Galopujący Major

Zadłużeniowa hipokryzja

Najgłośniej o zadłużeniu krzyczy rzekomo najbardziej uświadomiona klasa średnia, która jednocześnie posiada wielkomiejskie mieszkanie na kredyt, płaci w sklepie kartą, oczywiście kredytową, a zdolność kredytową postrzega jak prawo człowieka.

Przy okazji dyskusji o podwyżkach nauczycieli, która – dzięki nienawiści do Kaczyńskiego – chwilowo wzbudza u polskich liberałów empatię, wychodzą na jaw kolejne punkty kanonu ich myśli ekonomicznej. Mieści się ona w poręcznej kieszonce i wyciągana jest zawsze i wszędzie z tym samym poczuciem wyższości i wszechwiedzy. Oczywiście ów kanon liberalnych wierzeń o gospodarce, jak to z wierzeniami bywa, z jednej strony niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, z drugiej – im bardziej wierzenia są odrealnione, tym chętniej traktowane są jako żelazne prawa ekonomii, coś jak fizyka newtonowska.

Najlepszym tego przykładem jest niedawna histeria liberałów, jaka zapanowała po sugestiach premiera Morawieckiego, że nie tylko podwyżki dla nauczycieli, ale w ogóle pomysły socjalne naprędce wymyślone przez Kaczyńskiego będzie trzeba sfinansować z długu. Olaboga! – dało się słyszeć z kręgów liberałów, tych chwilowo współczujących oraz współczujących rzadko lub wcale. A więc Kaczyński zadłuży teraz nasze dzieci i już za chwilę będziemy drugą Wenezuelą. Zostawmy już na boku fakt, że małe dzieci straszy się Koreą Północną lub Wenezuelą, ale jakoś nie – chylącymi się ku upadkowi USA czy rothbardowską Somalią, gdzie przez lata królował wolny, niczym nieregulowany rynek. Najzabawniejszy w tych lamentach jest fakt, że głoszą je zwykle osoby z klasy średniej, które same są zadłużone po uszy.

Czy stać nas na „piątkę Kaczyńskiego”?

Najgłośniej o zadłużeniu krzyczy rzekomo najbardziej uświadomiona klasa średnia, która jednocześnie posiada wielkomiejskie mieszkanie na kredyt, a często też auto w leasingu, która płaci w sklepie kartą, oczywiście kredytową, a zdolność kredytową postrzega jak prawo człowieka. Kto dziś pamięta, jaką PiS pospołu z Centrum im. Adama Smitha (cóż za duet!) robił swego czasu awanturę, gdy próbowano ograniczyć dostępność kredytów frankowych?

Kto może zbankrutować? Pan może, pani może

Jeszcze bardziej zabawne jest, że argumenty o długu i głośne tyrady o bankrutującym państwie o wiele bardziej stosują się do gardłującej o zadłużaniu Polski klasie średniej. W przypadku statystycznej Kowalskiej ryzyko niespłacenia kredytu jest bowiem o wiele większe niż w przypadku Polski, która zadłuży się, by sfinansować rozszerzone 500+. Taka Kowalska w każdej chwili może bowiem zachorować, pracę stracić, przegrać w sądzie jakiś proces i nagle możliwość regularnej spłaty kredytu staje się fikcją. W przypadku państwa polskiego takie ryzyko niemal nie istnieje.

Ba, nawet jak Kowalska jest zabezpieczona (np. hipoteką na mieszkaniu), to w Polsce, jeśli czyjś dług przewyższa wartością zabezpieczenie, wciąż trzeba go spłacać. Nie można oddać bankowi kluczy do kredytowanego mieszkania i pozbyć się ciężaru. Ktoś powie, że to mało prawdopodobnie, ale to samo mówili kredytobiorcy frankowi i dziś nie każdemu jest do śmiechu. Kredytobiorcy złotówkowi też dziś myślą, że wszystko mają pod kontrolą, ale ich kredyty hipoteczne zwykle oparte są na zmiennej stopie WIBOR – oznacza to tyle, że przy wzroście stóp procentowych zacznie im automatycznie rosnąć rata miesięczna.

Ignacy Morawski: Trzy lata rządów PiS w polskiej gospodarce

czytaj także

Państwo formalnie nie może zbankrutować. Dodatkowo jest w stanie albo rolować dług na kolejne lata – czyli finansować spłaty kolejnych rat następnymi pożyczkami, albo w miarę szybko generować nowe środki, choćby poprzez nowe podatki albo dobrowolne wyprzedanie majątku. Dobrym tego przykładem jest Grecja, która – abstrahując od katastrofalnych cięć – wciąż nie jest żadnym państwem upadłym. Nie można by było tego samego powiedzieć o Kowalskiej, gdyby to na nią zwalił się dług w podobnej proporcji do dochodów jak w przypadku gospodarki greckiej.

Frajer płaci gotówką

Mimo to gdyby naszym antyzadłużeniowym heroldom moralizatorom powiedzieć, że ich własna retoryka wobec państwa polskiego powinna się stosować do nich, byliby oburzeni. Gdyby nie jednej, ale tysiącom Kowalskich w dużych miastach powiedzieć: słuchajcie, od dziś nie dostajecie kredytów, bo nie chcemy w waszych domach drugiej Wenezueli, to mielibyśmy kolejne powstanie narodowe, prawda?

Oczywiście nie znaczy to, że państwo zadłużać należy w nieskończoność, że koszty obsługi długu nie mają znaczenia, ale w kanonie ortodoksyjnych liberałów JAKIEKOLWIEK publiczne zadłużanie się traktowane jest jako droga do komunizmu. Z kolei zadłużanie się osób fizycznych traktowane jest jako realizacja ich własnego niezbywalnego prawa do szczęścia, z którego tylko głupiec nie korzysta, zwłaszcza gdy kredyt jest tani za sprawą niskich stóp procentowych. Wystarczy popatrzeć na klasę średnią, jak rzuca się leasingować auta, jak synonimem frajerstwa jest dla niej kupowanie auta za gotówkę, a nie na kredyt (bo przecież nie można wrzucić rat leasingowych w koszty).

Ta hipokryzja, czy raczej podwójne standardy, nie powstała oczywiście przypadkiem. Otóż liberalnemu ekonomicznie mainstreamowi wygodnie jest wmawiać, że państwo polskie wciąż jest na dorobku, że transformacja wciąż niedokończona, więc za nic w świecie nie można ruszyć redystrybucji na kredyt. Jednocześnie ten sam liberalny mainstream wie, jak bardzo ważna jest konsumpcja, zwłaszcza przy spadku inwestycji prywatnych, więc wmawia ludziom, że trzeba konsumować jeszcze więcej i więcej, co oczywiście finansowane jest na kredyt.

Dochodzi zatem do sytuacji, w której wmawia się uczestnikom dyskusji, że lepiej, aby kredyt brała Kowalska, co może się dla niej skończyć bardzo przykro, niż żeby go brało – dysponujące o wiele lepszą zdolnością kredytową – państwo polskie, które Kowalskiej by ulżyło. Wszystko to w imię wiary, wedle której słabszy ma brać kredyt, a silny ma go nie brać, bo inaczej będzie w Polsce Wenezuela. Wenezueli oczywiście nie będzie, będą za to kolejne raporty, w których Polska będzie bić rekordy nierówności – skoro państwo ma się powstrzymywać przed zaciąganiem pożyczek, by te nierówności w rozsądny sposób zasypywać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij