W sobotę 15 kwietnia Jarosław Kaczyński ogłosił nałożenie embarga na produkty z Ukrainy. Zarządzeniem, bez konsultacji z Unią Europejską, która o gospodarce unijnej decyduje, w środku rozmów ze stroną ukraińską.
Od maja 2022 roku przez polskie granice przechodzą niepodlegające kontroli produkty z Ukrainy. Miały iść przez Polskę tranzytem. Już w czerwcu 2022 rolnicy zaczęli jednak alarmować, że zboże z Ukrainy zostaje w naszym kraju, destabilizując rynek wewnętrzny, bo jest tańsze niż polskie.
W kolejnych miesiącach Ministerstwo Rolnictwa miało najwyraźniej inne priorytety niż organizacja skutecznego tranzytu, nawiązanie kontaktu z odbiorcami, zatrudnienie ludzi, którzy zajmą się pośrednictwem i koordynacją zbytu ukraińskich towarów przy wsparciu Europy. A przypomnijmy, że w Brukseli rezyduje komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski z Solidarnej Polski. Przecież mógł wesprzeć współpracę kolejnych krajów, przez które tranzyt miałby przebiegać, albo choćby negocjować nałożenie cła, które zostało dla ukraińskich produktów zniesione w maju 2022. Tak się nie stało.
Współpracy zabrakło. Ukraińskie produkty trafiły na polski rynek, a polskie – droższe, zalegają w spichlerzach i magazynach. Ceny zbóż dramatycznie spadają z 1500 zł za tonę po żniwach w 2022 roku do około 600 zł aktualnie. W dodatku za pasem kolejne zbiory, które nie wiadomo, gdzie się podzieją – spichlerze są pełne.
czytaj także
Konwencja w Łysych
Minister rolnictwa Henryk Kowalczyk w sierpniu namawiał rolników, by przytrzymali swoje zboże, bo ceny będą szły w górę. Teraz przeprosił ich, że źle go zrozumieli. Podał się do dymisji. Na jego miejsce wszedł Robert Telus, który już od dawna stara się w PiS zrobić karierę. Wystąpił na konwencji PiS w Łysych 15 kwietnia, mówiąc o sile polskiej wsi, o narodzie, o narodzie silnym wsią i że nie tylko „chłopi razem”, ale wszyscy razem, bo wszyscy budujemy wspólnotę narodową.
W czasie konwencji zostały złożone obietnice: dopłat do 1400 zł za tonę zboża, niezależnie od tego, za ile uda się rolnikom zboże zbyć, do tego dalsze dopłaty do nawozów (co jednak trzeba skonsultować z UE) oraz dopłaty do paliwa rolniczego. To, co najważniejsze, w czasie konwencji ogłosił szeregowy poseł Jarosław Kaczyński, a mianowicie, że rząd rozporządzeniem nakłada embargo na produkty z Ukrainy „dla dobra Ukrainy” – jak tłumaczył Kaczyński.
.@PanoramaTvp2| W Łysych prezes #PiS Jarosław #Kaczyński ogłosił konkrety #DlaPolskiejWsi – to plan dla rolnictwa, chroniący przed skutkami #wojnanaUkrainie. Już dziś zostaje wstrzymany import produktów rolno-spożywczych.#wieszwiecej pic.twitter.com/94umMHY7WP
— TOP TVP INFO (@TOPTVPINFO) April 15, 2023
Przypomnijmy: Rosja atakuje Ukrainę. Zabija, niszczy infrastrukturę energetyczną i gospodarczą, kradnie jej zboże i blokuje porty, uniemożliwiając handel. Przed wojną Ukraina eksportowała około 50 mln ton pszenicy i kukurydzy za 68 mln dolarów (w roku 2021). Eksport produktów rolnych, nie tylko zboża, ale i owoców, miodów, mięsa w ostatnich latach Ukraina intensywnie rozwijała. Działania wojenne oczywiście utrudniają ten rozwój. Z pomocą przyszła UE, w tym Polska i Rumunia, posiadające najwięcej przejść granicznych z Ukrainą, umożliwiających transport. Teraz granice zostają zamknięte z dnia na dzień.
Embargo na produkty z Ukrainy to potężny cios dla ukraińskiej gospodarki oraz cios w relacje polsko-unijne, zwłaszcza że za przykładem Polski od razu poszły Węgry.
A przecież rozmowy między Polską i Ukrainą trwają, przyjechał do nas prezydent Zełenski, by zażegnać kryzys, za który odpowiada brak organizacji po polskiej stronie, i obiecywać korzyści dla polskich firm z kontraktów na odbudowę Ukrainy po wojnie.
czytaj także
Pięć pieczeni
Trudno powiedzieć, czy ta katastrofa gospodarczo-dyplomatyczna to efekt nieudolności, braku kadr w rządzie PiS, które potrafiłyby tranzyt zorganizować, czy też celowego wpuszczenia na polski rynek towarów, które rynek ten zdestabilizowały. Wiadomo, że na tej destabilizacji PiS upiekł kilka pieczeni.
Po pierwsze, dokarmił swoich klientów: dzięki dziennikarskim śledztwom wiemy, że nie wszyscy na ukraińskim zbożu stracili. Zyskały duże polskie firmy produkujące paszę i drób, jakoś powiązane z PiS. Kupiły tańsze zboże, kiedy ceny produktów końcowych rosły, a tańszą paszą, którą produkowały, karmiły kurczęta, choć ceny mięsa też szły w górę. Oni zapłacili mniej, my więcej. Inflacja, jednak to wina Putina – putinflacja.
To sytuacja nieco podobna do afery paliwowej. Ceny paliw rosły, rząd PiS wysyłał przez Europę autobusy z bilbordami, nawołującymi do embarga na rosyjską ropę (chociaż była tańsza niż sprowadzana z innych krajów), tymczasem sam ropę z Rosji sprowadzał aż do 25 lutego, kiedy kurek zakręciła nam Rosja. My na stacjach paliw płaciliśmy krocie, ale wszędzie szła propaganda, że podwyżki cen paliw to konsekwencja wojny i wina Putina. Obajtek taniej kupił, drożej sprzedał. Wina na Putina. Putwina.
Po drugie, wieś dowiedziała się, że warto z PiS-em trzymać, bo się na tym zyskuje. A kto nie trzyma z PiS-em, może sobie co najwyżej w ministra jajkami porzucać.
Po trzecie, PiS może teraz pokazać się jako dobry pan i rzucić polskiej wsi linę pomocniczą w postaci dopłat. Wiadomo jednak, że sam będzie za drugi koniec tej liny trzymać i szarpać: da albo nie da, pomoże albo nie, może pomoże za głosy wyborcze.
To kolejny krok w stronę centralizacji, pokazywania ludziom, że bez rządu sobie nie poradzą, że potrzebny jest premier Morawiecki i poseł Kaczyński, którzy dekretami uspokoją kryzys (który wprawdzie sami wywołali, ale przecież putwina). Lider AgroUnii Michał Kołodziejczak, komentując konwencję w Łysych, mówił, że polski rolnik nie chce lin, chce stabilnych, przewidywalnych warunków gospodarczych, a nie sztucznie wywoływanych kryzysów, chce radzić sobie sam, a nie być skazany na pomoc z zewnątrz. Wiadomo, że taka pomoc nie jest bezinteresowna.
PiS zepsuł 🇵🇱 rolnictwo i chce udawać że będzie naprawiał i bronił.
Po konwencji PiS widać, że traktują rolnika jak sierotę, której wszystkim jest żal.My polscy rolnicy jesteśmy silni swoją siłą. Nami nie trzeba się opiekować, nam tylko nie trzeba przeszkadzać
— Michał Kołodziejczak (@EKOlodziejczak_) April 15, 2023
Po czwarte, PiS znowu może wskazać UE jako siłę działającą na niekorzyść polskich rolników. Nie tylko, że UE zniosła cła, to jeszcze może teraz nie pozwolić na obiecane przez PiS dopłaty do nawozów i ropy.
Po piąte, PiS zdyskredytował ukraińskie towary, mówiąc o „zbożu technicznym”, gorszej jakości, czego przecież nie sposób udowodnić, bo produkty z Ukrainy nie były poddane inspekcji. Destabilizując rynek, a potem zamykając go przed Ukrainą, władza wysyła sygnał, że powinniśmy się Ukrainy bać, że przyjęcie Ukrainy do UE to dla Polski ryzyko, bo nie wytrzymamy konkurencji.
Dlaczego to miałaby być dla PiS pieczeń? Bo PiS lubi destabilizację i kryzys, na współpracy mniej zyskuje, bo trudniej mu działać poza prawem. Pokazuje też Ukrainie, ile od polskiego rządu zależy. Że de facto Polska stoi na drodze Ukrainy do UE.
czytaj także
Czy pomoże Duda?
Prezydent Andrzej Duda pokazywał ostatnio inną twarz polskiej polityki wobec Ukrainy i inny pomysł na pozycję Polski w geopolitycznej układance niż premier Mateusz Morawicki. Czy zatrzyma teraz to szaleństwo, które pozycję Polski niszczy, pokazując jej niekompetencje w zakresie współpracy, organizacji, pokazując, że sama myśl o tym, że Polska pod rządami PiS miałaby wejść w projekt odbudowy Ukrainy, podnosi włosy na głowie?
Polska na razie sprawdza się tylko jako hub dla Ameryki. Jednocześnie odsłania oblicze sojuszniczki, co to może z dnia na dzień zmienić swoją politykę, więc nie można mieć do niej zaufania. To nie najlepszy sygnał wysyłany do Ukrainy.