Gwałty i przemoc wobec kobiet są zjawiskiem masowym. Czy żeby zaistnieć, naprawdę muszą zostać włączone w stare nacjonalistyczne narracje?
Gwałt to gwałt i trzeba jasno powiedzieć, że to jest coś, co mężczyźni robią kobietom, a odwrotnie – nie. Albo niezmiernie, niezmiernie rzadko. Jasne, istnieją ku temu powody anatomiczne, fakt pozostaje jednak faktem.
Kobiety gwałcono planowo i systematycznie na Bałkanach, niedawno i blisko. Sporo wiemy o pladze gwałtów w Afryce. I o znikających kobietach w Ameryce Łacińskiej. Porusza nas tragedia kobiet w Indiach. Szukamy przyczyn w kulturze albo w wojnach. Słusznie, bo widać, że są to warunki sprzyjające gwałtom. Ale nadal – w sprzyjających warunkach to mężczyźni gwałcą kobiety. Również w miejscach niedotkniętych wojną, gdzie gwałt jest jednoznacznie potępiany, prawo lepiej czy gorzej, ale działa. Możemy zrzucać to na biologię, chociaż w gwałcie więcej jest woli mocy niż woli seksu. No ale to też może być biologia. O kulturze jednak też nie zapominajmy, o tej jej części, która nazywamy patriarchatem.
Jeszcze raz powtórzę – gwałt to coś, co dotyka kobiet. Na całym świecie. Pewno od początków historii. I nie tylko w warunkach nadzwyczajnych. I zdarza się to codziennie, na ulicy, w lesie, w domu. W małżeńskim łóżku. Tam też i wcale nie tak rzadko, choć niektórzy gotowi są nazywać to „obowiązkiem małżeńskim”.
I kiedy już to wszystko zostało powiedziane, zastanówmy się na rzeźbą, która wywołała kontrowersje i reakcje. Kontrowersje medialne, reakcje rosyjskiej ambasady.
Jakiś czas temu student gdańskiej ASP w nocy w miejscu publicznym ustawił pomnik przedstawiający sowieckiego żołnierza gwałcącego niemiecką kobietę. Tytuł dzieła nie pozostawia złudzeń – Komm Frau. Do pomysłu tego można mieć wiele zastrzeżeń – na przykład że jest to niepotrzebne epatowanie przemocą. Poza tym zazwyczaj pomniki upamiętniają bohaterów albo ofiary, nie stawiamy pomników katom. W tym wypadku napastnik jest wręcz ważniejszy niż jego ofiara. Ten artefakt przemawia bardziej przeciwko niemu niż za nią.
Z wszystkimi tymi oskarżeniami można dyskutować. Można powiedzieć, że sztuka ma prawo do niekonwencjonalnych środków, dobrze jeżeli jest interwencją, która zmusza nas do myślenia. Gdyby młody twórca miał skończyć w więzieniu, będę go broniła, choć nie potrafię bronić jego dzieła.
Intencje były jasne – rzeźba została ustawiona na tle czołgu T-34, symbolu wyzwolenia Gdańska przez Armię Czerwoną. Czy też, jeśli ktoś woli, sowieckiej okupacji Polski po 1945. Przypomina, co temu wyzwoleniu lub zniewoleniu towarzyszyło. Koniec wojny, początek PRL, stosunki z ZSRR to wciąż pole ideologicznych utarczek i powód do opowiadania sobie tej historii na nowo. Jakiej historii? Naszej, polskiej. Chociaż kobieca ofiara jest Niemką. Polacy, Rosjanie, Niemcy… Oburzenie rosyjskiego ambasadora, który zarzuca twórcy znieważanie pamięci poległych żołnierzy. Sąd, który zastanawia się, czy nie oskarżyć go o nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych. W internetowych dyskusjach pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń… Czyli narodowa historia, męskie wojny, rozliczenia.
Coraz wyraźniej widać kata, atakującego, gwałciciela i przedstawiciela obcego narodu. Już prawie nie widać kobiety. Co tam kobieta, kobiety gwałci się zawsze i wszędzie.
Znam kilka zgwałconych kobiet, żadnej nie zgwałcił żołnierz sowiecki. Gwałty i przemoc wobec kobiet są zjawiskiem masowym. Czy żeby zaistnieć, naprawdę muszą zostać włączone w stare nacjonalistyczne narracje?
Młodemu artyście mogę powiedzieć tyle, że jeśli chce wziąć udział w nacjonalistycznych uniesieniach i przepychankach – jego wola. Wolałabym jednak, żeby nie robił tego, posługując się ciałem zgwałconej kobiety.