Ponoć jeszcze nigdy na świecie nie było tylu niewolników, co dziś. Pewnie też nigdy nie było tylu kredytów.
Czy naprawdę zawsze musimy spłacać swoje długi? I co to właściwie znaczy? David Graeber zaczął pisać swoją książkę Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat, bo nie mógł przestać myśleć o rozmowie z pewną przedstawicielką NGOsa zajmującego się walką z ubóstwem. Autor książki, która ukaże się wkrótce nakładem Krytyki Politycznej, jeden z twórców Occupy Wall Street, opowiadał jej o tym, że NGOs postulował umorzenie długu krajów Trzeciego Świata. Kobieta zaprotestowała, bo przecież każdy musi spłacać swoje długi. Choć nie dowiadujemy się, czy antropologowi udało się przekonać dyskutantkę tłumaczeniem, że te pożyczki często bywały zaciągane przez dyktatorów, którzy zasilali nimi swoje szwajcarskie konto, a spłacać je dziś muszą państwa, odbierając chleb głodującym dzieciom, to jednak z pewnością udało mu się przekonać masę innych ludzi, że długi nie zawsze są sprawiedliwe, a być może nawet przeważnie nie są. Książka Graebera to dzieło totalne. Pożywkę znajdą w niej zarówno frankowicze, jak i ci z was, którzy nie wzięli jeszcze kredytu.
czytaj także
Ostatecznie czy nie dostaliśmy świata na kredyt? Kredyt, który będą musiały spłacać wasze dzieci. O ile wcześniej nie umrą na raka wywołanego przez smog albo nadmierną konsumpcję mięsa. O ile nie zostaną uchodźcami i nie będą musiały szukać schronienia w Arabii Saudyjskiego. (Słyszałem, że lubią tam Polki. Nie mogę obiecać, że młodych i jurnych panów też wpuszczą.)
Graeber dowodzi, że rozbudowane systemy kredytowe są tak samo stare, jak cywilizacja, ale jednocześnie pokazuje, że świat podzielony na dłużników i wierzycieli wcale nie jest jedynym modelem cywilizacji, a wręcz twierdzi, że „komunizm jest fundamentem wszelkiego uspołecznienia”. I podaje najprostszy przykład: proszenie o papierosa. Większość osób poczęstuje proszącego fajkiem, bo choć wszyscy wiemy, że palenie zabija, to taka potrzeba wydaje się nam uzasadniona, a udzielenie pomocy niezbędne. No i tak jest z prawie wszystkim. Jeśli czyjaś potrzeba wydaje nam się dostatecznie wielka, a jej koszt rozsądny, to udzielimy pomocy. Wszyscy jesteśmy komunistami. Jak pisze autor: „Obowiązek dzielenia się jedzeniem i wszystkimi innymi podstawowymi artykułami zwykle stanowi fundament codziennej moralności w społeczeństwie, którego członkowie uważają się za równych”.
Dług pęka w szwach od antropologicznych anegdot, więc też od razu przytoczę jedną: „antropolożka Audrey Richards, opisała swego czasu matki z ludu Bemba, «mające luźny stosunek właściwie do wszystkich innych kwestii», które ostro strofowały własne dzieci, kiedy te, otrzymawszy od nich pomarańczę lub inny przysmak, nie starały się natychmiast podzielić nim z przyjaciółmi”. Choć trudno nam to sobie wyobrazić w naszym egoistycznym społeczeństwie, gdzie pomaganie komuś innemu niż chorym dzieciom lub pieskom jest widziane co najmniej jako dziwactwo, to jednak różnie na świecie bywało. I bywało też znacznie mniej egoistycznie. Nawet twórca doktryny ekonomicznego liberalizmy Adam Smith był przekonany, że ludzie – po zaspokojeniu swoich podstawowych potrzeb – będą oddawać się rozrywce, zamiast bez końca akumulować kapitał, z którym już nawet sami nie widzą, co robić. Smith na dowód przytacza anegdotę z Plutarcha, Graeber przywołuje za to historię spotkania pewnego Samaończyka z misjonarzem:
MISJONARZ: Spójrz tylko na siebie! Marnujesz swoje życie, leżąc tu tak bezczynnie.
SAMOAŃCZYK: Dlaczego? Co sądzisz, że powinienem zrobić?
MISJONARZ: Wszędzie tu pełno kokosów. Czemu nie ususzysz trochę kopry na sprzedaż?
SAMOAŃCZYK: A dlaczego miałbym to robić?
MISJONARZ: Mógłbyś zarobić mnóstwo pieniędzy. A za te pieniądze mógłbyś kupić maszynę do suszenia miąższu i suszyć koprę szybciej, i zarobić jeszcze więcej pieniędzy.
SAMOAŃCZYK: Dobrze, ale po co miałbym to zrobić?
MISJONARZ: Byłbyś bogaty. Mógłbyś kupić ziemię, zasadzić więcej drzew, poszerzyć działalność. Wtedy nie musiałbyś już nawet pracować fizycznie, mógłbyś po prostu wynająć grupkę ludzi, którzy zrobią to za ciebie.
SAMOAŃCZYK: Dobrze, ale po co?
MISJONARZ: Cóż, ostatecznie, mając całą tę koprę, ziemię, maszyny, pracowników i wszystkie te pieniądze, mógłbyś odejść na emeryturę jako niezwykle bogaty człowiek. I nie musiałbyś nic robić. Przez cały dzień mógłbyś tylko leżeć na plaży.
Zresztą nie musimy jechać na Samoa, bo nawet polscy poeci – jak nieoceniony Robert Rybicki – wiedzą, że: „fajnie jest być zaangażowanym społecznie/można się opalać nad rzeką”. Co się stało, że większość z nas zapomniała o tej podstawowej prawdzie? Oczywiście wydarzył się kapitalizm, który chce nas nie tylko uczynić niewolnikami (przynajmniej osiem godzin dziennie, a najchętniej to więcej), uzależnionymi od konsumpcji (jakie jeszcze rzeczy, których nie potrzebujesz, możemy ci sprzedać?) oraz dłużnikami (chcesz być wreszcie wolny? weź kredyt na trzydzieści lat).
Zbadano nierówności dochodowe i majątkowe w blisko 60 krajach świata. Wnioski nie są optymistyczne
czytaj także
Być może największą zasługą Graebera dla ekonomii jest rozprawienie się z mitem barteru. Wbrew temu, co mówią rozliczne podręczniki ekonomii, pieniądz nie został wymyślony, żeby zastąpić barter. Nawet google mógłby mieć problem ze znalezieniem społeczeństw, gdzie istniałaby tego rodzaju wymiana towarów. Barter pojawia się głównie w społeczeństwach upadłych, które chwilowo pozbawione są dostępu do pieniędzy. Jeśli występował w społeczeństwa pierwotnych, to przyjmował formę agresywnej ceremonii, podczas której wrogie sobie plemiona wymieniały się dobrami, ale również seksem. Dlaczego to ważne? Bo „aby w ogóle mogła się pojawić dyscyplina zwana «ekonomią», zajmująca się przede wszystkim sposobami, jakimi posługują się jednostki, aby najkorzystniej wymienić buty na ziemniaki lub sukno na włócznie, musi ona zakładać, że wymiana tego rodzaju dóbr nie ma nic wspólnego z wojną, namiętnością, przygodą, tajemnicą, seksem czy śmiercią.” Tymczasem jest oczywiście odwrotnie. „Czysta” ekonomiczna wymiana istnieje chyba tylko w fantazjach bankierów, a pewnie nawet tam nie, bo bankierzy też przecież lubią tajemnice, przygody i seks. Co wiemy nie tylko z akcji #metoo.
Pieniądze zostały wymyślone, żeby łatwiej było określić, kto i ile jest komuś dłużny, a władcy mieli czym opłacać najemnych żołdaków i móc łatwo ściągać podatki, żeby mieć na ich żołd. Generalnie nic fajnego. Wraz z nastaniem cywilizacji społeczeństwa zaczęły dzielić się na posiadaczy i ich dłużników, którzy, gdy nie mogli spłacić swoich długów, często stawali się niewolnikami. Władcy regularnie umarzali długi swoich poddanych, żeby uniknąć rebelii. Dzisiejsi władcy jednak nie mają takiej mocy, bo długi zostały sprywatyzowane i winni jesteśmy bankom. A że te banki i ich właściciele dostają więcej pomocy publicznej niż najubożsi? A że kraje Trzeciego Świata spłacają naszym bankom więcej niż dostają w postaci pomocy humanitarnych? No cóż. Od czasów antycznych trochę się zmieniło. Niekoniecznie na lepsze. Ponoć jeszcze nigdy na świecie nie było tylu niewolników, co dziś. Pewnie też nigdy nie było tylu kredytów.
To jednak nie znaczy, że już zawsze tak musi być. Możemy w to wierzyć, choćby dlatego, że nie zawsze tak było. Bycie dłużnikiem nie musi być wcale niezbędnym elementem ludzkiej wspólnoty. Tak jak nie musi być nim patriarchat. „W najwcześniejszych tekstach sumeryjskich, zwłaszcza tych z okresu mniej więcej 3000–2500 p.n.e., kobiety są wszędzie. Wczesna historia odnotowuje liczne imiona kobiecych władczyń. Pokazuje też, że kobiety miały silną reprezentację wśród lekarzy, kupców, skrybów i urzędników państwowych i że ogólnie miały dostęp do wszystkich sfer życia publicznego.” Jeśli wierzyć Graeberowi, w starożytnym Sumerze kobiety były ucieleśnieniem cywilizacji. Chętnie bym im ją oddał znowu. No i oczywiście umorzył wszystkie niesprawiedliwe długi. Choć póki co widoki na to wydają się marne, to warto przeczytać Dług, żeby zrozumieć, co tak naprawdę jesteśmy winni i czy rzeczywiście. A może to wszystko tylko matrix, który chce nam przeszkodzić w leżeniu na plaży? Ostatecznie wydaje się, że komunistyczne hasło „każdemu według potrzeb, od każdego według możliwości” dałoby się wcielić w życie, gdyby nie to, że ośmiu panów ma potrzebę posiadania połowy świata.