Gospodarka

Czterodniowy tydzień pracy dałby odetchnąć planecie

Czterodniowy tydzień pracy może być korzystny dla pracowników, przedsiębiorstw, interesariuszy firm oraz naszej planety. Ułatwi godzenie życia prywatnego z pracą, zwiększy produktywność, za to zmniejszy zużycie zasobów.

W 33-tysięcznej gminie Odsherred w Danii urzędnicy nie wyczekują z utęsknieniem „piąteczku”, ale „czwarteczku”. W miejscowości tej w ubiegłym roku rozpoczęto testowanie skróconego tygodnia pracy. Trzystu pracowników gminnego urzędu pracuje od poniedziałku do czwartku, a ich tydzień pracy liczy 35 godzin, nie 37,5, jak jest powszechnie w Danii.

Aby mieszkańcy lokalnej wspólnoty nie czuli się poszkodowani, urząd w pozostałe dni ma dłuższe godziny otwarcia – od siódmej do dziewiętnastej. Pracownicy mają układany grafik, a przynajmniej raz w tygodniu każdy musi przepracować cały dzień, czyli 12 godzin. Gdyby w piątek któremuś z mieszkańców przytrafiła się sprawa niecierpiąca zwłoki, to może w ten dzień zadzwonić do odpowiedniego urzędnika. Takich przypadków zapewne jest niewiele. W piątek Duńczycy myślą już raczej o relaksie, tym bardziej gdy w pozostałe dni tygodnia mogą załatwić sprawy urzędowe do późnych godzin popołudniowych.

Na ratunek zatrudnieniu

Przykład duńskiego miasta pokazuje, że można tak poukładać organizację pracy, żeby skrócenie tygodnia roboczego nie zachwiało ciągłością wykonywania zadań. Przy niewielkim wysiłku intelektualnym czterodniowy tydzień pracy może sprawić, że zadowoleni będą zarówno pracownicy, jak i interesariusze. Nic więc dziwnego, że coraz częściej idea ta pojawia się w debacie publicznej krajów Zachodu.

W obliczu recesji spowodowanej koronakryzysem największy niemiecki związek zawodowy IG Metall, skupiający kilka milionów pracowników przemysłu, zaproponował wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy, dzięki czemu spadłoby ryzyko zmniejszenia zatrudnienia w zakładach samochodowych. Branża motoryzacyjna ucierpiała z powodu lockdownu i choć w ostatnim czasie sprzedaż samochodów znów rośnie, jej przyszłość jest niepewna. Z powodu kryzysu zagrożonych może być nawet 300 tys. miejsc pracy w Niemczech. Zamiast więc zwalniać ludzi, lepiej odjąć każdemu jeden dzień pracy, wypłacając przy tym pracownikom rekompensaty, które przynajmniej w części wyrównałyby ubytek dochodów.

Pracujmy krócej! To nie jest żadna rewolucja

Pod koniec zeszłego roku czterodniowy tydzień pracy wprowadziła do swojego programu brytyjska Partia Pracy. Kanclerz skarbu w jej gabinecie cieni, John McDonnell, zapowiedział, że celem jego partii po ewentualnym objęciu rządów będzie wprowadzenie 32-godzinnego tygodnia pracy w ciągu kolejnych 10 lat. Jak wiadomo, Partia Pracy nie dzierży sterów rządów i co gorsza, nawet się na to specjalnie nie zanosi. Jednak w Finlandii rządzi socjaldemokracja, a obecna premierka z jej ramienia wydaje się umiarkowanie popierać to rozwiązanie. W ubiegłym roku, jeszcze jako ministra transportu, stwierdziła: „Czterodniowy tydzień, sześciogodzinny dzień. Dlaczego to nie może być kolejny krok? Osiem godzin to prawda ostateczna?”.

Już jako premierka nieco złagodziła swój pogląd na sprawę, pisząc na Twitterze: „Czterodniowy tydzień pracy lub sześciogodzinny dzień roboczy z płacą wystarczającą na utrzymanie mogą być dziś utopią, ale w przyszłości mogą się okazać realne”. Idea czterodniowego tygodnia pracy przebiła się więc już do głównego nurtu europejskiej debaty publicznej i nie wzbudza większego zdziwienia – co oczywiście nie znaczy, że jest powszechnie popierana.

