Na wojnie jedni zabijają drugich i zamieniają ich w „kupę mięsa z oczami”. Owszem, Rosjanie nazywani są orkami, ale w jej książce nie ma niechęci do nich, za to nie podoba jej się sekowanie ludzi za to, że mówią po rosyjsku. Zachodnia Ukraina zawłaszczyła sobie narodowy patriotyzm, uważając innych za gorszych – nie wiadomo dlaczego.
Haśka Szyjan, Za plecami, przeł. Michał Petryk, Czarne 2023
Biały zarys naiwnego dziecięcego serduszka, jak z dziewczęcej laurki, rozpływa się w pochłaniającym wszystko mroku i gubi połowę. Widzę jak przez mgłę. Nawet na asfalcie „I ❤ Meri” odczytuję Śmierć”.
Partner Marty poszedł do wojska. „Ładnie się pożegnaliśmy. Wypiliśmy i pieprzyliśmy się. Miało być namiętnie. Bo ty idziesz na długo i nie wiadomo, czy w ogóle wrócisz”. Lwów, więc wiadomo, co to za wojna. Warto jednak pamiętać, że książka ukazała się w roku 2019, tak, wojna już wtedy trwała, ale nie jest to wojna, która dotarła do naszej świadomości w 2022, a i w Ukrainie, szczególnie Zachodniej, wyglądało to jednak inaczej.
czytaj także
Dzisiaj, kiedy to piszę, dowiadujemy się, że we Lwowie w wyniku ataku rakietowego zginęło co najmniej pięć osób. A jednocześnie nie sposób czytać powieści Szyjan bez dzisiejszej świadomości. Szczególnie że pisze ona bez politycznych czy historycznych detali. Po prostu jest wojna, a tylko niektóre rzeczy przypominają nam, że to jej wcześniejszy etap – latają cywilne samoloty, ludzie masowo nie opuszczają kraju. Chciałabym wiedzieć, czy autorka dziś napisałaby tę powieść podobnie? W każdym razie myślę, że odbieralibyśmy ją inaczej, bo jednak trudno abstrahować od aktualnej sytuacji.
Marta nie jest przeciętną Ukrainką. Zarabia wielokrotnie lepiej niż inni, pracuje w amerykańskiej firmie IT w dziale HR jako head hunterka, otaczają ją ludzie zdolni, czasem dziwaczni, w hipsterskich ciuchach. Stać ją na luksusowe produkty, które kupuje w sklepie z przemycanymi z Zachodu towarami, na drogie stroje, wypasione alkohole, dobry samochód. Wojna dotąd nie była dla niej problemem, bo też unikała zaangażowania i informacji. Kiedy widzi w telewizji polityka, wzdraga się i natychmiast przełącza na inny kanał. To, że jej partner jest na wojnie, jest dla niej szokiem.
Jasne, boi się, że go zabiją, taka chudzina z niego niewysportowana, ale też jest zła, że to zrobił, pogubiona, przeżywa na wielu stronach – jak dla mnie zbyt wielu – całą gamę emocji, żadna jednak nie jest emocją patriotyczną, jakkolwiek związaną z tym, po co jest ta wojna. Zastanawia się nad ich związkiem, który jest dobry, kumpelski, jednak w łóżku mało ekscytujący. Jeszcze nie mają trzydziestki, ale wisi nad nią oczekiwanie, że wreszcie się ustatkuje, wezmą ślub, będą mieli dzieci, których zresztą nie lubi. Monogamię uważa za przereklamowaną. Jednak większość jej rówieśniczek właśnie tak już żyje. Ze swoim Maksymem wymienia wieczorami rytualne esemesy, raz odwiedzi go w jednostce. Nie będzie to całkiem udane spotkanie i nie zostanie skonsumowane seksualnie, mimo że zawiozła mu foie gras, francuskie wina i sery.
czytaj także
Niby nie jest od partnera uzależniona, to ona w tym związku zarabia więcej, ale nagle okazuje się, że robił wiele rzeczy, których nawet nie zauważała. Nie może zapłacić za media, bo nie umie znaleźć numeru klienta, dostrzega, że to on sprzątał i że mieli wspólne życie towarzyskie, którego jej brakuje. Teraz jej koleżankami stają się kobiety w podobnej sytuacji, z mężami na wojnie, wolontariuszki pomagające przesiedleńcom z Donbasu, zbierające pieniądze – pierwsza jej zbiórka jest na noktowizor, hełm i ciepłą bieliznę dla Maksyma.
Poza wolontariatem kobiety rozmawiają o życiu, uczuciach, piją, czasem coś więcej wezmą, chodzą do klubów, może się zdarzyć między nimi i seks. Co zajmuje bohaterkę? Jej stany emocjonalne, histeria, depresja, frustracje seksualne, masturbacja, ciało, oczywiście nie dość doskonałe, cellulitis, problem golenia cipki, kosmetyki, chodzenie na siłownię, ciuchy.
Nadchodzą święta, pojawiają się choinki, potem Nowy Rok i zaraz prawosławne święta. Na noworoczną huczną domówkę idzie do nowych przyjaciół, poznanych przy okazji wolontariatu, przesiedleńców z Doniecka, bogatych, szczęśliwych i szykujących się na emigrację do Stanów. Ach, te ich stroje! Ona: szmaragdowolureksowy kombinezon w luźnym kroju z rozcięciem na plecach. Jej przyjaciółka: „Saturn wyszyty na koronkach, a krój łączy coś japońskiego i wiktoriańskiego. Na plecach rozdziawił paszczę smok. Rękawy na nadgarstkach obszyte futrem jak kożuch barani”. Model skopiowany od Gucciego, ale uszyty w podziemnym zakładzie w Wietnamie.
czytaj także
Marta dobrze się bawi, obściskuje z jakimś miłym miśkiem, a jednocześnie czatuje z Maksymem. I widzi ich imprezę w jednostce, żołnierzy w czapkach mikołaja, żołnierki przebrane za śnieżynki, gar kiełbasy i sałatka z majonezem. Trochę to żenujące. Lista produktów, które ona na Nowy Rok kupiła, zajmuje około strony w książce i nie zawsze nazwy mi coś mówią. Kiedy w jednostce wszyscy słuchają orędzia prezydenta, rozłącza się i z przyjaciółmi puszczają Abbę. W korporacji też święta, wystawiane są szopki, dzieci śpiewają, Herod wygląda jak Putin. Potem Huculi grają na trombitach i śpiewają o Żydach, którzy zamęczyli Chrystusa, co powoduje pewną konsternację.
Szczerze mówiąc, życie emocjonalne, seksualne, kulinarne i ogólny lifestyle bohaterki, opisywane tak niezwykle drobiazgowo, zmęczyły mnie, podobnie jak ją. Ale są w tym też różne ciekawsze rodzynki – obrazki z codziennego życia, różne obserwacje, cały przekrój społeczny jej rodaków. Jeden z dłuższych fragmentów to opis jej wizyty w urzędzie podatkowym, ocierający się o groteskę, zawierający na przykład długi wyciąg z listy klasyfikacji rodzajów działalności gospodarczej, który jej zdaniem, z odpowiednim bitem, nadawałby się na rap. Jeden z punktów: 01.44 Chów i hodowla wielbłądów i zwierząt wielbłądowatych. Albo długa porada z forum dla księgowych, jak wypełnić formularz 1DF – nie chcecie tego wiedzieć. Momentami przypominałam sobie Bladego króla Wallace’a.
czytaj także
No i wreszcie tu i tam znajdziemy rozważania, które składają się na obraz poglądów bohaterki. Ogólnie chodzi o to, że każdy powinien żyć, jak chce, i nikt nie powinien mu tego utrudniać. Na wojnę idą mężczyźni gnani adrenaliną i heroicznymi mitami, poszukiwaniem męskiej wspólnoty, wracają milczący i złamani, a często agresję, którą kierowali na wroga, przekierowują na kobiety. Powinni na nią iść tylko ci, którzy nie mają żon i dzieci czy zależnych rodziców, bo także dla tych „za plecami” jest to dewastujące.
„Niewyczerpany żart”: Genialność tej intrygi przekracza moje pojęcie
czytaj także
Na wojnie jedni zabijają drugich i zamieniają ich w „kupę mięsa z oczami”. Owszem, Rosjanie nazywani są orkami, ale w jej książce nie ma niechęci do nich, za to nie podoba jej się sekowanie ludzi za to, że mówią po rosyjsku. Zachodnia Ukraina zawłaszczyła sobie narodowy patriotyzm, uważając innych za gorszych – nie wiadomo dlaczego. Patriotyzm kojarzy jej się z byciem szczęśliwym człowiekiem urodzonym w kochającej rodzinie: „Prawdziwy szczery patriotyzm przynosi spokojne i radosne dzieciństwo, a nie szkolna propaganda”.
Nigdy nie pociągali jej chłopcy bawiący się w wojnę. Irytowały militaria i patriotyczne zamieszanie. Nie podobają jej się te wszystkie flagi, naklejki, koszulki z nacjonalistycznymi napisami, sygnety z tryzubem, patetyczne hasła, nie wzrusza hymn narodowy. Granice polityczne to jakieś sztuczne linie narysowane na mapie, a ludzi uczy się, robi to również religia, podziałów na swoich i obcych, nienawiści do innych. Karmi się ekscytacją zwycięstwami sportowymi czy w konkursie Eurowizji. Chociaż i jej zdarzają się takie nieracjonalne uczucia – wzruszenie, kiedy wkłada wyszywankę babci i jednak idzie z paschą do cerkwi albo kiedy za granicą usłyszy ukraińską sentymentalną piosenkę. Bierze udział w pomocy dla ofiar wojny, całkiem sporo robi. Często wspiera zbiórki pieniężne, szczególnie po kompulsywnych zakupach w internecie.
czytaj także
Może to wystarczy? Co miałaby więcej zrobić? I ma poczucie winy, jakieś takie niekonkretne. A w Ukrainie wkurza ją korupcja i masowy zwyczaj załatwiania wszystkiego łapówką. Kapitalizm, który widzi wokół siebie, nazywa dzikim i niekoniecznie sądzi, żeby biedni sami sobie na to zasłużyli.
Kiedy na trochę wyjeżdża do Francji, znajduje tam lepszy świat. Podobają jej się knajpy i jedzenie, różnorodność etniczna, geje całujący się na ulicy, ojcowie opiekujący się dziećmi i ogólny brak napinki. I to, że nikt nie krytykuje jej tatuażu. I topless na plaży. Przestaje mieć problemy z ciałem, za to ma najlepszy orgazm w życiu. Czuje się wreszcie wolna, chociaż widzi też bezdomnych, a z drugiej strony nieprzyzwoite bogactwo. No i wreszcie odkrywa, że także i ten świat jest zagrożony przemocą.
Kiedy wróci do Lwowa, odetnie się od wszystkiego, pogrąży w wegetacji. Wojna nie ma sensu, w każdym razie dla jednostek, które tracą życie, a z nim wszystko, co mogłoby je jeszcze spotkać.
Cóż mogę powiedzieć, jej odczucia i postawa nie są mi obce. Jednocześnie nasz naiwny i wygodny, indywidualistyczny pacyfizm musieliśmy sobie ostatnio przemyśleć. Dlatego wpłaciłam na bayraktara. I tak też czytam tę powieść – jako impuls do takich przemyśleń. Nie wiem, czy kogoś w Ukrainie oburzyła ta powieść, w każdym razie dostała kilka ważnych nagród.