Pozwolenia wodno-prawne wydaje się bez sprawdzenia ich wpływu na ekosystem, nie bada się związku między zrzutami ścieków a stanem wody, a same legalnie odprowadzane ścieki przekraczają dopuszczalne normy kilkadziesiąt razy. Raport NIK sprawia, że włosy stają dęba.
14 listopada w Warszawie zaprezentowano raport Najwyższej Izby Kontroli Działania podmiotów publicznych w związku z kryzysem ekologicznym na rzece Odrze. Już pierwsze jego zdanie jeży włos na głowie: „stan chemiczny ponad 98% wód powierzchniowych w Polsce został oceniony jako zły, a katastrofa ekologiczna na Odrze, będąca skutkiem wieloletniego kryzysu ekologicznego, pokazała, że ekosystem ten dotarł do punktu krytycznego”.
O fatalnym stanie wód i braku strategii gospodarowania wodami pisałem na łamach Krytyki Politycznej nie raz. Przyznam jednak, że oglądając transmisję z konferencji prasowej NIK-u, dostałem nerwowego tiku i ciarek na plecach. Z przedstawionych informacji wynika, że nie żyjemy nawet w państwie z kartonu. Ono jest z cienkiego papieru, i to w skrawkach.
Lasy Państwowe niszczą polskie lasy, Wody Polskie trują polskie wody
czytaj także
Raport NIK w sprawie kryzysu ekologicznego na Odrze nie zostawia suchej nitki na działaniach całej administracji publicznej zaangażowanej w temat. Skontrolowano Ministerstwo Infrastruktury, Klimatu i Środowiska, Spraw Wewnętrznych i Administracji, Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego, a także Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, Państwowe Gospodarstwo Wodne – Wody Polskie, pięć urzędów wojewódzkich oraz trzy Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska.
Prezes NIK Marian Banaś w krótkich punktach podsumował wyniki kontroli. Jej celem było przekonane się, czy podmioty publiczne są prawidłowo przygotowane do zagrożeń związanych z niską jakością wód rzecznych w Polsce i czy w przypadku kryzysu na Odrze podjęte zostały adekwatne i skuteczne działania. Kontrola wykazała, że państwo polskie nie jest gotowe na tego typu kryzys i nie podjęło adekwatnych, skutecznych działań. Ujawniono zaskakujące błędy w gospodarowaniu wodami, chaos kompetencyjny i komunikacyjny, luki prawne, a w konsekwencji – brak właściwej reakcji podmiotów publicznych na kryzys. Prezes Banaś podkreślił, że zły stan rzek w Polsce, a szczególnie Odry, to wynik wieloletnich zaniechań i błędów w podejmowanych działaniach.
Dalszą część prezentacji prowadzili przedstawiciele Delegatury NIK w Opolu: dyrektorka Iwona Zyman, wicedyrektor Janusz Madej oraz doradca ekonomiczny Przemysław Fedorowicz. Słowa tworzą rzeczywistość, więc warto było zwrócić uwagę na pojęcia, jakimi się posługiwano. Bodaj pierwszy raz w przypadku administracji publicznej mogliśmy usłyszeć o masowej śmierci (a nie śnięciu) ryb. To dobra zmiana.
Zwrócono uwagę, że katastrofa odrzańska była jedną z największych tego typu katastrof w Europie. Zginęło 80 proc. organizmów odpowiadających za samooczyszczanie rzeki, co praktycznie pozostawiło rzekę bezbronną. W wyniku katastrofy ucierpiała także branża turystyczna i inne związane z rzeką.
Dyrektorka Zyman mówiła też o wieloletniej perspektywie, jasno wskazując, że Odra przez ponad dwie dekady była traktowana jako odbiornik ścieków – także tych z zakładów górniczych i generowanych przez nich soli pochodzących z wód dołowych. Zalecenia dotyczące tej kwestii można znaleźć np. w raporcie NIK sprzed 25 lat! Można więc powiedzieć, że siedzieliśmy na bombie ekologicznej, a państwo polskie nie tylko nic z tą bombą nie zrobiło, ale w ostatnich latach w wyniku rządów PiS podpaliło pod nią lont. Swoje dołożył ignorowany przez prawicę kryzys klimatyczny.
Jak kraj błota i bagien stracił 85 proc. najcenniejszych wodnych ekosystemów
czytaj także
W wyniku kontroli stwierdzono rażące uchybienia w Ministerstwie Infrastruktury, do którego w 2018 roku przeniesiono kompetencje zarządzania wodami w Polsce. Okazuje się, że minister infrastruktury nie dysponował ponad połową wymaganych sprawozdań okresowych podmiotów ujętych w Planach Gospodarowania Wodami (PGW) z 2016 roku, a te sprawozdania, które wpływały do ministerstwa, nie były nawet poddawane ocenie merytorycznej!
Mimo to w 2023 roku minister wprowadził aktualizację tych planów – robiąc to na podstawie nieaktualnych i niekompletnych danych. Wody Polskie przygotowały plany, nie mając kompletnych danych ani o podmiotach korzystających z wód, ani o składzie i ilości odprowadzanych ścieków. Część zgromadzonych danych istnieje tylko na papierze, co w dzisiejszej rzeczywistości w zasadzie uniemożliwia jakąkolwiek ich analizę. Brzmi przerażająco?
Kiedy sprawdzono, w jaki sposób kontrolowane są pozwolenia wodno-prawne, okazało się, że w ogóle nie sprawdza się ich wpływu na ekosystem oraz na innych korzystających z wód. NIK wyliczył także, że przy dotychczasowym tempie kontroli skontrolowanie wszystkich podmiotów, którym wydano pozwolenia wodno-prawne, zajęłoby 250 lat.
Znamy przyczyny katastrofy Odry. Wiemy, dlaczego będą kolejne
czytaj także
Okazało się także, że nie ma żadnych wytycznych ani mechanizmów łączących zrzuty ścieków z aktualnym stanem wody i warunkami hydrologicznymi. Dodatkowo w styczniu 2022 roku zrezygnowano z analizowania wszystkich parametrów fizykochemicznych przy sporządzaniu oceny zasolenia wody z wyjątkiem przewodności elektrolitycznej, która z kolei nie występuje jako parametr przy pozwoleniach wodno-prawnych dla kopalń. Do czasu katastrofy na Odrze nie prowadzono stałego monitoringu jakości wody i brakowało systemu alarmowego w tym zakresie.
Najbardziej przerażająca część prezentacji miała jednak dopiero nadejść. NIK przeprowadził ekspertyzę, z której wynika, że do zwiększenia zasolenia i zanieczyszczenia Odry w ogóle nie potrzeba żadnych nielegalnych zrzutów! Wystarczą legalnie odprowadzane ścieki, których suma wielokrotnie przekracza graniczne poziomy zasolenia rzeki! W przypadku chlorków były to trzystukrotne przekroczenia normy, a norma siarczanów przekraczana była ponad czterdziestokrotnie.
W trakcie kontroli zbadano także dopływy Odry – w jednym z dopływów woda była trzykrotnie bardziej słona niż w Bałtyku. To wyniki zbieżne z tymi, które 2 marca 2023 roku zaprezentował Greenpeace.
Katastrofa nienaturalna: Greenpeace pokazał przyczyny zatrucia Odry
czytaj także
Równie ponure wnioski pokontrolne dotyczą komunikacji i reakcji władz na zagrożenie. Z ujawnionych informacji wynika, że Rządowe Centrum Bezpieczeństwa dowiedziało się o sytuacji na Odrze z przekazów medialnych oraz ze zgłoszenia telefonicznego osoby fizycznej! Nie było żadnego przepływu informacji od wojewodów czy ministerstw aż do 12 sierpnia, kiedy wyszły pierwsze alerty RCB. Ostrzeżenia dla strony niemieckiej popłynęły długo po tym, jak strona polska otrzymała je ze stacji pomiarowej we Frankfurcie nad Odrą!
Żadna z instytucji alarmowanych, np. przez burmistrzów dotkniętych katastrofą miast w górnym biegu Odry, nie zareagowała adekwatnie do sytuacji. Kryzys eskalował, a minister infrastruktury nie koordynował zarządzania kryzysowego ani nie zapewnił monitoringu i analizy skuteczności działań Wód Polskich.
Reasumując, państwo nie było i nie jest przygotowane do zarządzania kryzysowego związanego z gospodarowaniem wodami. W planach zarządzania kryzysowego nie uwzględniono zagrożeń związanych z jakością wody. Aż skóra cierpnie na myśl, co mogłoby nam grozić, gdyby ktoś chciał wywołać katastrofę umyślnie. Oznacza to także, że jesteśmy kompletnie nieprzygotowani na kryzysy wywołane przez zmianę klimatu.
Wskazano także, że ministra środowiska Anna Moskwa koordynowała prace zespołu kryzysowego na ustne polecenie premiera – kwestia ta nie została udokumentowana i formalnie była wcześniej powierzona sekretarzowi stanu w MSWiA.
Nie trzeba być bardzo złośliwym, aby powiedzieć, że w tej sprawie papierowe państwo działało w zasadzie „na gębę”.
Dopiero po 12 sierpnia podjęto skoordynowane działania w ramach Zespołu Międzyresortowego. W ramach jego prac w ciągu kolejnych miesięcy ustalono przyczynę katastrofy – zakwit złotej algi. Wyraźnie trzeba jednak zaznaczyć, że w trakcie działań podjętych przez prawie rok od katastrofy nie wyeliminowano zasadniczego czynnika ryzyka, czyli nadmiernego zasolenia Odry.
NIK sformułował wnioski pokontrolne dla prezesa Rady Ministrów oraz ministra infrastruktury. Wśród nich znalazło się dokonanie przeglądu i oceny rozwiązań dotyczących gospodarowania wodami pod kątem zapewnienia ich skutecznej ochrony i monitorowania, wypracowanie propozycji ograniczenia zasolenia wód powierzchniowych powodowanych działalnością górniczą, wprowadzenie ogólnopolskiego systemu wspomagającego zarządzanie w sytuacji kryzysowej, a także dokonywanie oceny skumulowanego wpływu zrzutu ścieków i zapewnienie przepływu informacji niezbędnych do rzetelnego gospodarowania wodami.
Rok po katastrofie. Odra żyje, ale jest w bardzo ciężkim stanie
czytaj także
W preambule Ramowej Dyrektywy Wodnej UE pada stwierdzenie: „Woda nie jest towarem, lecz dziedziczonym dobrem, które musi być chronione i bronione i traktowane jako takie”.
W artykule 74 Konstytucji RP, który przywołano na koniec konferencji prasowej, stwierdza się zaś, że na władzy publicznej spoczywa obowiązek prowadzenia polityki zapewniającej bezpieczeństwo ekologiczne współczesnemu i przyszłym pokoleniom, a ochrona środowiska jest obowiązkiem władz publicznych. Według raportu NIK, jeśli nic się nie zmieni, stwierdzone błędy i zaniechania będą stwarzać stałe zagrożenie kolejnymi kryzysami takimi jak na Odrze.
Przez ostatnie osiem lat prokuratura nie była skora do wszczynania postępowań inicjowanych przez NIK. Wiemy też, jak traktowana była Konstytucja RP. Zapisy umowy koalicyjnej niosą dużą nadzieję na zmiany i ukaranie winnych. Mamy prawo domagać się tego od nowego rządu. Tak samo jak egzekwowania prawa przyrody do istnienia, a ludzi do bezpiecznego życia.