Galopujący Major

Róbcie ferment, drodzy lewicowi politycy i polityczki!

demonstracja antyfaszystowska 11 listopada 2019

Im bardziej prawica będzie się oburzała na gest Koniecznego czy „jedność robotniczą” w nazwie ulicy, tym większa i głośniejsza będzie medialna platforma do przedstawiania lewicowej historii.

Pierwsze, ale pewnie nie ostatnie objawy histerii wokół lewicowych symboli w przestrzeni publicznej, jak choćby ślubowania posła Macieja Koniecznego z zaciśniętą pięścią czy hasła „Za wolność waszą i naszą” na antyfaszystowskim marszu 11 listopada, pokazują, że prawica zaczyna się bać. I rzeczywiście ma czego.

Jej kłopot polega na tym, że w dzisiejszych sporach o historię, często nazbyt topornych (patrz spór o żołnierzy wyklętych), akurat patriotyczna, ideowa lewica karty ma wręcz doskonałe. Może bez żenady głosić, że to jej herosi i heroiny przynieśli Polsce wolność – wszak przy ogromie legendy Piłsudskiego aż się prosi, by trąbić wszem i wobec, że sławne legiony powstały na bazie Organizacji Bojowej PPS. To właśnie w kontekście popowego, netfliksowego postrzegania przeszłości bojówki PPS walczące z browningiem w ręku o wolność z carskim (czyli znienawidzonym „ruskim”) zaborcą mogą lepiej przemówić do masowej wyobraźni niż kult kolaborującego z caratem Dmowskiego. Tego samego, który potrafił ówczesnym niezłomnym podstawiać nogę nawet w dalekiej Japonii.

Jeśli wziąć pod uwagę rosnącą wrażliwość społeczną (akcje charytatywne wśród kibiców!) czy ostentacyjny nieraz „etos rycerski” manifestowany przez młodych wkurzonych, to taka np. ochrona kobiet w ciąży czy dzieci przed pracą w fabrykach – wielkie tematy rewolucji 1905 roku – idealnie nadają się na opowieść poruszającą wyobraźnię. Odwaga czy wręcz brawura, męczeństwo, antyelitaryzm, robociarski etos – to wszystko budulec, z którego lewica może tworzyć swoich popkulturowych bohaterów. Jeśli dodamy do tego udział lewicy w wojnie 1920 roku, w powstaniu warszawskim, jeśli wreszcie przypomnimy o męczeńskiej śmierci socjalistów z rąk NKWD, to zaiste trudno, przynajmniej na papierze, o kogoś z większym „heroicznym” potencjałem na dzisiejsze czasy. W końcu to z lewicy były takie postaci jak Baczyński czy Orwell.

Prawica, przynajmniej ta bystrzejsza, dobrze to wie. Zdaje sobie sprawę, że patriotycznej lewicy i jej dziedzictwa nie da się łatwo zaszufladkować, bo merytorycznych argumentów przeciwko niej brak. Zresztą merytoryczna dyskusja wymagałaby przyznania lewicy równego prawa do własnej patriotycznej historii i zaprzestania wieloletniego odmawiania jej wręcz jakiegokolwiek prawa istnienia. Brak argumentów czy niepodejmowanie dialogu nie oznaczają oczywiście, że nie będą stosowane taktyki manipulacji wokół lewicowej historii, które w tej kadencji zyskają na sile.

Po pierwsze odgrzewany będzie stary kotlet internacjonalizmu. W prawicowej retoryce prezentowany jest zwykle przez mityczne „koszulki z Che Guevarą”, co ostatnio znowu przypomniano – tym razem Robert Mazurek w rozmowie z historykiem Mikołajem Mirowskim. Patrz post Macieja Chojnowskiego:

W dzisiejszym weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej rozmowa red. Mazurka z dr Mikolajem Mirowskim na temat…

Opublikowany przez Macieja Chojnowskiego Piątek, 8 listopada 2019

Oczywiście każdy, kto ma więcej niż zerowe pojęcie o współczesnej ideowej lewicy, względnie słyszał o Lewackiej Szmacie sprzedającej lewicowe koszulki z Pużakiem czy Konopnicką, doskonale zdaje sobie sprawę z idiotyzmu tezy o wszechobecności koszulek z Che Guevarą w lewicowej Polsce. Ale mimo to ta manipulacja będzie wciąż wracać.

Polityka historyczna, czyli kto zabił Laurę Palmer? [rozmowa z Piotrem Osęką]

Po drugie w ramach prawicowej retoryki odgrzewany będzie argument „sojowego latte”. Abstrahując od faktu, że owo latte młodzi lewicowcy na śmieciówkach co najwyżej zaparzają, a na mieście dzióbki moczą w nim raczej gwiazdy prawicowej publicystyki (technika riserczu ziemkiewiczowskiego zostawia dużo wolnego czasu), wiadomo, że sojowe latte ma dowodzić przede wszystkim elitarności ideowej lewicy. Problem w tym, że lewica zaczyna atakować PiS z lewa pomysłami lewicy ekonomicznej (leki po 5 złotych, podwyżka podatków) i jednocześnie powołuje się na dziedzictwo robotnicze, co łącznie będzie sprawiać kłopot w przypinaniu łatki elitarystów.

Po trzecie wreszcie, gdy nie udadzą się powyższe manipulacje, zwłaszcza ta z „elitarną lewicą”, zawsze zostanie ostatnia. A mianowicie, że lewica ma być w istocie marksistowsko-bolszewicko-pezetpeerowska. Każdy lewicowy pomysł i każdy lewicowy symbol ma być rzekomo symbolem komunistycznym/PRL-owskim. Tymczasem program sejmowej lewicy nie wykracza poza socjaldemokratyczny standard – więc histeria na temat komunizmu jest tylko histerią właśnie. W przypadku zaś gestów symbolicznych na prawicowe nieszczęście zachowały się przedwojenne fotografie, wydania książek i gazet, które pokazuje chociażby znakomity fanpage Przywróćmy pamięć o patronach wyklętych. W tym kontekście wrzucanie wszystkiego do bierutowskiego koszyczka staje się coraz bardziej komiczne.

Co dalej z ulicą Dąbrowszczaków w Warszawie?

czytaj także

Wszystko to sprawia, że w dłuższej perspektywie histeryzująca o latte, Leninie i Che Guevarze prawica nie będzie w stanie sprostać lewicowej legendzie, tak jak do dziś nie jest w stanie udowodnić zbrodni dąbrowszczaków i nawet IPN musi w tej sprawie klepnąć w matę. Wyrazista lewicowa retoryka i symbolika, nagłaśniana także we wrogich mediach, nie musi dać gwałtownego wzrostu poparcia i pewnie nie da. Ale powinna zdobyć przyczółek dla legitymizacji społecznej lewicowej polityki historycznej, co zwykle jest pierwszym krokiem do zdobycia nie tylko głosu wyborcy, ale także jego serca i emocji.

Za przyszłość waszą i naszą − antyfaszystowska demonstracja 11 listopada

Ktoś powie, że przesadzam. Ale na antyfaszystowskim marszu pod hasłem „Za wolność waszą i naszą” w Warszawie było w tym roku, jak podawali organizatorzy, 12 tysięcy osób. Owszem, to wciąż mało w porównaniu z Marszem Niepodległości, ale to jednak  kilka razy więcej w stosunku do inicjatyw sprzed 5 czy 7 lat. Im bardziej więc prawica będzie się oburzała na gest Koniecznego czy „jedność robotniczą” w nazwie ulicy, tym większa i głośniejsza będzie medialna platforma do przedstawiania własnych merytorycznych argumentów. Róbcie więc symboliczny, historyczny ferment, drodzy lewicowi politycy i polityczki, bo tylko tak zdoła się ruch lewicowy przebić do masowej wyobraźni z własnymi wyklętymi.

Bury spalił tylko pięć wiosek, a przecież mógł więcej

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij