeba pracować na grubie, by podzielać związane z nią emocje.

Przed lewicą stoi dziś zatem nie lada wyzwanie. Oto bowiem jej podstawowe wartości zostają nieoczekiwanie skonfrontowane z potrzebami wielkiej grupy zawodowej, która, wykonując wycieńczającą i kluczową dla całego społeczeństwa pracę, przez lata stanowiła wzór walki o prawa pracownicze; grupę, której nieobca była solidarność z innymi branżami; która pokazuje, że praca może być źródłem dumy i życiowej satysfakcji. Jednak ta sama grupa stoi dziś na drodze do walki o inny zbiór najcenniejszych dla lewicy wartości: czyste powietrze, klimat i zrównoważony rozwój.

Bińczyk: Ludzkość jest dziś jednocześnie supersprawcza i bezradna!

Trudno podważać konieczność transformacji energetycznej w Polsce. Lewicy z oczywistych względów trudno też wyobrazić sobie rzucenie górników na pastwę losu. Kiedy górnicy zastrajkowali w 2015 roku, w trosce o prawa pracownicze poparcia udzieliła im awangarda transformacji energetycznej – Partia Zieloni. A dziś Robert Biedroń, ogłaszając plany zamknięcia wszystkich kopalń do 2035 roku, jednocześnie zapewnia, że górnicy „nie zostaną zostawieni samym sobie” i „otrzymają wsparcie ze strony państwa”.

Nie jest to niemożliwe. Wiemy przecież, że liczba miejsc pracy w zielonym sektorze jest wyższa niż w górnictwie, a wytwarzanie energii ze źródeł odnawialnych jest o wiele mniej ryzykowne dla życia i nie kończy się pylicą płuc. Lewica może więc sądzić, że z odpowiednim wsparciem państwa wystarczy przebranżowić górników, unikając w ten sposób dramatów związanych z utratą pracy, jednocześnie poprawiając jakość powietrza i zmniejszając poziom emisji. W Niemczech proces odchodzenia od wydobycia węgla rozłożono na kilkanaście lat – w tym czasie wielu byłych górników znalazło pracę w innych branżach (spora część w motoryzacyjnej). Nie chodzi przecież o naśladowanie Margaret Thatcher; nikt nie chce też, by górnicy zamienili bergmůńoki na żółte kamizelki.

Francja to okno na naszą przyszłość

O wsparciu dla górników wspomniał nie tylko Robert Biedroń. W oficjalnym stanowisku Partii Razem nt. rozwoju energetyki czytamy o „długofalowej strategii wsparcia dla regionów i społeczności”. Razem chce nie tylko, by „na każde zlikwidowane miejsce pracy powstało nowe”, ale w ramach „porozumienia z lokalnymi partnerami” konsultowana będzie „specyfika każdego zakładu”. Z kolei Zieloni podczas protestów górniczych ogłosili zbiórkę publiczną na rzecz strajkujących górników pod hasłem „Wspieramy górników, walczymy z lobby węglowym”. W stanowisku partii z 12 stycznia 2015 r. czytamy apel: „Wspólnie obalmy krzywdzący stereotyp, że wrażliwość ekologiczna musi iść w parze z niewrażliwością na krzywdę społeczną”.

Taka strategia lewicy ma jednak istotną wadę: jest dalece niewystarczająca. Najlepiej świadczą o tym reakcje na zapowiedź Biedronia. Bogusław Ziętek, przewodniczący związku zawodowego Sierpień ’80 i były lider Polskiej Partii Pracy, na uroczystości upamiętniającej górników z kopalni Wujek oświadczył: „Tym wszystkim, którzy mówią, że będą likwidować polskie górnictwo dziś albo w 2035 roku, odpowiadamy: nic nie znaczycie dziś i nic nie będziecie znaczyć w 2035 roku. Ręce precz od górnictwa. Śmieszni jesteście w tych deklaracjach”. W podobnym tonie wypowiedział się rzecznik Sierpnia ’80 Patryk Kosela: „zanim się kupi żółte kamizelki, to polityczny wiatr zmiecie to wydmuszkowe ugrupowanie. Dla czystszej atmosfery w polityce”.

Polski Macron pełną gębą (gdyby ktoś miał jeszcze jakieś złudzenia).Ale spoko, zanim się kupi żółte kamizelki, to polityczny wiatr zmiecie to wydmuszkowe ugrupowanie. Dla czystszej atmosfery w polityce.

Opublikowany przez Patryk Kosela Piątek, 14 grudnia 2018

21 grudnia, po dwustu latach przemysłowego wydobycia, zamknięto ostatnią kopalnię węgla kamiennego w Niemczech. Na specjalnej uroczystości prezydent Steinmeier mówił o smutnym dniu dla górników i podziękował im za trud pracy. Jürgen Jakubeit, sztygar KWK Prospel-Haniel, wręczył prezydentowi ostatnią wydobytą bryłę. W tym samym czasie w Polsce Robert Biedroń zadeklarował zamknięcie wszystkich kopalń do 2035 roku, lecz w przeciwieństwie do Steinmeiera spotkał się z otwartą wrogością ze strony górników i związków zawodowych.

Skąd taka różnica? Dlaczego w Niemczech sztygar wręcza ostatnią bryłę prezydentowi, a w Polsce pomimo jasnych deklaracji wsparcia formułuje groźby?

Ludzie (nawet politycy) mają prawo mylić partię Razem (Zandberga) z partią Teraz (Petru). I jedna i druga jest antygórnicza i antywęglowa.I jedną i drugą zmiotą dmuchawce, latawce, wiatr. I wiatraczki.

Opublikowany przez Patryk Kosela Wtorek, 27 listopada 2018

Zapewnienia, które dałoby się streścić do zdania „nie zostawimy Was”, brzmią jak fałszywy śpiew z lat 90., który górnicy słyszeli już na tyle często, że stracili do niego zaufanie. Nawet przy najlepszych intencjach nie da się uniknąć ogromnych napięć i „kosztów społecznych” dopóty, dopóki dyskusje o odchodzeniu od węgla nie uwzględnią tego, co dla górników najważniejsze: górniczej tożsamości. Najlepsze miejsca pracy w zielonym sektorze nie zastąpią bowiem wspólnie przeżytej Barbórki ani dumy z kupli na bergmůńoku. Najczystsze powietrze nie wynagrodzi identyfikacji ze sztandarem  własnej gruby.

Tożsamości górniczej trudno odmówić uzasadnienia. Po tragicznym wypadku w Karwinie w jednej z relacji telewizyjnych można było usłyszeć wypowiedź emerytowanego pracownika kopalni: „Wspólna praca to więź, jaka łączy ludzi. Wiem o tym, bo jestem byłym górnikiem”. Nie ma się czemu dziwić – niebezpieczna praca w kluczowym sektorze gospodarki musi rodzić dumę i poczucie odpowiedzialności.

Stopnie, procenty, emisje i wzory chemiczne… śpicie już? Nie umiemy mówić o klimacie

W porównaniu do wielu innych branż atomizacja pracowników nie dotknęła górnictwa zbyt mocno, gdyż wydobycie węgla to nie suma indywidualnych wysiłków, lecz współpraca. Wśród górników naturalnie wytwarza się więc poczucie wspólnoty, zwłaszcza gdy ich praca wiąże się z tak dużym obciążeniem fizycznym. Górnictwo ma także swoje dni pamięci (upamiętnienie górników zabitych w kopalniach Wujek i Manifest Lipcowy), a wypadki na kopalniach odbijają się zwykle głośnym echem. Po tragedii w Karwinie ogłoszono żałobę narodową, a los uwięzionych pod ziemią górników nawet w tak odległym kraju jak Chile polskie media relacjonowały na bieżąco.

Kultura górnicza wypracowana od pokoleń, której symbole mają charakter międzynarodowy, z łatwością integruje ze sobą nowych członków braci. W żadnym stopniu nie jest to polska specyfika. W Hiszpanii piosenka asturyjskich górników Santa Bárbara bendita uchodzi za nieoficjalny hymn całej klasy robotniczej. O ile pielęgnowanie przywiązania do pracy najemnej w prywatnej firmie może budzić wątpliwości, o tyle górnictwo nie należy przecież do bullshit jobs.


Zyski z wydobycia węgla nie trafiają do garstki prywatnych bogaczy, lecz do skarbu państwa, a jego efekty – poza koszmarnym zanieczyszczeniem powietrza, z którego główny nurt opinii w Polsce dopiero niedawno zdał sobie sprawę – przez kilkaset lat napędzały rozwój technologii, dawały życie transportowi zbiorowemu i ogrzewały ludziom mieszkania.

Poczucie sensu z wykonywanej pracy i więzi ze współpracownikami to hasła prosto z lewicowych sztandarów. Górnicy pokazują, że solidarność jest bronią, dzięki której można wywalczyć względnie dobry byt materialny. Tym bardziej zaskakuje, że w dyskusji o transformacji energetycznej tak łatwo lewicy pominąć tożsamość górniczą.

Co można w tej sytuacji zrobić? Wobec bezwzględnej perspektywy zmian klimatycznych postulat uwzględnienia tożsamości górniczej w narracji politycznej i programach partyjnych brzmi jak pusty slogan: „potrzeba zmian, by było dobrze”. Co miałoby się zresztą znaleźć w takiej agendzie?

O wiele łatwiej dostrzec, czego robić nie należy. Całkowicie przeciwskuteczny wydaje się dominujący komunikat: „Musimy zamknąć kopalnie, więc rozmawiajmy o tym, jak to zrobić”. Protesty społeczne często zaczynają się od tego, że ktoś nie pomyślał, by kolejność „zamknijmy i rozmawiajmy” odwrócić. Sprawiedliwa transformacja energetyczna sprowadza się w gruncie rzeczy do sposobu przeprowadzania zmian, które z początku nie mają społecznego poparcia.

Podpowiedzi dostarczają rozwiązania z zakresu polityk miejskich. Cała sztuka procesu rewitalizacji polega przecież na konsultowaniu i poszanowaniu potrzeb osób, które czują się gospodarzami danej przestrzeni. A tym niewątpliwie są górnicy na Śląsku. Miłka Stępień, członkini Partii Zieloni, mówi o tym, że należałoby „mit wielkiego przemysłu i regionu przemysłowego czymś zastąpić – tworząc nowy mit, nową wizję” oraz podziękować górnictwu za jego wkład – tak, jak zrobił to Steinmeier. To część historii, którą należy uszanować.

Najlepszy program przebranżowienia nie zastąpi szerokich i uczciwie przeprowadzonych konsultacji z udziałem samych górników, których efekt powinien akcentować historyczne znaczenie nie tylko regionu, ale być może i poszczególnych kopalń. W województwie śląskim mamy już przecież Szlak Zabytków Techniki, a w nim Galerię Szyb Wilson po dawnej KWK Wieczorek w Janowie, zabytkową kopalnię Ignacy w Niewiadomiu, kopalnię Guido i Szyb Maciej w Zabrzu, wieże KWK Polska w Świętochłowicach czy Szyb Prezydent w Chorzowie.

Rok temu uczestniczyłem w głodówce w Dobrzeniu Wielkim

Instytucje państwowe nie mogą zapomnieć o wsparciu oferty kulturalnej, która pozwoli kultywować górnicze święta. Konkurs orkiestr górniczych? Kluby sportowe przy dawnych kopalniach? Filie Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu? Nad konkretami można dyskutować, ale ich kierunek nie powinien budzić wątpliwości, jeśli naprawdę zależy nam na losie górników i jeśli chcemy, by zamykanie kopalń przebiegało tak jak w XXI wieku w Niemczech, a nie jak w Wielkiej Brytanii w latach 80. ubiegłego stulecia.

Można się obrażać na kulturę górniczą, a górników obwiniać za blokowanie koniecznych zmian. Jeśli jednak poważnie myślimy o transformacji energetycznej, musimy uznać stan rzeczywisty, który w równym stopniu tworzą i ustalenia klimatologów, i emocje wielkiej grupy zawodowej. W trakcie szczytu COP24 do zarzutów o niewywiązywanie się z porozumień odnosiła się niemiecka ministra środowiska, Svenja Schulze: „Okazało się, że samo wyznaczenie celów to za mało. (…) Transformacja musi być sprawiedliwa, są problemy społeczne, których nie możemy ignorować”.

Klein: Walczmy, zanim wszyscy trafimy przeżuci na hałdę

Takim problemem jest dziś włączenie w transformację tożsamości górniczej.  Przy odrobinie dobrej woli nie musi to być tak trudne, jak się wydaje: w końcu barwy górnicze to nie tylko czerń odwołująca się do ciemności pod ziemią, ale i zieleń symbolizująca naturę i tęsknotę do życia na powierzchni.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Pytlik
Michał Pytlik
Aktywista, publicysta, Ślązak
Zamknij