Polskiej prawicy pozostaje dalej klęczeć przed Trumpem, szukać tematów zastępczych i robić nagonki na mniejszości, a po cichu modlić się, żeby wreszcie wrócił jakiś Biden, bo ten przynajmniej nie sprzeda Polski za garść koralików z prawosławnym krzyżykiem.
Mimo iż jestem wcale nie najmłodszym obserwatorem polskiej polityki, przyznać muszę, że nie pamiętam, jak to wyglądało, gdy do Polski przyjeżdżał pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Jak bardzo przed nim klęczano, jak silono się na ukłony, jak płaszczono się bez żadnego poczucia narodowej godności.
Nic jednak straconego, bo dokładnie takie same obrazki otrzymujemy, gdy pisowsko-konfederacka prawica płaszczy się przed obecnym prezydentem USA.
czytaj także
Zaczęło się od wykrzykiwania: „Donald Trump, Donald Trump”, potem zaczęli zakładać te idiotyczne czapeczki MAGA. Wreszcie spotkanie z Trumpem w kampanii wyborczej miało symbolicznie wręcz urastać do rangi błogosławieństwa ze strony nowego prawackiego Breżniewa czy innego Jana Pawła II. Ba, ostatnio, po zabójstwie hejtera i organizatora przemysłu nienawiści, niejakiego Charliego Kirka, posłowie PiS i Konfederacji zaczęli grozić, jak to będą donosić na własnych rodaków do USA za to, że ktoś udostępnia złośliwe memy.
Jak wiadomo, czarny humor i brak politycznej poprawności podoba się prawicy, gdy można wyśmiać czarnego, lesbijkę czy osobę trans, ale już nie wtedy, gdy wyśmiewają kogoś z „naszych”. Wtedy śpieszymy z donosami do USA, dokładnie tak jak to zrobił prezes Trybunału Konstytucyjnego. Widać tradycje kapowania na własnych rodaków jeszcze z czasów carskich w PiS trzymają się mocno.
Taco Trump chroni Rosję
Problem w tym, że nawet największe służalstwo wobec Trumpa, padanie przed nim na kolanach i tarzanie się mentalnych niewolników, jakich robią z siebie PiS-owcy w Waszyngtonie, nie zmienia rzeczy najważniejszej. A mianowicie tego, że Trump Polskę jako sojusznika po prostu zdradza.
czytaj także
Owszem, nie jest to zdrada wprost – Donald „TACO” (Trump Always Chickens Out) Trump będzie jeszcze dziesięć razy zmieniał zdanie, groził Rosji, wycofywał się, potem znowu groził i tak w kółko. Ale chyba już niemal każdy widzi, że w owym chaosie jest jedna niezmienna prawidłowość: za żadne skarby nie zrobić Rosji zbyt dużej krzywdy.
Dlatego, gdy na Polskę spadają drony, Trump sugeruje, że może przez pomyłkę. Dlatego kilka dni po wizycie Nawrockiego USA ogłasza, że nie będzie wspierać państw bałtyckich w walce z dezinformacją. Dlatego wiceprezydent Vance chce z Rosją robić interesy gospodarcze. Wreszcie dlatego Trump roztacza przed Putinem czerwony dywan, a na koniec pisze, a właściwie wrzuca w mediach społecznościowych, list do NATO, gdzie uzależnia pomoc od celowo postawionych zaporowych warunków, jak całkowite odejście od ropy (co zaneguje bliski przyjaciel PiS-u, prorosyjski Orbán) oraz wojny celnej z Chinami.
Wszystko to ma na celu jedno: ochronę Rosji przed większymi sankcjami. Zresztą wyobraźmy sobie, że coś takiego, na przykład po spotkaniu z Tuskiem, robi Merkel albo Macron. Przecież polska prawica tarzałaby się na podłodze w spazmach histerii.
Polska prawica nadal walczy z woke
Wszystko jednak wskazuje na to, iż polska prawica jest w kropce. Pomijając już to, jak bardzo troglodyckie jest sprowadzanie całego konserwatywnego przekazu do walki z wyimaginowanym woke-lewactwem, to polska prawica popełniła dwa podstawowe, wręcz dziecinne błędy.
Po pierwsze, nie wiedzieć czemu uznaje, że swoista wspólnota sprzeciwu wobec lewactwa będzie skutecznym gwarantem wspólnoty interesów geostrategicznych. Tymczasem oczywiście nic takiego nie ma miejsca. Trump może być tak samo jak Matecki, Tarczyński albo inny polski prawicowy polityk utytłany po łokcie w nienawiści do lewackiego „obcego”, ale to nie znaczy, że swoich polskich „sojuszników” będzie traktował jako partnerów, a nie popychadła.
Biden był najbardziej lewicowym prezydentem od czasu Johnsona
czytaj także
Po drugie, nie da się Polski, niczym jakiejś wyspy, wyciągnąć z Europy i traktować inaczej niż Niemców, Szwedów, Francuzów czy Włochów. Mentalnie może i PiS-owcom blisko do USA (stąd te płacze nad wczoraj ledwie jeszcze znanym Kirkiem), ale geopolitycznie Polska będzie dzieliła los całej Europy.
Tymczasem polska prawica jest z tą Europą skłócona i znowu – jedyne sojusze, jakie chce zawierać, to z prawicowymi partiami, często, głupia sprawa, prorosyjskimi. A to oznacza albo sojusz z AfD, która potrafi kwestionować granice z Polską na zachodzie, albo z Meloni, która ma w rzyci polski protest w sprawie Mercosuru, albo z Farage’em, który robi politykę na nienawiści do… Polaków w Wielkiej Brytanii.
Słowem, gdzie się prawica nie odwróci, tam skazana jest na sojusz z kimś, kto Polakami pogardza, a ich interesy ma w czterech literach. Im bardziej więc polska prawica gardłuje o realpolitik, tym bardziej prowadzi politykę tożsamości, już nawet nie wewnętrzną, ale także zewnętrzną. Co, rzecz jasna, jest szczytem dyplomatycznego infantylizmu.
Zdrada za garść koralików
Co jednak najbardziej zabawne (i przykre jednocześnie), to fakt, iż polska prawica powoli chyba sobie zaczyna zdawać sprawę z tego, że ich „prawicowi” sojusznicy z punktu widzenia polskiej racji stanu są, oględnie mówiąc, dość mało sprzyjający. Tyle że wycofać się już za bardzo nie można. W końcu tyle się tłumaczyło, jak to Zachód, zamiast się zbroić, maluje, ha, ha, kredkami na asfalcie, podczas gdy Donald Trump ze swoją potęgą militarno-ekonomiczną to ho ho, rozwiąże sprawy bardzo szybko.
Póki co to Trump kredkami wymalował dywan dla zbrodniarza Putina, który wysłał na Polskę drony i celowo destabilizuje polską granicę. Polskiej prawicy pozostaje więc dalej klęczeć przed amerykańskim władcą, szukać tematów zastępczych i robić nagonki na mniejszości, a tak naprawdę po cichu modlić się, żeby wreszcie wrócił jakiś Biden, bo ten przynajmniej nie sprzeda Polski za garść koralików z prawosławnym krzyżykiem.