Znikający kawałek tortu

Faktem jest, że w ostatnich latach społeczeństwa Zachodu pracują nieco krócej niż kilka dekad wcześniej. W 1989 roku przeciętny pracownik kraju OECD przepracowywał rocznie 1852 godziny, a 30 lat później – 1726 godzin: z niecałych 232 do ok. 216 dni w roku. Roczny czas pracy statystycznego obywatela krajów rozwiniętych spadł więc o 7 proc. w trzy dekady. To zaskakująco mało, zważywszy na to, że w tym czasie PKB na głowę w OECD wzrosło z 16 tys. dolarów do 47 tys. dol. Tak szybki wzrost dochodów narodowych per capita, który potroił je w ciągu trzech dekad, powinien pozwolić na szybszy spadek czasu pracy. Przecież potrzeby życiowe pracowników nie wzrosły trzykrotnie. Tym bardziej że szybko rosła także produktywność – w ciągu ostatnich dwóch dekad PKB na godzinę pracy wzrósł o jedną czwartą.

Progresywna polityka w interesie średniaków

Jedną z przyczyn tak stosunkowo skromnego skrócenia czasu pracy jest wzrost kosztów utrzymania klasy średniej. Szczególnie mocno drożeją te usługi i dobra, które są istotne dla aspirującej części społeczeństwa. Według raportu OECD Under Pressure: The Squeezed Middle Class w latach 1996–2017 wskaźnik inflacji bazowej wyniósł 80 proc. – czyli wartość przeciętnego koszyka gospodarstwa domowego wzrosła w tym czasie o cztery piąte. Jednak ceny mieszkań wzrosły w tym czasie o 138 proc., koszt edukacji o 132 proc., a koszty opieki medycznej o 94 proc. Własne mieszkanie, dobra edukacja dla dzieci oraz sprawna służba zdrowia to kluczowe kwestie dla klasy średniej. Tymczasem wszystkie trzy drożały zdecydowanie bardziej niż rosły ceny pozostałych dóbr i usług. Dlatego pracownicy należący do klasy średniej, którzy stanowią prawie dwie trzecie społeczeństw krajów OECD, nie decydowali się na znaczne ograniczenie czasu pracy.

Kolejna kwestia to zmieniający się podział wypracowywanego dochodu. Według raportu The Labour Share in G20 Economics od połowy lat 70. XX wieku do drugiej dekady XXI wieku udział płac w PKB krajów G20 spadł z ponad 65 niemal do 55 proc. Klasa pracująca straciła więc w tym czasie jedną dziesiątą PKB, która wcześniej należała do niej. Jak to się stało? Dosyć niepostrzeżenie: po prostu wzrost płac nie nadążał za wzrostem produktywności. W latach 1999–2013 produktywność pracy w krajach grupy G20 wzrosła o niecałą jedną piątą, tymczasem płace jedynie o jedną dwudziestą.

Tak więc z powodu rosnących cen kluczowych dla klasy średniej dóbr i usług, a także z powodu systematycznego zmniejszania części tortu przypadającej na klasę pracującą, obywatele krajów Zachodu niechętnie ograniczali swój czas pracy. Choć PKB rósł bardzo szybko, standard życia większości nie poprawiał się w takim samym tempie. Coraz większa część bogactwa trafiała do właścicieli kapitału.

Czterodniowy tydzień pracy z zachowaniem obecnych zarobków mógłby to zmienić. Jego wprowadzenie mogłoby się odbić niekorzystnie na zyskach firm, gdyż zwiększyłoby jednostkowe koszty pracy, jednak byłaby to jedynie korekta trwającego od dziesięcioleci i niekorzystnego dla większości trendu.

Wypoczęty, więc bardziej produktywny

Jest wielce prawdopodobne, że na czterodniowym tygodniu pracy skorzystają koniec końców nawet właściciele przedsiębiorstw. Przeprowadzone dotąd eksperymenty z tym rozwiązaniem pokazały, że wpływa ono na zwiększenie produktywności. Jako jedna z pierwszych czterodniowy tydzień pracy z powodzeniem testowała nowozelandzka spółka Perpetual Guardian, działająca w sektorze finansowym. Jej pracownicy otrzymali możliwość wzięcia dodatkowego dnia wolnego w tygodniu, w wyniku czego czas ich pracy spadł z 37,5 do 30 godzin tygodniowo. Dzięki temu znacznie spadł stres odczuwany przez pracowników spółki, wzrosło za to zadowolenie z życia.

Zatrudnieni w Perpetual Guardian wykorzystywali dzień wolny na załatwienie swoich codziennych spraw, a weekend mogli dzięki temu wykorzystać na odpoczynek. Wypadnięcie jednego dnia pracy z grafiku wymusiło na nich lepszą organizację pracy, co skutkowało wzrostem produktywności o jedną piątą. Inaczej mówiąc, pracownicy wykonywali wszystkie dotychczasowe obowiązki – z taką różnicą, że robili to w cztery dni, a nie w pięć.

Piętnastogodzinny tydzień pracy? Czemu nie!

czytaj także

Jeszcze lepsze efekty przyniósł eksperyment z czterodniowym tygodniem pracy w japońskim oddziale Microsoftu. W sierpniu 2019 roku Microsoft Japan postanowił nie otwierać biur w piątki. W tym czasie pracownicy dostawali pełnopłatne urlopy. Wdrożono także zmiany w organizacji pracy, m.in. skrócono czas spędzany na korporacyjnych „meetingach” do maksymalnie 30 minut. To wszystko zaowocowało wzrostem efektywności pracy japońskiego oddziału o 40 proc. w stosunku do sierpnia roku poprzedniego. Niebagatelne było jednak także ograniczenie kosztów generowanych przez spółkę. Zużycie energii elektrycznej spadło o prawie jedną czwartą, a zużycie papieru o grubo ponad połowę.

Zyski dla ludzi i planety

Naukowcy z Henley Business School wzięli na tapet brytyjskie przedsiębiorstwa, które zdecydowały się na wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy. Dwie trzecie z nich odnotowało wzrost produktywności, a w trzech czwartych znacznie wzrosło zadowolenie pracowników z życia. W dwóch trzecich firm odnotowano mniej zwolnień chorobowych. Na podstawie analizy 250 przedsiębiorstw, w których obowiązuje czterodniowy tydzień pracy, autorzy raportu oszacowali, że wprowadzenie tego rozwiązania w całym kraju mogłoby przynieść brytyjskim firmom oszczędności wysokości 104 mld funtów rocznie.

Dobre życie po pracy

Oczywiście, wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy byłoby wyzwaniem organizacyjnym dla podmiotów, które na co dzień obsługują interesantów. Nie każda firma może się po prostu zamknąć w piątek. Jednak dodatkowy dzień wolny mógłby być ruchomy, tak jak w Perpetual Guardian. W ten sposób część firm mogłaby pracować od poniedziałku do czwartku, a pozostałe jak dotychczas, dając pracownikom dodatkowy dzień płatnego urlopu w tygodniu. Wymagałoby to zmian w grafiku dla zachowania ciągłości i płynności pracy, jednak dotychczasowe doświadczenia – szczególnie z ostatnich miesięcy – pokazują, że korporacje potrafią się błyskawicznie przeorganizować, i to tak, że jeszcze wychodzi im to na dobre.

Takiego komfortu mogą nie mieć niewielkie podmioty, zatrudniające po kilka osób. Czterodniowy tydzień pracy może być jednak wprowadzany stopniowo – przykładowo najpierw objąłby jedynie duże przedsiębiorstwa, czyli zatrudniające ponad 250 pracowników. Można też pomyśleć o rozpoczęciu eksperymentów w wybranych branżach – tych, które mają największe możliwości przeorganizowania pracy. Następnie skrócony tydzień pracy rozszerzano by stopniowo na kolejne gałęzie gospodarki, dzięki czemu firmy miałyby czas na dostosowanie się.

Narodziny klasy domowej

Czterodniowy tydzień pracy to nie tylko bardziej wypoczęci pracownicy, ale przede wszystkim mniejsze zużycie energii oraz niższe emisje dwutlenku węgla. Pracownicy będą rzadziej odpalać samochody, by dotrzeć do pracy, więc potencjalnie o jedną piątą spadnie ilość zużywanego przez nich paliwa. O jedną piątą spadnie też zużycie energii elektrycznej przez ich komputery lub inne narzędzia pracy. Ograniczony zostanie smog generowany przez pojazdy samochodowe. Ulice miast będą mniej zatłoczone w godzinach szczytu, podobnie jak pojazdy komunikacji zbiorowej, co jest szczególnie istotne z perspektywy konieczności walki z pandemią koronawirusa – i potencjalnie innych, podobnych epidemii. Inaczej mówiąc, dzięki temu rozwiązaniu ludzie oraz planeta wreszcie odetchną. Chyba warto przynajmniej spróbować.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij