Trump najpierw potraktował sojuszników z buta, a teraz oczekuje od nich lojalności. Ograniczenie zależności od chińskiego eksportu byłoby jednak dobre samo w sobie – poprawiłoby bilans handlowy i płatniczy oraz mogłoby pobudzić europejską produkcję. UE powinna więc dołączyć do USA, ale na swoich zasadach.
Oczekiwania Donalda Trumpa co do zachowania sojuszników są wysokie i wciąż rosną. Nie wystarczyło, że Waszyngton nałożył na Unię Europejską i Wielką Brytanię cła wynoszące odpowiednio 15 i 10 proc., co Bruksela i Londyn przyjęły grzecznie i bez słowa. Obecnie Trump chciałby, żeby zachodni partnerzy USA stanęli po jego stronie w rywalizacji gospodarczej z Chinami. Namawia ich, by wspólnie nałożyć na Pekin i Delhi cła wynoszące aż 100 proc. za kupowanie rosyjskich paliw kopalnych. Poza tym postuluje wyrzucenie Chin z kluczowych portów w Europie i obu Amerykach.
Chińska dominacja w portach Europy – zagrożenie dla bezpieczeństwa Zachodu?
Wypchnięcie Chin z portów w Europie może być kluczowe w kontekście wzrostu napięć między Waszyngtonem a Pekinem. Nie są to tylko teorie, gdyż obecność Chińczyków w europejskich portach już prowadzi do problemów. W 2023 roku zablokowali między innymi wyładunek dostaw broni dla Ukrainy w porcie Gdynia, gdzie posiadają terminal. Tereny należące do Hutchison Port Holdings zlokalizowane są kilkaset metrów od miejsca rozładunku natowskiego sprzętu, co samo w sobie jest kłopotliwe, bo Chińczycy znani są z umiejętnego wykradania niejawnych informacji. Dwa lata temu statek z dostawą broni delikatnie wystawał dziobem na teren dzierżawiony przez kontrolowaną przez chiński kapitał spółkę. Ta odmówiła zgody na rozładunek sprzętu, który musiał być wyładowany w innym miejscu.
Z kim się trzymać, żeby przetrwać? Chiny to ostateczność. Mamy lepsze opcje
czytaj także
Hutchison posiada sieć terminali na całym świecie, jednak to nie on jest największym graczem z Chin na tym polu. Prym wiedzie gigant COSCO, który w pełni kontroluje port w greckim Pireusie, posiada też terminale w Valencii i Bilbao. Chińczycy bezpośrednio lub pośrednio kontrolują również terminale w portach w Rotterdamie, Antwerpii, Hamburgu i właśnie Gdyni. Według analizy Ośrodka Studiów Wschodnich, łącznie ChRL posiadają udziały w 33 terminalach w Europie, chociaż w całości kontrolują tylko Pireus.
Teoretycznie ma to sens – Chiny są gigantycznym dostawcą produkowanych dóbr oraz właścicielem kontenerów i kontenerowców. Samo COSCO posiada około dziesięciu statków towarowych o pojemności brutto ponad 100 tys. ton. W czasach zgodnej globalizacji chińskie udziały w europejskich portach nie stanowiły powodu do zmartwień. Problem w tym, że zgodna współpraca największych światowych potęg odeszła do lamusa, więc obecność Chin przestaje być neutralna.
Trzeba przyznać, że akurat pod tym względem Donald Trump ma już sukcesy na koncie. Jego naciski skierowane wobec Panamy doprowadziły do decyzji Hutchisona o odsprzedaniu dwóch terminali w Panamie konsorcjum amerykańsko-włosko-szwajcarskiemu (jednym z podmiotów jest słynny fundusz inwestycyjny BlackRock). Hutchison sprzeda konsorcjum również swoje pozostałe terminale portowe leżące poza granicami Chin, w tym ten w Gdyni. Finalizacja transakcji wymaga zgody organów regulacyjnych, co jeszcze potrwa i nie wiadomo, jak zachowa się regulator chiński. Wydaje się jednak, że na siłę Chińczycy tkwić w Europie i Ameryce nie zamierzają.
Chiński eksport wciąż rośnie mimo ceł – jak reaguje gospodarka światowa?
Obecne relacje chińsko-amerykańskie to istny rollercoaster. W pewnym momencie obustronne cła dochodziły do 150 proc., ale obaj przywódcy ochłonęli i zawarli tymczasowy rozejm. Pekin zniósł ograniczenia eksportowe metali rzadkich, w których wydobyciu jest gigantem na skalę światową, a Trump w zamian zmniejszył cła do „zaledwie” 30 proc. W ten sposób można wręcz powiedzieć, że na tle Brazylii czy Indii, którym prezydent USA zaserwował taryfy wynoszące 50 proc., Pekin jest traktowany preferencyjnie. To oczywiście złudzenie, gdyż taryfy to nie jedyne instrumenty stosowane przez amerykańską administrację w celu zahamowania chińskiego wzrostu.
Globalne Południe nie będzie miało swojego anty-NATO. Oto powody
czytaj także
Jeszcze za czasów Bidena wprowadziły ograniczenia sprzedaży najbardziej zaawansowanych układów scalonych, a Trump rozszerzył czarną listę firm, z którymi żaden partner biznesowy USA nie może handlować, o podmioty zależne od chińskich koncernów lub wykorzystywane przez nie do omijania restrykcji. Zmiękczony Xi postanowił przekupić Trumpa, obiecując inwestycje nad Potomakiem rzędu biliona dolarów w zamian za wykreślenie chińskich spółek z amerykańskiej czarnej listy – na wzór zobowiązań UE czy Korei Południowej, które także obiecały Trumpowi setki miliardów dolarów inwestycji w zamian za obniżenie ceł do 15 proc.
Gdyby Waszyngton zgodził się na propozycję Pekinu, mielibyśmy kolejny zwrot w relacjach tych stolic. Na trwałą harmonię się jednak nie zanosi, gdyż zasadniczo oba państwa zdają się zmierzać w kierunku zaostrzenia rywalizacji – oby tylko gospodarczej.
Dotychczas wysiłki Amerykanów zmierzające do ograniczenia chińskiego eksportu nie dały spektakularnych efektów. Przed 2025 rokiem Chiny eksportowały co miesiąc towary warte ponad 300 mld dol. Na początku roku chiński eksport skoczył aż do 540 mld dol. w lutym, podobnie jak import do USA, który w okresie styczeń-marzec przekraczał 400 mld dol., chociaż przed 2025 rokiem było to ok. 350 mld. Ten wzrost był spowodowany między innymi gromadzeniem zapasów przez firmy z USA, które chciały się zabezpieczyć przed wzrostem taryf. W drugim kwartale tego roku import do Stanów wrócił do poziomu z końcówki kadencji Bidena, ale chiński eksport nadal jest nieco wyższy niż pod koniec 2024 roku – sięga 320-330 mld dol. miesięcznie.
Unia Europejska ostrożnie ogranicza zależność od Chin
Chiny przekierowały część eksportu w inne miejsca. Tekstylia zaczęły sprzedawać do UE – w pierwszej połowie tego roku import chińskiej odzieży do Europy wzrósł o 20 proc. rok do roku. Poza tym Pekin omija amerykańskie cła, sprzedając towary przez pośredników z Wietnamu i innych krajów Azji Południowo-Wschodniej, które obciążone są stawką 20 proc. Amerykanie zapewne będą łatać te dziury, grożąc państwom pośredniczącym podniesieniem nałożonych na nie taryf, jak również rozszerzając swoją czarną listę przedsiębiorstw.
czytaj także
Europa nie pali się do obłożenia importu z Chin poważnymi restrykcjami, gdyż jej relacje gospodarcze z Państwem Środka są bardziej zażyłe. Unia Europejska na tym kierunku więcej importuje i eksportuje i posiada większe inwestycje. W 2023 roku stan unijnych bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ) w Chinach wynosił 232 mld euro. Stan amerykańskich BIZ wyniósł wtedy 127 mld dol, czyli po obecnym kursie niespełna 110 mld euro.
Mimo wszystko UE zmniejsza swoją zależność handlową od Chin. W okresie 2022-2024 ograniczyła import tamtejszych dóbr o 110 mld euro rocznie (z 630 do 520 mld), a deficyt handlowy o 91 mld (z 397 do 306 mld euro). Bruksela wprowadziła między innymi cła na samochody elektryczne made in China, chociaż ich stawki są niewysokie – sięgają niespełna 40 proc., tymczasem w USA to 100 proc. Poza tym Bruksela pracuje nad wprowadzeniem taryf na stal i aluminium, co uderzy także w handel z ChRL.
Chiny już jednak odczuwają skutki zaostrzenia polityki Zachodu. Widać to przede wszystkim w spadających BIZ. Przez cały zeszły rok wartość nowych BIZ spadała, a pod koniec 2024 roku ich napływ skurczył się o prawie 30 proc. rok do roku. W tym roku nadal spadają w tempie kilkunastu procent. Biznes dostrzega zmianę podejścia do relacji z ChRL, więc wstrzymuje się z inwestycjami, żeby nie zostać na lodzie. Chiny jednak potrafią również reagować. Wiosną zakończyły import soi z USA, przerzucając się na dostawców z Ameryki Południowej, co dotkliwie odczuli amerykańscy producenci, dla których chiński rynek jest kluczowy.
Europa powinna współpracować z USA, ale na własnych zasadach
Ogólnie rzecz biorąc, to jednak Zachód jest ważniejszym rynkiem dla Chin, a nie odwrotnie. USA i UE łącznie odpowiadają za około jednej trzeciej chińskiego eksportu. Amerykanie wysyłają do Chin jedynie 7 proc. swojego eksportu, a Unia Europejska 8,5 proc. Znaczące ograniczenie relacji handlowych dużo bardziej odczują więc eksporterzy z Chin. Przedsiębiorstwa z Zachodu mogłyby nawet skorzystać na tym odcięciu, gdyż każde 10 mld euro czy USD, które nie zostaną wydane w Chinach, będą mogły zostać wydatkowane na terenie UE lub USA.
Oczywiście przerzucenie części produkcji z Chin do UE będzie oznaczać wzrost cen, gdyż koszty ponoszone na Zachodzie są wyższe. Inflacja wynikająca z przerzucenia produkcji bliżej może być jednak bardzo ograniczona, gdyż Chiny nie są już tak tanie jak dawniej, a w Europie Środkowo-Wschodniej i Południowo-Wschodniej – szczególnie w krajach mających własne waluty – można produkować stosunkowo tanio. Według danych Banku Światowego w 2021 roku ceny w Chinach wynosiły 98 proc. średnich cen światowych, co dało im 50 miejsce na globie. W Polsce ceny wynosiły zaledwie 71 proc. (88 miejsce), a w Czechach 88 proc. (59 miejsce).
czytaj także
Chińska oferta bilionowych inwestycji w USA w zamian za obniżenie ceł pokazuje, że Pekin obawia się rywalizacji handlowej z Zachodem bardziej niż stolice państw wspólnoty euroatlantyckiej. Europie byłoby jednak łatwiej dołączyć do Waszyngtonu w jego krucjacie przeciw wzrostowi Chin, gdyby wcześniej nie dostała od Amerykanów 15-procentowych ceł. Trump najpierw potraktował z buta sojuszników, a teraz oczekuje od nich lojalności. Ograniczenie zależności od chińskiego eksportu byłoby jednak dobre samo w sobie – poprawiłoby bilans handlowy i płatniczy oraz mogłoby pobudzić europejską produkcję. UE powinna więc dołączyć do USA, ale na swoich zasadach, zamiast realizować polecenia z Białego Domu.
Bruksela może odłączać się od Chin stopniowo i selektywnie, wybierając do oclenia konkretne branże (OZE, układy scalone, elektronika), a pozostałe zostawiając w spokoju, przynajmniej do czasu. Pod względem handlowym Europa wciąż jest światowym mocarstwem, więc stać ją na własną politykę wobec Chin.