„Czas skończyć z myśleniem drapieżniczym na polskiej opozycji” – mówił niedawno w radio Adrian Zandberg. Pakt senacki mógłby być krokiem w tę stronę, gdyby oczywiście KO zdecydowała się w ogóle o nim rozmawiać i gdyby pomyślała, że ten pakt w sumie im się najbardziej politycznie opłaca.
Lewica zaproponowała reszcie opozycji pakt senacki. Reszta opozycji jednak milczy. To taki rodzaj milczenia, które nie jest złotem ani zgodą. Jest raczej wyższościowym niezauważaniem postulatu mniejszej siły politycznej.
Na czym miałby polegać pakt senacki, przypomniał we wtorek w radio Adrian Zandberg. To „taktyczne porozumienie się tak, żeby różne organizacje opozycyjne wycofały nawzajem swoich kandydatów w poszczególnych okręgach. To jest praktyczna propozycja”. Wybory do senatu rządza się inną logiką niż te do sejmu, dlatego ten dość prosty pomysł brzmi bardzo praktycznie.
czytaj także
O ile w wyborach do sejmu mniejsze komitety wyborcze oglądają się dziś na próg wyborczy i walczą z mantrą, że głos oddany na partię, która ma w sondażach mniej niż 5 proc. czy koalicję, która ma mniej niż 8, to głos zmarnowany, to w wyborach do senatu każde 5 czy 8 proc. to nic. Tutaj liczą się tylko najwięksi. Tak działają jednomandatowe okręgi wyborcze (o czym zawsze warto przypominać, bo może Paweł Kukiz w końcu załapie, że JOW-y nie oznaczają większej różnorodności).
W przypadku wyborów do sejmu Koalicja Obywatelska nie może już mówić, że głos oddany np. na lewicę to głos zmarnowany, bo lewica po dogadaniu się trzech głównych partii, czyli SLD, Razem i Wiosny, ma jednak szansę przekroczyć próg wyborczy. A wtedy nie powtórzy się historia z wyborów 2015.
To taki rodzaj milczenia, które nie jest złotem ani zgodą. Jest raczej wyższościowym niezauważaniem postulatu mniejszej siły politycznej.
Przy senacie jest inaczej. Jeśli głosy opozycyjne rozejdą się po 2 czy 3 kandydatach (obok KO i Lewicy jest też PSL), to PiS-owi może to dawać wyraźną przewagę. W przyszłym senacie, podobnie jak w obecnym, będą gównie reprezentanci duopolu. Koalicja może myśleć, że w sumie żaden pakt nie jest jej potrzebny, bo skoro do senatu wchodzi duopol, to oznacza, że wyborcy zagłosują albo na PiS albo na KO bez żadnych tam dodatkowych ustaleń z lewicą czy PSL.
Niby tak. No chyba że na listach KO znajdą się tacy zawodnicy jak Roman Giertych.
Parę dni temu twitterowy komentariat rozgrzały słowa Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego zachwalających działania Giertycha.
A tak serio, to przez ostatnie lata najcelniej trafiał w słabe punkty obozu władzy i jej lidera. Prawdziwy bat na faryzeuszy. Mieliby z nim urwanie głowy. Szczególnie na Żoliborzu. Dużo nas różni, ale ten pomysł popieram. https://t.co/74r4mIp4rg
— Donald Tusk (@donaldtusk) August 2, 2019
W roku 2015 PO zawarła z Giertychem swoisty pakt senacki, nie wystawiając kandydata w okręgu, z którego ten kandydował. Nie pomogło. Giertych senatorem nie został. Myślę, że PO wyciągnęło z tego jakieś wnioski, ale w sumie nie założyłabym się o to z nikim.
czytaj także
Jeśli Grzegorz Schetyna chce kogoś spośród wyborców anty-PiS-u przekonać, by oddał w wyborach do senatu głos na kandydatów KO, musi zadbać, żeby ci kandydaci byli choćby minimalnie akceptowalni dla szerokiej opozycji. Rozumiem, że dla KO zgoda na pakt senacki oznaczałaby potrzebę posunięcia się na listach i dania kilku miejsc kandydatkom i kandydatom rekomendowanym przez lewicę czy PSL.
Zandberg we wspomnianej wyżej rozmowie mówił: „mamy nasze propozycje kandydatów, kandydatek, ludzi bardzo szacownych, bardzo moim zdaniem potrzebnych w Senacie. Rozmawialiśmy o tym z Polskim Stronnictwem Ludowym, które jest wstępnie na tak, i ze strony Polskiego Stronnictwa Ludowego mamy w tej sprawie bardzo konkretne sygnały i rozmowę. No, cóż mogę powiedzieć. Jeżeli chodzi o inną siłę opozycyjną, jak rozumiem, zastanawia się jeszcze, czy chce w takim porozumieniu brać udział, czy nie”.
czytaj także
W sumie ten pakt dałoby się pewnie dogadać w najprostszej formule, w której nie tyle opozycja projektuje wspólne listy kandydatów, ile raczej ustala, gdzie są granice nie do przekroczenia i którzy kandydaci nie przejdą. Bo jeśli Zandberg, Zawisza, Biedroń czy Żukowska mają namówić swoich wyborców, żeby zagłosowali na kandydata KO czy PSL, nawet przymykając oko na to, że żadna z tego kandydata czy tej kandydatki lewica, to kandydatem tym nie może być ktoś w stylu Giertycha. No nie da się tak zamknąć oczu, żeby nie widzieć, kim jest Giertych.