Kinga Dunin czyta, Weekend

„Niewyczerpany żart”: Genialność tej intrygi przekracza moje pojęcie

Język jest nieskończony, żart niewyczerpany, każde słowo może doprowadzić do wulkanicznej erupcji kolejnych słów. Jako konstatacja może nie jest to oryginalne, ale czym innym jest abstrakcyjna refleksja nad istotą języka, a czym innym doświadczanie go.

David Foster Wallace, Niewyczerpany żart, przeł. Joanna Kozak, W.A.B. 2022

Niewyczerpany żart okładkaSiedzę w gabinecie otoczony głowami i ciałami. Moja poza jest świadomie zgodna z kształtem twardego krzesła.

Hal Incandenza, młody, obiecujący tenisista, który już jako dziecko potrafił literalnie cytować z pamięci ogromne fragmenty Oksfordzkiego Słownika Języka Angielskiego, siedzi przed komisją kwalifikacyjną, ubiegając się o przyjęcie na studia. Coś jednak pójdzie nie tak i opuści to miejsce w kaftanie bezpieczeństwa.

To jest koniec tej powieści, chociaż znajduje się na początku. Nie ma to jednak większego znaczenia, nie zdradzam w ten sposób, kto zabił. To monstrualne, wielowątkowe dzieło nie przywiązuje wagi do spójności narracji, to raczej chaos i patchwork, z którego możemy jedynie próbować ułożyć jakąś całość. Chociaż tłumaczka obiecuje nam, że po trzeciej lekturze dostrzeżmy jego strukturę i będzie to przestrzenny fraktal. Rzeczywiście, wiele wydarzeń ma miejsce w tym samym czasie, w tym sensie jest przestrzenny. Warto może zacząć lekturę od jej posłowia, bo to nieco ułatwia orientację.

W wersji papierowej, 1100 stron, nie da się utrzymać tej książki w ręku ani, jeśli chodzi o mnie, przeczytać ze względu na wielkość czcionki. Taki snobistyczny gadżet. Bardziej przyjazna okazała się wersja elektroniczna – prawie 2000 stron, w tym ponad sto stron przypisów autora, które stanowią w zasadzie integralną część tekstu, czasem mają po kilkanaście stron.

Kto przedtem czytał inne książki Wallace’a, wie, że tak jest zawsze. I może dobrze, że poznaliśmy je wcześniej, bo ten, kto je polubił i podziwiał, będzie może miał więcej cierpliwości. A jest ona potrzebna nie tylko ze względu na objętość, ale też ostentacyjną i zamierzoną męczącość tej lektury. Autor zdaje się mówić nam, że literatura to nie jest komercyjny produkt, który ma sprawić komukolwiek przyjemność. Znakiem rozpoznawczym Żartu jest monotonny nadmiar wszystkiego. Z drugiej jednak strony jego przesada, dziwaczność, często groteska bywają zabawne, opowiedziane zostaje wiele historii, pojawią się wyraziści bohaterowie, więc autor nie zostawił czytelnika całkiem bez rozmaitych przynęt.

Dunin: Nago, z czapką w dłoni

„Genialność całej intrygi przekracza jej pojęcie. Za Dużo dawno przestało znaczyć Fajnie”. Pod takim zdaniem z książki mogłabym się podpisać. Określenie „genialna” często pojawia się przy okazji tej najważniejszej powieści Wallace’a jako wyraz zachwytu, docenienia wybitnego talentu i innych zalet. Ja myślę o tej genialności przede wszystkim jako o jakiejś wyjątkowej właściwości (mózgu?) dalece wykraczającej poza przeciętność. Mówiąc o tym autorze, zawsze wspomina się jego przedwczesną śmierć w wieku czterdziestu sześciu lat – cierpiał na depresję i w końcu popełnił samobójstwo. Ciekawe, czy ktoś rozważał jego specyficzny geniusz lingwistyczny? Graniczący chyba trochę też z obsesją czy kompulsją.

To jest fascynujące, ale czasami przerażające. Polak zna zwykle czynnie około kilkunastu tysięcy słów, ludzie oczytani i wszechstronnie wykształceni może nawet sto tysięcy. Czytając Wallace’a, można odnieść wrażenie, że zna ich milion, a jak nie zna, to sobie je wymyśli – sądzicie, że naprawdę istnieje mieszanka muscymelowo-lisergiczna? Ma on też szczególne upodobanie do wymyślania nazw własnych. Oraz barokowych wręcz enumeracji.

Najlepszy w klasie [o biografii Davida Fostera Wallace’a]

Przykładem niech będzie Związek Odrażająco i Nieprawdopodobnie Oszpeconych, agnostyczna grupa skupiająca osoby estetycznie upośledzone, czyli:

„Po wielokrotnych amputacjach. Z krzywym zgryzem, z wolem, z cofniętym podbródkiem, z obwisłymi policzkami. Z rozczepionym podniebieniem. Ze znacznie rozszerzonymi porami skóry. Z nadmiernym, lecz niekoniecznie wilkołaczym owłosieniem. Z małogłowiem. Z pląsawicą Tourette’a. Z drżączką parkinsonową. Karłowaci i skrofuliczni. Z widocznym potworniactwem. Pokręceni i garbaci. Z halitozą. Jakkolwiek asymetryczni. O szczurzej, jaszczurczej lub końskiej twarzy”.

A to tylko jeden niedługi akapit, jest ich jeszcze parę w tej sprawie.

Język to oczywiście nie tylko słowa, to też reguły pozwalające na generowanie z nich zdań i większych całości. Język giętki może powiedzieć wszystko, co pomyśli głowa, choć u Wallace’a nie zawsze jest to „aniołów mowa”. Bywa też obrzydliwy, obsceniczny, odpychający. O pewnej telewizyjnej reklamie dowiadujemy się, że była odpowiednikiem „badania przez odbyt sfilmowanego przez maść przeciwhemoroidalną Preparation H albo uwiecznionych kamerą Pieluchomajtek Dendent dla Dorosłych kałuż moczu na posadzce kościoła po zebraniu kółka różańcowego”.

Język jest nieskończony, żart niewyczerpany, każde słowo może doprowadzić do wulkanicznej erupcji kolejnych słów. Jako konstatacja może nie jest to oryginalne, ale czym innym jest abstrakcyjna refleksja nad istotą języka, a czym innym doświadczanie go. Setki stron, które tworzą wrażenie, jakby miały się nigdy nie skończyć… To wręcz cielesne przeżycie i jedna z odpowiedzi na pytanie, o czym, a właściwie czym jest ta powieść.

Ale ma ona też oczywiście jakąś treść oraz trzy główne wątki.

Jeden z nich to groteskowe political-fiction dziejące się w niedalekiej przyszłości – książka wyszła w roku 1996, więc przyszłości z tego punktu widzenia. Jesteśmy w państwie ONAN – Organizacji Narodów Ameryki Północnej, sfederowanych USA, Kanadzie i Meksyku. ONAN zdominowany jest przez Stany Zjednoczona, a Kanada, gdzie wysyłane są wszelkie odpady, się buntuje. Działają tam separatyści i terroryści: Zamachowcy na Wózkach Inwalidzkich. Populistyczne hasło, dzięki któremu aktualny prezydent ze swoją partią Czyste USA wygrał wybory, to: „Wystrzelmy nasze śmieci w kosmos”. Obowiązuje w nim nowy kalendarz Czasu Sponsorowanego przez firmy, które wykupiły do tego prawo. Swoim logo mogą też ozdobić gigantyczną Statuę Libertynizmu.

Zdecydowana większość akcji powieści dzieje się w Roku Pieluchomajtek Depend dla Dorosłych. To ósmy rok od czasu zmiany kalendarza, wcześniejsze lata poprzedza określenie PS – przed sponsoringiem. Wyróżnia się wśród nich – nazwą, jeszcze bardziej rozbudowaną – Rok Prostej w Instalacji Przystawki do Płyty Głównej Wizora Kartridżów o Mimetycznej Rozdzielczości Yushitu 2007 dla Systemów Inferatron/InterLace TP do Użytku Domowego, Biurowego lub mobilnego (sic). To były dla mnie najtrudniejsze do przejścia momenty, te z różnymi wymyślnymi i pewno w dużej mierze wymyślonymi szczegółami technologicznymi. Oraz chemią środków uzależniających.

Kiedy za metafizykę zaczynają odpowiadać firmy technologiczne, czyli co nas czeka w 2023 roku [rozmowa]

W tym futurystycznym świecie osadzony jest wątek sensacyjno-szpiegowski. Pojawia się tajemnicza taśma z Rozrywką, filmem Niewyczerpany żart (twórcą jest ojciec Hala). Kto zacznie go oglądać, nie może przestać, popada w szaleństwo i umiera. Dwóch agentów: amerykański ze Służby Niesprecyzowanej i kanadyjski, może podwójnych, a nawet potrójnych – jeden przebrany za kobietę, a drugi na wózku inwalidzkim – poszukują go, bo może stać się groźną bronią. I prowadzą ze sobą niekończące się rozmowy. A wszystko jest pretekstem do rozważań o nowych mediach, zmianach w kulturze, indywidualizmie i wspólnocie, paradoksach liberalizmu, współczesnej pogoni za szczęściem itepe.

Drugi duży wątek związany jest z Halem Incandenzą, jego rodziną i Akademią Tenisową. Jej założycielem był ojciec Hala, geniusz od jakichś cudów optycznych i twórca awangardowego, konceptualnego, niszowego kina. Alkoholik. Popełnił samobójstwo, wkładając głowę do kuchenki mikrofalowej. Jak to możliwe? Odpowiedź zostanie udzielona. Dużo tu o tenisie, czego można było się spodziewać i nie było to takie straszne, jak się spodziewałam.

W Akademii produkuje się pierwszorzędnych graczy, z których każdy marzy o występach w Wielkim Show, który da mu sławę i pieniądze oraz potwierdzenie własnej wartości, otworzy możliwość stypendiów i kariery. Droga, która do tego prowadzi, jest trudna, wymaga poświęcenia, dyscypliny i podporządkowania życia jednemu celowi. W szkole tej „niesprawiedliwość bywa surowym, lecz bezcennym nauczycielem”. Z jednej strony jest to sport indywidualny, oparty na konkurencji, ciągłym porównywaniu się w rankingach, na awansach i degradacjach, z drugiej rodzi się jednak „wspólnota męskiej szatni” – wspólnego sikania i narzekania na kadrę. Niektórzy z młodych sportowców wspierają się narkotykami. Wallace też trenował, więc ma bardzo dobrze rozpracowane mechanizmy rządzące tym, i zapewne innymi, wyczynowymi sportami.

Co jest nie tak z wielkim sportem i dlaczego wszystko?

I wreszcie trzeci, równie ważny wątek i miejsce akcji – Ennet House, ośrodek dla osób uzależnionych od Substancji (psychoaktywnych). Tutaj także autor odwołuje się do własnych doświadczeń i wieloletniego udziału w grupach AA. Te części napisane są najbardziej konwencjonalnie, mniej w nich ironii i groteski, za to więcej empatii. Jasno widać, że za pomocą żarcików czy sarkazmu chorzy na depresję, albo walczący o trzeźwość, rozpaczliwie wołają o pomoc. Wraz z nimi uczestniczymy w licznych sesjach grup AA i AN, poznajemy ich historie, ludzką nędzę, to, jak nisko można upaść.

Podopieczni odbierają kolejne lekcje pokory. Jakby w kontrapunkcie do perfekcji ćwiczonej na kortach sukcesem dla nich jest już każdy dzień abstynencji. I przeważnie nie umieją już żyć Na Zewnątrz, są śmieciami wyrzuconymi poza system. Każdy może tam trafić – Najładniejsza Dziewczyna Wszech Czasów, pracownik korporacji i kryminalista, zwykła szumowina.

Naprawdę fajna rzecz

Wątki te przeplatają się ze sobą, i chyba nietrudno je połączyć, tyle że jest jeszcze sto innych postaci i wątków. Czy zatem jest to taki Ulisses, którego postawimy na półce, obiecując sobie, że na pewno kiedyś przeczytamy? Myślę, że można jednak spróbować coś zaczerpnąć z niewyczerpywalnego – na miarę swoich kompetencji (tu dodatkową barierą jest osadzenie w kontekście amerykańskim), wrażliwości, gustu, ciekawości. Godząc się z tym, że może nie ogarniemy całości, opuścimy jakieś fragmenty. W końcu tyle tego jest, że każdy znajdzie coś dla siebie. Chyba warto spróbować, a ja na razie poszukam jakiegoś ładnego haiku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij